Elitarystyczny Nowotwór | Współwinni zbrodni: Perun, Zuzu i Czitboy [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rcbkQHLRXG8[/MEDIA] W szeregu zbiórka, krótka odprawa i znów parchata grupa ruszała tam gdzie zawierucha, gnidy oraz bardzo realne ryzyko utracenia życia, o zdrowiu nie wspominając. Parę prostych zdań wyjaśnienia, padających z ust dowodzących skazanym na zagładę pierdolnikiem… nie dało się nie wyczuć pośpiechu. O dziwo lwia część związanych z nim powodów nosiła Obroże na szyjach, lecz to akurat było jak najbardziej logiczne - do dostarczenia bomby Parchy musiały być żywe, a im ich więcej, tym większa szansa na wykonanie zadania i uratowanie całej tej parszywej cywilbandy, wraz z paroma jednostkami naprawdę wartymi wysiłku.
Nash stała właśnie przed jedną taką plugawą istotą, gapiącą się na kryminalną zbieraninę ze spokojem spiżowego posągu. Profesjonalny, opanowany, zimny i bezwzględny… daleko mu jednak było do wyciosanej z kamienia figury. Ósemka wciąż czuła na ramieniu widmowe echo jego dłoni, położonej na pancernym naramienniku w geście wsparcia. Głupie, ludzkie odruchy które powinny być zarezerwowane dla drugiego człowieka, nie mięsa. Mięso miało wykonać zadanie - nie myśleć, nie marnować siły na durne nadzieje. Nie mogło zacząć uważać się za żywą osobę, to do niczego dobrego nie prowadziło… niestety los jak zwykle miał nieme prośby saper w głębokim poważaniu. - Lotnisko. Status? - wystukała na holoklawiaturze, spoglądając na… swojego przyjaciela. Wciąż nie potrafiła wyjść z szoku, co się odwalało, ale się odwaliło i im dłużej trwał ów stan rzeczy, tym mniej jeżył włosy na rudym karku. Z tego też powodu odejście z bunkra ciążyło pokręconej duszy. Przywykła do obecności wysokiego Raptora, polubiła ją i choć serce rwało się Black 8 tam gdzie kaleczniak z przetrąconą nogą, racjonalna część umysłu bardzo dobitnie odczuwała niechęć przed opuszczeniem gliniarskiego otoczenia.
- Pewnie wlecimy w sam środek chujni, z gnidami na karku i jeszcze będą do nas napierdalać z laserów - Sanders mruknął do grenadiera dając upust niechęci ot tak, dla higieny psychicznej. Wystarczyło że zobaczył tego całego Hassela i dobry humor nabyty po integracji od razu szlag trafił, jakby ktoś go spałować i posadził na dołek na pełne dwie doby. Za głośno nie mógł marudzić, ani okazywać niezadowolenia, bo jakby nie patrzeć mieli ogarnięty transport do Greypoint i to lepszy niż rozklekotany strażacki wóz...a na pewno szybszy. Było jednak jeszcze coś innego, co trawiło serce parchatego lekarza niczym złośliwy nowotwór.
- Ja pierdolę - mruknął ciszej, nachylając się konspiracyjnie do łysego - Czujesz? Czujesz to kurwa? Jakieś cytrusy i inne gówno. Od ich dwójki - pociągnął nosem wymownie, gapiąc się najpierw na psiarczyka, a potem na rudą. Zrobił wybitnie skwaszona minę - Ech stary, nie wiem co te laski mają z tymi mundurami… i pewnie jeszcze wódę z nim chlała, zamiast nas poczęstować… tragedia panie, no tragedia. Nie dziwię się że Anatolij go tak nie trawi.
- No. Świat schodzi na psy. - Fush pokiwał łysiejącą głową w zadumie gdy najpierw spojrzał na zagadującego go blondasa a potem na osoby o jakich mówił.
W tym czasie Raptor przeczesał wzrokiem grupkę skazańców i odpowiedział na jedyne pytanie jakie poleciało w jego stronę.
- Terminal główny jest w naszych rękach. Wieżyczki, część wieżyczek jeszcze działa. Nie mam pojęcia jak to wygląda dokładniej ale nie napalajcie się na spokojne lądowanie. HQ jest lepiej zorientowane co się u nich dzieje bo mają to za oknem więc radzę słuchać co do was mówią. - kapitan odpowiedział na pytanie Black 8 zerkając też od czasu na dwójkę pilotów w Obrożach. - Zabezpieczyć lądowisko. Doprowadzić Grey to CH. Co dalej? - Black 8 wystukała serię kontrolną, skupiając uwagę na najbliższych minutach. Przepakować się, sprawdzić czy mają co trzeba. Zabrać rzeczy dla Herzog aby poskładania rannych…
- Długo wam tu zajmie? Coś trzeba przygotować? Bomba - skrzywiła się, sięgając po papierosa i niezapalonego wetknęła między wargi - Zobaczę czy jeszcze stoi. Będziecie tu bezpieczni? - dodała na koniec patrząc mu prosto w oczy. Zostawał z MP, Mahler chyba też. Do tego na terenie Morvinovicza - Produkcja zapasów. Wszystko na miejscu. Twój kumpel sobie poradzi. Wystarczą ładunki rurowe, mołotowy. Nic skomplikowanego.
- Kundle stary, kundle - Grey 35 wyraził swoje zdanie i aż westchnął boleśnie, bo go zakuło w klacie. Przełamał się jednak i dopowiedział już do elementu mało lubianego, żeby wręcz nie powiedzieć obrzydzającego żywot - To pakujemy się w pionolot, lecimy w syf i czekamy na dalsze rozkazy. Ale i tak dzięki. Za transport - jakoś przeszło mu przez gardło, a potem nikt mu nie powie że jest niemiły czy coś.
Gliniarz na chwilę przeniósł wzrok na Grey 35 ale nie skomentował jego komentarza. W zamian odwrócił się ku złotookiej saper i odezwał się do niej znowu.
- Od momentu startu przechodzicie pod rozkazy HQ. Oni przekażą wam dalsze polecenia. Najprawdopodobniej po załatwieniu tego zadania zostaniecie już na lotnisku dopóki nie trafi się kolejne. A nam nic tu nie będzie. - Raptor powtórzył swoje wytyczne podkreślając, że jego zadanie kończy się właściwie na wypuszczeniu grupki skazańców z bunkra i podstawienia latawca gdy będą już na powierzchni.
- Mierda… oczywiście że nie będzie - Black 2 uniosła oczęta ku sufitowi i zamrugała parę razy jakby jej coś wpadło do oka. Szybko jednak wróciła do mniej więcej pionowej obserwacji korzystając z okazji i wkładając łapę do latarenkowej paczki fajek po jednego kiepa - Ciepło, sucho, na dupki wam nie napada i jeszcze świń tu tyle, że da się robić wytwórnię bekonu - zapaliła papierosa i nie patrząc na sprzeciw albo i nie, to samo zrobiła z tym rudego kurwia - Ech, bebe… i jak ty sobie tu bez nas poradzisz, que? - tym razem wyraziła szczerą troskę nad losem psiarskiego żołnierzyka. Lampiła się na niego poważnie, jakby wcale nie było w okolicy tłumu gapiów - Por tu puta madre, komu będziesz życie układał? Jeszcze się zanudzisz z tego wszystkiego - pokręciła z jeszcze większym smutkiem głową i zaraz się rozweseliła - Ale tranuqilo cabrón, jak coś to niebiesko-czarna linia - postukała paluchem w słuchawkę - Zadzwonisz, powiem ci co mam na sobie i co właśnie robię… - wzruszyła beztrosko ramionami.
Zapalony fajek tlił się saper w ustach aż do momentu gdy nagle drgnęła. Złote oczy się zwięzły, z popalonego gardła wyleciał niski pomruk.
- Grey muszą odhaczyć CH. Ja. Muszę iść - skrzywiła się, woląc nie mówić za dużo aby nie być śmieszną, lecz nie o to chodziło - Ale. Ktoś powinien z wami zostać - wymownie popatrzyła na Diaz, a tej wyszczerz poszerzył się aż po ósemki. Podniosła kciuk do góry wyrażając aprobatę dla pomysło. Mierda… przynajmniej dupsko jej nie odmarznie.
- 13 Parchów. 2 pilotów. Obstawa. Damy radę - Nash podjęła pisaninę, rozglądając się po skazańcach. Wątpiła aby wszyscy dotarli do CH, jednak nie było co siać defetyzmu. Wróciła spojrzeniem do Raptora - Wam też się tu ktoś przyda. Swój. W przeciwwadze dla ruskich.
Sanders prychnął zirytowany. chciał być miły, do tego sympatyczny. Nawet kurwa podziękował a tamten zjeb tak perfidnie go olał. Machnął więc ręką i odwrócił się w stronę korytarza wyjściowego, zabierając ze sobą złamane serce.
- Śluza, Hell, Heaven, Latacz. Lotnisko i Greypoint. Chyba zapamiętamy.
- No to świetnie. - policyjny antyterrorysta pokiwał głową i popatrzył na grupkę skazańców. - Grey muszą zasuwać na górę. Reszta z was niekoniecznie. Ale łatwiej będzie zorganizować wszystko za jednym zamachem. Nie wiadomo jak to później będzie. - powiedział patrząc na parę Blacków.
- No me toques los cojones, polla - parchata piromanka splunęła na podłogę, a papieros w jej gębie przewędrował z lewego kącika ust do prawego. Zrobiła dwa kroki i jakoś tak czystym przypadkiem stanęła przy gliniarzu. Równym przypadkiem oparła się o przedramieniem o jego ramię, uśmiechając się jakby właśnie ojebała chałupę sąsiada - Ktoś tu musi mieć na ciebie oko, tak na wszelki, si? Jakby tam się okazało że jednak tu wszystko cacy i w chuj porządnie. Będziesz miał na kogo pokrzyczeć, albo i skuć, wyrecytować prawa, a potem spałować - teraz już obcinała gada głodnym wzrokiem, oczywiście bez podtekstu. - No i Latarenka dobrze habla. Jesteś z familii...chociaż pies. Jest też Kudłaty. Musi z wami zostać ktoś ogarnięty - pokiwała łbem z czystą pewnością co do racji.
- Conti. Aka i jego ludzie - lektor Obroży zaszczekał krótko, poważna mina jego właścicielki na moment stała się mniej pochmurna - W razie czego Diaz może się z nimi ugadać i zabrać. Conti szuka sensacji, na lotnisku będzie się działo. Przygotowania, cały syf przed wyprawą. Jedno miejsce znajdą w transporterze czy czym tam przyjebali do nas.
- Dzięki za troskę ale nic mi nie będzie. Dołączę do was na lotnisku. I gdy dołączę chcę mieć wszystkich i wszystko na miejscu zanim wykonamy skok z bombą ku jaskiniom. - Raptor nie ustępował w wykonaniu swojego planu i przeznaczonej w nim roli grupki skazańców. - A transporter Aki wolę sobie zatrzymać w rezerwie. A ma on ograniczone możliwości przewozowe. - widocznie rolę pancerki najemników też już miał obstalowaną.
- Ech, Condor… Condor. Ty już masz wszystko na swoim miejscu - Diaz mruknęła niższym głosem przejeżdżając paluchami po klacie psiego pancerza od góry do dołu i tak jakoś poniżej pępka - A w ogóle to czuje się dotknięta, claró? - skrzywiła się teatralnie i boleśnie sapnęła. - Que tal, już sobie fiestę zorganizowałeś po tym jak wyjebiemy latającym zestawem w miasto… przyznaj się. I to tak bez nas - na koniec skrzywiła się tak melancholijnie aż serce pękało na sam widok.
Od strony saper rozległ się kanciasty wizg. Uśmiechnęła się szybko i przymknęła oczy, chłonąc ostatnie minuty spokoju przed kolejna rozróbą. Nic na siłę, wszystko młotkiem… choć teraz nie pozostawał niesmak.
- Conti dostała cynę. Nagranie z sali operacyjnej. Resztki z chłopaków. I leki - wskazała wzrokiem na przewieszona przez ramię, wyglądającą na ciężką torbę - Będzie gotowe i - zawahała się, by dopisać zrezygnowana - Uważaj. Na siebie. Nie daj zabić. Widzimy się. Wkrótce. Lotnisko. Jak coś to dzwoń. Dzwoń. Masz dzwonić - syknęła krótko przez zęby, odwracając zażenowany wzrok - Że jest ok. Albo nie. Nie zapomnij.
- Chciałbym zorganizować sobie i nie tylko sobie fiestę. Ale niestety mam swoją robotę do wykonania. Ale dzięki za miłe słowo. - gliniarz w końcu uśmiechnął się co nieco patrząc na jedyne dwa Blacki w tej gromadce. - Pilnujcie się i nie dajcie się zabić. Widzimy się na lotnisku. - skinął głową na pożegnanie.
Black 2 wyglądała nie dość że na wielce niepocieszoną to jeszcze wybitnie wzburzoną. Nagle się skrzywiła, zaczęła się też gapić gadzim wzrokiem, aż wreszcie przybrała minę urażonej niewinności i westchnęła rozdzierająco.
- Por tu puta madre… tyle żeśmy odjebali wspólnie, a ty co, que? - jawny wyrzut w całej sylwetce piromanki był aż nadto widoczny gdy tak stała i prawie omdlewała po łabędziemu - Suche nara i mamy wypierdalać? Ech Condor… serce mi łamiesz! - pociągnęła nosem.
- Ja też mogę ci coś złamać - Nash parsknęła, stukając z rozmysłem po holoklawiaturze. Dopaliła fajka i skiepowała go na ścianie - Podstawę czaszki. Rusz dupę. Lotnisko. Mamy co robić.
- Si, si… zapierdalać bo ci ten kuternoga kaleczny spierdoli - Black 2 wcale, a wcale nie wydawała się dotknięta. No w każdym razie nie tak jak zachowaniem gliniarza, o czym znowu przypomniała, pociągając drugi raz nosem.
- Dacie radę. Teraz nie jest czas ani miejsce na kabarety i zabawy. Będę trzymał za was kciuki. - gliniarz położył dłoń na ramieniu jednej kobiety i pokrzepiająco klepnął w ramię drugiej. Odwrócił się zerkając czy reszta ze skazańców ma jeszcze do niego jakąś sprawę. Część z Grey 35 na czele już zaczynała opuszczać to zbiorowisko kierując się ku stołom i czekającym przy nich MP ze skrzynkami z uzbieranym wspólnym wysiłkiem sprzętem.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |