Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2018, 22:47   #287
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol zebrał ludzi, w każdym razie tych którzy byli na nogach przed głównym trapem swojego statku. Mandosi zdążyli go ochrzścić "Zbawienie", choć na burcie wciąż wypisane było "Pchła".

- Panowie... Najprawdopodobniej mamy towarzystwo. - powiedział ciężko - Będę z wami szczery, w tym... stanie nie mamy zbyt dużych szans na krycie się, tym bardziej z rannymi wymagającymi opieki. Obrona terenu też nam nie pójdzie, jeśli będziemy uziemieni to Czerwoni zwyczajnie nas otoczą i wystrzelają na pustym gruncie jak kaczki.- dodał zataczając ręką koło - Jedyną opcją jest atak. Musimy ich zmiażdżyć, przejąć ich zapasy, w tym medyczne, ich paliwo i spieprzyć z tej planety do najbliższego bezpiecznego systemu. Nie będzie łatwo. Możliwe że wszyscy padniemy. Ale padniemy walcząc. Ktoś jest przeciw? - spytał.
Nikt nie podniósł ręki, kilku tylko spojrzało po sobie, po czym każdy z nich sięgnął po broń i rozległ się szczęk sprawdzanych magazynków.

- Plan jest prosty. Atakujemy z trzech stron, ja i jeden chętny wezmę jedną, reszta niech się podzieli po pół. Zaatakuję jako pierwszy, postaram się wejść blisko, zacznę granatem. Jak się skupią na wybuchu wy atakujecie od tyłu. Jeśli los będzie łaskawy nie połapią się nawet co się stało. - to mówiąc rysował w miękkiej ziemi torfowiska schemat. - Jeśli krótka wymiana ognia, powiedzmy po magazynku, nie da nam przewagi cofamy się w dżunglę, zdecydowanie, lecz nie za szybko. Chcemy żeby za nami poszli, znamy ciut lepiej teren. Wtedy taktyka partyzantki, staramy się ich przetrzebić, a przede wszystkim wprowadzić wśród nich strach i zamęt. Jeśli się cofną, dajemy im nieco czasu na odpoczynek i powtarzamy akcję. Jeśli padnę dowodzenie przejmuje Rhutunk. Sprawdźcie czy wszyscy jesteśmy na jednym kanale, spytajcie czy ktoś z martwych nie podzieli się sprzętem i jazda. - po wydaniu rozkazów sam sprawdził swój ekwipunek. Zdjął z pleców karabin i podał go Rhutunkowi, odpiął od pasa magazynki i rozdał tym którzy zgłosili braki amunicji.
- Z rozjebaną ręką go nie utrzymam. - wyjaśnił wzruszając ramionami - Blaster i wibroostrze muszą mi dziś starczyć.

Mandosi rozbiegli się zgodnie z instrukcjami arkanianina po okolicznych krzakach, zajmując dobre pozycje strzeleckie. Rhutunk przyjął karabin i przewiesił go sobie przez ramię, zasalutował i podążył z jedną z większych grup. Dowodzenie w drugiej z nich przejął młodszy sierżant Aegen Koth, zabrak. Sol z swoim jednym podkomendnym mieli zająć ostatnią pozycję, tak że każda z grup tworzyła jeden wierzchołek trójkąta równobocznego. Będą mieli idealnie uzupełniające się pola ostrzału.
I właśnie wtedy usłyszeli warkot silników, a tuż po tym nad polanę nadleciał statek. Nie zdążyli się jeszcze rozstawić, sporo osób wciąż było na otwartym terenie.
- W dżunglę! - rzucił Sol do komunikatora i zerwał się do biegu, a raczej do szybkiego kuśtykania na które pozwalały mu rany. Wolną ręką uruchomił moduł maskujący. Musiał wejść w zieleń.

Wiszący nad nimi statek miał ich jak na talerzu. Choć mgła zasłaniała całą okolicę, to wystarczył podgląd termowizyjny, by ich wszystkich wystrzelać.
Jednak żaden strzał nie padł. Wszyscy Mandalorianie zdążyli dotrzeć na swoje pozycje.
Obca jednostka przesunęła się wprost nad Pchłę i ktoś wyskoczył na jej dach. Sol mógł mu się przyjrzeć dokładniej, bo ów pojedynczy żołnierz nie chował się tylko stanął na skraju okrętu nad kokpitem.
Nie mogło być pomyłki. W tym momencie w Galaktyce przebywała tylko jednak tak odpicowana jednostka HK-50.

Arkanianin odetchnął z ulgą.
- Nie strzelać. To nasi. - rzucił na komunikatorach i wyłączył pole maskujące. Ruszył w kierunku statku.
- Nie spodziewałem się was! - krzyknął połowicznie do droida, a połowicznie do statku ponad nimi - Ale powiem szczerze że dobrze was widzieć! - dodał i pomachał do kokpitu, w którym zapewne siedziała Emily.

HK-50 wpatrywał się w niego przez chwilę, po której lekki frachtowiec typu XS powoli obniżał pułap by wylądować gładko tuż obok uziemionej Pchły.

- Cześć HK. - rzucił droidowi i podszedł do jeszcze nie spuszczonej rampy prowadzącej na Nefarena. - Panowie, możecie wyjść z krzaków. Statek należy do Emily Hayes, najlepszego pilota jakiego nosiła galaktyka. - poinformował swoich podkomendnych i czekał aż rzeczona pojawi się na trapie.

Rampa wreszcie zaczęła się opuszczać i zeszła po niej właścicielka statku.
[media]https://img00.deviantart.net/c6fb/i/2016/113/1/b/anne_falcon_by_vashperado-d9zy7i4.jpg[/media]

- Zhar-kan, szybko musimy... Och, - teraz dopiero zauważyła w jakim stanie był. Rozejrzała się po reszcie Mandalorian wychodzących zza linii drzew. Dwa razy im nie trzeba było powtarzać, zresztą niektórzy z nich mogli kojarzyć Nilusa z jego wizyt na Dxun. - Och, powiedzieli mi że wracacie z jakiejś misji, ale nie sądziłam, że aż tak was pokiereszowali!
HK-50 zeskoczył z drugiego statku i stanął tuż za swoją właścicielką.
- Stwierdzenie: Oni są już jedną stopą w grobie, na nic nam się nie przydadzą. Westchnięcie: Worki mięsa są tak niedoskonałe...
Młoda Hayes puściła jego słowa mimo uszu.
- Dostałam informację od Mandalore'a, że tutaj was znajdę. Potrzebuję przeprowadzić szturm w dwóch kierunkach, dlatego potrzebuję drugiej drużyny uderzeniowej. Czy choć część z was będzie się do tego nadawać? - zapytała bez ogródek.
Mandalorianie patrzyli po sobie zaskoczeni, sądzili raczej, że przyleciała im na ratunek, a nie żeby zabrać ich na kolejną akcję. Rhutunk zdjął hełm i splunął.
- W pełni, powiedzmy to formy, jest nas może siedmiu. Nawet Cisza leci na stymulantach, nie wiem czy tyle ci wystarczy.
- Jak masz nadmiar kolto na pokładzie to można zrobić mini wanienkę i wsadzę do niej bark. Będzie cholernie niewygodnie, ale powinno mnie połatać. - wtrącił krótko wymieniony.
- Okej, to ci co są w najlepszym stanie niech się ładują na Nilusa - wskazała kciukiem za siebie. - Trochę kolto się znajdzie - odpowiedziała Zhar-kanowi.
- A coś dla reszty chłopaków da radę zostawić? - dopytal Rhutunk.
- Tak, mam trochę zapasowych medpakietów i żarcia chemio-termicznego. Zostawię to co mogę.
- Ok, dzięki. W takim razie Kuda, Samoo, Peenx, Varad, Joroe i Ekarro - wyliczał a wymienieni wychodzili naprzód - Zbierać każdy amunicji ile może od reszty i pakować się na XSa. Utt'sor i Delagae wejdźcie też, zabierzecie medpakiety i zapas żarcia. Dowodzenie przejmujesz ty Delagae - zwrócił się do niewysokiej kobiety. - Dotrwajcie do czasu aż przylecą po was z Dxun.

Sol nie wtrącał się w decyzje Rhutunka, w końcu ten znał ludzi lepiej. Jakby nie patrzeć arkanianin poza tą misją nigdy z nimi nie współpracował. Zasalutował wszystkim tym którzy zostawali i ruszył do środka XS'a.
- Jak widzisz zdobyłem statek i nawet go nie zdezelowałem przy lądowaniu. - zagadał Emily po drodze - Jak coś to jest twój jak już padnę. - dodał.
Na tą wzmiankę dziewczyna, czy raczej już młoda kobieta spojrzała na Pchłę. - Hmm, ten modele miały bardzo niepraktyczny interfejs, instalowano tam często droidy jako wsparcie pilota... Wyciągnięcie go stąd będzie dużo kosztować... Pomyśli się później. Szybko czas nas goni. Zhar-kan idź do warsztatu, zrobiłam tam kącik medyczny.
Wskoczyła na rampę i pobiegła do kokpitu. HK-50 spojrzał jeszcze na Sola.
- Ostrzeżenie: Nie próbuj się zbytnio spoufalać z moją panią, organiku. Opinia: Pochwalam twoje dążenie do doskonałości - jego głowa skierowała się w kierunku mechanicznych części ciała Sola.
I wszedł swoim sztywnym krokiem na pokład.

Sol westchnął tylko na słowa HK. Zdążył się już przyzwyczaić że ten ma wyjątkowe… Podejście co do dobra Emily. Zupełnie jakby ktoś mu zaprogramował niechęć do wszystkich mężczyzn. Poszedł za droidem i po chwili odbił w bok, do warsztatu.

[media]https://tord.mmo-fashion.com/wp-content/uploads/sites/7/2014/09/Spacers-Kolto-Tank_thumb.gif[/media]

Tam czekała na niego największa niespodzianka. Prawdziwa, pełnowymiarowa komora do kąpieli w kolto. Nie mógł się powstrzymać i aż gwizdnął podchodząc do aparatury. Powiedzenie że była “nowoczesna” oddawało rzeczywistość równie dobrze jak sformułowanie że świeca świeci się równie mocno jak słońce. Sprzęt był ewidentnie albo prototypem, albo modelem wypuszczonym z linii produkcyjnej nie dalej jak miesiąc temu.
Podekscytowany arkanianin z niemałym trudem rozebrał się i odczepił od siebie mechaniczne kończyny, rękę i nogę, które położył na blacie warsztatu. Podkicał do konsolety obsługującej aparaturę i wklepał w nie wszystkie wymagane dane, a ta usłużnie podpowiedziała mu że jeden standardowy dzień jest optymalnym czasem przebywania w kąpieli. Arkanianin wskoczył do kabiny, a ta wyczuwając że w środku jest pacjent samoczynnie się zamknęła. Z sufitu opadł ustnik, podobny do tych z których korzystali nurkowie.

Sol swoje w takich zbiornikach przebywał, wiedział więc czego oczekiwać. Zacisnął usta na ustniku i obwiązał głowę paskami, tak aby ten nie spadł w czasie snu. Komora momentalnie zaczęła się napełniać i już po chwili unosił się w gęstej, noszącej ukojenie cieczy. Cisza uśmiechnął się błogo, zamknął oczy i odpłynął.
 
Zaalaos jest offline