Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2018, 20:45   #137
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
W czasie marszu przez rejon, w którym toczyli wcześniej walki z Granicznymi, a teraz niepodzielnie panował trupi zaduch Detlef był bardziej milczący i ponury, niż zwykle. Zdawało się, że brodacz rozmyśla nad jakimś problemem i wyniki owych przemyśleń wcale a wcale mu się nie podobają. Krasnolud nie był jednak na tyle zamyślony, aby nie zauważyć, że część oddziału nie zniosła najlepiej świadomości, że gdzieś w pobliżu zalegają nie pochowane ciała kilku setek najemników z Księstw Granicznych i żołnierzy broniących Wissenlandu. Co poniektórym twarze naszły taką zielenią, że mało brakowało, a wrodzona niechęć kazałaby mu przywalić w łeb obuchem. A potem poprawić raz i drugi. Cóż poradzić, jak ma się alergię na wszystko, co zielone.

Nastroje pogorszyły się jeszcze bardziej, gdy moczymorda zaraportował ślady kanibali widoczne na ludzkich szczątkach. Co prawda Detlef wcale nie był pewien, czy słowa tego łapserdaka mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, czy też przeżarty okowitą i oparami zielska łeb szeregowego Frietza podsuwa mu wizje będące odbiciem jego wyniszczonego nałogiem umysłu. Nie ulegało wątpliwości, że Oleg nagrabił sobie u brodacza, a ten, jak przystało na krasnoluda, nie miał w zwyczaju szybko zapominać o urazie.

Gdy dzień miał się ku końcowi zarządzono przygotowanie obozowska. Sierżant, jak zwykle swoim zwyczajem zaskakując rozmówcę tak, że ten nie wiedział nawet jak odpowiedzieć, zapytał Galeba, czy aby z Detlefem nie zabezpieczą ładunku i nie zadbają o bezpieczeństwo obozu, choć chwilę wcześniej zgodził się, aby kowal run ruszył ich śladem i pozacierał ślady. Nie zamierzał jednak dyskutować, więc podszedł do czworonożnych bydląt i rozwiązując sznury mocujące pakunki po kolei pozdejmował je z ich grzbietów. Być może nawet któryś zwierz był mu za to wdzięczny, ale Detlef głęboko w rzyci miał przyglądanie się wyszczerzonym i paskudnie żółtym końskim zębiskom, stąd dokończył robotę i czym prędzej oddalił się od śmierdzących stajnią poczwar.

Same toboły zostawił na ziemi - w końcu każdy znajdzie swój i się nim zajmie, a te wspólne mogą leżeć tam, gdzie leżą - przecież nigdzie sobie stąd nie pójdą, co nie?

W międzyczasie przez chwilę rozgorzała dyskusja o zacieraniu śladów, podrzucaniu fałszywych tropów i szukania miejsc dobrych do obrony. Tym razem, zgodnie z wcześniejszym postanowieniem, postanowił nie wtrącać się i nie sugerować, że nawet nie wiedzą, czy ktoś idzie ich śladem, a będą tracić czas na jego zacieranie. Na swój użytek wykoncypował, że jutro ruszą dalej i ponownie zostawią wyraźny ślad - przynajmniej tak sugerowały wypowiedzi tych, którzy wydawali znać się choć trochę na temacie. Natomiast pomysł dalszej drogi z ogonem maskującym ich ślady był doprawdy przedni - tempo marszu spadnie jeszcze o połowę, dogoni ich nawet grobi bez nóg i każdy większy ślimak, więc już lepiej byłoby po prostu wrócić do Nuln i dać się powiesić za niewykonanie rozkazu. Bliski był zaproponowania, że weźmie te pierdolone szkapy i poprowadzi gdzieś w pizdu na południe, a gdy ewentualna pogoń pójdzie za nim, to reszta będzie chociaż miała cień szansy na wykonanie zadania. Bez tej całej jebanej stajni i dorosłych chłopów obwieszonych ekwipunkiem niczym obwoźni handlarze starzyzną, stękających przy każdym pierdolonym kroku.

Thorvaldsson był bliski wybuchu, ale opanował narastające wzburzenie i poszedł poćwiczyć rzuty toporkami do celu. Dobrze naostrzone, wąskie i wyważone ostrza wchodziły w na wpół przegniły pniak zwalonego drzewa naprawdę głęboko, a zacięta mina brodacza odstraszała potencjalnych natrętów.

Gdy się zmęczył, wrócił bliżej paleniska, dopytał o plan wart, które mieli ustalić Leo z Diukiem, po czym rozbił namiot i wpełzł do niego nie gadając już z nikim. Zasypiał z głową na płaszczu przykrywającym jego skrzynkę z ładunkami, naładowanym samopałem i toporem gotowym do użycia. Miał też pod ręką dwie niespodzianki w postaci ładunku zapalającego i przeciwpiechotnego, tak na wszelki wypadek. Choć dotąd nie spotkali tutaj żadnego zagrożenia, spał w skórzni i w butach. Te ostatnie, wykonane naprawdę porządnie, były tak wygodne, że szybko zapomniał o żalu po swojej poprzedniej parze buciorów.

Wkurwiony na wszystko i wszystkich zasnął niemal od razu.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline