Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2018, 19:57   #296
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Arcon zawsze był uparty. Pamiętał wzrok Louisa przeszywający na wskroś.
I spojrzenie mówiące: wdałeś się w ojca. Dostrzegał to niejednokrotnie w oczach stryja. Surowość i oschłość rodziciela kłóciła się z jowialnym charakterem wuja. Ich wzajemne relacje, mimo przeżywanego bólu rozkwitły i sprawiły, że Denis został tym, kim miał być. Jednym z najlepszych w lurkerskiej profesji...

Wrodzona ciekawość świata zaprowadziła go na tę wyspę. Pociąg do przygody porwał młodzieńca, który z miejsca podjął ryzyko. Wówczas nie miał pojęcia, czym zakończy się jego zaangażowanie w sprawę. Los ludzi na wszystkich zonach był mu bliski. Szczególnie tych na Andromedzie. Było to echo wspomnienia o matce, która zajmowała się zarażonymi, płacąc za to najwyższą cenę. Stąd szacunek do Shagreena, którego nieustępliwość i siła charakteru mu imponowały. Estyma, którą darzył szlachetnego Richarda La Croixa, który zaopiekował się nim w krytycznej chwili. Chciał spłacić ten dług. Rozumiał teraz dlaczego napotkani agenci Black Cross zachowują się w specyficzny sposób. Wyzuto ich z uczuć bezdusznym treningiem siły woli i umysłu. Stali się zimni, niczym powietrze i krajobraz na wyspie Eliasza. Arcon wzdrygnął się, nagły dreszcz przeszył umysł i ciało. I wcale nie był spowodowany panującym mrozem... Raczej wizją tego, jakie konsekwencje niosła ze sobą decyzja Richarda. Nie dla niego, lecz nade wszystko dla tych, co pozostawali mu wierni lub darzyli siostrzanym uczuciem. Spojrzał na łkającą Eloizę. Decyzja Delegata pieczętowała los ich wszystkich...

Ne mógł zostawić patrona w takiej chwili. Black Cross nie było dla nich! Po raz pierwszy zgadzał się z Jacobem... Mogli dokonać zmian, poza ramami organizacji, która zabijała indywidualność. Wszyscy Agenci byli przecież tacy sami. Zimni, surowi, bez cienia emocji. Drużyna dostała szansę na opuszczenie wyspy. Nawet tak analityczny umysł sędziwego starca pozwolił sobie na chwilę emocjonalnej słabości. Nazwijmy to po imieniu... na błąd... Lecz decyzja zapadła... Należało to wykorzystać, opuścić wyspę i dołożyć starań, by wysiłek tych, co odeszli nie poszedł na marne. Mogli zmienić świat i życie wielu ludzi uczynić znośniejszym natomiast wstępując w szeregi Krzyżowców pozbawiali się własnej tożsamości...

- Nie, Sir Richardzie! Opuśćmy wyspę! Dochowamy tajemnicy i przyczynimy się do poprawy politycznych relacji między zwaśnionymi zonami. Osądzimy Barnesów. Spróbujemy ograniczyć cierpienia zarażonych, ukrócić dostęp do Black Serpent, poprawić los ciemiężonych na Serpens. Wiem... niewiarygodnie to brzmi i mamy na to nikłe szanse, lecz na pewno stokroć większe, niż zostając niewolnikami w służbie Black Cross podporządkowanymi bankowi myśli, słów, w postaci aparatury podpiętej do tego nieszczęśnika...
 
Deszatie jest offline