Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2018, 23:31   #152
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację

Informacje przekazane przez Tanisa o Lady Dianie były wstrząsające. Największe chyba wrażenie zrobiły na Lei. Zapłakała zakrywając oczy płaszczem. Amberlie natychmiast przysiadła się do dziewczyny. Otuliła ramieniem i uspokajająco szeptał. Lea mogła być twarda kapłanką, bez wahania rozcinającą ludzkie ciało dla ratowani życia, lecz nie tak dawno była jeszcze tylko dziewczynką. Po chwili, gdy już się uspokoiła wstała.
- Myślę, że masz rację, była żywym nieumarłym. Zapewne efektem zgwałcenia żywej kobiety przez wampira. Damphirem. Nie są jednak oni potępieni przez urodzeni tylko własne czyny. Lady Diana była paladynem Tyra, należy się jej godny pochówek. Pochówek godny bohatera. Uratowała mnie, a ja przez tajemnice otaczające nas wszystkich przyczyniłam i się do jej śmierci, a potem zapewne i zabiłam lecząc. Ilu z was ma jeszcze takie tajemnice? Ilu zabije chcąc pomóc w walce, błogosławiąc czy modląc się za nich lub lecząc. Czas byśmy wyjawili wszystkim swe tajemnice, by przez niewiedzę nie było więcej śmierci. Moje już znacie. Czas na szczerość z waszej strony.

***

Stado liczyło około trzydziestu osobników, cześć z nich była jeszcze niewyrośnięta. W popłochu pędziło przed siebie. Nie zważały, na próbujących zejść im z drogi, humanoidów. Ten kto przypadł do ziemi i nie ruszał się był ignorowany. Owszem, zdarzyło iż ludzie stali na drodze rozpędzonych rothów. Trzech zbrojnych nie zdołało zejść z drogi masie mięsa mięśni i skóry. Ugodzeni rogami, odrzuceni zostali do przodu a potem stratowani. Mnich w ostatniej chwili, niemal cudem, zszedł drogi rozpędzonych roślinożerców, ocierając się tylko plecami o bok zwierzęcia.

Nie wszyscy jednak zachowki rozsądek. Volf wyrzucony z sań wpadł w szał. Rzucił się na przebiegającego rotha, gryząc i tnąc pazurami. Raniona samica wydała ryk, który przyciągnął uwagę sześciu podążających za nią samców. Zwierzęta zbiły się w jedną linię i ruszyły na Volfa, na ich drodze ukrywał się Jace. Zwierzęta wpierw wzięły na rogi i stratowały ifrita, potem wpadły na Volfa robiąc użytek z rogów i tratując go.

Taka szybko jak się pojawiły, rothy znikły przykryte tumanem śniegu, który wzbijały.

Na śniegu pozostały dwa ciała, szaleńca i pechowca, oraz trzech jęczący zbrojnych. Lea od razu podbiegła do zbrojnych. Z daleka widać było, że członkom drużyny nie można już było pomóc. Jelita Volfa rozciągnięte były na przestrzeni kilku metrów, Jace zaś miał strzaskaną kopytem czaszkę.
Lea z symbolem swej bogini w ręce chodziła od jednego do drugiego zbrojnego. Ci co władają magia wyczuli a reszta usłyszała jak sześciokrotnie leczy zbrojnych.
- Tanisie, Amberlie potrzebna jest mi wasza pomoc, skończyły mi się już czary leczące, naszych zbrojnych trzeba jeszcze podleczyć. Nie wiadomo co jeszcze nas spotka. Potrzebni są nam w pełni sił. W końcu trzeba i sanie postawić, i zabrać ciała naszych zmarłych towarzyszy. Dzisiaj dalej już nie pojedziemy, zbliża się zmierzch , a z nim spadek temperatury. Musimy rozbić obóz. Trzeba wysłać człowieka w poszukiwaniu opału. Pojedzie na branthcie. Szybciej znajdzie opał a potem przywlecze go na linie. Wernonie ty to zrobisz. Jeśli spostrzeżesz niebezpieczeństwo wracaj do nas. - mówiąc to Lea wskazała na najstarszego ze zbrojnych.

***

Zbrojny Wernon wrócił kolebiąc się na oklep po dwóch klepsydrach. W tym czasie drużyna mozoląc się postawił sanie. To, że byli w stanie to zrobić zawdzięczali tylko sile Zazy. Ponownie je połączyli ze sobą.
- Pani. - zwrócił się do Lei – znalazłem dobre miejsce na obozowisko. - zsunął się z grzbietu brantha. - Ruiny gospodarstwa. Z budynków zostały praktyczne tylko gruzy przysypane śniegiem. Jednak z jednego budynku ocalały dwie ściany, tak na półtora chłopa wysokości a pozsotałe do piersi mi sięgały. Niedaleko. Z klepsydrę stąd. Niedaleko jest las, nie wiem jak duży. Ściąłem kilka mniejszych drzewek i krzaków i już zawlokłem do tego gospodarstwa. Będzie można od razu rozpalić ogień i postawić obóz.

***

Ruiny wyglądały tak jak je opisał kapral Wernon. Wspólnymi siłami, rozbito obóz nie można było tego pozostawić tylko zbrojnym, gdyż zmrok szybko zapadał.
W najlepiej zachowanych ruinach postawiono pawilon, który pozostał po Dianie, zmieściły się tam jeszcze dwa namioty i duże ognisko, obok namiotów przewiązano brantha. Ściany zapewniały dobrą osłonę od wiatru. W przed miejscem, gdzie kiedyś było wejście ustawiono sanie i rozpalono.

Posiłek choć z mięsa wilków był wspaniały. Morn nadał mu przy pomocy prostego czaru smak najlepiej przyrządzonej wołowiny, jaką jadł w jednej z karczm. Ogień grzał i wszystkim było ciepło, powoli tajali po podróży. Nastrój był jednak przygnębiający. W ciągu jednego dnia stracili trzech towarzyszy.
W końcu cisze przerwała Lea.
- Trzeba nam radzić co robić dalej. Do Bezsłonecznej Cytadeli zostało nam dzień drogi, to znaczy dotrzemy do wąwozu kilka godzin po zmierzchu, Myślę, że dwie godziny po zmroku. Druga kwestia trzeba nam będzie wspomóc zbrojnych przy wartach, nie mogą nie spać dwa dni pod rząd. Ostania pochówek Volfa i Jeca, zorganizujemy tutaj tymczasowe miejsce spoczynku, zabierzemy ich ciała, … gdy będziemy wracać. - Lea na chwilę się zawahała, jakby chciał powiedzieć coś innego. Bardziej złowróżbnego.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 06-09-2018 o 23:59.
Cedryk jest offline