Benedykta uważała, że ludzie są groźni jeśli się boją, albo jeśli czegoś chcą. W innych przypadkach są jacy są i w najgorsze co może cię spotkać to kilka razów kijem w dupę.
Przeszła przez hol niosąc spory słój i podążyła w kierunku, z którego słyszała odgłosy. Weszła do pomieszczenia w którym panował półmrok, a w nim pracowała kobieta przekładająca jakieś rośliny do skrzynek. Spojrzała na nią przez ułamek chwili i odezwała się swoim zwykłym beznamiętnym tonem.
- Wie Pani, że obok domu grasują jakieś zbóje? Chcieli mnie okraść. W biały dzień - pokiwała mocno głową, żeby dodać słowom wiarygodności, a potem przekrzywiła głowę.
- Może pomóc? Uwielbiam rośliny. - i rozglądnęła się gdzie można by odłożyć słój.