|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-09-2018, 11:14 | #131 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 05-09-2018 o 11:36. |
05-09-2018, 19:27 | #132 |
Reputacja: 1 | - Oleg zdecydowanie lepiej sobie poradzi z tymi śladami. - przytaknął Galeb. Runiarzowi została oddana w pewien sposób do dyspozycji kadra dowódcza. Sierżant nie powiedział co sam będzie robić, ale widząc, że zajmuje się gołębiami można było zakładać pomoc przy rozbijaniu obozowiska. Na Detlefie zaś po prostu można było polegać. Krasnolud jeszcze podszedł do Berta zanim ten poszedł ze s i zapytał. - Coś tam przebąkiwali, że byliście tu wcześniej i że łaziłeś po tych wzgórzach. - mruknął do niziołka - Widziałeś może jakieś dobre miejsce na postój w najbliższej okolicy? Zagłębienie, kawałek płaskiego terenu lub coś? Zawsze warto było korzystać z wiedzy innych, lecz ostatecznie Galeb pozostawił kwestię wybrania miejsca swojemu osądowi, na podstawie tego co wiedział Bert i tego co widział w okolicy. Ostatecznie wybrał wgłębienie we wzgórzu, dzięki któremu śpiący byliby osłonięci z trzech stron przed wiatrem i niepożądanym wzrokiem. - Zaprowadzimy tam zwierzęta. - wskazał palcem miejsce - Zajmę się wykopaniem dołu, przygotowaniem paleniska i rozpaleniem ogniska. Detlef, Von Grunnenberg. Uprzątniecie teren obozowiska z badyli, kamulców i śmiecia, a potem rozładujcie bagaże ze zwierząt i je oporządźcie. Jakby z którymś były problemy, to niech sierżant się zmieni z Leo, widziałem, że sobie nieźle z nimi radzi. - Ja tu dowodzę a jak pamiętam zostałeś oddelegowany pod moją komendę. Więc następnym razem zastanów się nim to uczynisz. - burknął Gustaw, ale nie bawił się w dalsze upominanie krasnoluda i robił swoje. Krasnolud też nie miał zamiaru z dyskutować. Kilof który wyjął z juków tylko podkreślił jego stanowisko. Gdy sierżant i kapral omiatali teren i przerzucali pakunki on zaczął coś odmierzać. W końcu wbił kilof pod ścianą kotlinki. Rył w ziemi kopiąc dwa zagłębienia. Rył, dłubał, wybierał i czarował nad tymi dołkami, ale w końcu odsłonił swoje dzieło. Prymitywny, ale skuteczny piecyk. Ułożył patyki przywiane przez wiatr, zeschłą trawę, troszkę szczap i hubkę, które podpalił krzesiwem. Potem dołożył trochę drewien, aby się chociaż tliły w oczekiwaniu na powrót patrolu z chrustem. Doświadczenia z błądzenia po terytorium Króla Kazadora na coś się przydały. Krasnolud obszedł swoje dzieło z bliska i daleka, aby zobaczyć czy jego rozwiązanie się sprawdza. Dodał parę poprawek. Wolałby mieć do dyspozycji glinę i wodę, wtedy mógłby po prostu zrobić normalny piec, ale i tak to miało być rozwiązanie na jeden nocleg. A to był dopiero początek roboty. Trzeba było jeszcze założyć potykacz, rozbić namioty, rozścielić posłania. Galeb czuł się jak ryba w wodzie... tworzenie... było jego żywiołem. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 05-09-2018 o 21:53. |
06-09-2018, 00:45 | #133 |
Reputacja: 1 | Diuk zarzucił halabardę na ramię i spokojnym spacerowym tempem zaczął obchodzić teren obozowiska. Topher obserwował okolicę daleką i bliską. Nasłuchiwał dzwięków, sączył zapachy. Dla niewprawnego oka, wyglądał jak turysta na wycieczce, ale Karl cały czas był czujny. Graniczni, zombie, zwierzoludzie. Chuj jeden wie co czyha w krzakach.
__________________ Man-o'-War Część I |
06-09-2018, 01:08 | #134 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
06-09-2018, 19:48 | #135 |
Reputacja: 1 | Bert był niepocieszony, ostatnio chyba podpadł dowódcy. Nie posłano go na przód, chociaż ostatnio prowadził zwiad w tej okolicy. Wszyscy też zapomnieli że jest młodszym sierżantem i traktowali ciut tylko lepiej niż szeregowca. Dopiero Galeb zainteresował się jego doświadczeniem, co poprawiło humor niziołkowi. |
07-09-2018, 15:41 | #136 |
Reputacja: 1 | -No już, stój spokojnie- powiedział Walter, zaprowadziwszy zwierzę we wskazane miejsce. Później, po zostawieniu swego łuku w bazie, ruszył za Bertem na poszukiwanie chrustu. Co chwila schylał się, biorąc ze sobą kilka gałęzi. Szedł za niziołkiem, nie patrząc zbytnio w jakim idą kierunku... |
07-09-2018, 20:45 | #137 |
Reputacja: 1 | W czasie marszu przez rejon, w którym toczyli wcześniej walki z Granicznymi, a teraz niepodzielnie panował trupi zaduch Detlef był bardziej milczący i ponury, niż zwykle. Zdawało się, że brodacz rozmyśla nad jakimś problemem i wyniki owych przemyśleń wcale a wcale mu się nie podobają. Krasnolud nie był jednak na tyle zamyślony, aby nie zauważyć, że część oddziału nie zniosła najlepiej świadomości, że gdzieś w pobliżu zalegają nie pochowane ciała kilku setek najemników z Księstw Granicznych i żołnierzy broniących Wissenlandu. Co poniektórym twarze naszły taką zielenią, że mało brakowało, a wrodzona niechęć kazałaby mu przywalić w łeb obuchem. A potem poprawić raz i drugi. Cóż poradzić, jak ma się alergię na wszystko, co zielone. Nastroje pogorszyły się jeszcze bardziej, gdy moczymorda zaraportował ślady kanibali widoczne na ludzkich szczątkach. Co prawda Detlef wcale nie był pewien, czy słowa tego łapserdaka mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, czy też przeżarty okowitą i oparami zielska łeb szeregowego Frietza podsuwa mu wizje będące odbiciem jego wyniszczonego nałogiem umysłu. Nie ulegało wątpliwości, że Oleg nagrabił sobie u brodacza, a ten, jak przystało na krasnoluda, nie miał w zwyczaju szybko zapominać o urazie. Gdy dzień miał się ku końcowi zarządzono przygotowanie obozowska. Sierżant, jak zwykle swoim zwyczajem zaskakując rozmówcę tak, że ten nie wiedział nawet jak odpowiedzieć, zapytał Galeba, czy aby z Detlefem nie zabezpieczą ładunku i nie zadbają o bezpieczeństwo obozu, choć chwilę wcześniej zgodził się, aby kowal run ruszył ich śladem i pozacierał ślady. Nie zamierzał jednak dyskutować, więc podszedł do czworonożnych bydląt i rozwiązując sznury mocujące pakunki po kolei pozdejmował je z ich grzbietów. Być może nawet któryś zwierz był mu za to wdzięczny, ale Detlef głęboko w rzyci miał przyglądanie się wyszczerzonym i paskudnie żółtym końskim zębiskom, stąd dokończył robotę i czym prędzej oddalił się od śmierdzących stajnią poczwar. Same toboły zostawił na ziemi - w końcu każdy znajdzie swój i się nim zajmie, a te wspólne mogą leżeć tam, gdzie leżą - przecież nigdzie sobie stąd nie pójdą, co nie? W międzyczasie przez chwilę rozgorzała dyskusja o zacieraniu śladów, podrzucaniu fałszywych tropów i szukania miejsc dobrych do obrony. Tym razem, zgodnie z wcześniejszym postanowieniem, postanowił nie wtrącać się i nie sugerować, że nawet nie wiedzą, czy ktoś idzie ich śladem, a będą tracić czas na jego zacieranie. Na swój użytek wykoncypował, że jutro ruszą dalej i ponownie zostawią wyraźny ślad - przynajmniej tak sugerowały wypowiedzi tych, którzy wydawali znać się choć trochę na temacie. Natomiast pomysł dalszej drogi z ogonem maskującym ich ślady był doprawdy przedni - tempo marszu spadnie jeszcze o połowę, dogoni ich nawet grobi bez nóg i każdy większy ślimak, więc już lepiej byłoby po prostu wrócić do Nuln i dać się powiesić za niewykonanie rozkazu. Bliski był zaproponowania, że weźmie te pierdolone szkapy i poprowadzi gdzieś w pizdu na południe, a gdy ewentualna pogoń pójdzie za nim, to reszta będzie chociaż miała cień szansy na wykonanie zadania. Bez tej całej jebanej stajni i dorosłych chłopów obwieszonych ekwipunkiem niczym obwoźni handlarze starzyzną, stękających przy każdym pierdolonym kroku. Thorvaldsson był bliski wybuchu, ale opanował narastające wzburzenie i poszedł poćwiczyć rzuty toporkami do celu. Dobrze naostrzone, wąskie i wyważone ostrza wchodziły w na wpół przegniły pniak zwalonego drzewa naprawdę głęboko, a zacięta mina brodacza odstraszała potencjalnych natrętów. Gdy się zmęczył, wrócił bliżej paleniska, dopytał o plan wart, które mieli ustalić Leo z Diukiem, po czym rozbił namiot i wpełzł do niego nie gadając już z nikim. Zasypiał z głową na płaszczu przykrywającym jego skrzynkę z ładunkami, naładowanym samopałem i toporem gotowym do użycia. Miał też pod ręką dwie niespodzianki w postaci ładunku zapalającego i przeciwpiechotnego, tak na wszelki wypadek. Choć dotąd nie spotkali tutaj żadnego zagrożenia, spał w skórzni i w butach. Te ostatnie, wykonane naprawdę porządnie, były tak wygodne, że szybko zapomniał o żalu po swojej poprzedniej parze buciorów. Wkurwiony na wszystko i wszystkich zasnął niemal od razu.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
08-09-2018, 14:09 | #138 |
Reputacja: 1 | - Bez urazy, ale na co mnie czarodziej przy zacieraniu śladów? Będzie mi tylko przeszkadzał i jeszcze będę musiał po nim posprzątać na końcu. - Oleg starał się mówić na tyle cicho, by wspomniany czarodziej nie usłyszał jego słów. Nawet jeśli jako osoba nie wadziła Frietzowi to nadal był czarodziejem, a takim wie to każdy, nie wolno ufać bo to nie wiadomo co może się z nimi dziać. Prawda jest taka, że Oleg pojęcie o magii miał żadne, ale wolał podziwiać magiczne sztuczki z pewnej odległości. - Zatrę ślady do momentu w którym zbliżyliśmy się do rzeki i spróbuje je spreparować. Raczej nikt nie nabierze się, że ją przekroczyliśmy, ale może pomyśli, że w wodzie planowaliśmy zerwać trop za nami i się pogubi. - Będę stukał w menażki jakbym już po ciemku musiał wracać. - Powiedział głośniej, by wszyscy słyszeli. - Nie podziurawcie mnie bełtami jeśli łaska, to może jak coś dobrego przyniosę to się podzielę. Co prawda zapadał zmierzch, ale podczas zacierania tropu można wpaść przypadkiem, na dość obfite o tej porze roku, surowce. Oleg planował zebrać wszystko, co ma jakąkolwiek wartość zielarską lub kulinarną, ale nie skupiać się na poszukiwaniach. Posiadany zapas ziela dawał mu wewnętrzny spokój i pozwalał skupić się na ważniejszych rzeczach. Ostatnio edytowane przez Morel : 08-09-2018 o 14:20. |
08-09-2018, 16:22 | #139 |
Reputacja: 1 | Loftus nie musiał zajmować się kucem i był z tego powodu względnie zadowolony. W przeciwieństwie do wcześniejszego dnia, nie narzekał też na ból nóg. W przeciwieństwie do reszty nie maszerował całego dnia, a jechał wierzchem na koniu utkanym z cieni. Rumak był niczym smoła, cały czarny. Choć nie chwila, w przypadku konia mówi się chyba, że jest kary. Tak czy inaczej Lofrus pozostał z tyłu i co jakiś czas oglądał się za siebie spoglądając przez lunetę.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
09-09-2018, 13:13 | #140 |
Reputacja: 1 |
|