Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2018, 03:39   #371
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Perun, Zuzu i Czitboy

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rcbkQHLRXG8[/MEDIA]
W szeregu zbiórka, krótka odprawa i znów parchata grupa ruszała tam gdzie zawierucha, gnidy oraz bardzo realne ryzyko utracenia życia, o zdrowiu nie wspominając. Parę prostych zdań wyjaśnienia, padających z ust dowodzących skazanym na zagładę pierdolnikiem… nie dało się nie wyczuć pośpiechu. O dziwo lwia część związanych z nim powodów nosiła Obroże na szyjach, lecz to akurat było jak najbardziej logiczne - do dostarczenia bomby Parchy musiały być żywe, a im ich więcej, tym większa szansa na wykonanie zadania i uratowanie całej tej parszywej cywilbandy, wraz z paroma jednostkami naprawdę wartymi wysiłku.
Nash stała właśnie przed jedną taką plugawą istotą, gapiącą się na kryminalną zbieraninę ze spokojem spiżowego posągu. Profesjonalny, opanowany, zimny i bezwzględny… daleko mu jednak było do wyciosanej z kamienia figury. Ósemka wciąż czuła na ramieniu widmowe echo jego dłoni, położonej na pancernym naramienniku w geście wsparcia. Głupie, ludzkie odruchy które powinny być zarezerwowane dla drugiego człowieka, nie mięsa. Mięso miało wykonać zadanie - nie myśleć, nie marnować siły na durne nadzieje. Nie mogło zacząć uważać się za żywą osobę, to do niczego dobrego nie prowadziło… niestety los jak zwykle miał nieme prośby saper w głębokim poważaniu.
- Lotnisko. Status? - wystukała na holoklawiaturze, spoglądając na… swojego przyjaciela. Wciąż nie potrafiła wyjść z szoku, co się odwalało, ale się odwaliło i im dłużej trwał ów stan rzeczy, tym mniej jeżył włosy na rudym karku. Z tego też powodu odejście z bunkra ciążyło pokręconej duszy. Przywykła do obecności wysokiego Raptora, polubiła ją i choć serce rwało się Black 8 tam gdzie kaleczniak z przetrąconą nogą, racjonalna część umysłu bardzo dobitnie odczuwała niechęć przed opuszczeniem gliniarskiego otoczenia.

- Pewnie wlecimy w sam środek chujni, z gnidami na karku i jeszcze będą do nas napierdalać z laserów - Sanders mruknął do grenadiera dając upust niechęci ot tak, dla higieny psychicznej. Wystarczyło że zobaczył tego całego Hassela i dobry humor nabyty po integracji od razu szlag trafił, jakby ktoś go spałować i posadził na dołek na pełne dwie doby. Za głośno nie mógł marudzić, ani okazywać niezadowolenia, bo jakby nie patrzeć mieli ogarnięty transport do Greypoint i to lepszy niż rozklekotany strażacki wóz...a na pewno szybszy. Było jednak jeszcze coś innego, co trawiło serce parchatego lekarza niczym złośliwy nowotwór.
- Ja pierdolę - mruknął ciszej, nachylając się konspiracyjnie do łysego - Czujesz? Czujesz to kurwa? Jakieś cytrusy i inne gówno. Od ich dwójki - pociągnął nosem wymownie, gapiąc się najpierw na psiarczyka, a potem na rudą. Zrobił wybitnie skwaszona minę - Ech stary, nie wiem co te laski mają z tymi mundurami… i pewnie jeszcze wódę z nim chlała, zamiast nas poczęstować… tragedia panie, no tragedia. Nie dziwię się że Anatolij go tak nie trawi.

- No. Świat schodzi na psy.
- Fush pokiwał łysiejącą głową w zadumie gdy najpierw spojrzał na zagadującego go blondasa a potem na osoby o jakich mówił.

W tym czasie Raptor przeczesał wzrokiem grupkę skazańców i odpowiedział na jedyne pytanie jakie poleciało w jego stronę.
- Terminal główny jest w naszych rękach. Wieżyczki, część wieżyczek jeszcze działa. Nie mam pojęcia jak to wygląda dokładniej ale nie napalajcie się na spokojne lądowanie. HQ jest lepiej zorientowane co się u nich dzieje bo mają to za oknem więc radzę słuchać co do was mówią. - kapitan odpowiedział na pytanie Black 8 zerkając też od czasu na dwójkę pilotów w Obrożach.

- Zabezpieczyć lądowisko. Doprowadzić Grey to CH. Co dalej? - Black 8 wystukała serię kontrolną, skupiając uwagę na najbliższych minutach. Przepakować się, sprawdzić czy mają co trzeba. Zabrać rzeczy dla Herzog aby poskładania rannych…

- Długo wam tu zajmie? Coś trzeba przygotować? Bomba - skrzywiła się, sięgając po papierosa i niezapalonego wetknęła między wargi - Zobaczę czy jeszcze stoi. Będziecie tu bezpieczni? - dodała na koniec patrząc mu prosto w oczy. Zostawał z MP, Mahler chyba też. Do tego na terenie Morvinovicza - Produkcja zapasów. Wszystko na miejscu. Twój kumpel sobie poradzi. Wystarczą ładunki rurowe, mołotowy. Nic skomplikowanego.

- Kundle stary, kundle - Grey 35 wyraził swoje zdanie i aż westchnął boleśnie, bo go zakuło w klacie. Przełamał się jednak i dopowiedział już do elementu mało lubianego, żeby wręcz nie powiedzieć obrzydzającego żywot - To pakujemy się w pionolot, lecimy w syf i czekamy na dalsze rozkazy. Ale i tak dzięki. Za transport - jakoś przeszło mu przez gardło, a potem nikt mu nie powie że jest niemiły czy coś.

Gliniarz na chwilę przeniósł wzrok na Grey 35 ale nie skomentował jego komentarza. W zamian odwrócił się ku złotookiej saper i odezwał się do niej znowu.
- Od momentu startu przechodzicie pod rozkazy HQ. Oni przekażą wam dalsze polecenia. Najprawdopodobniej po załatwieniu tego zadania zostaniecie już na lotnisku dopóki nie trafi się kolejne. A nam nic tu nie będzie. - Raptor powtórzył swoje wytyczne podkreślając, że jego zadanie kończy się właściwie na wypuszczeniu grupki skazańców z bunkra i podstawienia latawca gdy będą już na powierzchni.

- Mierda… oczywiście że nie będzie - Black 2 uniosła oczęta ku sufitowi i zamrugała parę razy jakby jej coś wpadło do oka. Szybko jednak wróciła do mniej więcej pionowej obserwacji korzystając z okazji i wkładając łapę do latarenkowej paczki fajek po jednego kiepa - Ciepło, sucho, na dupki wam nie napada i jeszcze świń tu tyle, że da się robić wytwórnię bekonu - zapaliła papierosa i nie patrząc na sprzeciw albo i nie, to samo zrobiła z tym rudego kurwia - Ech, bebe… i jak ty sobie tu bez nas poradzisz, que? - tym razem wyraziła szczerą troskę nad losem psiarskiego żołnierzyka. Lampiła się na niego poważnie, jakby wcale nie było w okolicy tłumu gapiów - Por tu puta madre, komu będziesz życie układał? Jeszcze się zanudzisz z tego wszystkiego - pokręciła z jeszcze większym smutkiem głową i zaraz się rozweseliła - Ale tranuqilo cabrón, jak coś to niebiesko-czarna linia - postukała paluchem w słuchawkę - Zadzwonisz, powiem ci co mam na sobie i co właśnie robię… - wzruszyła beztrosko ramionami.

Zapalony fajek tlił się saper w ustach aż do momentu gdy nagle drgnęła. Złote oczy się zwięzły, z popalonego gardła wyleciał niski pomruk.
- Grey muszą odhaczyć CH. Ja. Muszę iść - skrzywiła się, woląc nie mówić za dużo aby nie być śmieszną, lecz nie o to chodziło - Ale. Ktoś powinien z wami zostać - wymownie popatrzyła na Diaz, a tej wyszczerz poszerzył się aż po ósemki. Podniosła kciuk do góry wyrażając aprobatę dla pomysło. Mierda… przynajmniej dupsko jej nie odmarznie.

- 13 Parchów. 2 pilotów. Obstawa. Damy radę - Nash podjęła pisaninę, rozglądając się po skazańcach. Wątpiła aby wszyscy dotarli do CH, jednak nie było co siać defetyzmu. Wróciła spojrzeniem do Raptora - Wam też się tu ktoś przyda. Swój. W przeciwwadze dla ruskich.

Sanders prychnął zirytowany. chciał być miły, do tego sympatyczny. Nawet kurwa podziękował a tamten zjeb tak perfidnie go olał. Machnął więc ręką i odwrócił się w stronę korytarza wyjściowego, zabierając ze sobą złamane serce.
- Śluza, Hell, Heaven, Latacz. Lotnisko i Greypoint. Chyba zapamiętamy.

- No to świetnie.
- policyjny antyterrorysta pokiwał głową i popatrzył na grupkę skazańców. - Grey muszą zasuwać na górę. Reszta z was niekoniecznie. Ale łatwiej będzie zorganizować wszystko za jednym zamachem. Nie wiadomo jak to później będzie. - powiedział patrząc na parę Blacków.

- No me toques los cojones, polla - parchata piromanka splunęła na podłogę, a papieros w jej gębie przewędrował z lewego kącika ust do prawego. Zrobiła dwa kroki i jakoś tak czystym przypadkiem stanęła przy gliniarzu. Równym przypadkiem oparła się o przedramieniem o jego ramię, uśmiechając się jakby właśnie ojebała chałupę sąsiada - Ktoś tu musi mieć na ciebie oko, tak na wszelki, si? Jakby tam się okazało że jednak tu wszystko cacy i w chuj porządnie. Będziesz miał na kogo pokrzyczeć, albo i skuć, wyrecytować prawa, a potem spałować - teraz już obcinała gada głodnym wzrokiem, oczywiście bez podtekstu. - No i Latarenka dobrze habla. Jesteś z familii...chociaż pies. Jest też Kudłaty. Musi z wami zostać ktoś ogarnięty - pokiwała łbem z czystą pewnością co do racji.

- Conti. Aka i jego ludzie - lektor Obroży zaszczekał krótko, poważna mina jego właścicielki na moment stała się mniej pochmurna - W razie czego Diaz może się z nimi ugadać i zabrać. Conti szuka sensacji, na lotnisku będzie się działo. Przygotowania, cały syf przed wyprawą. Jedno miejsce znajdą w transporterze czy czym tam przyjebali do nas.

- Dzięki za troskę ale nic mi nie będzie. Dołączę do was na lotnisku. I gdy dołączę chcę mieć wszystkich i wszystko na miejscu zanim wykonamy skok z bombą ku jaskiniom.
- Raptor nie ustępował w wykonaniu swojego planu i przeznaczonej w nim roli grupki skazańców. - A transporter Aki wolę sobie zatrzymać w rezerwie. A ma on ograniczone możliwości przewozowe. - widocznie rolę pancerki najemników też już miał obstalowaną.

- Ech, Condor… Condor. Ty już masz wszystko na swoim miejscu - Diaz mruknęła niższym głosem przejeżdżając paluchami po klacie psiego pancerza od góry do dołu i tak jakoś poniżej pępka - A w ogóle to czuje się dotknięta, claró? - skrzywiła się teatralnie i boleśnie sapnęła. - Que tal, już sobie fiestę zorganizowałeś po tym jak wyjebiemy latającym zestawem w miasto… przyznaj się. I to tak bez nas - na koniec skrzywiła się tak melancholijnie aż serce pękało na sam widok.

Od strony saper rozległ się kanciasty wizg. Uśmiechnęła się szybko i przymknęła oczy, chłonąc ostatnie minuty spokoju przed kolejna rozróbą. Nic na siłę, wszystko młotkiem… choć teraz nie pozostawał niesmak.
- Conti dostała cynę. Nagranie z sali operacyjnej. Resztki z chłopaków. I leki - wskazała wzrokiem na przewieszona przez ramię, wyglądającą na ciężką torbę - Będzie gotowe i - zawahała się, by dopisać zrezygnowana - Uważaj. Na siebie. Nie daj zabić. Widzimy się. Wkrótce. Lotnisko. Jak coś to dzwoń. Dzwoń. Masz dzwonić - syknęła krótko przez zęby, odwracając zażenowany wzrok - Że jest ok. Albo nie. Nie zapomnij.

- Chciałbym zorganizować sobie i nie tylko sobie fiestę. Ale niestety mam swoją robotę do wykonania. Ale dzięki za miłe słowo. -
gliniarz w końcu uśmiechnął się co nieco patrząc na jedyne dwa Blacki w tej gromadce. - Pilnujcie się i nie dajcie się zabić. Widzimy się na lotnisku. - skinął głową na pożegnanie.

Black 2 wyglądała nie dość że na wielce niepocieszoną to jeszcze wybitnie wzburzoną. Nagle się skrzywiła, zaczęła się też gapić gadzim wzrokiem, aż wreszcie przybrała minę urażonej niewinności i westchnęła rozdzierająco.
- Por tu puta madre… tyle żeśmy odjebali wspólnie, a ty co, que? - jawny wyrzut w całej sylwetce piromanki był aż nadto widoczny gdy tak stała i prawie omdlewała po łabędziemu - Suche nara i mamy wypierdalać? Ech Condor… serce mi łamiesz! - pociągnęła nosem.

- Ja też mogę ci coś złamać - Nash parsknęła, stukając z rozmysłem po holoklawiaturze. Dopaliła fajka i skiepowała go na ścianie - Podstawę czaszki. Rusz dupę. Lotnisko. Mamy co robić.

- Si, si… zapierdalać bo ci ten kuternoga kaleczny spierdoli
- Black 2 wcale, a wcale nie wydawała się dotknięta. No w każdym razie nie tak jak zachowaniem gliniarza, o czym znowu przypomniała, pociągając drugi raz nosem.

- Dacie radę. Teraz nie jest czas ani miejsce na kabarety i zabawy. Będę trzymał za was kciuki. - gliniarz położył dłoń na ramieniu jednej kobiety i pokrzepiająco klepnął w ramię drugiej. Odwrócił się zerkając czy reszta ze skazańców ma jeszcze do niego jakąś sprawę. Część z Grey 35 na czele już zaczynała opuszczać to zbiorowisko kierując się ku stołom i czekającym przy nich MP ze skrzynkami z uzbieranym wspólnym wysiłkiem sprzętem.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline