Przelali pierwszą krew. Krew gangerów. Z tymi typami można było zwyciężyć albo ich gubiąc...
... albo rozwalając ich dość dużo, aby dalszy przemiał ludzi był im nie na rękę. - Z wozu! W zabudowania! - warknął rozkaz Hodowski i otworzył drzwi szoferki - Ty też. - rzucił do kierowcy.
Musieli umknąć w ciemność - reflektory skupiały uwagę kierowcy i jego wzrok przed wozem, więc mieli szansę zwiększyć dystans i skryć się... albo chociaż wciągnąć wroga w walkę na terenie gdzie ich wozy nie dadzą im przewagi. Uciekać vanem nie było sensu - tylko by się wystawili gangerom przez tą zniszczoną oponę.
Trzeba było wracać do bazy na piechotę... i po drodze starać się zgubić pościg, albo chociaż wybić tamtych. Frank nakazał czujność, bo w końcu jeden z gangerów jeszcze się tutaj kręcił. Plan zakładał przedostanie się zabudowaniami, korytarzami i ruinami, najlepiej połączony z wciąganiem wrogów w zasadzki.
A gdyby po drodze w ramach dywersji jeszcze wysadzić jakieś mieszkanie przy pomocy zapałki i odkręconego gazu?
Możliwości było wiele, póki co Lekcy i kolega Handlowy musieli skupić się na zwianiu tym cholernym brudasom. |