Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2018, 20:12   #33
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Scharmbeck, Wissenland
18 Vorgeheim, 2529 K.I.
Świt

Detlev Kampf był pozbawionym skrupułów człowiekiem, który przez całe życie podporządkowywał sobie innych ludzi. Niewielu mogło się równać mu pod względem nikczemności, a jeszcze trudniej było znaleźć drugiego tak zapatrzonego w sobie osobnika, dlatego negocjacje ostatecznie spełzły na niczym, kiedy przywódca kultystów wyczuł kłamstwo intruzów. Krzyknął wtedy do swoich ludzi, nakazując im zabicie pojmanych kobiet, lecz na szczęście dla zakładniczek – awanturnicy byli przygotowani na taki obrót spraw. Vincent oraz Peter wycelowali w ich stronę garłacze, celując nieco powyżej siedzących na ziemi niewiast, aby potencjalnie jak najmniej je uszkodzić. Tym razem Ranald im sprzyjał. Wystrzelona chmura śrutu w stronę stojących nad zakładniczkami kultystów, zmusiła ich do szukania schronienia za znajdującymi się po bokach pomieszczenia filarami. W rezultacie dało to kobietom niezbędny czas, aby się podnieść i rzucić do ucieczki. Trwało to wszystko ułamki sekund, ale pomimo przerażenia i niemałego szoku, Lilou oraz Adelajdzie udało się zbiec swoim oprawcom na chwilę przed tym, jak w sali tronowej rozgorzała prawdziwa bitwa.

Widok uciekających zakładniczek nie wywarł na Detlevie najmniejszego wrażenia. Był co najwyżej wściekły, że jego ludzie cofnęli się na widok gradu kul lecącego w ich stronę, okazując tym samym tchórzostwo.
- Banda partaczy! Malal was pokarze - mruknął z niezadowoleniem pod nosem, po czym wyciągnął dwa pistolety skałkowe i wycelował w zgrupowanych przed nim awanturników. Tłum natychmiast rozbiegł się, ale Detlev był doświadczonym strzelcem i szybko wypatrzył odpowiednią dla siebie ofiarę, a następnie wystrzelił z obu pistoletów w jej stronę.
Pierwsza kula przebiła drewnianą tarczę Reinmara i ugodziła go w okolicach prawego barku, druga zaś trafiła w udo. Mężczyzna upadł z hukiem na ziemię, próbując złapać się za ranną nogę. Na szczęście dla niego, kula przebiła kończynę, o centymetr omijając tętnicę i wyleciała drugą stroną. Rana była paskudna, ale płynąca w jego żyłach adrenalina i nieposkromiona chęć przelania krwi wrogów, dała mu siły do dalszej walki.
Kiedy Reinmar zdołał stanąć na równe nogi, reszta awanturników toczyła już bój z doborowo uzbrojonymi kultystami. Stojąca obok Astrid skrzyżowała miecze z wojownikiem, który z rozpędu wpadł między szeregi walczących. Norsmenka wystawiła defensywnie ostrze, pozwalając klindze nieprzyjaciela ześlizgnąć się po nim, nie szczerbiąc przy tym broni. W odpowiedzi posłała kopniaka prosto w podbrzusze kultysty, który próbował niebezpiecznie zbliżyć dystans do niej, a następnie wyprowadziła cięcie znad głowy, które trafiło oponenta prosto w nieosłonięty pancerzem bark, raniąc go dotkliwie.
Tymczasem Kyan szykował się do przyjęcia szarży największego spośród wrogów, w oczach którego widać było zdobyte w boju doświadczenie. Nie przypadkiem wybrał na swojego oponenta rudobrodego krasnoluda, dostrzegając w nim godnego siebie przeciwnika. Umięśniony, blisko dwumetrowy wojownik ruszył w stronę niemalże o połowę niższego Kyana, wznosząc oburęczne ostrze miecza do wymierzenia prostego ataku, sprawdzającego umiejętności przeciwnika. Krasnolud doskonale znał ten manewr i wiedział w jaką grę chce bawić się z nim potężny kultysta. Przyjął wyzwanie wznosząc tarczę do góry, samemu planując uderzyć młotem od boku, pod kątem prostym, lecz wtedy jego oponent niespodziewanie wykonał zdumiewająco skomplikowany młyniec tak nieporęczną bronią, że wydawało się to prawie niemożliwe do wykonania i nim krasnolud zdążył zorientować się co jest grane, ostrze zweihandera zmieniło gwałtownie kierunek i zamiast uderzyć od góry, potoczyło się szerokim łukiem od dołu. Kyan zrozumiał wyrafinowany podstęp, w chwili kiedy jego trzymająca tarczę ręka została ucięta w łokciu. Nie zdążył też wyprowadzić ciosu młotem, ponieważ potężny kopniak kultysty niemalże wysadził go z butów i posłał sunącego po ziemi dwa metry dalej. Krasnolud przez chwilę spoglądał w szoku na krwawiący kikut, który pozostał z jego lewej ręki, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Niedługo później stracił przytomność w wyniku bólu i upływu krwi…

Walka trwała dalej, mimo że początkowo sytuacja obróciła się przeciw awanturnikom. Ponownie z pomocą przyszła im potężna magia Katariny, która przywołała przed kultystami iluzoryczne, przerażające obrazy, zmuszając część z nich do wycofania się ze strachu przed czymkolwiek, co tylko oni potrafili dostrzec. Zdjęło to z barków walczących wręcz towarzyszy liczbę oponentów, z którymi musieli się jednocześnie zająć, aby uchronić stojących na tyłach strzelców, a tych było najwięcej w drużynie. Unrecht szybko i własnoręcznie rozprawił się z jednym z kultystów, podczas gdy Ludo ewakuował Kyana z pola bitwy, udzielając mu pierwszej pomocy na korytarzu przed salą tronową. Ighor miotał nożami w zbliżających się wrogów, a w tym samym czasie uzbrojona w elfka wróciła do pomieszczenia razem z odsieczą w postaci Vitto oraz Hansa, który wraz z Reinmarem i Vincentem rzucił się na kultystę; tego samego, który chwilę wcześniej śmiertelnie ranił krasnoluda.
W czasie kiedy reszta awanturników zajęta była walką, Detlev Kampf odrzucił swoje wierne pistolety na bok i zrzucił z siebie wierzchnią szatę. Początkowo nikt nie zauważył tego, co się dzieje na tyłach, ale z każdą upływającą chwilą coraz więcej par oczu dostrzegało, że ma tam miejsce coś niepokojącego. Przywódca kultystów zgiął się w pół, jak gdyby targał nim niewyobrażalny ból, po czym zakrył twarz w dłoniach, które zaczęły porastać gęstą sierścią. Wydał wtedy z siebie nieartykułowany, przepełniony agonią okrzyk, który początkowo brzmiał dość ludzko, ale szybko przybrał bardziej bestialski, niepodobny człowiekowi ton. Detlev zaczął rosnąć w oczach; kończyny i zakończone szponami dłonie wydłużyły się gwałtownie, a kiedy wreszcie odsłonił swoją twarz, wszyscy spostrzegli z niekrytym przerażeniem, że nie wcale przypomina ona ludzkiej. Jedynie oczy pozostały te same, lecz teraz kryła się w nich niepojęta dzikość i żądza krwi. Na czarnej, odsłoniętej klatce piersiowej była widoczna olbrzymia blizna przedstawiająca symbol mrocznego bóstwa, któremu tak fanatycznie służył…
Nim jednak likantrop zdołał dokończyć swoją transformację, ugodzony został strzałą Dietricha prosto w oko, a chwilę później rozbiła się o niego rozpalona butelka z łatwopalną substancja w środku, którą cisnął w niego Vitto. Na wpół przemieniony w wilkołaka stanął w płomieniach, co w połączeniu z niewyobrażalnym szokiem organizmu, wywołanym transformacją ciała, skończyło się dla niego śmiercią w nieludzkich męczarniach – jedyną na jaką bydlak zasługiwał.

Śmierć przywódcy wywołała spodziewany efekt. Część kultystów wycofała się, szukając sobie miejsca do ucieczki, ale garść jeszcze walczyła, a w szczególności ten najbardziej doświadczony i przebiegły z nich. W pewnym momencie walczył nawet z czterema przeciwnikami i niemalże dopisałby do listy pokonanych dwóch kolejnych, gdyby nie cudowne szczęście jakie tego dnia w walce sprzyjało awanturnikom. W końcu i on padł, wysłany w zaświaty przez Reinmara, który ledwo trzymał się na nogach, a wraz ze śmiercią największego wojownika, reszta kultystów złożyła broń, oddając się im w niewolę.


Po stoczonej walce związano kajdanami ostałych przy życiu kultystów i zaciągnięto ich do lochów, gdzie zostali zamknięci w tej samej celi, w której wcześniej gnili uprowadzeni awanturnicy. Do tego czasu sytuacja na zamkowym dziedzińcu została w pełni opanowana. Krasnoludy wyrżnęły w pień większość obrońców. Niewielka grupa oddała się w niewolę i teraz stawiane były dla nich stosy, zaś czterem kultystom udało się zbiec, skacząc z murów, ale na nieszczęście dla nich i co było wtedy dość zaskakujące - mieszkańcy wioski zorientowali się, że krasnoludy poniekąd przybyły im na ratunek i chcąc pomóc w dorwaniu zbiegów, wysłali ich śladem swoich najbardziej doświadczonych myśliwych i traperów.
Na dziedzińcu rozstawiono wielki namiot, będący punktem medycznym. Chwilę później wylądował tam też żyrobomber, z pokładu którego opróżniono podwieszane bomby zapalające, aby zrobić miejsce dla Ludo, Kyana, oraz kilku innych krytycznie rannych krasnoludów. Zamierzano przetransportować ich do Karak Hirn, gdzie otrzymać mieli profesjonalną opieka medyczna, zaś zadaniem niziołka miało być dołożenie starań, aby wszyscy pacjenci przeżyli tą dość ekspresową podróż. Poniekąd doceniono w ten sposób jego zdolności medyczne, ale Ludo miał też nieodpartą myśl, że zrobili dla niego wyjątek z powodu jego rozmiaru i stosunkowo niewielkiej wagi, bowiem kiedy szukano odpowiedniego dla rannych medyka, pilot poskarżył się o ograniczony udźwig maszyny. Przynajmniej miał teraz okazję szczerze porozmawiać z krasnoludem zanim ten będzie mieć wystarczająco sił, aby go udusić…

Tymczasem Doran Gromowładny stał wyraźnie niezadowolony na środku zamkowego placu, co rusz wydając rozkazy swoim ludziom. W ręku trzymał czarny wór, wewnątrz którego znajdowała się zakazana księga, lecz nie to go wtedy trapiło. Poniekąd czuł się winnym śmierci tylu wspaniałych wojowników z rąk czarnoksiężnika, którego w porę nie docenił. Nigdy jednak wcześniej nie miał do czynienia z tak bojowo zastosowaną magią i ta nauczka miała zostać z nim już przez całe życie. Ze smutkiem oglądał wynoszonych na noszach krasnoludów, którzy toczyli teraz zawzięty bój o każdy oddech, kurczowo trzymając się resztek pozostałego w nich życia. Wtedy też spostrzegł awanturników, którzy wyszli z kasztelu i ruszyli w jego stronę.
- Detlev nie żyje - Zaraportowała Astrid, tym razem już ze śmiertelnie poważnym głosem, wyczuwając powagę sytuacji. - A razem z nim poległa reszta kultystów, za wyjątkiem kilku, którzy dobrowolnie złożyli broń. Gniją teraz w lochach i są do twojej dyspozycji, mistrzu Doranie.
- Dobra robota - odparł krasnolud, ale wtedy też spostrzegł Karla, którego wygląd pasował do otrzymanego przez niego rysopisu. - Tyś jest Karl Lehman? - Zapytał donośnie szlachcica, nie szczędząc w swoim głosie wyraźnej nutki kryjącej się za tym pytaniem groźby.
Mężczyzna w odpowiedzi jedynie skinął potwierdzająco głową, nie odzywając się słowem.
- A zatem wiedz, że w świetle obowiązującego w Karak Hirn prawa zostałeś skazany na śmierć. Zdaj swą broń, człeczyno, a może pozwolę zachować ci namiastkę honoru - mruknął ponuro mistrz wojny. Tymczasem Karl nie dał po sobie poznać, że przejął się tym wyrokiem. Zdołał nawet uśmiechnąć się lekko w odpowiedzi, jakby triumfalnie, po czym odpiął swój miecz i bez słowa przekazał go stojącemu obok Vitto.
- Niczego nie żałuję - powiedział wypranym z emocji głosem.
- Zaraz zaczniesz. Widzisz ten największy stos? Ten został przygotowany z myślą o tobie...
- Chwileczkę! - Wtrącił się do rozmowy Peter, który od samego początku przysłuchiwał się toczącej się dyskusji z żywym zainteresowaniem. - Mości Doranie… Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że ten człowiek jest szlachcicem i to nie byle jakim! Toć syn magnata, całkiem wpływowego w Wissenlandzie. Chcesz dokonać na kimś tak wysoko postawionym egzekucji i to jeszcze na imperialnej ziemi, gdzie inne prawo ustanowiono? To może mieć dyplomatyczne konsekwencje, szczególnie jeśli jego ojciec wniesie pozew.
- Karl niewątpliwie jest szują, ale nie jest kultystą, a jedynie szpiegiem, który postępem wykradł księgę - dodał kilka słów od siebie Durak, który również stał obok. - Nikt go nie zapytał o jego wersję wydarzeń. Zhańbił też i mnie swoją podstępną postawą. Odpowiada on za uszczerbek na moim honorze, który spłacić mogę tylko w jeden sposób. Nim się to jednak stanie, żądam, aby dołączył on do mnie i szukał odkupienia swoich win w boju u mojego boku. Na brodę Grungiego, dopilnuję by tak się stało!
- Dość! - Uniósł się Doran Gromowładny. - Wasze argumenty są przekonywujące, ale mam rozkaz i nie zaryzykuję potencjalnej utraty stanowiska i honoru dla jakiegoś padalca. Egzekucję każę wykonać, słowo już padło.
- W takim razie pozwól sobie pomóc, bo i to rozwiązanie może postawić ciebie w niewygodnej sytuacji - zbliżył się do niego Peter i ściszył głos, tak iż teraz niemalże szeptał.
- Zmień formę egzekucji. Nie powinieneś mieć z tego powodu żadnych problemów, a załagodzisz potencjalny gniew wissenladzkiego ambasadora, który siedzi w kieszeniach takich ludzi jak Lehmanowie. Stos zarezerwowany jest dla heretyków, ale tylko z pospólstwa. Imperialnej szlachcie ścina się głowy i inna forma egzekucji jest obrazą dla ich majestatu. Kiedy już to uczynisz - uczynił wymowny ruch palcem po szyi - wyślij dyplomatyczną notę do ambasadora, informując dokładnie o przebiegu i powodach egzekucji, aby nie dać politycznym wrogom oręża przeciw tobie i Karak Hirn - kontynuował Peter żywo gestykulując i starając się dobierać jak najstosowniej słowa, aby móc przekonać do swojego zdania upartego krasnoluda. - Mam jeszcze jedną prośbę. Trochę bardziej osobistą, ale tobie też powinna być na rękę. Zetnijcie Karla poza Scharmbeck; unikniemy w ten sposób niepotrzebnej awantury, a mnie się może uda dogadać z seniorem rodu i coś ugrać dla nas. Nic na tym nie stracisz, a jednocześnie przysłużysz mi się w dalszych negocjacjach z nim. Niech na razie wie o areszcie syna i niech to mu wystarcza…
Doran z zadartą miną wysłuchał słów Petera, długo później myśląc nad jego argumentami, próbując doszukać się w ich sensie jakichkolwiek luk. W końcu jednak dał za wygraną i zgodził się na warunki cenionego w Karak Hirn kupca.
- Ma to sens. Tak zatem uczynię, licząc, że mówisz prawdę. Masz dobrą reputację, więc nie śmiem wątpić inaczej - odpowiedział mu sędziwy krasnolud, po czym nakazał swoim gwardzistom skucie Karla Lehmana i zaciągnięcie go na wóz, do którego go później przywiązano i nie spuszczano już z oka.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline