Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2018, 23:04   #111
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Wymianę zwyczajowych grzeczności i przednegocjacyjny small talk agent Wainwright wykorzystał na dokładne przyjrzenie się swojemu adwersarzowi - pewny był, że towarzysząca mu agentka Beaumont robi dokładnie to samo; miał zamiar porównać swoje wrażenie z jej przemyśleniami, gdy już zostaną sami. Tymczasem uważnie obserwował francuskiego biznesmena, próbując w jego zachowaniu wyczuć jakąkolwiek fałszywą nutę. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku, ale John miał jakieś niepokojące wrażenie, że ów Francuz - jeśli faktycznie był Francuzem - z pewnością nie nazywa się Lapointe ani nie reprezentuje firmy bądź instytucji, którą wymienia jako swego mocodawcę. Należało mieć się na baczności.

- Jeśli dobrze zrozumiałem, panie Lapointe - zwrócił się do Francuza - jest pan obecnie w posiadaniu prawie dwustu kilogramów ciężkiej wody, czyli całego zapasu, jaki zakład pana Stiansena wyprodukował od niemal pół roku, czy tak?
- Oui, monsieur Lloyd - z szerokim uśmiechem na twarzy zareplikował Lapointe. - To była bardzo ważna transakcja i winien jestem szczere podziękowanie panu dyrektorowi Stiansenowi, że doprowadził do jej zawarcia. - Francuz teatralnie ukłonił się w stronę siedzącego obok Stiansena, który skwitował to nieśmiałym uśmiechem i lekko odwzajemnił ukłon.
- Rozumiem, i gratuluję panu zawarcia tak korzystnej transakcji. - John przywołał na twarz najbardziej przyjazny, niemal "komiwojażerski" uśmiech. - A skoro już mówimy o korzystnych transakcjach... to chciałbym panu zaproponować kolejną transakcję, mam nadzieję, że równie dla pana korzystną.
Monsieur Lapointe przybrał rozbawiony wyraz twarzy.
- Doprawdy? - zapytał z wyraźną niewiarą w głosie. - Cóż może być równie korzystnego jak podpisanie kontraktu na dostawę tak dużej partii cennego dla nas towaru?
John odchrząknął znacząco. Wyglądało na to, że pan Lapointe spodziewa się, jaką propozycję usłyszy, i jest już odpowiednio do niej nastawiony. Nie rokowało to najlepiej, ale John - kolokwialnie mówiąc - musiał brnąć w to dalej, aby nie wyjść na durnia.
- Czy byłby pan zainteresowany... odstąpieniem nam jednego kanistra tego płynu? Za odpowiednią rekompensatą, oczywiście.
Lapointe obdarzył Johna takim spojrzeniem, jakby nie wiedział, czy patrzy na ducha swojego dawno zmarłego przodka, czy na kogoś, kto właśnie dokonał brawurowej ucieczki z zakładu dla obłąkanych.
- Pan chyba raczy żartować... - wykrztusił w końcu.
- Absolutnie nie. - John postarał się, aby jego głos zabrzmiał najzupełniej pewnie. - To poważna handlowa oferta. Reprezentuję amerykańską firmę zajmującą się produkcją kotłów parowych, która planuje opatentować nowe rozwiązanie w dziedzinie napędów okrętowych. Do tego rozwiązania potrzebujemy ciężkiej wody, a żeby móc zbudować prototyp, potrzebujemy pewnej, niewielkiej, partii materiału do badań i testów. Jeden kanister w zupełności nam wystarczy, a jak sądzę, taka ilość nie powinna znacząco uszczuplić pańskich zasobów. - zakończył.
Pan Lapointe parsknął śmiechem.
- I sądzi pan, że odstąpię panu jeden z zakupionych przeze mnie pojemników do tak... - Francuz zawiesił na chwilę głos - niecodziennego zastosowania? W imię interesu jedynie pańskiego przedsiębiorstwa? Drogi panie, materiał, który chce pan pozyskać, ma znaczenie dla całej ludzkości, a nie jedynie dla takich przedsiębiorstw jak pańskie.
Teraz z kolei John przybrał niedowierzający wyraz twarzy.
- Dla ludzkości? A w jakim sensie, panie Lapointe?
- Nie będę się wdawał w szczegóły, panie Lloyd - uciął protekcjonalnie Francuz. - Szczegóły, które mogliby zrozumieć jedynie moi koledzy z europejskich instytutów naukowych. Pan nie jest naukowcem, a więc i tak nie zrozumie pan metodologii i celów badań, jakie prowadzimy nad tym materiałem.
John wysiłkiem woli opanował się, żeby nie poczęstować Francuza odpowiednio cierpką ripostą dotyczącą "jajogłowych", jak w Marynarce Królewskiej określano ludzi pracujących w laboratoriach badawczych Royal Navy. Po pierwsze nic by to nie dało - może poza połataniem urażonej dumy Anglika, po drugie zaś groziło dekonspiracją; biznesmen w cywilu, nawet Anglik, nie powinien znać i używać slangu właściwego marynarzom Royal Navy.
- I do tych badań - zadał kolejne pytanie - potrzebujecie aż takiej ilości materiału?
- Dokładnie tak - odparł Francuz. Wyglądało na to, że kwestia ilości materiału niezbędnego do owych tajemniczych badań nie podlega jakiejkolwiek dyskusji.
John spróbował po raz ostatni wpłynąć na Francuza.
- Panie Lapointe - powiedział najspokojniej, jak tylko potrafił. - Być może nie wie pan o tym, ale firma, którą reprezentuję, posiada własne laboratorium badawcze, mamy również dostęp do wiodących uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych. Zapewne orientuje się pan, ze wynalazca ciężkiej wody, profesor Howard Urey, pochodzi właśnie stamtąd. Gdyby zechciał pan rozważyć odstąpienie nam jednego kanistra i w ten sposób przysłużenie się naszym działaniom, moglibyśmy ułatwić panu nawiązanie kontaktów naukowych z uczonymi amerykańskimi. A gdy tylko opracujemy działający model nowego napędu, moglibyśmy udostępnić państwu prototyp do przeprowadzenia własnych badań.
John był przekonany, że wzmianka o wymianie doświadczeń naukowych - coś, co naukowcy na całym świecie uważają za bardzo ważną rzecz - oraz możliwość przebadania urządzenia opracowanego dzięki tym badaniom będzie dla pana Lapointe ofertą nie do odrzucenia. Tym bardziej zdziwiła go odpowiedź Francuza.
- Naukowcy amerykańscy, szanowny panie - odparł Lapointe - są w tej chwili sporo za nami, jeśli chodzi o wyniki badań. Nawiązanie z nimi współpracy skończyłoby się co najwyżej tym, że podpatrzyliby od nas, co się da, aby potem użyć tego jako podstawy do własnych badań. Co zaś do prototypu - Lapointe zawiesił głos - najpierw go może opracujcie, a potem dopiero zastanowimy się, czy i na jakich warunkach zechcemy go pozyskać do badań.
Johna aż zatkało, gdy usłyszał taką odpowiedź.
Taki z ciebie naukowiec, jak ze mnie szkocki góral, chłopie, pomyślał. Wciąż nie wiedział, dla kogo pracuje ten "Francuz", ale z pewnością nie dla "europejskich instytutów badawczych". Pewnym również dla Johna było, że nazwisko "Lapointe" jest równie prawdziwe co poranne wstępniaki Lorda Hau-Hau, z których nagminnie rechotali marynarze w bazach i na okrętach Jego Królewskiej Mości.
- A zatem nie jest pan zainteresowany odstąpieniem kanistra? - zapytał. - Nawet nie zapytał pan o cenę. A pragnę zaznaczyć, że zarząd mojej firmy upoważnił mnie do wypłacenia gratyfikacji finansowej osobie, która ułatwi nam zdobycie tego materiału.
Francuz wyczekująco uniósł brew, jakby spodziewał się, że Anglik wymieni konkretną kwotę.
Tu cię mam, pomyślał John. Gość z wywiadu, jak nic. Tacy zawsze ożywiali się, gdy na stole zaczynały lądować pieniądze. Pozostawało ustalić, z jakiego wywiadu jest ten delikwent... i na ile jest chciwy.
- Co pan powie na... - John zawiesił głos - dwanaście tysięcy dolarów amerykańskich?
Lapointe uśmiechnął się z politowaniem.
- Za taką sumę, monsieur - odparł - mógłby pan może kupić taką ilość ciężkiej wody u dyrektora Stiansena. Ale nie u mnie.
Na twarz Johna wypełzł niezbyt przyjemny uśmiech.
- Rozumiem, że podbija pan stawkę - odparł. - Piętnaście?
Francuz zbył go pogardliwym milczeniem.
- Dwadzieścia?
Francuz nie zareagował.
- Dwadzieścia pięć?
Lapointe parsknął śmiechem.
- To nie licytacja, panie Lloyd. - odparł niemal takim tonem, jakby zwracał się do dziecka. - Gdyby to była licytacja, to zaczęlibyśmy rozmawiać dopiero powyżej kwoty sześćdziesięciu tysięcy dolarów. Ale ponieważ nie jest... to sądzę, że kwestia zakupu w ogóle nie wchodzi w grę. A już na pewno nie za te śmiesznie niskie kwoty, które pan proponuje.
Oczy Johna zwęziły się lekko. Postanowił, że tej zniewagi nie puści Francuzowi płazem.
- Nie przyjechałem się tu licytować, tylko dobić targu z - wydawało mi się - poważnym biznesmenem. Jak widzę, tracę tu tylko czas... podobnie, jak tracą go nasi żołnierze po waszej stronie kanału. Ciekawi mnie, panie... Lapointe - John wypowiedział nazwisko Francuza z namaszczeniem - jak wiele będzie pan gotów zapłacić, aby Marynarka Królewska nie strzelała do pana, gdy będzie pan płynął przez kanał La Manche po tym, jak Niemcy zatkną swastykę na murach Dunkierki. Czego oczywiście panu nie życzę. Zamiast tego życzę miłego popołudnia. Dziękuję panom za spotkanie... i żegnam panów. Panno Hepburn? - Anglik skinął na siedzącą obok niego agentkę, po czym wstał od stołu, raz jeszcze ukłonił się obu siedzącym przy stole mężczyznom, a potem odwrócił się i szybkim krokiem opuścił restaurację.
 
Loucipher jest offline