Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2018, 11:31   #392
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy słońce zbliżyło się do horyzontu w dolinie rzeki Teufel z każdą minutą robiło się ciemniej.
Stan dwójki mężczyzn uległ jedynie pogorszeniu. Obrzmiałe i poranione miejsca bolały sakramencko, piekły od wewnątrz i jedynie zimne okłady przynosiły tymczasowe ukojenie. Rany zaczęły się jątrzyć i zachodzić ropą a krawędzie przeciętej skóry stały się nieczułe.

Ranek zastał chorych i rannych mężczyzn w gorączce. Rany zdawały się zasklepiać lecz samopoczucie znacząco się pogorszyło.
Czyżby jedyną rzeczą, jaką mogli zrobić, było położyć się i umrzeć?

Dzień później.

Kryjówka Glogera.

Emmerich odzyskiwał siły w szybkim tempie. Jego towarzysze nie. Na spleśniałym żarciu martwego zbója nie wyzdrowieją w ogóle. W fachu łowcy nagród zaufanie i reputacja była wszystkim. Nie zostałoby ich wiele, gdyby ich teraz opuścił.
Zanim Emmerich został zabójcą był łowcą nagród. A ten od łowcy różnił się głównie tym, że dwunożna zwierzyna zwykle ostrzeliwała się podczas polowania. Cichy chód, umiejętności tropienia, szybki refleks i celne oko przy kuszy przydały się i do polowania na tę czworonożną. Dzień wcześniej znalazł ścieżkę wydeptaną przez zwierzynę. A dziś wrócił z jeleniem na obiad. Może ranni umrą. Ale przynajmniej nie będzie to śmierć głodowa. A to też coś znaczyło.

Bardag źle się czuł. Nie poprawiało mu się a mimo to coś mu mówiło, że będzie dobrze.
Bardag był twardy. Walki go zahartowały, ale choroba była czymś nowym. Szampierz zaczął modlić się do bogów by przyjęli go do przodków. To jedyne co mógł robić w tym stanie.

Żyć, ale po co?
Gerhart nie bardzo widział siebie w roli proszalnego dziada, który snuje się po ulicach miasta, z miseczką w dłoni, i prosi o datki dla wojennego weterana (którym zresztą nie był, ale o czym wszak nikt nie musiał wiedzieć).
Bo do czego nadawał się bez ręki? Był łucznikiem, a nie zwykłym wojem, który mógłby sobie przywiązać tarczę do kikuta, a drugą ręką machać toporem.
Na dodatek czuł się tak słabo, że miał wrażenie, że byle wietrzyk mógłby go zwalić z nóg i złamać.
Powiadano jednak, że póki życia, póty nadziei. I tego właśnie łucznik postanowił się trzymać.

Albrecht zastanawiał się, czemu bogowie byli tacy przewrotni. Dlaczego z ich wszystkich to właśnie on wyszedł bez szwanku? Ten cholerny testament stryja i inne bzdury, którymi w głębi serca. Wszystkie kobiety, które pozostawił bez grosza przy duszy, za to z bękartem.
Był złym człowiekiem, a przez jego awanturnicze podejście do życia zginął jego brat. Czuł, że to on odpowiada za zgubę Josefa, za śmierć Wiktora. Miał dosyć “przygód”. Życia zresztą też, ale zanim podejmie decyzję co z nim zrobić, pozostało mu jeszcze coś do zrobienia...

Miesiąc później.


Altdorf
- Nie obchodzi mnie to - uciął Emmerich - ja ze swojej części umowy się wywiązałem. Stary Arcykapłan nie żyje. Chyba nie chcesz, by wierni dowiedzieli się, że nie zmarł z przyczyn naturalnych? Ani tym bardziej, na czyje zlecenie. I co to ma być? Myślisz, że nie widzę tych niby tajnych znaków, które dajesz tej dwójce strażników? Jeśli umrę, jeśli tajemniczo zniknę, jeśli złamię nogę, jeśli złapie mnie mocniejszy katar… Kontrakt jest w bezpiecznym miejscu. I jest na nim Twój podpis, Arcykapłanie. A teraz gadaj, co to za pierścień… I czym były tamte istoty.

Karak Kadrin
Bardag odmieniony nie do poznania. Miał czerwony czub na głowie i brodę zabarwioną na podobny kolor. Teraz miał mnóstwo tatuaży na całym ciele głównie barwy niebieskiej i czarnej a jego uszy, palce czy nadgarstki ozdabiały złote, grube ozdoby. Był zabójcą Trolli i właśnie był po złożonej przysiędze. Zmagania z chorobą trwały długo, bo pół roku. Jeszcze czuł lekkie mrowienie w palcach gdy dzierżył broń i czasem trzęsły mu się ręce. Upierdliwe to było szczególnie przy piciu Alle. Zasługę w zdrowiu zawdzięczał Herr Meisengardowi, cyrulikowi z Wurtbadu. Sporo czasu u niego przeleżał a za zapłatę musiał zrobić pewną rzecz. Właśnie dlatego nosił teraz czerwony czub.

Wielki Las
Gerhart przedzierał się przez zarośla.
Już czwarty dzień wędrował przez leśne ostępy, w poszukiwaniu złudnej nadziei, jaką stanowiła wieść, której źródłem napotkanego myśliwego, któremu jakaś kapłanka Matki Ziemi przywróciła zdrowie, podczas gdy zawiodło całe stado kapłanek Shallyi.
Problemem było to, że otrzymane wskazówki były co najmniej mętne... podobnie jak i sposób wysławiania się wspomnianego myśliwego.
Ale pół dnia temu minął taki potrójny dąb. I strumień.
Czyli był na dobrej drodze…

Trakt z Gladisch do Wurtbadu.
Koła wozu rytmicznie stukały na nierównym trakcie. Albrecht patrzył nieprzytomnie na zieloną ścianę na prawo od siebie. Gęsto rosnące drzewa zlewały mu się przed oczami w jedną długą linię. Spodziewał się najgorszego, a tymczasem wszystko odbyło się sprawnie. Położył dłoń na trumnie brata. Trumna ze szczątkami Wiktora spoczywała obok. Miał zamiar pochować ich w Wissenburgu, ale powrót tam i rozmowa z ojcem sprawiła, że zmienił zdanie.
Mógł obwiniać się o śmierć Josefa, ale usłyszenie tego oskarżenia z ust innych członków rodziny i tak go przybiło.
Nie wiedział jeszcze, gdzie pochowa zwłoki, ale kazał woźnicy kierować się do Wurtbadu. Wiedział, że Klara mieszka w Niedling. Może nie wyrzuci go za próg.



Rok później.


Okolice Gladish.
Emmerich leżał w zasadzce. Ta sprawa ciągnęła się już zbyt długo. Wiedział, że zawsze już będzie ścigany, jeśli nic nie zrobi. Dlatego wrócił. Ale tym razem był przygotowany…

Bolgasgrad
Prawie rok tułaczki w poszukiwaniu chwalebnej śmierci nie przyniósł nic. Fakt, walczył w wielu walkach z goblinoidami czy ze skavenami, ale żaden wróg nie zadał mu śmierci. Byli zbyt słabi lub za szybko uciekali. Jedyne co mu pozostało to wyruszenie do Krainy Trolli.
Bardag opuścił Bolgasgrad wczesnym rankiem uzbrojony jak to on w pokaźną kolekcję broni. Topory dwa zatknięte za pas. Topór dwuręczny na plecach wraz z zwiniętym korbaczem. Sztylet w bucie rzadko widzący światło słońca. Trzy toporki do rzucania przyczepione z tyłu do pasa wesoło majdały pod skórzaną, futrzaną kurtką.
- Czekajcie na mnie ścierwa. Już po was idę i mam nadzieję, że tym razem stawicie porządny opór.- Krzyknął kilka staj dalej od bram miasta.

Wolfenburg
Stolica Ostlandu wielkością nie dorównywało takiemu Altdorfowi czy Nuln, ale urządzane tam turnieje strzeleckie znane były i poza granicami księstwa.
A Gerhart od jakiegoś czasu ponownie był w formie. I chociaż blizny, których się nabawił, musiała zasłaniać rękawica, potrafił strzelać jak mało kto.
Tym razem nie zamierzał zadowolić się jakimś poślednim miejscem.

Niedling
Miecz brata powiesił nad kominkiem. Furchtschwert. Wpatrzył się uważnie w ostrze i delikatnie pełgające na nim odbicie płomieni. Wzdrygnął się niespodziewanie, kiedy przypomniał sobie o przeklętym pierścieniu, który posiadał przy sobie jeden z tych morderców. “Powinienem zakopać miecz do grobu razem z Josefem”, pomyślał ponuro. I to nie tylko dlatego, że wywoływał w nim złe myśli. Reiner wpatrywał się w niego jak zaczarowany i już wspominał, że chce zostać poszukiwaczem przygód jak ojciec.
Jak Albrecht.
“Niedoczekanie jego”, zaklął w myślach czarodziej. Klara oczywiście powiedziała ich dziecku, dlaczego zniknął. Reiner nie przejął się zbytnio ucieczką Schutza od jego matki - wbrew jej oczekiwaniom zapewne - był za to zafascynowany przygodami mężczyzny.
Miał nadzieję, że odkryje w sobie talent do splatania magii jak oboje jego rodzice. Odda go wtedy na nauki, nie do jakiegoś cholernego magistra, ale do altdorfskiego kolegium. Albrecht był przekonany, że przyszłość lokalnego maga pomagającego parobkom i rzemieślnikom - a więc teraźniejszość jego rodziców - była najlepszym rozwiązaniem.
Nigdy więcej przygód. Stracił już brata, nie straci i syna. Przemknęło mu przez myśl, że upodabnia się do własnego ojca. Odrzucił szybko tą myśl.
Przeniósł wzrok niżej, na palenisko. Usłyszał skrzypienie schodów. “Klara położyła Reinera do snu”, pomyślał i jeszcze raz popatrzył na trzymany w dłoni list.
List od Emmericha. Wrócił do Gladisch już raz. Nie miał zamiaru zrobić tego ponownie.
Zmiął w dłoni kartkę i cisnął ją w ogień.
 
Kerm jest offline