Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2018, 14:27   #34
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Reinmar, Ludo, Vitto - kuchnia

- Znam Cię... - Reinmar pochylił się nad opatrującym Kayana niziołkiem.
- Zwą Cię Kołodziej? Zszywałeś mnie już. Może mnie nie pamiętasz, ale ja tak. Mam pamięć do twarzy i nigdy nie zapominam kogoś, komu wiszę przysługę. Kroppenleben. Byłem zalany jak bela - Reinmar przybliżył twarz do twarzy niziołka, aby ten lepiej się przyjrzał
- Co robisz w tej parszywej dziurze? - zapytał zwadźca, spokojnie czekając, aż cyrulik zrobi swoją robotę przy khazadzie.

- Wciurności!– niziołek zajęty khazadem i swoim monologiem nie zauważył, że ktoś do niego podszedł. – Tak Kołodziej, chyba że widzieliście mojego wuja. Też Kołodziej tylko, że Niklaus. Choć czekajcie chwile, chyba Was poznaję. – Niziołek potarł zakrwawioną dłonią swój podbródek. – Na głodnego źle się myśli, ale macie rację przyjacielu. – Kołodziej uśmiechnął się życzliwie. – Kroppenleben, tamtejsi chcieli płacić mi futrami. A tu to z deszczu pod rynnę, miała być biesiada, jadło i napitek, a był zimny loszek. Jak nie gburowate krasnoludy, to zdradliwy gospodarz. – Ostatnie zdanie dodał zdecydowanie ciszej. – Zresztą wyskakuj z koszuli, rany pozszywam i mówcie Reina… Reynevan?. – niziołek patrzył mężczyznę szukając pomocy i imienia rozmówcy. – Co tu robicisz i co khazady nam szykują?
- Reinmar. Reinmar Kessel - powiedział zwadźca i zaczął zdejmować kirys -Kiedyś ratowałeś mi płuco po ciosie rapiera, dziś zdaje się łyknąłem dwie kulki z pistoletu. I chyba moje trzewia trzymają się na skórce, bo ten dryblas próbował przeciąć mnie na pół. O..tu - wskazał dwa miejsca postrzału, jedne na barku, drugie na udzie i rozległą ranę brzucha i jęknął z bólu, kiedy poluzował paski i zdjął blachę - Och...ale mnie dziabnął kutas jeden...Mam nadzieję, że jego kirys okaże się bardziej wytrzymały - popukał w blachę napierśnika świeżo zdjętą z zakapiora - Khazady...cóż, wdepnęliśmy tu po tę księgę. Nie wiedziałem, że mamy odbijać jakichś zakładników. Tym bardziej się cieszę, że w zdrowiu was widzę panie Kołodziej. A co zrobią z wami Khazady...tylko Sigmar raczy to wiedzieć. Nie nastawiałbym się na spolegliwość starszego ludu, bo ciążą na was zarzuty o współpracę z chaosem jak zdążyłem już się rozeznać. I choć nie wyglądacie na kultystów, radziłbym rozwagę w rozmowie z Khazadami - Reinmar poważnie spojrzał na niziołka
- Cholibka no tak Reinmar, to od tych zimnych lochów i braku strawy. Ale skoro płuco się wygoiło, to i teraz coś zaradzimy. – Ludo przyjrzał się ranie, po cmokał w powietrzu.
- Wciurności, aż dziw bierze że na nogach stoicie przyjacielu. Ale skoro stoicie, to i przejdziemy do kuchni. Tak coś łatwiej będzie wymyślić, żeby to opatrzyć ładnie i żeby Wam co w środku nie zgniło. Vitto! Vitto! – Medyk starał się zwrócić uwagę niedawno poznanego mężczyzny, a nim ten zwrócił uwagę na niziołka, to kontynuował.
- Źle mi się rozmawia z krasnoludami z Karak Hirn. Za niewinność i darmowe usługi w areszcie mnie trzymali. Nie ma w ich krwi ani krzty gościnności, ale współpraca z kultystami, to już łże pomówienia. Zresztą ten zwierzołak kazał do lochu nas wsadzić. - Kołodziej rozejrzał się po sali.

Vitto przebywający nadal w sali, w której rozegrała się walka stał w zamyśleniu patrząc jak dogasa ciało likantropa. Swego czasu w Altdorfie słyszał o takich dziwach, jednak nigdy nie był świadkiem by człowiek zamienił się w zwierze. Nagle głos niziołka wyrwał go z zamyślenia, spojrzał ku niemu.
- Vitto wybacz, odciągam Cię od spraw rodzinnych, ale wskaż gdzie tu kuchnia, opatrzyć to muszę, a gołymi rękami i narzędziami niewiele się zrobi. Tam też chwilowo khazady Kyana mogłyby przenieść nim co dalej się wymyśli. – Kołodziej starał się być uprzejmy, rozumiał że mężczyzna znalazł się w niezręcznej sytuacji i choć może wyklinał na swego ojca, to może mocno przeżywać ostatnie wydarzenia i wyrok jaki spadł na jego rodzinę.
- Marna ta moja rodzina, więc nic się nie dzieję, nigdy mnie nie lubili - odpowiedział na zaczepkę medyka - zresztą z wzajemnością. Do kuchni chcesz iść, daleko nie jest. - wskazał palcem na drzwi z których niedawno wybiegł z płonącą flaszką która rozbiła się o wilka. - Znajdzie się tam na pewno coś do zjedzenia. Helga piecze pyszne ciasteczka maślane, powinny być w skrzyni niedaleko paleniska. O ile te kanalie wszystkiego nie zeżarły - zerknął na truchła walające się po posadzce. - W lochach jest również winnica do której możemy się wybrać jak już nasycisz swój głód.
- Vincent, idziesz z nami? Organizujemy lazaret- zaproponował Reinmar.
Gdy zostali zaprowadzeni do kuchni, Ludo zabrał się do pracy z uśmiechem i okruszkami po ciasteczkach na twarzy. Był w swoim żywiole i to podwójnym, jedzonko i medycyna czego chcieć więcej!
- Wciórności mieliście rację, pyszności, choć rodzina to rodzina, ale spierać się nie będę. Za lochy jednak podziękuję, już jedna miała być pełna piwa. - Kołodziej mówił z deka niewyraźnie mając napchane policzki niczym wiewiórka, czy inny chomik.
- Reinmar siadajcie na stołku, a wspomnijcie jeszcze ta reszta nie krasnoludów, co tu się pojawiła to znacie ich?- Ludo zadał pytanie i zabrał się za czyszczenie ran i wyjęcie pocisków.

- Jasne. Część całkiem dobrze, część poznałem kilka dni temu. Ja tu nie jestem jednak nikim ważnym. Od tego są inni. Musisz rozmawiać z Peterem, albo z Katariną lub Astrid. Jak tu jestem przyjacielu, “żołnierzem fortuny” -zaśmiał się ironicznie a potem zobaczył, jak niziołek przygotowuje się do kolejnej “operacji” i jakoś dziwnie przycichł - Czekaj panie Kołodziej, gorzałki jakiejś trzeba znaleźć. Wy to ogarniecie, ja...cóż... - Reinmar pogmerał w jakichś kredensach i szafkach wyciągając jakąś podejrzanie wyglądającą butelczynę. Odkorkował, powąchał, lekko upił - Dobra, może być - mruknął i zasiadł na wskazanym stołku co jakiś czas “znieczulając” się trunkiem.
- Żaden tam panie, Ludo wystarczy. Zaboli, ale nic potem nie będzie, co najwyżej blizna dla późniejszych opowieści. Zresztą gdybym przypalał ranę albo stosował gorący olej to byłoby gorzej, ale ja znam inne metody! –Niziołek wiedział, że olejem polewano rany wychodząc z założenia, że tam, gdzie nie dotrze gorące żelazo, dotrze wrzący olej i „odtruje” ranę. Ale podczas swojej praktyki Ludo odkrył, że lepiej sprawdza się opatrzenie rany olejkiem różanym zmieszanym z terpentyną oraz żółtkiem jaj kurzych. Był z tego sposobu bardzo dumny, co było widoczne w jego zachowaniu. Na koniec opatrzył ranę opatrunkiem nasączonym alkoholem, tłumacząc, że:
- Dzięki temu rana nie ropieje i szybciej się goi.

- Sprawnie. Wiedziałem, że to ty. Ręka pewna jak wtedy. - Reinmar był blady, jakby wymięty i wzrok miał nieco rozbujany, ale pociągnął jeszcze kilka łyków aby mu się nieco widzenie naprostowało.
Vitto nietknięty w walce przypatrywał się sprawnemu opatrywaniu ran. - Co wy do cholery robiliście z Karlem - zapytał po chwili - i czemu ta elfka oraz człowiek w kapeluszu zostali przez krasnoludy zabrani?
Reinmar również nadstawił ucha, czekając na opowieść niziołka. Wyglądał na uczciwego
- Dziękuję, teraz tylko zmieniać opatrunki i będzie jak trzeba. – Ludo po zakończonej robocie przemył ręce w miednicy z wodą i zaczął przetrząsać kuchenne zapasy. – Ja to Karla poznałem później, jak i zresztą całą resztą nie licząc tego krasnoluda co mu rękę urwało. Gburowate khazady z miasta najpierw mnie w areszcie domowym uwięziły, choć nie najgorzej karmili, bestią z kopalni straszyli. – Kłodziej machnął ręką w geście lekceważenia. – A ten Karl z całą obstawą akurat do Khazid przybyli. Trochę ich połatałem i podczepiłem się pod grupę, co by trochę zarobić, a dalej cholibka to już poszło. Na Karla napadli jacyś hatifnatowie z jakimś kultem powiązani. Ostrza mieli zatrute chimierzycą. Cholibka paskudna sprawa, straszna śmierć jak broń nią zatruta, a i rana mała wystarczy. Karl miał szczęście bo byłem pod ręką, to go wyratowałem. A tamtą dwójkę, czyli Hans i Lilou to pewnie coś Kyan nagadał, bo mu przeszkodzili. Przybandzili mu siecią i uciekli, w sumie reszta pognała z nimi. Więc to albo za to, albo za to że się do siebie kleili. Wiecie khazady są strasznie ksenofobiczne. Choć Durak też chyba do niej oczy maślane robił i brodę czesał, ale ja z nimi za krótko podróżowałem żeby dokładnie to wyjaśnić. Wstawiłbym się za nimi, bo tu ich winy nie ma, ale mnie khazady nie wysłuchają, zawsze niziołka lekceważą i dalej za sprawę z brodą się pewnie gniewają. – Ludo westchnął zrezygnowany.
- Khazad, smalił cholewki do elfki? - Reinmar albo źle usłyszał, albo za mocno się znieczulił. Popatrzył jeszcze raz na butelkę, zastanawiając się, co na Sigmara właśnie popijał - wiele rzeczy już widziałem, ale nie khazada i elfkę. Widziałem tę Lilou. To zdaje się jedna z tych, co jej te parszywce trzymały nóż na grdyce? - Reinmar pokiwał głową - Ładna. Jak większość elfek, choć jak mi Sigmar świadkiem, mało ich w sumie widziałem. Ale to jest oksymoron co mówicie - żachnął się - to on nie ksenofob wcale. Mniejsza zresztą - machnął ręką - dlatego polityki nie lubię. Kulty jakoweś, plugastwa na ołtarzach. Panie Kołodziej...cóż mówić. Wpierdoliliście się za przeproszeniem waszym w niezłą pizdę, i nie wiem, czy dam radę was z tego wyciągnąć. Ale Sigmar świadkiem, wstawię się. Chociażby za te łatanie. - Reinmar był gotów odwdzięczyć się krasnoludom. Albo jakoś wpłynąć na szefową, by ona wpłynęła na khazady, bo miała większy posłuch
- A tam ciężko się wywiedzieć, kto do kogo i dlaczego. Czy jej każdy ojcem chciał być, czy kochankiem. Za krótko ja z nimi byłem, a Hans i Lilou to trochę skryci byli. – Ludo wzruszył ramionami. – Macie cholibka rację, ale khazady honorowe są, krzywdy im nie zrobiłem, Kyana opatrzyłem jak i Was, a w gorszym stanie był. Mi krzywda nie będzie, gorzej z resztą, ich szkoda. – Kołodziej zawyrokował przejętym głosem. - A nie słyszeliście nic od krasnoludów o mojej kuzynce? Daireann i człowieczce Lelianie? Tam na przeprawie robajorze zabili słowika, nic zrobić nie mogłem. Ale Dai i Leli wpadły w nurt rzeki, może gdzie do brzegu dopłynęły? – Ludo zapytał z nadzieją w głosie, słabo znał dziewczyny, ale szybko się zżywał i dobrze im życzył. W głębi brzucha wiedział, że zginęły, ale kto wie…
Reinmar pokręcił głową przecząco - Nic mi nie mówią te imiona. Przykro mi. Zresztą ostatnio nie przekraczałem żadnej rzeki a i plotkami jakoś nie było czasu się zajmować. Przybyłem tu jako ochroniarz i widzicie, gdzie mnie to zaprowadziło. Jeśli byli z tymi kultystami na dziedzińcu… - Reinmar zawiesił głos na moment “To nie żyją. Nikt tam nie ocalał”
- Ale jeśli nie, może gdzieś są, a tylko się pogubiliście. Pogranicze obszerne, łatwo się zgubić i jak się ktoś zechce zgubić, to i szybko go nie znajdziecie. Wiem z doświadczenia. Będzie dobrze. Sam znam khazadów i wiem, że honorowi są. Ale oporu bym nie stawiał - poradził Reinmar i wstał. Zachwiał się i przez chwilę wydawało się, że upadnie, ale po chwili nieco dłuższej pewnie przeszedł na próbę kilka kroków - Pora na mnie. Pani Katerina mnie pewnie szuka, a i w waszym interesie jest, abym z nią jak najszybciej pomówił - Reinmar ukłonił się lekko i wyszedł z kuchni - ale ta piwniczka to aktualna jest Panowie. A nie wypijcie aby wszystkiego - dodał na odchodnym uśmiechając się szelmowsko

- Ciekawe rzeczy gadasz - Vitto zwrócił się do niziołka. - mój brat, nigdy nie był kryształowy ale kultystą też nie był, a że dla dobra rodziny księgę chciałzdobyć to już inna sprawa. W zasadzie i tak na nic się zdała, trzeba mu było z tą całą krasnoludzką halastrą tu przyleźć i porządek zrobić. Słysząc zamieszanie wstał od stołu. - rozgość się, mój ojciec na to pozwala - po czym wyszedł na dziedziniec porozmawiać w sprawie Karla.
Kołodziej był wyraźnie zdziwiony. – Cholibka, to którędy przeszliście jak nie przez rzekę? A zresztą mniejsza z tym, jeszcze się pewnie zobaczymy. – Odpowiedział Reinmarowi, po czym nadstawił uszu bo zdawano mu się, że jest wołany. – Dzięki Vitto, chętnie bym z tej gościny skorzystał. Ale ktoś mnie z tej hałastry woła, pójdę ja z Wami zobaczyć o khazadom chodzi.- Ludo wyszedł z kuchni i skierował się wprost na dziedziniec, tam gdzie zorganizowano prowizoryczny punkt medyczny i lądowisko dla tej dziwacznej, aczkolwiek bardzo ciekawej, latającej machiny.

 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline