Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2018, 22:23   #281
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na tej imprezie Laurie nie wyglądała na Jedi. Ubrana w długą granatową suknię i srebrne buty na wysokim obcasie, z bransoletami z platyny na nadgarstkach. Zdecydowanie preferowała modne i gustowne, dobrze skrojone stroje ponad powłóczyste biało-beżowe szaty, z którymi byli tak bardzo kojarzeniu użytkownicy Mocy. Ale ten zabieg miał swoje dodatkowe plusy. Hayes już jakiś czas temu zauważyła, że atrybuty Jedi takie jak właśnie toga sprawiały, że tworzyła się ta niewidzialna bariera w relacjach. Kiedy była ubrana "normalniej" osoby w otoczeniu lepiej akceptowały i chętniej wchodziły w rozmowę. Dziś miała skłonić do mówienia emerytowanego admirała. Szukała sposobu na to i okazji, a ta nadarzyła się, gdy Rayes Forfanson odłączył się od grupy osób, z którymi do tej pory rozmawiał, by najwyraźniej odpocząć od tematu, nad którym tamci się rozwodzili. Skupiła się więc na mocy, by nie zwracając na siebie uwagi innych, zbliżyć się do zapatrzonego w eksponat siwego mężczyzny.

-Panie admirale Forfanson - odezwała się przyjemnym dla ucha głosem, zrzucając ze swojej sylwetki zasłonę Mocy. - Czy zechciałby pan wyrazić swoją opinię o eksponatach w muzeum? Szczerze przyznam, że moim osobiście ulubionym jest replika pancerza Mandalora, z wojen mandaloriańskich
Mężczyzna aż zamrugał z zaskoczenia, jakby niedowierzając swoim oczom. Chwilę wpatrywał się w nią, jakby próbując sobie przypomnieć kim jest, ale głęboko zakorzeniona w nim etykieta przeważyła i odpowiedział:
- Ciekawa, choć mogli darować sobie ten ślad po mieczu świetlnym. Przecież nie ostał się żaden świadek tamtej walki… - zrobił kwaśną minę. - Przepraszam bardzo, ale nie mogę sobie Pani godności przypomnieć, mój stary umysł płata mi już figle - podał standardową wymówkę.

- Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać - odpowiedziała mu tonem, jakby nie chciała by się obwiniał za nie kojarzenie jej osoby. - Nazywam się Laurienn Hayes - przedstawiła się.
- Pani jest… - mężczyzna zmarszczył brwi, jakby szukając jej imienia w swojej pamięci. - Hmmm… - sapnął. - Pani jest… - powtórzył się - żoną… tego Jedi? Pani też jest Jedi! - żachnął się i zrobił krok w tył.
Pomimo jego zachowania blondynka nie straciła ciepłego uśmiechu.
- Zgadza się, mój mąż pełni funkcję Wielkiego Mistrza w Akademii Jedi - powiedziała spokojnym tonem. - I tak, ja również jestem wrażliwa na Moc - dodała. - Proszę się nie obawiać. Ja nie gryzę - stwierdziła na koniec.
Stary admirał oddychał ciężko, jakby był po długim biegu. W końcu jednak się opanował.
- Po prostu… zaskoczyła mnie pani. Czego Jedi tutaj szukają? Swojej dawnej wojennej chwały? - spojrzał jeszcze raz na replikę pancerza Mandalora, ale tym razem zupełnie inaczej niż wcześniej.

Choć reakcja weteran wielu bitew bardzo rozbawiła Laurienn to nie dawała tego po sobie poznać. Ten czas spędzony pośród Czerwonych sprawił, że do perfekcji opanowała okazywanie tylko tego co chciała.
- Każde z nas służy Republice w taki sposób w jaki najlepiej potrafi wykorzystać swoje talenty - odparła nie okazując najmniejszych oznak by jego słowa ją uraziły. - Ze wszystkich sił Republiki, chcąc czy też nie, Jedi przeszli najdalej idące... restrukturyzacje - dodała, a jej osoba zdawała się być żywym przykładem na to.

- Nie da się ukryć - przytaknął. - Wcześniej małżeństwa Jedi były nie do pomyślenia. Czyli teraz pozwalacie sobie na znacznie więcej?
- Zdecydowanie - skinęła głową, a na jej twarzy pojawiło się zadowolenie. Zaczęła wpływać na Moc, by osłona otoczyła ją i jej rozmówcę, żeby nikt im nie przeszkadzał. - Błędy można popełniać, to żadna ujma. Lecz nie uczenie się na błędach jest już karygodne. Dlatego też obecne pokolenie Jedi jest już inne. Powiem panu szczerze, że gdyby nadal obowiązywały zasady jakie panowały w zakonie to nigdy bym nie chciała do niego dołączyć - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
Na jego twarzy pojawiło się zdumienie.
- Ale… Czy teraz przez to nie macie dostatecznej kontroli… To znaczy… - przez chwilę brakowało mu słów. - Uważam, że poprzednia Rada Jedi była zbyt miękka, zbyt łatwo odpuścili tym młodym, którzy zignorowali ich polecenia. Gdyby trzymali ich krótko, to nie doszłoby do drugiej wojny, zaraz po pierwszej.

- Poprzednia rada wykazywała się sporą dozą ignorancji - odparła na jego słowa, ale nie było w jej wypowiedzi złości, jedynie chłodna ocena. - Czy próbował pan kiedyś zmuszać swoich żołnierzy do całkowitego zaprzestania okazywania emocji? - zadała retoryczne pytanie. Bo od razu kontynuowała swoją wypowiedź. - Nad emocjami należy uczyć się panować, a Zakon zwyczajnie ignorował ich istnienie. Chyba nie muszę wspominać co się dzieje w głowach dorastających osób, którym wmawia się, że nie mają prawa czuć tego co czują - westchnęła ciężko. - Dodajmy do tego zaawansowane szkolenie bojowe i mamy mieszankę bardzo niestabilną i wybuchową.
- Dokładnie tak! Zupełnie nad tym nie panowali, a wmawiali coś zupełnie innego - aż poczerwieniał z emocji, ale spojrzał na Laurienn odrobinę łaskawszym okiem. - Trzeba było nam tą walkę zostawić, a byśmy sobie poradzili w końcu.

- To była banda nastolatków, którą ich opiekunowi ignorowali - powiedziała. - Nie mi się o tym wypowiadać znam jedynie zapisy z archiwów. Pochodzę z Korelli, a na niej nie odczuwało się wojen. Może poza tym, że więcej rąk do pracy przy budowie i obsłudze statków potrzebowano... - wzruszyła ramionami. Hayes zdecydowanie nie kryła swojego charakterystycznego akcentu. - Rozumiem jednak, że pana tamta wojna dotknęła osobiście. Przykro mi z powodu pana syna.
- Dawne dzieje, ale dobrze, że rozumiesz co oni uczynili - pokiwał głową. - Jak tam wam teraz idzie? Z tego co wiem, to niedużo was zostało - zdecydowanie admirał nie był przeciwnikiem Jedi, w jego głosie była teraz troska.

- Jest dobrze. Dziękuję za troskę. Stopniowo zmiększamy nabór na padawanów - odpowiedziała. - Nie śpieszymy się, bo wiadomo, że to w niczym nie pomaga. Działamy w granicy naszej wydolności operacyjnej. Z cienia zdecydowanie łatwiej nam się pracuje. Mocno działamy w temacie Czerwonego Krayta. Czy wiedział pan, że rozpracowanie jego założycieli należy do jednych z naszych osiągnięć?
- Nie wiedziałem, ale gratuluję. To ta banda piratów z Zewnętrznych Rubieży?
- Dokładnie ci sami - skinęła głową. - Kilku z nich straciło już głowy. Ale rozumie pan, że z nimi jak z gizkami, jeśli się nie wybije do ostatniej sztuki to się znów rozpanoszą.
- Tak, zawsze jakieś szumowiny w tych dzikich regionach będą obecne. A ci to chyba ostatnio za bardzo urośli.
- Też tak uważam - zgodziła się z nim. - Doszliśmy do punktu, w którym tylko flota republiki może osiągnąć sukces. Ale należy działać prędko.
- Umm… Chyba tak… - zawahał się, ale trudno mu teraz było zmienić tor, na który prowadziła ta rozmowa.

Uśmiech Laurie nieznacznie się powiększył. Była zadowolona z siebie, że przez te kilka miesięcy jakie ukrywała się w Akademii nie straciła swojego drygu do prowadzenia negocjacji. Teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej tych wyzwań brakowało. Zdecydowanie polityka była tematem, w którym czuła się jak ryba w wodzie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 03-09-2018, 20:43   #282
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Mustafar
Bolty najemników Czerwonego Krayta rozbijały się o tarcze frachtowca, który zajmował prawie całe lądowisko.
- Panie właścicielu, spada nam moc! - zaalarmował JK7, ale szybkie spojrzenie na kontrolki uspokoiły Zhar-kana, droid po prostu panikował. Nadal mieli ponad połowę baterii, a już startując nie była pełna.
Resztka pozostałych przy życiu Mandalorian szybko zbierała się na pokład po opuszczonych śluzach, nadal mocno odgryzając się przeciwnikowi. Chaos jaki panował w tym momencie w bitwie, działał na korzyść uciekających.
- Wszyscy! - krzyknął w końcu jeden z sierżantów, noszący pancerz tak bardzo osmalony, że ledwo przebijała się jego czerwona barwa.
Droid razem z Solem szarpnęli za odpowiednie dźwignie i poderwali frachtowiec do lotu. Po kilkunastu sekundach byli już kilkadziesiąt metrów wyżej, ciągle przyspieszając.
- Dawaj dawaj, leć na te koordynaty - wyciągnął mały datapad i pokazał dane. Zhar-kan szybko wprowadził je do systemu i odbili w wskazanym kierunku. - Nasz transport wdał się w potyczkę z ich Hammerheadem obstawy i chyba wyciągnął go w nadprzestrzeń. Powinniśmy mieć czysty skok. Takie przynajmniej były założenia. Kapitan Zyrion wiedział więcej, ale oberwał zaraz na starcie.
Rzeczywiście nie napotkali na swojej drodze żadnej przeszkody. Wyszli na czystą pozycję i po wprowadzeniu odpowiednich koordynatów wykonali skok.
Sierżant w osmolonym pancerzu odetchnął z ulgą.
- Szczerze mówiąc, myślałem że już po nas. Te, Cisza, skąd wytrzasnąłeś tą puszkę?

Układ Koreliański, przestrzeń kosmiczna, Mirial Stygian
Skok w nadprzestrzeni z odległej Ziost do sektora koreliańskiego położonego praktycznie w centrum galaktyki zajął im niecałe osiem dni. Mirialański pancernik posiadał nie tylko siłę ognia, ale można nim było nim ścigać najszybsze jednostki jakie latały w galaktyce. To był naprawdę wszechstronna maszyna wojenna.
Jon razem z Rohenem przyglądali się załadunkowi dwudziestu dwóch myśliwców gwiezdnych serii FTC-2.
[media]https://cdn3.dualshockers.com/wp-content/uploads/2013/12/swtor-ds1-670x355-constrain.jpg[/media]
Były to jednostki krótkiego zasięgu, ale dualnego użytku - gotowe do walki zarówno w przestrzeni kosmicznej jak i w atmosferze planety. Z nimi na pokładzie Stygian mógł podjąć każde wyzwanie.
- Nareszcie - westchnął Morlan. - Niech piloci zaczną testy sprzętu, za sześć dni będą mogli się wykazać. Wykonać - poinstruował nowo mianowanego dowódcę eskadry, który zasalutował i odszedł zostawiając ich samych.
- Pora i na nas - zwrócił się do Baelisha. - Chodź, przedstawię ci co wymyśliłem na podstawie najnowszych raportów.

Ruszyli z powrotem do sali odpraw położnej pod mostkiem. Przez te osiem dni podróży, Rohen większość czasu spędzał w swojej kajucie. Z racji tego, że kwatera Jona była w zupełnie innej części statku nie mógł on nawet spróbować wyczuć co takiego Morlan robi. Na głowie Jona nadal pozostało sklecenie odpowiedzi dla Mistrza Randa, dlaczego jeszcze nie zameldowali sie obaj z powrotem na Coruscant.

- Okej - zaczął Rohen, gdy się rozsiedli wygodnie pod wyświetlaną nad nimi mapą galaktyki - naszym celem jest układ Malastare i planeta o tej nazwie. Po niepowodzeniach na Seswennie Krayt odpuścił wsparcie ich w rywalizacji z Eriadu i swój nacisk na bogaty Sullust wywierają właśnie z położonego nieco dalej Malastare. Statki muszą pokonywać sporą odległość i z tego względu ograniczają uzbrojenie na rzecz paliwa. Atak w odpowiednim momencie na powracające na Malastare okręty będzie jak cios mieczem świetlnym w odsłonięty bok Gamoreanina!

Coruscant, Akademia Jedi
Szła przez ogromny korytarz główny z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Admirał wpadł w jej sidła jak bezbronna Gizka. na koniec rozmowy był przekonany, że atak wyprzedzający na Czerwonego Krayta jest jego osobistym pomysłem, który trzeba na szybko wprowadzić w ruch, a Jedi koniecznie muszą w tym flocie Admirała Onasiego pomóc!
Nagle coś mignęło jej pomiędzy kolumnami. Odwróciła głowę, ale musiało to być jedynie przywidzenie.
Chwilę później była już przy turbowindzie i wjechała nią na wyższe piętra. Tam przeszła przez korytarz części wspólnej. Było pusto, o tej porze większość padawanów już spała. Najstarsi pewnie jeszcze czytali ostatnie teksty zadane przez nią na jutrzejszą lekcję, ale robili to w swoich pokojach.
Laurienn skierowała się do gabinetu Micala - czas ich gonił i nie mogli sobie pozwolić na podsumowanie jej zadania dopiero następnego dnia. W pokoju okazała się czekać na nią tylko krótka notatka na datapadzie - czekamy w pokoju Wielkiej Rady
Przez chwilę się zawahała. Wiedziała, że Mistrzowie korzystali z tamtej sali gdy chcieli się dłużej naradzić w całym swoim gronie, ale po raz pierwszy ją samą tam zaprosili.

Wróciła na korytarz, stamtąd prosto do turbowindy prowadzącej na sam szczyt całej Akademii. Poczuła lekką tremę. Ostatni raz była tutaj jeszcze jako świeża padawan, zwiedzając po prostu cały gmach Akademii.
Wkroczyła do środka przez uchylone drzwi.
[media]https://mrwonko.de/jk3files/screenshots/4b3a4c18ff9bc87bb378f7ba1a5cf33a1925d978.jpg[/media]
Mistrzowie byli prawie w komplecie. Atton, Brianna, Visas, Yuthura… Brakowało właśnie tylko Micala.
- Witaj Hayes - przywitał ją mistrz Rand, który musiał dopiero niedawno wrócić z jednej ze swoich niekończących się misji. - Usiądź prosze - wskazał jej miejsce po prawej stronie Yuthury.
Panowało milczenie, które trudno było przerwać. Atton był bardzo mocno zamyślony, z nieobecnym spojrzeniem wbitym w podłogę. Visas medytowała, Yuthura przygryzała nerwowo wargi - musiała pamiętać to miejsce pełne poprzednich mistrzów Jedi z Zakonu. Brianna ziewała otwarcie i przecierała co chwila twarz.
Po kilku minutach dołączył do nich sam Wielki Mistrz.
- Przepraszam za spóźnienie - usiadł w fotelu. Laurienn zauważyła, że miał na barku ślady po niemowlęcej ślinie. Musiał nie zauważyć i nie wytarł tego. - Zacznijmy, żeby nie przedłużać. Laurienn, proszę zacznij od tego co udało ci się załatwić z admirałem Forfansonem.

Orbita nad Dagobah
- Szefie, właśnie skończyło się nam paliwo - oznajmił JK7. - Gdybym dostał wypełnioną ankietę to bym lepiej zaplanował trasę, łącznie z przystankami na tankowanie - dodał po cichu.
Sol nie przejmował się jego gderaniem zbytnio. Rhutunk Wed, sierżant w niebieskim pancerzu, wysłał już prośbę o odbiór ich z tego miejsca. Pozostało czekać na ratunek. W ostateczności mogli się rozbić na planecie pod nimi, gdzie wodę by znaleźli, a na jedzenie zapolowali.
- Powtórzę się, ale nie wierzę, że wyszliśmy z tego cało. Byłem gotów tam położyć głowę - westchnął ściągając hełm. Jego łysą głowę pokrywał tatuaż w mando’a o treści “bez odwrotu”. - Powiem szczerze, że byłem bardzo przeciwko temu, żeby Mandalore tak ci ufał… Myliłem się. Dzięki, że po nas wróciłeś - wyciągnął do niego rękę.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 05-09-2018, 23:20   #283
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Nie ma sprawy. - odparł Arkanianin krótko potrząsając prawicę Rhutunka - Sam miałem na początku wątpliwości co do naszej... współpracy, ale teraz jest to dla mnie honor służyć z wami. - dodał i obrócił się do droida - A ty się tak nie martw, zanim po nas przylecą trochę minie, a w tym czasie wypełnię tą twoją ankietę. - obiecał potrząsając przy tym datapadem.
JK7 nie odpowiedział. Tkwił nieruchomo pochylony nad konsoletą frachtowca. Brakło mu zasilania, albo sam się odłączył by je oszczędzić, trudno było to określić w tej chwili.
- O tej akcji będą krążyć legendy... O ile będzie kto miał o tym wspominać. Czerwoni multiplikują się jak nie przymierzając gizki, jest ich wszędzie coraz więcej.
- Tia, gdyby republika ruszyła dupsko na początku to dawno byłoby po problemie. Ale ten moloch zapada się sam pod ciężarem własnej biurokracji, żeby ruszyć jeden statek trzeba u nich pięciu lat debat w senacie. - arkanianin westchnął lekko - Ale liczę na to że śmierć Schuriga nimi wstrząśnie. Wszyscy kozaczą póki są nietykalni, ale kiedy jedna z szych nagle pada mogą zacząć dezerterować. Przynajmniej ta część którą nie jest pod Sladkiem. Wielki skurwysyn i trzyma wszystko żelazną ręką.
- Nie miałem okazji się z nim spotkać, ale Ditya'ra miał okazję z nim działać. Hej Ditya! - wstał i wychylił się do korytarza. - Podejdź na chwilę!
- Sierżancie... Ditya'ra już nie odpowie - odezwał się ktoś gardłowo, widać że nie tylko ludzie byli Mandalorianami - Przestał oddychać pół godziny temu.
- Hmm... Szkoda - westchnął Wed.

Zhar-kan nic nie powiedział, znał ból straty towarzyszy broni. Zamiast tego przyjrzał się leżącej pod nimi planecie. Niezbyt duża, cała pokryta roślinnością, z tego co podpowiedział mu komputer pokładowy pełna bagien i niezbyt przyjazna dla jakichkolwiek istot inteligentnych. Wojownik zapadł się głębiej w fotel i pomasował skronie. Zanim po nich przylecą mogą minąć tygodnie, a na pokładzie nie było zbyt dużo do jedzenia. Ot kilka racji żywnościowych, ale te mogły starczyć jednej osobie na kilka dni. Dla resztek oddziału? Najwyżej na śniadanie. Jeśli tak dalej pójdzie będą musieli gdzieś lądować. Zakładając że wcześniej nie padną systemy podtrzymywania życia z braku energii.
- Wyłączę sztuczną grawitację, aby zaoszczędzić energię. - zwrócił się do sierżanta - Poinformuj ludzi żeby przywiązywali tych którzy są nieprzytomni, i rannych niezdolnych do samodzielnego ruchu. Musimy też zacząć racjonować żywność. - stwierdził arkanianin - Nie wiadomo jak dużo czasu minie zanim po nas przylecą.

Oficer skinął Solowi głową i zabrał się za zabezpieczanie sprzętu, jak i personelu. Arkanianin wrócił do ankiety i westchnął delikatnie. Przynajmniej miał czym zająć myśli.

***

Pierwszy problem pojawił się już po dwóch standardowych dobach. Skończyła im się woda, mimo jej racjonowania, co dawało im jeszcze sześć, siedem dni, zanim zaczną zwyczajnie padać z odwodnienia. Ale to był czas jaki mogli mieć gdyby wszyscy byli u szczytu formy, a wielu mandalorian było rannych, bądź na granicy wstrząsu hipowolemicznego z utraty krwii. Mała powierzchnia która służyła resztce oddziału, to jest 27 osobom i kilku martwym, nie ułatwiała sprawy, wręcz przeciwnie, coraz częściej wybuchały kłótnie. Dlatego po piątej dobie wraz z Rhutunkiem podjęli decyzję żeby rozbić się na planecie pod nimi i tam szukać szczęścia. Po krótkiej naradzie Mandalorianin oddalił się by przygotować ludzi, Sol natomiast “obudził” swojego droida.
- Pobudka JK, potrzebuję cię. - powiedział najemnik gdy tylko optyki droida się zapaliły - Nie wytrzymamy tutaj, musimy lądować na planecie. - dodał i rzucił swojemu drugiemu oficerowi datapad - Wypełniona ankieta, wgrasz ją sobie jak będziemy na dole.

- Panie właścicielu - JK7 od razu był gotów do odpowiedzi - Dziękuję za wypełnienie ankiety, ale pragnę zauważyć, że na tej planecie pod nami nie ma żadnego zarejestrowanego Kosmoportu. Skorzystanie z bezlicencyjnego może się wiązać z problemami w obsłudze!

Sol uśmiechnął się uprzejmie.
- Szczęśliwie mój pracodawca pokryje wszelkie koszty związane z ewentualnymi naprawami z własnej kieszeni, więc nie musimy się tym przejmować. - odparł Sol, mając przy tym nadzieję że jego słowa były prawdziwe - Po prostu spróbujmy wycelować w coś nieco twardszego niż bagno, a nieco miększego niż skała, ok?

- Panie właścicielu mogę zasugerować inną solucję? - zapytał ostatni raz droid.

- Śmiało. - odparł arkanianin zapinając się w fotelu.

- Może pan zabić tych wszystkich z tyłu, ich krew powinna podtrzymać pana przy życiu do przybycia ratunku - zaproponował.

- Zastanawiałem się nad tym. - odparł niezwykle uczciwie - Ale nie, nie tym razem. W najgorszym wypadku zbiorą cię z wraku, na pewno będą chcieli wiedzieć co się stało. W najlepszym przeżyjemy to lądowanie i potem sam dopilnuję żebyś dostał wszystko co chcesz do ulepszeń. Może procesor z modelu HK? - dodał retorycznie i położył dłonie na kontrolkach. - Jazda.

Droid gdyby mógł, to pewnie westchnął by sobie. Zamiast tego po prostu wrócił do obsługi statku, włączając systemy konieczne do przebicia się przez atmosferę i czegoś co choć trochę mogło przypominać lądowanie.

Kolejne lampki zapalały się, komputer pokładowy wydał z siebie serię ostrzeżeń o niskim poziomie paliwa, zanim w końcu silniki się odpaliły. Z odrobiną niezadowolenia Sol zauważył że statek poruszał się ospale. W zasadzie cały ciąg był tworzony z resztek w akumulatorach, dlatego pchnął do przodu dźwignię ciągu i ruszył w stronę planety pod nimi. Po kilku chwilach wyłączył ciąg, pozwalając sile bezwładności by przesuwała ich w pożądanym kierunku. Mijały kolejne minuty, a planeta powolutku się powiększała, aż w końcu grawitacja złapała jednostkę swoimi nieubłaganymi szponami.

Wtedy wszystko przyspieszyło. Kula zieleni pod nimi zaczęła się gwałtownie powiększać, a statek zaczął się trząść i nagrzewać. Po kilku chwilach tarcze statku zapłonęły od gwałtownego wejścia w atmosferę, a jedyną rzeczą widoczną przez kokpit były płomienie.

- Panie, szacuję że w ciągu dwóch minut zderzymy się z ziemią. - powiedział w końcu zaalarmowany droid.

- Jeszcze chwila… Jeszcze… Jeszcze… - mruczał pod nosem Sol. W ciągu całego życia latał statkiem tylko kilkukrotnie, nigdy w takich warunkach, ale więcej niż raz widział pilotującą Młodą. Nie mógł zacząć hamować zbyt szybko bo zabraknie im mocy na manewry w atmosferze, ale nie mógł też tego zrobić zbyt późno. Nagle poczuł coś dziwnego, jakby boskie dotknięcie, wolę czegoś daleko ponad nim i wiedział że to jest właściwy moment.
- Teraz! - krzyknął i szarpnął za drążki sterownicze, a droid skopiował jego ruch.

***

[media]https://i.ytimg.com/vi/NU3GuLbfvsc/maxresdefault.jpg[/media]

Istota leżała spokojnie, jak to miała w zwyczaju, w rozwidleniu konaru, z długim ogonem owiniętym wokół niego. Była to idealna pozycja dla Łowcy, jakim była. Nie raz zdarzało się że musiała czekać długie dnie, czasami nawet tygodnie, by złapać jakąś zwierzynę. Nie było to problemem, bo nie musiała często jeść. Nie często zdarzało się też by cokolwiek mogło jej zagrozić. Dla istoty jej rozmiaru i z tak wspaniałym łuskowym pancerzem jedynym oponentem była trująca zwierzyna, ale długie lata życia nauczyły ją co jeść można, a czego nie i czego można się spodziewać od otoczenia.
Wtem rozmyślania przerwało jakieś dziwne zjawisko. Niebo ponad istotą zaczęło się rozjaśniać. Zainteresowana wycofała się z rozwidlenia i poczęła wspinać na szczyt drzewa. Gdy w końcu wysunęła swoją trójkątną głowę ponad listowie zobaczyła gigantyczną kulę ognia, spadającą prosto w jej kierunku. W tym momencie istota zrozumiała że jej żywot dobiegł końca. Coś tak dużego nie mogło wyhamować.

[media]https://feedsguru.com/sites/all/themes/feedsguru/uploads/shutterstock_440462596.jpg[/media]

***

Arkanianin ciagnął za drążki z całych sił, czuł jak statek wokół niego jęczy z gigantycznych naprężeń jakim został poddany. Wnętrze statku było koszmarnie gorące, czuł jak pot spływa z jego ciała. Był gotowy na śmierć, podobnie jak mandalorianie za drzwiami do kokpitu.

Nagle statek pokonał grawitację i wystrzelił nad gęstym listowiem, niemal szorując podwoziem o najwyższe czubki drzew. Fala skompresowanego powietrza rozbijała je na lewo i prawo, tak że z lotu ptaka transportowiec Sola wyglądał jak łódka płynąca po zielonym jeziorze. Mężczyzna westchnął z ulga i opadł w fotelu.

- JK hamujemy, wypatruj jakiegoś lądowiska. - poinstruował droida i sam zaczął szukać odpowiedniego miejsca. Nie było to łatwe zadanie. Atmosfera nad Dagobah nie była znowu tak gęsta jak nad Mustafar, ale widoczność była o ile to możliwe dużo gorsza. Wszechobecne mgły zasłaniały efektywnie wszystko wokół, tak że w każdej chwili mogli się rozbić o jakieś wystające nieco wyżej drzewo, albo wpaść niespodziewanie na skałę. W każdej chwili mogli też spaść w dół. Wskaźnik energii od dobrych kilku minut pokazywał 0%.

- Panie! 37 i pół stopnia na sterburtę, pięćset metrów! - rzucił zaalarmowany droid. Sol wytężył wzrok. Faktycznie coś tam było. A raczej nie było. Mgła wydała się być ciut jaśniejsza, jakby niczego nie skrywała. Arkanianin obrócił statek, zniżył powolutku lot, a mgły rozstąpiły się pokazując płaskie torfowisko, jakby stworzone idealnie by mogły lądować na nim statki. Już po chwili jednostka osiadła na miękkiej ziemi, a arkanianin wraz z resztą oddziału wytoczył się na błogosławione świeże powietrze.

***

- Dobra, ty ty i ty - Sol wskazał trójkę mandalorian - Zabierzcie się za tworzenie szałasu. Nic skomplikowanego, dwa pale na krańcach, długi drąg między nimi i o środkowy pal po skosie opieracie gałęzie. Potem wplećcie w nie te grubaśne liście. - poinstruował ich pokazując jedno z drzew. - Powinny trzymać z dala wodę. Wasza czwórka, spróbujcie złapać coś co da się zjeść. Jak trzeba to polujcie blasterami. Ty i ty, opieka nad rannymi. - rozdysponował kolejnych żołnierzy - Rhutunk? Przejmij ten bajzel dopóki nie wrócę. I niech nikt nie wychodzi dalej jak kilka, kilkanaście kroków w dżunglę. Nie chciałbym przez przypadek pomylić was z czymś co da się zjeść. - rzucił z uśmiechem. Zasalutował zgromadzonym i odszedł w kierunku dżungli.

[media]https://i.imgur.com/4uX69ug.jpg[/media]

Po pierwszych trzech krokach z głąb zieleni cały oddział zniknął z jego pola widzenia. Światło niemal nie docierało do ziemi, dlatego Sol opierał się raczej na infrawizji, szukając śladów ciepła. Uruchomił swój moduł maskujący i powoli ruszył po spirali, oddalając się od miejsca lądowania. Szukał przy tym źródeł wody, pożywienia, czy też czegoś co dałoby się zapalić. Potrzebowali każdej z tych rzeczy by przetrwać. Potem zabrał się za poszukiwania charakterystycznych punktów, czegoś co ułatwiłoby orientację w przestrzeni, naturalnych jaskiń jako ewentualnych schronień i roślin które dałoby się jakoś wykorzystać, czy to jako pokarm, czy też do stworzenia prostych narzędzi. Sukcesywnie posuwał się do przodu, co kilkanaście metrów przystając i wycinając w drzewach głęboką, pionową kreskę przy pomocy swego wibroostrza. Zdecydowanie nie chciał się zgubić.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 07-09-2018, 16:18   #284
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Przez ponad tydzień większość czasu spędził w swojej nowej kajucie rozmyślając nad swoim planem i medytując. Pod koniec podróży wyzbył się już wszystkich wątpliwości - jego połowicznie szczere stanięcie u boku Rohena było najlepszym wyjściem. Liczył, że Mistrzowie dostrzegą potencjał jego decyzji, to mogło mieć nawet większy potencjał niż sprawa z Czerką, którą rozpoczął kilka lat do tyłu.
Resztę czasu spędził na poznawaniu statku, będąc pod coraz większym podziwem jego możliwości. Wiedział, że to nie przypadek, że kwatera kapitana była praktycznie po drugiej stronie statku, ale zdecydował przymknąć na to oko. Ciekawiło go, co zamierza Morlan i gdy w końcu usiedli przed mapą z uwagą wysłuchał planu.
- Nie mam dostępu do twoich raportów i nie mam doświadczenia w prowadzeniu kampani wojennych, ale brzmi to solidnie. Jeśli jesteś pewny, że damy radę ich załatwić bez zbyt dużych strat to praktycznie plan bez ryzyka. Potem, gdy Kryat się o nas dowie może być ciężej, ale dobrze będzie zacząć z przytupem. Jest ryzyko jakichkolwiek ofiar w cywilach?
- Praktycznie żadne. To przecież tylko piraci będą. Co więcej! Mamy silne skanery i po przebiciu się przez ich tarcze, będziemy mogli sprawdzić liczebność załogi. Jeśli będzie podejrzanie duża, to znaczy że mogą przewozić na przykład niewolników lub porwanych dla okupu. Wtedy zmienimy taktykę.
Baelish nie mógł powstrzymać uśmieszku na te wieści.
- Idealnie zatem. Musisz mi jednak wyjaśnić jedną rzecz. Pod jakim patronatem działamy oficjalnie? Wiem, że wszystko finansuje twoja rodzina, ale przecież to też część Republiki. Jeśli dalej nie zamierzasz z nimi współpracować, to w pewnym momencie może się zrobić gorąco.
- Na razie chcę działać z cienia. Jako konkurencyjni piraci, czy coś w tym stylu. Nie przyciągać za dużo uwagi kiedy to nie jest konieczne. Potem zobaczymy jak to się rozwinie i kiedy zaatakujemy pod rozwiniętym sztandarem.
- Mądra decyzja. Lepiej zatem jak najdłużej trzymajmy swoje tożsamości w tajemnicy. Gdy tylko gdzieś pojawi się informacja o Jedi, zidentyfikowanie nas nie będzie problemem. Kiedy wyruszamy?
- Od razu. Mamy sześć dni lotu w nadprzestrzeni.
- Zbierajmy się zatem jak najszybciej.

Spojrzał na ekran datapada i widniejący na nim krótki tekst.
Cytat:
OD: RYCERZ JON BAELISH
DO: MISTRZ ATTON RAND


Po wnikliwym śledztwie odnalazłem Rohena. Okazuje się, że przez ostatnie pół roku Mirilianie konstruowali dla niego imponujący krążownik wojenny o nazwie Mirial Stygian. Morlan, jak się spodziewaliśmy, nie zamierza wracać. Zamierza wykorzystać okręt, by walczyć przeciwko Czerwonemu Kryatowi, początkowo pozując za rywalizujących piratów. Przyrównuje się do Revana, podejrzewam, że zaczął przychylać się ku Ciemnej Stronie. Ze względu na niebezpieczeństwo i chaos, jaki może stworzyć, zdecydowałem się pozostać przy jego boku i pomóc mu w jego zamiarach. Bądź co bądź jego cel jest słuszny, moim priorytetowym zadaniem jest kontrola i powstrzymywanie go od zbyt radykalnych decyzji. Jestem gotów doradzać mu według woli Akademii i informować o jego kolejnych ruchach, by ograniczyć możliwe zgrzyty wynikające z jego samowolki.
Jego pierwszym celem jest atak na transport Czerwonego Kryata na planecie Malastare w układzie o tej samej nazwie. Dotrzemy tam za 6 dni od teraz, spodziewamy się minimalnego oporu. Czekam na ewentualne pytania i instrukcje.
Przytaknął głową i potwierdził wysłanie wiadomości bezpiecznym kanałem. Odpuścił fragment o ich wizycie w Świątyni Sith, nie chciał nazbyt matwić Mistrzów i zniechęcać ich do tego pomysłu. Wystarczy, że on i Rohen zachowają zimną krew, a Czerwony Kryat czekała prawdziwie nieprzyjemna niespodzianka.
 
Kolejny jest offline  
Stary 08-09-2018, 14:38   #285
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Blondynka uśmiechnęła się z rozczuleniem do Wielkiego Mistrza, gdy tylko pojawił się w sali. Jednak gdy zajął swoje miejsce, Laurienn spoważniała i czekała na pozwolenie by mówić, a gdy takowe otrzymała, skinęła głową.

- Cóż, zrobiłam tyle ile byłam w stanie - zaczęła, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Oczywiście robiła to tylko po to by wprowadzić mistrzów w stan wyczekiwania i niepewności. - Pomówiłam z admirałem i stwierdził, że nie ma innego wyjścia jak poprzeć decyzję Admirała Onasiego, a my mamy osobiście przypilnować, by wszystko się udało - gdy skończyła mówić, na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
- To dobrze, bardzo dobrze - stwierdził od razu Atton z poważną miną, a Mical mu przytaknął skinieniem głowy. - W tym momencie zaczyna się liczyć każdy dzień. Dostałem potwierdzoną informację, Mandalorianie załatwili Schuriga, jednego z dziewiątki Czerwonego Krayta.
- Nieźle - skwitowała to Brianna. - To na pewno ich zaboli.

- Będą się mścić. Ta ścieżka jest dawno przetarta i wielu nią podąża - szepnęła cicho Visas.
- I na to w tym momencie liczymy - rzekł Mical. - Schurig miał pod sobą ponad jedną trzecią sił najemników. Na pewno spora część z nich teraz odpadnie, ale sądzę, że Sladek i Zero raczej zdołają nad nimi zapanować. W każdym razie to dla nich olbrzymi cios wizerunkowy. Praktycznie ucina im wszelkie możliwości negocjacji z następnymi układami i zasiewa wątpliwości w tych z którymi już się dogadali. W końcu jeśli nie mogli zapewnić bezpieczeństwa samym sobie, to jak mają zamiar to zrobić innym? Jedynym wyjściem dla Czerwonego Krayta jest teraz szybki kontratak i pokazanie, że nie można z nimi zadzierać.
- Czyli spodziewacie się… - wtrąciła się Yuthura. - rajdu Czerwonych na Mandalorian?
- Tak - potwierdził Rand. - Taki był cel planu jaki przedstawiłem Mandalore’owi i on na to przystał. Zabójstwo Schuriga było prowokacją. Mandalorianie przyjmą na siebie atak głównych sił Czerwonego Krayta i w trakcie bitwy uderzy flota Republiki.
- Zginie mnóstwo Mandalorian - zauważyła Ban.
- Mandalore przystał na ten układ - odpowiedział Mical z kamienną twarzą.
Yuthura wydawała się mieć coś do powiedzenia, ale zachowała to dla siebie.

- Och, ładnie to sobie wymyśliliście - pokiwała głową Hayes, rozmyślając jak ta konfrontacja może wyglądać, ale po dzisiejszych politycznych potyczkach nie miała zbyt wiele pomysłów co do tego. Zauważyła jednak reakcję twileczki. Spojrzała w jej kierunku. - Mistrzyni, a ty co o tym myślisz? - zachęciła ją.
Yuthura wzięła głębszy oddech zanim odpowiedziała.
- Dwie sprawy. Pierwsza, to nie jestem za tym, żeby w pełni ufać Mandalorianom. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo lubią walkę, ale nie będą ginąć dla nas od tak. Na pewno mają w tym swój własny cel. I druga sprawa… Zrzucanie odpowiedzialności na innych, skazywanie ich na konieczne ofiary… Nie jest zbyt po drodze z… - zawahała się na sekundę - ścieżką Jedi.
Visas siedziała z pochyloną głową, a słuchająca uważnie Brianna przeniosła pytające spojrzenie na Micala i Attona.
Obaj byli jednak pewni swoich racji, nawet nie zerknęli na siebie porozumiewawczo, kiedy Mical odpowiedział:
- Mandalorianie są naszymi sojusznikami, choć może się to wydawać nieprawdopodne. Sam Mandalore był naszym towarzyszem podczas podróży z naszą Mistrzynią. Mamy wspólny cel i do niego dążymy, a tym jest silna i zjednoczona Republika. Obopólne zaufanie zostało przez nas wypracowane na wielu polach bitew. Jeśli chodzi o poświęcenie się Mandalorian… To jest po prostu taktyka bitewna i najbardziej optymalne rozwiązanie. Nic więcej.
- Bitwę przy Malachor V nazwałbyś tak samo? - dopytała cicho Yuthura.

Mical zamarł z na wpół otwartymi ustami. Atton też zamilkł na ten moment.

Laurienn przysłuchiwała się temu, ale jak raz nie wiedziała co powiedzieć. Po prawdzie to nie była pewna, czy jakkolwiek miała prawo się wypowiadać na te trudne dla wszystkich tematy. Znała je jedynie z zapisów w archiwach, bo Mical nie był chętny opowiadać o tym z własnej perspektywy.
- Teraz już i tak za późno na zmianę planów, bo za daleko to poszło - odezwała się w końcu Hayes. -[i] Mistrzyni Ban ma jednak słuszny pogląd na to, który powinien być uwzględniony przy dalszych naszych działaniach.

Ciężka cisza wisiała jeszcze przez chwilę w powietrzu. Wreszcie nielubiąca stawiać trudności na swojej drodze Brianna przejęła inicjatywę.
- Skoro mamy to już za sobą przykre wspomnienia to skupmy się na tym co teraz nas czeka. Będziemy wspierać Mandalorian w walce na powierzchni ich księżyca?
- To się okaże - odpowiedział Mical. - Chcę utworzyć drużyny uderzeniowe i posyłać je w celu pojmania bądź eliminacji punktów dowodzenia Czerwonego Krayta. W zależności gdzie się one będą znajdować, tam będziemy toczyć naszą bitwę. Planem naszego działa, zorganizowaniem drużyn uderzeniowych i koordynacją działań z Mandalorianami zajmie się Laurienn.

Po usłyszeniu swojego imienia Hayes zrobiła nieco zaskoczoną minę. Już miała zamiar zaprzeczyć, że nie jest to najlepszy pomysł, ale... Nikt tak jak ona nie znał schematów działania Czerwonych jak ona sama. Znała Sladka na tyle, że spokojnie mogła zakładać, że przez te pół roku nic nie zmienił w swoich planach, a nawet istniała szansa, że nadal postępował wedle tego co ona sama wcześniej ustaliła, gdy była Laną Derei.

- Dobrze, tak będzie - odparła w końcu, z lekkim uśmiechem.

- Kiedy wyruszamy? - dopytała białowłosa mistrzyni Jedi.

- Potwierdzenie śmierci Schuriga otrzymaliśmy dwa dni temu - poinformowal Atton. - Zebranie sił zajmie Czerwonym co najmniej dwa tygodnie, czyli w okolicach trzech do czterech tygodni można się spodziewać ich ataku. Na Dxun mamy raptem pięć dni lotu, więc musimy w ciągu maksymalnie dziesięciu dni uporać z załatwieniem formalności związanych z uruchomieniem floty admirała Onasiego.
- To będzie na mojej głowie - wtrącił się na krótko Mical.
- Dobrze byłoby spotkać się wcześniej na Dxun i przygotować plan obrony wspólnie z Mandalorem. Dasz radę zebrać swoich najemników w ciągu tygodnia? - Rand zwrócił się do Korelianki.

- Zależy gdzie ich wszystkich rozniosło - przyznała szczerze Laurienn, że na tą chwilę nie jest w stanie mu dać odpowiedzi na to pytanie.
- Zajmij się tym priorytetowo - przykazał Mical. - Powinniśmy ruszyć wszyscy na Dxun. W Akademii zostanie tylko ty Visas. Najmłodsi padawani się ciebie najbardziej słuchają.
Mistrzyni Marr skinęła tylko głową w podziękowaniu za tą decyzję. Ona miała oczywiste drugie dno. Miraluka unikała rozwiązań siłowych od momentu odtworzenia Akademii.
- Brianno wytypuj tych padawanów, których uważasz za gotowych do udziału w tym starciu - dodał Mical. - Na tą chwilę to wszystko. Bierzmy się do pracy.

- Niezwłocznie zajmę się swoim zadaniem - zapewniła grono mistrzów Hayes. Co prawda nie widziała by padawani nadawali się do tej misji, ale swoją uwagę zamierzała pozostawić na czas gdy znajdzie się sama z Wielkim Mistrzem.
Atton wstał jako pierwszy, za nim podążyła od razu Visas. Yuthura i Brianna spojrzały na siebie i wyszły razem. Od czasu jak obie się dowiedziały o tym jak wkręcił je pewien arkaniański najemnik, zostały prawie najlepszymi przyjaciółkami.

- Cieszę się, że pozwoliłeś mi wrócić do akcji - powiedziała Laurie do Micala, gdy tylko oni już zostali w sali. Skierowała się do drzwi, ale nie wyszła, tylko czekała aż mężczyzna do niej dołączy. - Wiesz, sądzę, że nie należy zabierać padawanów na tą misję. Są jeszcze na to za młodzi - zaczęła.
- Nie miałem na myśli tych którzy są jeszcze w Akademii, tylko Urdneta, Rava, oraz Mnenmena i Derie’ta. Może nawet Rica by się sprawdziła. Dla Urdneta w sumie to może być próba na Rycerza, decyzja ostatecznie należeć będzie jednak do Brianny.

- Mimo wszystko... - choć jego wypowiedź miała dużo sensu to jednak Hayes wolałaby żeby wspomniani zostali w Akademii, gdzie byli bezpieczni. Odkąd urodziła była znacznie bardziej opiekuńcza względem młodszych niż to było do tej pory. - Wracajmy do naszej kwatery, bardzo tęskni mi się za naszym skarbem - uśmiechnęła się promiennie.
- Chodźmy - odwzajemnił uśmiech, choć widać było, że teraz losy całej galaktyki mu siedziały w głowie.

***

Płacz było słychać już na korytarzu do którego para Jedi wyszła z windy. Laurienn od razu zaniepokoiła się i zapewne rzuciłaby się biegiem, ale Mical objął ją i uśmiechnął się, dając jej do zrozumienia, że niepotrzebnie się martwi. Nie mniej oboje szybkim krokiem dotarli do drzwi ich kwatery mieszkalnej. Po otwarciu drzwi płacz znacznie się nasilił, dając do zrozumienia na ile solidne ściany tłumiły dźwięk. Weszli do środka i ujrzeli padawankę, która z całych sił starała się uspokoić niemowlę trzymane na rękach.
Laurienn od razu przejęła synka od niej i rozpoczęła od dokładnej inspekcji czy jej synek jest cały i zdrowy. Zawsze to robiła gdy wracała po nieobecności do niego, nawet gdy nie było jej zaledwie kilka chwil, dlatego też wszyscy zdążyli się przez te cztery miesiące przyzwyczaić do jej zachowania, nie doszukując się w nim drugiego dnia.

- Dziękuję Zija, jesteś prawdziwym wybawieniem - powiedziała Hayes do dziewczyny.
- Zupełnie nie wiem czemu płacze, jest przebrany, nakarmiony i wyspany... - padawanka załamywała ręce.
- Po prostu zebrało mu się na marudzenie - stwierdziła Jedi, starając się pocieszyć dziewczynę, żeby się nie obwiniała za to. Nie mniej czuła zaniepokojenie, bo mogło go coś boleć, kolki dostać...
- Obudził się z płaczem i tak od tamtej pory nie przestaje - przeżywała dalej Zija.


- Spokojnie. Pamiętam, że moja siostra też była strasznie płaczliwa, więc to już takie rodzinne - zażartowała sobie Hayes, choć nie było jej wesoło, kiedy syn nie przestawał płakać. - Już się nim zajmę i zaraz powinien się uspokoić - zapewniła.
Padawan skrzyżowała ręce, spojrzała na Mistrza i znów wróciła wzrokiem na blondynkę.
- Jak będziesz potrzebować pomocy to wołaj mnie Laurie - powiedziała i w końcu wyszła z pomieszczenia.

Hayes westchnęła ciężko i usiadła na rozłożystym fotelu, przytulając do siebie dziecko. Delikatnie głaskała go po plecach, aż w końcu powoli, to jednak zaczynał się uspokajać. Macierzyństwo było ciężką pracą i Jedi czasem sobie żartowała, że dobrze do niego przygotowało ją działanie pod przykrywką w Czerwonym Kraycie i zarządzanie brutalnymi najemnikami. Dzięki temu potrafiła zachować zimną krew nawet gdy jej syn rozpoczynał terrorystyczne ataki tej swojej bliżej nie określonej histerii. Ale cóż, dzieci tak miały. Blondynka wyglądała na świeżą i wypoczętą tylko dzięki Mocy, bo ona pozwalała jej regenerować się znacznie szybciej za sprawą nawet tych krótkich medytacji. To było prawdziwym zbawieniem i Laurie tylko zachodziła w głowę jak można było wytrwać wychowywanie dzieci nie mając takich zdolności.

Plusem tej sytuacji było to, że Mical wyrwał się z swojego głębokiego zamyślenia. Usiadł na skraju fotela i pocałował Laurie w czoło. W milczeniu wpatrywał się w swoją żonę i syna. Jego twarz wyrażała teraz pełnię szczęścia.
Nawet niemowlę prawie już się uspokoiło.
- Widzisz Mical, Quill jest po prostu zazdrosny, że uwagę poświęcasz galaktyce a nie jemu - skomentowała, rozbawiona tym Laurienn.
- Tak rzeczywiście, zamiast zająć się nim, robię jakieś pierdoły - zaśmiał się i pogładził chłopca po policzku. - Mam przynajmniej nadzieję, że dzisiaj da nam pospać. Dużo pracy jutro nas czeka - westchnął.

- Gdy tylko Quill zaśnie to roześlę wiadomości do naszych najemników. Wezmę każdego kto się zgłosi, jeśli ktoś będzie za daleko by dolecieć na czas to wymyślę jakiś pośredni punkt zboru - zdecydowała.
- To dobry pomysł. Czas nas goni, a w ten sposób możesz oszczędzić kilka dni.
- Mam same dobre pomysły - mrugnęła do niego i wyciągnęła się, żeby go pocałować. Tematem poruszanym przez rodziców zdecydowanie zainteresowany nie był ich potomek. Quill znów zaczął marudzić, zwiastując kolejne chwile grozy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 09-09-2018, 18:52   #286
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
System Malastare, przestrzeń kosmiczna
Wyszli cicho z nadprzestrzeni i od razu uruchomiono skanery. Stygian był zbyt duży, żeby w całości pokryć go systemami wygłuszającymi, a jego potężne silniki zostawiały olbrzymi ślad termiczny. W takim wypadku szybkość poznania zastanej sytuacji była kluczowa.
Rohen w tym momencie odsunął się na drugi plan i dowództwo nad okrętem przejął siwy już wicekapitan Suzzeco, weteran Wojen Mandaloriańskich i Wojny Domowej Jedi. Po kilkunastu sekundach zaczęły spływać raporty na jego konsoletę. Każdemu z nich poświęcał raptem chwilę, wyłapując najważniejsze informacje. Wreszcie zebrał wszystko co było mu potrzebne, odwrócił się do Morlana i zdał raport:
- Skany systemu wskazują na niski ruch międzyplanetarny. Sześćdziesiąt siedem jednostek, w tym dwadzieścia osiem załogowych, z których dziewięć identyfikujemy jako bandyci o numerach 1-9 z uzbrojeniem na pokładzie. Wśród bandytów mogą się znajdować cztery jednostki obrony własnej rządu Malastare. Proszę o wydanie rozkazu.
Rohen wyprostował się, stojąc lekko w rozkroku z rękami trzymanymi za plecami.
- Eliminacja bandytów od 1-9. Wcześniej skan każdego z okrętów w celu wyszukania potencjalnych uprowadzonych cywilów - dodał zerkając na Jona.
- Przyjąłem - Suzzeco zasalutował przykładając pięść do siwej skroni i z powrotem odwrócił się do swojej konsolety.
- Cała naprzód w sektor PY2002-34. Eskadra myśliwców na stanowiska, uzbroić turbolasery i działa jonowe. W pogotowiu obie wiązki ściągające, rozkazy szczegółowe przesyłam bezpośrednio do dowódców każdej z jednostek…
- Zaczyna się - mruknął z zadowoleniem Rohen, wpatrując się w hologram układu, wycentrowany na najbliższych okolicach jego trzeciej planety.

Brentaal IV, Oradin, kosmoport, magazyn D223
Położona na przecięciu dwóch wyjątkowo ważnych szlaków nadprzestrzennych, Drogi Hydiańskiej i Perlemiańskiego Szlaku Handlowego planeta była najbardziej istotnym przystankiem w ruchu transportowym przez Światy Jądra. Co godzinę triliardy kredytów przepływały przez położone tutaj kosmoporty i magazyny.
Laurienn aż się wzdrygnęła na samą myśl, że ktoś wrogi Republice mógłby zaatakować i zdobyć tą planetę. Spowodowałoby to wręcz paraliż wszystkich Światów Jądra i praktyczny upadek Republiki. Dlatego też prawie cała flota domowa Republiki stacjonowała w obrębie dwóch dni lotu nadprzestrzennego stąd.
Flota Admirała Cartha Onasiego była w tym momencie rozproszona po Wewnętrznych Rubieżach, ale w każdej chwili gotowa do skoku by się skoncentrować i ruszyć na odsiecz Onderonowi i Mandalorianom.
Tymczasem Jedi czekała na przybycie ostatnich członków swojego oddziału szturmowego. Z Coruscant razem z nią zabrali się Kaylara Quest ze swoim oddziałem na który składali się Angus Ram i Muriel Photsu, oraz Aaron Martell. Tutaj dolecieć miał Cyrus Parkes i Goel Zozin, a razem z nimi czwórka Pustynnych - ostatni z oddziału najemników z Tatooine, który pomógł im w akcji wysadzenia dostawy broni dla Czerwonego Krayta.
Z Akademii Jedi na miejscu oprócz Laurienn były Mistrzynie Brianna i Yuthura, a także najstarsi i najbardziej doświadczeni padawani mający za sobą już samodzielne misje - zabrak Urdnet Grot, nautolianin Rav Mjalu, rodianin Menmen Ganh i czerwonoskóry twilek Derie’t.
Wielki Mistrz Mical miał dołączyć razem z flotą Republiki, a mistrz Rand ruszył od razu na Onderon by dopilnować spraw na miejscu. Z wszystkich pozostałych Laurienn miała utworzyć grupy uderzeniowe do zadań specjalnych.

Jeszcze przed wylotem na Brentaal Laurienn dostała krótką wiadomość od swojej siostry, która na szybko prosiła o kilka osób znających się na obsłudze blasterów. Zaznaczyła, że w tym temacie najbardziej istotny był czas, a niestety Jedi nie miała nikogo dostępnego, gdyż Emily operowała w tym momencie głęboko na obszarze kontrolowanym przez Czerwonego Krayta.
Wymiana wiadomości była krótka zakończona krótkim “szukam dalej”. Po tym zakończyła przekaz i nie odbierała kolejnych.

Dagobah
Żeby nie upaść oparł się dłonią o drzewo. Nadal kręciło mu się w głowie, powoli zbierało na wymioty. Wymęczony organizm przestawał reagować na stymulanty. Rana boku i barku wcale nie pomagały, środki przeciwbólowe były formą oszustwa, która ostatecznie zawsze wychodziła na jaw.
Minęły dwa dni od ich lądowania na planecie-dżungli. Torfowiska były pełne pożywienia - głównie wielkiego robactwa, jednak w ich sytuacji nie było mowy o wybrzydzaniu. Sol w swoim stanie nie nadawał się do wyjścia na polowanie, zresztą pozostali Mandolarianie wcale nie byli w lepszym stanie. Na szczęście udało im się znaleźć dostęp do wody, a jeden technik-amator przerobił okrętowy filtr i mogli wygospodarować siedem litrów pitnej wody.
Pomimo tego mieli dwa kolejne zgony. Pierwsza pomoc mogła pomóc tylko do pewnego momentu. Zhar-kan wiedział o tym aż zbyt dobrze.

Żeby nie było za prosto, pod koniec drugiego dnia, kiedy zapadała już ciemność, usłyszeli odgłos silników statku kosmicznego. Było zdecydowanie zbyt szybko na ratunek z Dxun, natomiast idealnie w czas by dopadł ich pościg Czerwonych…

System Malastare, przestrzeń kosmiczna
Rohen miał całkowitą rację. Statki czy też okręty należące do pirackiej floty Czerwonego Krayta, wracające z rajdów na szlakach Republiki nie stanowiły żadnego zagrożenia, a nawet wyzwania. Będące na resztkach paliwa nie miały jak uskoczyć w nadprzestrzeń, a stanięcie do walki z uzbrojonym po zęby okrętem wojennym klasy pancernika było czystym samobójstwem. Jednak na Stygian nie dotarły żadne informacje o poddaniu się.
Mirialanie wpadli pomiędzy manewrujące w unikach frachtowce jak wygłodniały katarn pomiędzy tłuste i powolne tachy.
Choć była to ich pierwsza bitwa, załoga Stygiana działała jak w zegarku. Najpierw działa jonowe usuwały osłony i uszkadzały systemy celu, następnie robotę kończyły turbolasery. Myśliwce trzymały się na obu flankach i ruszały dopiero wtedy gdy któryś z pirackich okrętów próbował uskoczyć w bok. W ciągu dziewięciu minut bitwy zestrzelono w ten sposób czterech bandytów, w tym jeden poszedł na konto pilotów myśliwców.
Wtedy jednak do walki włączyły się okręty obrony orbitalnej Malastare. Trzy lekkie okręty wsparcia krótkiego zasięgu:
[media]https://i.imgur.com/d0Sbh4T.jpg[/media]
Oraz jeden klasyczny Hammerhead, który zazwyczaj stanowił trzon floty Republiki.
[media]https://i.imgur.com/yPaAJvt.jpg[/media]

- Formacja stożkowa, cała moc tarcz na dziób - zarekomendował vicekapitan. - Skoncentrować działa na bandycie 7 - podał symbol wrogiego krążownika.
Myśliwce natychmiast wróciły w pobliże okrętu flagowego i schowały się za jego flankami, by znaleźć się w zasięgu jego tarcz dziobowych. Ich przeciwnicy ustawili się w podobnej formacji, ale okręty wsparcia krążyły dookoła krążownika chroniąc jego boki.
Rozpoczęła się nierówna wymiana ognia. Okręty wsparcia miała za słabe działa żeby choćby pomarzyć o przebiciu się przez tarcze Stygiana. Hammerhead mógłby się o to pokusić przy odpowiednio długiej wymianie ognia, ale… Musiałby być w stanie przetrwać tak długo, a na to nie było żadnej szansy. Działa dziobowe pancernika Mirialan wręcz dewastowały tarcze Hammerheada. Widząc nieuchronne zniszczenie ich okrętu flagowego, okręty wsparcia odbiły szeroko, każdy w inną stronę, by zaatakować chronione słabszymi tarczami burty Stygiana, ale właśnie wtedy zza niego wyleciały myśliwce, wiążąc je w walce po sześć na jednego.
Kilkanaście sekund później wrogi Hammerhead zaprzestał ostrzału i zaczął dawać sygnały świetlne.
- Panie kapitanie, bandyta 7 sygnalizuje poddanie się i prosi o zaprzestanie walki - zaraportował Suzzeco.
- To podstęp. Zresztą nie prowadzimy negocjacji z kimś to tak ochoczo przyłączył się do Czerwonego Krayta. Zniszczyć ich!
Nim Jon zdążył choćby zaprotestować turbolasery Stygiana strzeliły po raz ostatni i dziób wrogiego krążownika eksplodował wyrzucając w przestrzeń kosmiczną tysiące fragmentów i kilkadziesiąt ciał wyssanych przez próżnię.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 09-09-2018, 22:47   #287
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol zebrał ludzi, w każdym razie tych którzy byli na nogach przed głównym trapem swojego statku. Mandosi zdążyli go ochrzścić "Zbawienie", choć na burcie wciąż wypisane było "Pchła".

- Panowie... Najprawdopodobniej mamy towarzystwo. - powiedział ciężko - Będę z wami szczery, w tym... stanie nie mamy zbyt dużych szans na krycie się, tym bardziej z rannymi wymagającymi opieki. Obrona terenu też nam nie pójdzie, jeśli będziemy uziemieni to Czerwoni zwyczajnie nas otoczą i wystrzelają na pustym gruncie jak kaczki.- dodał zataczając ręką koło - Jedyną opcją jest atak. Musimy ich zmiażdżyć, przejąć ich zapasy, w tym medyczne, ich paliwo i spieprzyć z tej planety do najbliższego bezpiecznego systemu. Nie będzie łatwo. Możliwe że wszyscy padniemy. Ale padniemy walcząc. Ktoś jest przeciw? - spytał.
Nikt nie podniósł ręki, kilku tylko spojrzało po sobie, po czym każdy z nich sięgnął po broń i rozległ się szczęk sprawdzanych magazynków.

- Plan jest prosty. Atakujemy z trzech stron, ja i jeden chętny wezmę jedną, reszta niech się podzieli po pół. Zaatakuję jako pierwszy, postaram się wejść blisko, zacznę granatem. Jak się skupią na wybuchu wy atakujecie od tyłu. Jeśli los będzie łaskawy nie połapią się nawet co się stało. - to mówiąc rysował w miękkiej ziemi torfowiska schemat. - Jeśli krótka wymiana ognia, powiedzmy po magazynku, nie da nam przewagi cofamy się w dżunglę, zdecydowanie, lecz nie za szybko. Chcemy żeby za nami poszli, znamy ciut lepiej teren. Wtedy taktyka partyzantki, staramy się ich przetrzebić, a przede wszystkim wprowadzić wśród nich strach i zamęt. Jeśli się cofną, dajemy im nieco czasu na odpoczynek i powtarzamy akcję. Jeśli padnę dowodzenie przejmuje Rhutunk. Sprawdźcie czy wszyscy jesteśmy na jednym kanale, spytajcie czy ktoś z martwych nie podzieli się sprzętem i jazda. - po wydaniu rozkazów sam sprawdził swój ekwipunek. Zdjął z pleców karabin i podał go Rhutunkowi, odpiął od pasa magazynki i rozdał tym którzy zgłosili braki amunicji.
- Z rozjebaną ręką go nie utrzymam. - wyjaśnił wzruszając ramionami - Blaster i wibroostrze muszą mi dziś starczyć.

Mandosi rozbiegli się zgodnie z instrukcjami arkanianina po okolicznych krzakach, zajmując dobre pozycje strzeleckie. Rhutunk przyjął karabin i przewiesił go sobie przez ramię, zasalutował i podążył z jedną z większych grup. Dowodzenie w drugiej z nich przejął młodszy sierżant Aegen Koth, zabrak. Sol z swoim jednym podkomendnym mieli zająć ostatnią pozycję, tak że każda z grup tworzyła jeden wierzchołek trójkąta równobocznego. Będą mieli idealnie uzupełniające się pola ostrzału.
I właśnie wtedy usłyszeli warkot silników, a tuż po tym nad polanę nadleciał statek. Nie zdążyli się jeszcze rozstawić, sporo osób wciąż było na otwartym terenie.
- W dżunglę! - rzucił Sol do komunikatora i zerwał się do biegu, a raczej do szybkiego kuśtykania na które pozwalały mu rany. Wolną ręką uruchomił moduł maskujący. Musiał wejść w zieleń.

Wiszący nad nimi statek miał ich jak na talerzu. Choć mgła zasłaniała całą okolicę, to wystarczył podgląd termowizyjny, by ich wszystkich wystrzelać.
Jednak żaden strzał nie padł. Wszyscy Mandalorianie zdążyli dotrzeć na swoje pozycje.
Obca jednostka przesunęła się wprost nad Pchłę i ktoś wyskoczył na jej dach. Sol mógł mu się przyjrzeć dokładniej, bo ów pojedynczy żołnierz nie chował się tylko stanął na skraju okrętu nad kokpitem.
Nie mogło być pomyłki. W tym momencie w Galaktyce przebywała tylko jednak tak odpicowana jednostka HK-50.

Arkanianin odetchnął z ulgą.
- Nie strzelać. To nasi. - rzucił na komunikatorach i wyłączył pole maskujące. Ruszył w kierunku statku.
- Nie spodziewałem się was! - krzyknął połowicznie do droida, a połowicznie do statku ponad nimi - Ale powiem szczerze że dobrze was widzieć! - dodał i pomachał do kokpitu, w którym zapewne siedziała Emily.

HK-50 wpatrywał się w niego przez chwilę, po której lekki frachtowiec typu XS powoli obniżał pułap by wylądować gładko tuż obok uziemionej Pchły.

- Cześć HK. - rzucił droidowi i podszedł do jeszcze nie spuszczonej rampy prowadzącej na Nefarena. - Panowie, możecie wyjść z krzaków. Statek należy do Emily Hayes, najlepszego pilota jakiego nosiła galaktyka. - poinformował swoich podkomendnych i czekał aż rzeczona pojawi się na trapie.

Rampa wreszcie zaczęła się opuszczać i zeszła po niej właścicielka statku.
[media]https://img00.deviantart.net/c6fb/i/2016/113/1/b/anne_falcon_by_vashperado-d9zy7i4.jpg[/media]

- Zhar-kan, szybko musimy... Och, - teraz dopiero zauważyła w jakim stanie był. Rozejrzała się po reszcie Mandalorian wychodzących zza linii drzew. Dwa razy im nie trzeba było powtarzać, zresztą niektórzy z nich mogli kojarzyć Nilusa z jego wizyt na Dxun. - Och, powiedzieli mi że wracacie z jakiejś misji, ale nie sądziłam, że aż tak was pokiereszowali!
HK-50 zeskoczył z drugiego statku i stanął tuż za swoją właścicielką.
- Stwierdzenie: Oni są już jedną stopą w grobie, na nic nam się nie przydadzą. Westchnięcie: Worki mięsa są tak niedoskonałe...
Młoda Hayes puściła jego słowa mimo uszu.
- Dostałam informację od Mandalore'a, że tutaj was znajdę. Potrzebuję przeprowadzić szturm w dwóch kierunkach, dlatego potrzebuję drugiej drużyny uderzeniowej. Czy choć część z was będzie się do tego nadawać? - zapytała bez ogródek.
Mandalorianie patrzyli po sobie zaskoczeni, sądzili raczej, że przyleciała im na ratunek, a nie żeby zabrać ich na kolejną akcję. Rhutunk zdjął hełm i splunął.
- W pełni, powiedzmy to formy, jest nas może siedmiu. Nawet Cisza leci na stymulantach, nie wiem czy tyle ci wystarczy.
- Jak masz nadmiar kolto na pokładzie to można zrobić mini wanienkę i wsadzę do niej bark. Będzie cholernie niewygodnie, ale powinno mnie połatać. - wtrącił krótko wymieniony.
- Okej, to ci co są w najlepszym stanie niech się ładują na Nilusa - wskazała kciukiem za siebie. - Trochę kolto się znajdzie - odpowiedziała Zhar-kanowi.
- A coś dla reszty chłopaków da radę zostawić? - dopytal Rhutunk.
- Tak, mam trochę zapasowych medpakietów i żarcia chemio-termicznego. Zostawię to co mogę.
- Ok, dzięki. W takim razie Kuda, Samoo, Peenx, Varad, Joroe i Ekarro - wyliczał a wymienieni wychodzili naprzód - Zbierać każdy amunicji ile może od reszty i pakować się na XSa. Utt'sor i Delagae wejdźcie też, zabierzecie medpakiety i zapas żarcia. Dowodzenie przejmujesz ty Delagae - zwrócił się do niewysokiej kobiety. - Dotrwajcie do czasu aż przylecą po was z Dxun.

Sol nie wtrącał się w decyzje Rhutunka, w końcu ten znał ludzi lepiej. Jakby nie patrzeć arkanianin poza tą misją nigdy z nimi nie współpracował. Zasalutował wszystkim tym którzy zostawali i ruszył do środka XS'a.
- Jak widzisz zdobyłem statek i nawet go nie zdezelowałem przy lądowaniu. - zagadał Emily po drodze - Jak coś to jest twój jak już padnę. - dodał.
Na tą wzmiankę dziewczyna, czy raczej już młoda kobieta spojrzała na Pchłę. - Hmm, ten modele miały bardzo niepraktyczny interfejs, instalowano tam często droidy jako wsparcie pilota... Wyciągnięcie go stąd będzie dużo kosztować... Pomyśli się później. Szybko czas nas goni. Zhar-kan idź do warsztatu, zrobiłam tam kącik medyczny.
Wskoczyła na rampę i pobiegła do kokpitu. HK-50 spojrzał jeszcze na Sola.
- Ostrzeżenie: Nie próbuj się zbytnio spoufalać z moją panią, organiku. Opinia: Pochwalam twoje dążenie do doskonałości - jego głowa skierowała się w kierunku mechanicznych części ciała Sola.
I wszedł swoim sztywnym krokiem na pokład.

Sol westchnął tylko na słowa HK. Zdążył się już przyzwyczaić że ten ma wyjątkowe… Podejście co do dobra Emily. Zupełnie jakby ktoś mu zaprogramował niechęć do wszystkich mężczyzn. Poszedł za droidem i po chwili odbił w bok, do warsztatu.

[media]https://tord.mmo-fashion.com/wp-content/uploads/sites/7/2014/09/Spacers-Kolto-Tank_thumb.gif[/media]

Tam czekała na niego największa niespodzianka. Prawdziwa, pełnowymiarowa komora do kąpieli w kolto. Nie mógł się powstrzymać i aż gwizdnął podchodząc do aparatury. Powiedzenie że była “nowoczesna” oddawało rzeczywistość równie dobrze jak sformułowanie że świeca świeci się równie mocno jak słońce. Sprzęt był ewidentnie albo prototypem, albo modelem wypuszczonym z linii produkcyjnej nie dalej jak miesiąc temu.
Podekscytowany arkanianin z niemałym trudem rozebrał się i odczepił od siebie mechaniczne kończyny, rękę i nogę, które położył na blacie warsztatu. Podkicał do konsolety obsługującej aparaturę i wklepał w nie wszystkie wymagane dane, a ta usłużnie podpowiedziała mu że jeden standardowy dzień jest optymalnym czasem przebywania w kąpieli. Arkanianin wskoczył do kabiny, a ta wyczuwając że w środku jest pacjent samoczynnie się zamknęła. Z sufitu opadł ustnik, podobny do tych z których korzystali nurkowie.

Sol swoje w takich zbiornikach przebywał, wiedział więc czego oczekiwać. Zacisnął usta na ustniku i obwiązał głowę paskami, tak aby ten nie spadł w czasie snu. Komora momentalnie zaczęła się napełniać i już po chwili unosił się w gęstej, noszącej ukojenie cieczy. Cisza uśmiechnął się błogo, zamknął oczy i odpłynął.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 24-04-2020, 17:58   #288
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Jon patrzył przez chwilę oniemiały na rozpadający się przed nimi statek. Było w tym coś poetycko pięknego, ale i przerażającego, jak gigantyczne odłamy zaczynały jakby w zwolnionym tempie dryfować w przestrzeni w morzu ognia. Po początkowym zaskoczeniu skierował wzrok na Rohena, ściągając brwi. Stał zaraz obok niego, w podobnej pozie, jednak z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Powstrzymał się od reprymendy, nie chciał wchodzić w konflikt teraz i w tym miejscu. Opanował myśli i już zupełnie spokojnym tonem zapytał:
- Nie reagujesz za ostro? Byli zerowym zagrożeniem. Poza tym to tylko żołnierze, nie prawdziwi Czerwoni. Teraz reszta będzie walczyła jak wściekłe ogary Kath, do końca, widząc, że poddanie się nie jest opcją. Okazanie łaski potrafi bardziej podłamać morale innych niż przystawienie im noży do gardeł.
Morlan otworzył usta jakby chciał coś na szybko odpowiedzieć, ale chyba dotarła do niego słuszność oceny sytuacji przez starszego kolegę.
- Być może - rzekł w końcu. - Nie mamy jednak czasu ani możliwości by przyjąć ich poddanie się - dodał na swoje usprawiedliwienie.
- Rzeczywiście, w zgodzie z twoim planem działania powinniśmy eliminować wszystkie poszlaki. W końcu mamy działać z cienia… - Jon zatrzymał się na chwilę, jakby właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę i pogodził się z całością tego, co to za sobą niosło - Jednak te statki mogły zdążyć wysłać informacje o ataku, a jeśli nawet nie, to nie potrwa długo zanim Kryat się zorientuje, że na ich statki poluje coś większego niż zwykły konkurencyjny gang piratów. Mogą przysłać coś zbyt potężnego nawet dla nas. Jaki jest nasz następny krok po tym? - wskazał ręką na zamieniające się w kolejne kule ognia statki. - Kluczowym wydaje się za długo nie przywiązywać się do jednego systemu. Chyba, że chcesz wywabić coś dużego.
- Będziemy działać z cienia tak długo jak to możliwe, ale nie zamierzam przed nikim uciekać - przerzucił na jeden z monitorów ostatni okręt z obrony orbitalnej Malastare. Dwa myśliwce ostrzeliwały jego rufę, by dwa kolejne nadleciały od burty, krótkimi salwami przebijając się przez tarcze i rozrywając poszycie. Po krótkich wybuchach nagła dekompresja wyrzuciła w przestrzeń część załogi trafionego okrętu.
Walka się zakończyła.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/06/2a/6a/062a6adcbbaa64c86843184e615a9ff0.jpg[/MEDIA]


- Kapitanie Morlan - Suzecco składał raport - mamy około godziny działania w tym rejonie, zanim szerokie skanery wychwycą nasze maskowanie. Skanery nie wyłapują istot żywych.
- Przyjąłem. Niech myśliwce wracają na pokład, skaczemy w nadprzestrzeń, uzupełniamy paliwo i popracujemy nad następnym planem ataku.
Suzecco zasalutował i poszedł wykonywać rozkazy.
- Co może być większego od Stygiana? - zapytał Rohen gdy zostali z Baelishem sami na mostku. - Nic nam nie podskoczy - dodał z pewnością siebie.
- Podejrzewam, że masz rację. Pewnie prędzej czy później się przekonamy. - Rycerz zapatrzył się w pozostałości po siłach wroga dryfujące w przestrzeni. - Rohen, mam pytanie, które chciałem zadać od pewnego czasu… Co odkryłeś na Korriban? - spojrzał bacznie na mirialana - Wiesz, w poszukiwaniu czego… Lub kogo zapuścił się tam Alkes? Dlaczego zginął? - zapytał sucho.
- Dlaczego zginął? Ponieważ był za słaby i dorwały go potwory Ciemnej Strony - prychnął. - Szukał kilku osób, które spotkał ongiś na Zonju V. Podobno były wrażliwe na Moc.
Jon zmrużył oczy, przywołując wspomnienia z tamtego dnia. Większość wydarzeń pamiętał całkiem wyraźnie, w końcu był to jego pewnego rodzaju chrzest bojowy.
- Byłem tam i rzeczywiście, spotkał kogoś takiego. Wtedy nie było czasu się tym zająć, można nawet powiedzieć, że było to najmniejsze z naszych zmartwień - mimowolnie uniósł dłoń by musnąć swoją bliznę - Wciąż, nie rozumiem czemu Mistrzowie powierzyli mu tak odpowiedzialne zadanie. Szczególnie, jeśli ich trop zaprowadził go na Korriban. W takim razie musimy się mieć na baczności. - zamyślił się - Podczas twojej nieobecności w Akademii pojawiła się nowa Mistrzyni. Nie opowiada o swojej przeszłości, ale inni traktowali ją początkowo z rezerwą, mimo wszystkiego co sami przeszli. Trening pod jej okiem nie jednoznacznie wskazuje, że posiada duże umiejętności, których zapewne nie nauczyła się tylko od Jedi. Z tego co wiem równie dobrze mogła służyć Revanovi i Malakowi. - westchnął lekko - Nie zrozum mnie źle, jestem pewien, że jest po naszej stronie, w końcu poręczyła za nią Laurienn, ale niepokojąca jest myśl, ile jeszcze takich osób może się kryć w galaktyce, tylko ze złymi zamiarami. I Zakon byłby ich pierwszym celem.
Z tyłu głowy miał jeszcze wspomnienie swoich wizji w których wyraźnie widział nieznanych mu użytkowników Mocy, ale oczywiście zachował je dla siebie. Ciekawiło go, jak Rohen zareaguje na jego przemyślenia.
- Dlatego trzeba być przygotowanym. I cieszę się, że w Akademii jest ktoś kto nie boi się Ciemnej Strony - na twarzy miał wyraz zadowolenia, ale nie rozwinął swojej myśli. - Idę poczytać raporty. Spotkamy się później.

Rycerz przytaknął, odprowadzając go wzrokiem. Zastanowił się, czy da radę utrzymać Rohena w ryzach, albo czy w ogóle powinien. W końcu tak długo jak był bezlitosny tylko dla Czerwonych nie powinno być żadnych kłopotów. Problemem było ewidentnie nadmierna fascynacja Ciemną Stroną. Jon nie mógł go za to winić, sam często z nią filtrował, ale obchodził się z nią jak z potężną bronią, jak uczyli go Mistrzowie. Siła i poczucie władzy którą dawała zawsze była upajająca, jakby najsilniejszy narkotyk na świecie. Częściej niż chciał się sam przed sobą przyznać tracił kontrolę, ale nigdy na tyle, żeby nie mógł się opanować. Wiedział, że przedłużone zanurzenie się w niej zmieniłoby go na gorsze i naraziło jego bliskich. Rohen mógł nie mieć takich hamulców i w tym momencie było to odpowiedzialnością Baelisha, żeby sprawy nie zaszły za daleko. Jednak nie do końca wiedział, jak mu pomóc. Skierował się do swojej kajuty. Siedząc na pustym łóżku pomyślał, że poprzednie pół roku spędzone na Coruscant z Lailą było dużo łatwiejsze. Wierzył jednak, że gdy Czerwoni zostaną w końcu pokonani będą mieli dużo czasu dla siebie. Z lekkim uśmiechem na tę myśl usiadł na ziemi i zaczął uspokajać oddech, medytując.
Po czterech godzinach spędzonych w samotności Jon poczuł jak Milarian Stygian wyszedł z Nadprzestrzeni. Nie minęło jednak piętnaście minut, jak ponownie w nią skoczyli. Po kolejnej godzinie pod drzwiami do kajuty Jedi pojawił się audiutant Morlana.
- Kapitan zaprasza na mostek.
- Przekaż, że za chwilę się zjawię. - odparł Rycerz, podnosząc się powoli z pozycji medytacyjnej.
Jednocześnie wiedział i nie wiedział, czego się spodziewać. Kierując się na kolejne spotkanie czuł mimo niedawnej medytacji nutkę niepokoju, ale też ekscytacji. Pogładził miecz świetlny i na powrót wypełniony spokojem wszedł w końcu na mostek.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 24-04-2020 o 20:09.
Kolejny jest offline  
Stary 25-04-2020, 18:28   #289
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Nadprzestrzeń, Mirial Stygian
W momencie gdy Jon zrobił przechodził przez próg swojego pokoju krótki sygnał dźwiękowy poinformował go o otrzymaniu wiadomości. Jedi cofnął się, zasunął za sobą drzwi i otworzył prywatny terminal.

Cytat:
OD: MISTRZ ATTON RAND
DO: RYCERZ JON BAELISH

Jon, podjąłeś dobrą decyzję. Rohen jest zdecydowanie zbyt młody na dowodzenie okrętem wojennym i niekontrolowane akcje mogą sprawić więcej szkody niż pożytku. Sprawuj nad nim pieczę póki sytuacja w Galaktyce się nie uspokoi. Za dziewięć standardowych dni od otrzymania przez Ciebie tej wiadomości stoczymy bitwę z głównymi siłamy Czerwonego Krayta na Dxun (księżyc Onderonu) w systemie Jarpael. To bardzo delikatny plan, dlatego niech Morlan się do tego nie miesza. Jeśli chcecie pomóc, spróbuj skontaktować się z Emily Hayes, rozpracowywuje Czerwonych w okolicach Zonju V. Namiary do niej będą w załączniku do tej wiadomości.
Niech Moc będzie z Tobą, Atton Rand
Po szybkiej lekturze Jedi nie pozostało nic innego jak udać się na mostek. Chwilę później znalazł się w towarzystwie Morlana i jego oficerów., którzy komentowali fragment Zewnętrznych Rubieży, w kierunku którego lecieli.
- Skoro już Baelish do nas dołączył, przejdziemy do konkretów - Rohen przybliżył system Eriadu. - Eriadu i Seswenna rywalizują ze sobą o miano głównego portu przeładunkowego na trasie Hydiańskiej. Eriadu nieoficjalnie wspiera Czerwonego Krayta, który również nieoficjalnie, pół roku temu umieścił na Seswennie swoich najemników, co miało wpłynąć na destabilizację tego rejonu. Niezbyt to się udało, bo według naszych raportów ostatecznie Krayt nie był w stanie zapanować nad tymi najemnikami i nic z tego nie wyszło. Mimo wszystko rywalizacja trwa. Zrobimy małą przysługę Seswennie i zaatakujemy główny kosmport w Eriadu. Zestrzelimy kilka okrętów floty obrony przestrzeni, porwiemy dwa transportowce i zbombardujemy lądowiska. Chcę też zrobić desant do centrum dowodzenia kosmoportu i zdobyć dane o trasach lotów sojuszników Czerwonego Krayta. Oczywiście chciałbym byś wziął w tym udział razem ze mną. Plan ambitny, ale jak najbardziej w naszym zasięgu. W systemie Eriadu będziemy za około siedemnaście godzin.


System Jarpael, Dxun, baza Mandalorian
Frachtowiec Sturdy II osiadł gładko na lądowisku. Pilotujący Agnus Ram oznajmił.
- Panie i panowie, Dxun przed nami - w jego ciężkim głosie czuć było wątpliwości. Pamięć o Wojnach Mandaloriańskich nadal była bardzo świeża dla wielu z nich, a teraz przyjdzie im walczyć ramię w ramię z niegdysiejszymi najeźdzcami.
Rampa się otworzyła i oddział z Laurien Hayes na czele wyszedł na zewnątrz. Tuż za nią, ramię w ramię kroczyły Mistrzynie Jedi Brianna i Juthura Ban. Za nimi podążali padawani Urdnet Grot, Rav Mjalu, Mehmen Ganh i Derie’t. Następnie drużyna najemników republikańskich najemników - Muriel Photsu, Angus Ram, Goel Zazin, Aaron Martell z Kaylarą Quest na czele. Jako ostatni stopy na ziemi postawili Cyrus Parker wraz z czwórką różnorasowych tatooińskich najemników nazywajacych siebie Pustynnymi.
Na ich powitanie wyszedł Mistrz Jedi Atton Rand, któremu z kolei towarzyszył opancerzony od stóp do głów mandaloriański żołnierz w czerwonej zbroi neo-crusadera.
- Dobrze was widzieć - odezwał się Atton - nie zostało dużo czasu. Mistrzynie Kae i Ban wraz z tobą Hayes chodźcie ze mną, Mandalore chce was widzieć. Niech reszta podąża za sierżantem Ferro - skinął na stojącego obok podoficera - zaprowadzi was na kwatery.

- Mira żyje - Rand oznajmił cicho gdy szli w kierunku centrum dowodzenia - Dostałem dziś rano od niej sygnał. “Dałam radę, potrzebuję odpoczynku”. Pewnie ledwo zipie, ale najważniejsze, że żyje - był dosyć spokojny, co znaczy że zdążył przetrawić tą informację.
- Niepotrzebnie się martwiłeś, ona jest mocna nie tylko w gębie - powiedziała Brianna, jak zwykle w swoim stylu, z podtekstami.
Atton odpowiedział uśmiechem.
Wszystko co żyło w bazie było postawione na nogi. Cztery lekkie frachtowce latały tam i z powrotem przewożąc żołnierzy na pozycje i uzupełniając ich zapasy. Pomimo tego, nadal było tłoczno. Chwilę później byli na miejscu, przechodząc po drodze przez dwa punkty kontrolne.
[media]https://i.imgur.com/eCR1oRG.jpg[/media]

Hologramy prezentowały mapę znanej Galaktyki oraz system Jarpael, ewidentnie w celu próby oszacowania skąd nadlecą okręty Czerwonego Krayta. Po zebraniu odpowiednich danych wyświetlany obraz zmienił się w rotujący widok księżyca Dxun oraz najbliższej okolicy bazy Mandalorian.
Gdy podeszli bliżej, w ich stronę odwróciła się postać w pełnym, czarnym pancerzu.
- Brianno, Laurien, Yuthuro… oto Mandalore - przedstawił ich Rand. - Mandalorze, to Mistrzynie Brianna Kae, Yuthura Ban i Rycerz Jedi Laurienn Hayes.
Mandalore skinął głową i zatrzymał wzrok na Laurienn.
- Twoja siostra jest naszym zawsze wyczekiwanym gościem. Liczę, że dorównasz opinii jaką ona ma o tobie - powiedział. - Mistrz Rand twierdzi, że znasz system i procedury wewnątrz Krayta. Chcę wiedzieć, co sądzisz o naszych pozycjach obronnych.
Podoficerowie z jego sztabu chyba czekali na ten rozkaz, ponieważ hologramy powiększyły rzut Dxun.
- Z powodu bliskości Dxun i Onderonu, występujące tu anomalie grawitacyjne uniemożliwiają bombardowanie orbitalne z optymalnego poziomu. Ciężkie okręty muszą obniżyć pułap, dzięki czemu wejdą w zasięg naszych ciężkich, przeciwlotniczych dział jonowych. Dlatego akcja taka byłaby samobójstwem. Jedynym rozwiązaniem jest szybki desant piechoty licznymi niedużymi transportowcami poza zasięgiem naszej lekkiej artylerii i szturm piechoty by podłożyć ładunki i zniszczyć działa. Wtedy ciężkie okręty będą mogły obniżyć pułap i dokończyć dzieła.
- Jeśli flota Czerwonego Krayta wejdzie na ten pułap, będzie miała nie tylko Dxun, ale cały Onderon na widelcu - wyjaśnił Atton. - Już kontaktowałem się z królową Talią, oferowała wsparcie swojej milicji tutaj na Dxun, ale Mandalore odrzucił jej propozycję.
- To jest nasza walka, nie chcemy tutaj cywili - odparł wspomniany.
- Onderon nadal podnosi się po swojej wojnie domowej, ich flota praktycznie nie istnieje. Jesteśmy ich ostatnią linią obrony. - dodał Rand - Jednak…
- Naszym zadaniem na Dxun jest wciągnięcie floty Czerwonego Krayta w pozycję, z której nie będą mogli umknąć przed flotą Republiki. - dokończył Mandalore. - Dlatego będziemy musieli dopuścić do zniszczenie naszych dział. Jak Krayt poczuje się pewnie sytuacji na polu bitwy, zacznie obniżać pułap i wtedy na ich karki spadnie admirał Onasi ze swoją flotą.
- To prawie jak podłożenie gardła pod topór i liczenie, że ktoś zdąży przewrócić kata - ze zgrozą zauważyła Yuthura.
- Walka przy boku Jetii zawsze niosła ze sobą ryzyko. My jesteśmy gotowi. - odparł twardo Mandalore.
Hologramy pokazały teraz okolicę wokół bazy Mandalorian na księżycu.
- To nasze pozycje wokół bazy. - kontynuował Mandalore - Całe nasze siły skłądają się z pięciu kompanii - Zakeeg, Skreev, Maalraas, Boma i Drexl. Każda z nich to ponad dziewięćdziesiąt ludzi. Dowództwo nad elitarną Drexl obejmę osobiście. Rozstawimy się na pozycjach dookoła bazy i będziemy bronić dostępu do dział. Teraz kwestia jak rozwiązać kontrolowane przerwanie frontu, by piechota Krayta zniszczyła działa.
Oczy wszystkich spoczęły na Laurienn.

System Zonju V, przestrzeń kosmiczna, Nilus
Nieduża dawka adrenaliny wystarczyła, by arkaniański najemnik i jednocześnie mandaloriański neofita się wybudził. Na szczęście tym razem nie musiał sobie radzić zupełnie sam. Miralian Zoroe i zabraczka Kuda - dwójka mandalorian, którzy z nim się zabrali - również przebywali w tym pomieszczeniu i pomogli mu się zebrać w całość. Kiedy nałożył już pancerz pewnym krokiem przeszedł do sali głównej. Zauważył, że statek pracował na minimalnej mocy. Zapewne maskowanie byłą włączone i eliminowali wszelkie możliwości wykrycia.
- Informacja: Moja pani cię oczekuje w kokpicie - usłyszał do stojącego obok zbrojowni HK-50.
Kilkanaście kroków później Zhar-kan stanął za fotelem Emily. W kokpicie przebywał także Rhutunk. Oboje przypatrywali się majaczące w oddali planecie.
- I znowu jesteśmy tutaj. Ostatnim razem byłam zmuszona zestrzelić własny statek - nadal ją to wspomnienie kłuło. - W każdym razie. Pracuję nad tym zadaniem od ponad pół roku. Wszystkie tropy kończą się tutaj. Czerwony Krayt kupuje niezliczone ilości sprzętu. Dostawy lecą z Korelli, Ryloth, Kuat… nawet Anaxes czy Ringo Vanda. To jednak nigdy nie był okręt. Części do ich budowy tak, ale nigdy cały statek. Nawet części robione na zamówienie, więc nie ma możliwości sprawdzenia co robią bez spojrzenia w projekty. I wszystko byłoby fajnie, gdyby to tutaj trwała budowa. Tymczasem Zonju V to jedynie punkt przelotowy. Każdy kapitan musi się zameldować w kosmoporcie w Zoronhed, tam zostaje mu przydzielony osobisty pilot i dopiero wtedy transport skacze dalej - młoda Hayes przygryzła wargę. - Sprytnie to zrobili, bo jakikolwiek jest ich cel podróży, muszą tam panować jakieś skrajnie nieprzyjazne warunki. Podłożony nadajnik lub transponder wariuje i nie ma szans na otrzymanie właściwych koordynatów.
Dziewczyna założyła ręce na piersi. Wyglądało na to, że naprawdę próbowała róznych sposóbów.
- W tej chwili mam ochotę wejść tam na brutala, porwać tą całą Xzarrę, wyciągnąć od niej koordynaty i polecieć zobaczyć co oni tam wyczyniają - burknęła. - Ale na to nie mamy tyle siły - przetarła twarz dłonią. - Nawet HK nie da rady sam tam wejść by te kody jakoś zgrać czy coś, za duża ochrona, strasznie się pilnują. Nie wiem co już dalej robić. Potrzebuję twojej pomocy Zhar-kan.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 26-04-2020, 00:42   #290
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol podrapał się w zamyśleniu po brodzie, równocześnie starając się uspokoić serce. Adrenalina ładnie stawiała na nogi, ale równocześnie dawała mnóstwo efektów ubocznych. Chociaż być może kołatanie serca nie było spowodowane tym związkiem, a wspomnieniami jakie miał z tą planetą. Z tym co tutaj zrobił.

- Tak gigantyczne ilości sprzętu... - odezwał się w końcu do Młodej - Albo budują flotę super niszczycieli, albo... Super broń. Jak Generator Cienia Masy z Wojen. - w jego głosie wyczuć można było nutkę strachu. Nie brał udziału w ostatniej potyczce, ale widział tych którzy tam byli i przetrwali. Puste skorupy.
Żywi, ale w pewnym sensie nieobecni.

- Ja widzę dwie drogi. Albo próbujemy po cichu wykraść koordynaty i sami będziemy tam węszyć. Problem taki że jak z nadprzestrzeni wyskoczy cokolwiek nie zaplanowanego to przerobią nas na kosmiczny pył w ułamku sekundy. Z całym szacunkiem dla twoich umiejętności, ale ochrony jest tam zapewne tak dużo że w końcu cię przytłoczą. Druga opcja jest taka że spróbuję dostać się na pokład statku który będzie do punktu docelowego skakał, zbieram informację i daję wam sygnał co i jak. Trzecia opcja... Przejmujemy cały statek tuż przed skokiem, i podszywamy się pod załogę. - wyłożył swoje pomysły Sol. - Osobiście myślę że druga opcja jest najlepsza. Będę potrzebował tylko metody na przekazanie informacji z tego tajemniczego miejsca. Muszą mieć na miejscu jakieś przekaźniki dalekiego zasięgu, będę musiał tylko się do nich dostać i przekazać wam informacje.

- Jeśli nie działa transponder, to mogę się założyć, że nie zadziała również jakikolwiek przekaźnik - odpowiedziała Emily. - Tą opcję już dawno wykluczyłam. Inaczej posłałabym tam HK-50. Sprawdziłby co jest i odesłał informacje. To czy i jak by wrócił to inna sprawa. Musimy tam polecieć i sprawdzić naocznie sytuację. Czy trzymają tam silną obronę? Myślę, że nie. Co z tego, że ktoś ma wielką flotę, jak nie wie jak tam dolecieć?

- W takim razie zapowiada się na więcej krycia w cieniach. - stwierdził najemnik - Masz opcję by mnie wysadzić gdzieś w pobliżu? Albo kombinezon do skoków orbitalnych? Pojedynczy, mały cel radary powinny przeoczyć.

- Ja jestem w stanie wylądować na planecie, dopóki ktoś Nilusa palcem nie wskaże - mruknęła Hayes. - Myślałam o jakiejś dywersji czy coś... Jak będzie trzeba to Nilusem ucieknę przed każdą pogonią.

- Nie ma w takim razie większego problemu. Z tą częścią planu. - stwierdził Sol - Gdzie dostępne są koordynaty? Skoro wysyłają tam dedykowanych pilotów to ci też muszą mieć do nich dostęp, a nie tylko Xzarra, kimkolwiek jest. - zastanawiał się głośno - I ci osobiści piloci... To droidy? Z mojego doświadczenia z latania z i na statkach Czerwonych wynika to że lubią z nich korzystać. Wtedy starczy tylko że wydrę takiemu moduł pamięciowy i ty już sobie z niego wszystko odczytasz.

- Nie, to humanoidzi. Xzarra ma swoją, wyspecjalizowaną ekipę. To naprawdę sama czołówka. Do mnie też się odzywała, nawet nie wiem skąd miała kontakt. Hmm... może porwać takiego jednego?

- Wydusimy z niego informacje? - spytał - Ja potrafię zadawać ból, ale nie w... rozwiązujący języki sposób. HK? - zwrócił się do droida, już czując że ten będzie wiedział co robić.

Optyki droida zabłysnęły czerwienią.
- Stwierdzenie: Worki mięsa działają analogicznie do systemów komputerowych. Oświadczenie: Posiadam odpowiednie umiejętności by złamać każdy system.

- Świetnie. Przykrywkę możemy mieć prostą, byliśmy w ekipie Schuriga, ale że ten z przyczyn oczywistych przestał płacić przylecieliśmy tutaj. Ja i HK zgarniemy cel, reszta siedzi na statku i w razie potrzeby nas wyciąga gdyby zrobiło się gorąco. - zaproponował świeżo upieczony Mandos - Mamy jakieś plany terenu? I co do tej Xzarry... Zakładam że jest kimś w stylu Schuriga? Chcemy ją sprzątnąć gdyby napatoczyła się okazja?

- Nie wiem kto to Schurig, ale Xzarra jest chyba jedną z tych prawdziwych Czerwonych - wzruszyła ramionami. - Jeśli twierdzisz, że ta przykrywka się sprawdzi, to możemy lądować. W Zoronhed sporo się zmieniło od ostatniego razu, ale na wszelki wypadek zrobimy skany jak będziemy lądować.

- Zaczynajmy w takim razie. - rzucił Sol.

- Ok. Załatwię temat lądowiska, ale... Jak zamierzasz wyrwać tego pilota? Jakieś obserwacje będziemy prowadzić chyba?

- Zależy od tego jak się nam śpieszy. Jeśli bardzo to dorwałbym jednego w kwaterach i dowiedział się wszystkiego na miejscu. Jak mniej to czekałbym aż się któryś napruje i spróbowałbym go tutaj po "przyjacielsku" przyprowadzić. Ale to drugie to raczej robota dla ciebie. Albo dla Laurienn gdyby tutaj była... Tak, ona by to ogarnęła. - arkanianin stwierdził - Nie mamy szansy przeciągnięcia kogoś niekooperującego przez cały kosmoport, więc to chyba jedyne dwie opcje. Ewentualnie tuż przed startem szybki atak, wyciągamy naszego VIPa i uciekamy.

- Chyba musimy to zrobić tuż przed startem. Z mojej wiedzy każdy pilot dostaje jakieś kody przed startem…

- Jeśli latają do tego samego miejsca wielokrotnie to koordynaty pewnie znają, ale też skłaniam się ku tej opcji. Pozostaje nam tylko znaleźć sposób na dowiedzenie się kiedy jeden z takich transportów będzie leciał. Ogarniesz to zdalnie jeśli podepnę datapad pod kontrolę lotów?

- Jeśli takie informacje będą w systemie to je zgarnę - przytaknęła. - Czyli będziemy musieli wytypować odpowiedni cel - zamyśliła się.

- Coś niezbyt dużego. Największe transportowce mają więcej załogi i straży, z mniejszych będzie łatwiej wyciągnąć cel. - podpowiedział Sol - I gdy się na nas skupią, bo na pewno to zrobią, Rhutunk z resztą będą mogli im uderzyć na dupy i wyrwać nam korytarz do Nilusa.

- Zrobimy co będzie koniecznie - wtrącił się Rhutunk.
- Ok. W takim razie zaplanuj to dobrze. Nie chcę widzieć tutaj żadnej improwizacji - twardo zażądała młodsza z sióstr Hayes.

- Nie mogę się pokazać, zbyt duże ryzyko że ktoś mnie tutaj rozpozna. - stwierdził Sol. - Lądujemy, ty zajmujesz się gadaniem kim jesteśmy i po co tutaj wylądowaliśmy, ja i HK schodzimy na ziemię, HK jako droid protokolarny, ja z włączonym maskowaniem. Dostaję się do kontroli lotów, podpinam tam datapad, daje Tobie znać, ty ich hakujesz i wybierasz cel. Ruszam w jego kierunku, dostaję się po cichu na pokład, HK niech się kręci gdzieś w pobliżu. Jeśli przy okazji zabije kilku strażników to się zdecydowanie nie obrażę. Tak długo jak uda mi się nie narobić rabanu robimy wszystko cicho, jak się zrobi głośno ponownie daje wam znać, Rhutunk i reszta zespołu rusza w kierunku moim i HK, anihilując wszystko co się rusza. Zaciągamy naszego ptysia tutaj, uciekamy i już w nadprzestrzeni wyciągamy z niego wszystko czego potrzebujemy. - zreasumował Sol. Ciężko było zaplanować coś więcej, nie mając ani mapy terenu, ani lokalizacji celu, ani przedziału czasowego w którym mieli operować. Nie słysząc sprzeciwów, ani zażaleń ruszył do zbrojowni.


***

Nieśpiesznie przeglądał swój sprzęt. Nie był w idealnym stanie, w zasadzie było mu do tego daleko, ale mimo intensywnego użytku wciąż działał. Na początek uzupełnił ogniwa w swoim blasterze, karabinie jak i module maskującym. Gdy te się ładowały nieśpiesznie rozebrał swoją broń i durastalowym wyciorem wyczyścił zarówno komory, jak i wnętrza lufy swoich broni z osadu. Niby broń była energetyczna, ale przy każdym wystrzale wewnątrz osadzały się odrobinki pierwiastków zawartych w powietrzu.
Usatysfakcjonowany złożył je do kupy i zabrał się za swoje wibroostrze. Nagroda od Zero. Ostrze było proste, pozbawione zbędnych ozdobników i całkowicie funkcjonalne. Sprawdził czy nigdzie na ostrzu nie osadziła się rdza, ani przebarwienia. Rozłożył rękojeść, sprawdzając przy tym działanie modułu jonowego. Wszystko grało. Złożył broń do kupy i sięgnął dłonią po kamień szlifierski który zakupił jakiś czas temu. Powoli zaczął nim przesuwać wzdłuż przebiegu ostrza, od dołu ku czubkowi. Było coś niezwykle uspokajającego w tej czynności, w pewnym sensie pozwalało mu się to zaczepić w tym momencie. W tej chwili. Niepokój związany z nadchodzącym zadaniem rozmył się, by w końcu zaniknąć w powtarzalnych ruchach dłoni. Przypuszczał że tak się czuli medytujący Jedi.
Gdy krawędź miecza była już satysfakcjonująco ostra zabrał się za swój pancerz. Naoliwioną szmatą starł z niego brud i pył, durastalowym wyciorem zdrapał natomiast sadzę. Sprawdził swoje schowki, czy wszystkie się gładko chodzą i zadowolny przywdział swój cały rynsztunek. Została mu tylko jedna rzecz. Z tą myślą zamknął wejście do zbrojowni i upewnił się że nikt z zewnątrz nie wejdzie nagle do środka. Wyciągnął miecz świetlny i odpalił go w ciszy pomieszczenia. Zielone ostrze wystrzeliło ku górze, rozświetlając otoczenie.
- Co byś teraz robił, gdybyś wciąż żył? Czemu dałeś mi tą broń? - wyszeptał, wiedząc że nie otrzyma odpowiedzi.

Rozmyślania przerwało mu charakterystyczne trzęsienie kadłuba, gdy statek wchodził w atmosferę planety. Sol zgasił miecz i schował go do wnętrza swojego pancerza. Był gotów.
 
Zaalaos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172