09-09-2018, 23:04 | #111 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
10-09-2018, 03:45 | #112 | ||
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 32 Czas: 1940.III.10; sb; godz. 16:30 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; hotel “Krokan”, pokój hotelowy Warunki: dzień, jasna, chłodna pogoda ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd) - A ja jestem ciekaw... monsieur Lloyd… - Francuz podjął błyskawiczną ripostę ostatnich słów Brytyjczyka przyjmując praktycznie bliźniaczy ton i styl wypowiedzi jakiego ten właśnie użył w stosunku do niego. - Jak wiele gotów będzie pan zapłacić, żeby francuska artyleria nie strzelała do zostawiających nas, waszych żołnierzy. Gdy będą odpływać na waszą stronę Kanału bo “bosh” przyjdzie wbić tą swoją flagę ze swastyką w ziemię Dunkierki. Czego naturalnie również nikomu z nas nie życzę. I również życzę miłego dnia monsieur Lloyd. - Francuz zakończył swoją ripostę uśmiechając się tak samo do Brytyjczyka jak ten właśnie uśmiechnął się do niego. Spięcie między tymi dwoma mężczyznami było widoczne tak bardzo, że gospodarz domu szybko interweniował proponując gościom, że pomoże sprowadzić im taksówkę. Szybko zaprosił gestem szefa amerykańskiej delegacji by jak najprędzej rozdzielić Francuza z Brytyjczykiem. - Mademoiselle Hepburn, bardzo przepraszam, że się uniosłem ale mam trudności słyszac takie impertynencje o mojej kochanej ojczyźnie. I to od Anglika. Mam nadzieję, że nie będzie miała pani przez to kłopotów. - monsieur Lapointe pożegnał się również z panną Hepburn. Gabrielle zaś miała wrażenie, że o ile przez większość część rozmowy negocjator z Francji wydawał się znacznie bardziej panować nad sobą od brytyjskiego odpowiednika to ostatnia uwaga wyspiarza albo naprawdę go dotknęła albo był mistrzowskim aktorem. Przez większą część rozmowy monsieur Lapointe był taki jaki profesjonalnemu negocjatorowi być wypadało. Grzeczny, układny, z dobrymi manierami, czuł się pewnie i pewnie się zachowywał. Niestety podobnymi cechami powinien też wykazywać się dobry agent więc te dwie role w tej rozmowy tak się zlewały ze sobą, że trudno było się doszukiwać jakichś prawidłowości. Był oszczędny w mówieniu o sobie i to co udało się wyłapać to to, że przybył do Norwegii kilka dni temu i pewnie jeszcze z kilka dni pobędzie by dopiąć wszystko na ostatni guzik. Sam też był ciekaw dwójki gości zza Atlantyku i interesował się nimi z życzliwą wzajemnością. Nie zdradził gdzie się zatrzymał zbywając pytanie tylko tym, że “niedaleko”. Gdy para agentów czekała na taksówkę pan Stiansen dwoił się i troił by zażegnać nieprzyjemne pożegnanie jakie miało właśnie miejsce zupełnie jakby sam je spowodował. Widocznie zależało mu na dobrym wrażeniu o sobie, swojej firmie czy kraju jakie mogliby odnieść potencjalni partnerzy zza oceanu. - Proszę wybaczyć. Pan Lapointe jest strasznie cięty na Niemców. Bardzo ich nie lubi. Myśl, że mogliby najechać na jego kraj musiała być dla niego straszna. Bardzo mu zależało na tym by zapasy tej wody nie wpadły w ich ręce. - Norweg dodał jakby chciał wyjaśnić zachowanie francuskiego biznesmena. Zachęcał swoich gości do ponownej wizyty, przecież za kilka tygodni Norsk Hydro wyprodukuje kolejne ilości tego materiału i delegacja pana Lloyda dostanie w nich priorytet. Wystarczy tylko poczekać a cóż to jest miesiąc, no może dwa, wobec przełomu technologicznego jaki można było uzyskać dzięki temu. Taksówka w końcu nadjechała, pan Stiansen ciepło się pożegnał ze swoimi gośćmi i ci mogli odjechać do swojego hotelu. Z pewną konsternacją zauważyli, że Edward jeszcze nie wrócił. Drzwi do jego pokoju były w każdym razie zamknięte i nie reagowały na pukania i wołania. W recepcji też byli pewni, że pan Rasmussen nie wrócił bo jego klucz wciąż wisiał w recepcji. Przynajmniej odkąd recepcjonista objął swoją zmianę bo poranna już skończyła pracę. Za to do pana Lloyda był telegram. To mówiąc recepcjonista wręczył kopertę Brytyjczykowi. W pokoju John mógł w spokoju wyjąć ze swoich bagaży książkę szyfrową i odcyfrować z pozoru bezsensowny ciąg przypadkowych liter i cyfr wystukany maszyną na kartce. Cytat:
Telegram jak zwykle był lakoniczny jak większość nawet nie tajnych telegramów. Ale nazwa hotelu ani data nic dwójce agentów nie mówiła. W tym czasie oboje byli jeszcze na urlopie i nic nie wiedzieli o czekającej ich misji w Norwegii. Więcej wyjaśnień jednak nie było, nie przypominali sobie by na odprawie czy w materiałach przygotowawczych przed misją było coś o hotelu “Prinze” w Oslo. Data też jakoś nie utkwiła im w pamięci by w zeszłą niedzielę wydarzyło się coś specjalnego. Więc ktoś w centrali uznał, że tyle wystarczy albo więcej nie można przysłać ze względów bezpieczeństwa albo agenci w terenie na miejscu zorientują się o co chodzi. Po powrocie do pokoju Gabrielle zaś odkryła w kieszeni garsonki coś cze czego na pewno tam nie wkładała. Kawałek urwanej kartki w linie jak z jakiegoś zeszytu czy notesu. I na niej krótki wpis piórem. Cytat:
Nie mogła sobie przypomnieć momentu gdy ktoś mógł jej podrzucić ten świstek. Stiansen jak się z nimi żegnał czy witał? Lapointe gdy wyszedł zza stolika by się z nią pożegnać? Taksówkarz gdy wyszedł otworzyć im drzwiczki? Ktoś w restauracji albo już tutaj, w hotelu? W każdym z tych miejsc kojarzyła moment, że ktoś był obok niej tak blisko, że mógłby jej to podrzucić. Zbliżała się już pora tradycyjnej wyspiarskiej przerwy na herbatę a z powodu spotkania w “Wieczornej” jeszcze nic porządnego nie jedli więc dwójce agentów już nieźle burczało w brzuchu tym sobotnim popołudniem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||
13-09-2018, 21:44 | #113 |
Reputacja: 1 | Gabrielle zamówiła im do pokoju kanapki by pomóc Johnowi z rozszyfrowywaniem. Praca była dość żmudna, ale zawsze mogli skorzystać z okazji by porozmawiać. Gdy zdjęła żakiet i sprawdziła jego kieszenie, szybko okazało się, że mają o czym. Krótki liścik nieco ją zaniepokoił ale też budził nadzieje, że może coś jednak uda się załatwić bez kradzieży i innych form łamania prawa. |
14-09-2018, 22:22 | #114 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | John był zadowolony, że Stiansen tak szybko zareagował rozdzielając obu dyskutantów - w przeciwnym razie zapewne zaogniłby jeszcze kłótnię komentując, że sytuacja, o której mówił Lapointe, mogłaby mieć miejsce wyłącznie wówczas, gdyby Francuzi przeszli na stronę Niemców. Był pewien, że jeśli nienawiść Francuza do Niemców była choć w połowie tak szczera, jak sądził o niej Stiansen, to tym komentarzem w "panu Lapointe" zdobyłby sobie zaprzysięgłego wroga. A na to było jeszcze za wcześnie. Dyplomatyczne obycie, jakie John zdobył w placówkach dyplomatycznych przed wojną nauczyło go, że czasem wczorajszy wróg mógł okazać się jutrzejszym sojusznikiem - albo na odwrót. Gabrielle z pewnością nie była zadowolona z faktu, że John tak obcesowo potraktował swojego rzekomego kontrahenta, w dodatku pochodzącego z jej ojczyzny. Chcąc uniknąć nieprzyjemnej atmosfery, John wyjaśnił jej powody swojego zachowania, gdy wrócili do pokoju: - Być może mi nie uwierzysz, ale zrobiłem to celowo - wyjaśnił lekko zszokowanej Francuzce. - Rozmawiając z nim nabrałem przeczucia, że nasz pan Lapointe nie jest tym, za kogo się podaje. Z pewnością nie zachowywał się jak naukowiec. Jego arogancja i pewność siebie kojarzy mi się tylko z jednym typem ludzi. - Niby jakim? - spytała wciąż sceptyczna Gabrielle. - Agentami wywiadu. - odparł John. - Uwierz mi, widywałem takich wielokrotnie w placówkach dyplomatycznych, w których pracowałem przed wojną. Jak na dyplomatę czy naukowca za bardzo zgrywał chojraka. Chciałem sprawdzić, czy zareaguje na jawną zaczepkę. I zareagował. Pan Lapointe na bank jest z wywiadu... zapewne z waszego DB. Gabrielle nie trzeba było tłumaczyć tego skrótu. Wiedziała, czym jest Deuxième Bureau de l'État-major général, czyli Drugie Biuro Sztabu Generalnego - francuską agencją wywiadu wojskowego, podległą naczelnemu dowództwu sił zbrojnych Republiki Francuskiej, zajmującą się nie tylko zbieraniem i analizą informacji mających znaczenie wojskowe, ale również wszelkiego typu operacjami specjalnymi mającymi na celu zdobycie informacji lub środków walki lub też uniemożliwienie ich pozyskania przeciwnikowi - sabotażem, szpiegostwem oraz opracowywaniem i łamaniem szyfrów. Jeśli faktycznie francuski wywiad maczał palce w sprawie ciężkiej wody, nagle ich misja stawała się tyleż trudniejsza, co ważniejsza. Jeśli faktycznie tak było... a na razie, poza przeczuciami Johna, innych dowodów na to agenci Spectry nie mieli. John tymczasem udowodnił, że jego zainteresowanie kryptografią nie było tylko czczą pozą - wprawnie rozszyfrował depeszę wręczoną im przez recepcjonistę. Po jej przeczytaniu agenci znów zagłębili się w dyskusję, z której wynikał tylko jeden wniosek - należało mieć się na baczności. Zdaniem Johna draka w hotelu w Oslo mogła być przykrywką do jakiejś tajnej operacji - na przykład przerzucenia agentów mających "położyć łapę" na dostawie ciężkiej wody, czy też sprawdzenia środków bezpieczeństwa w hotelach oraz procedur i szybkości działania policji w razie wystąpienia takiego ataku. John był więcej niż pewien, że francuski transport jest pod obserwacją z wielu kierunków i agenci Spectry nie są jedynymi, którzy mają ochotę "poczęstować się" jego zawartością. Kolejną sensacją tego dnia była kartka, którą Gabrielle znalazła w kieszeni płaszcza. Krótka wiadomość wyznaczająca Francuzce samotne spotkanie przy poczcie głównej w Rjukan mogła oznaczać dosłownie wszystko. Mógł to być faktycznie Lapointe, choć John wątpił, by było to zaproszenie na negocjacje w sprawie ciężkiej wody. W końcu Gabrielle oficjalnie uchodziła za zwykłą asystentkę dyrektora, a nie za osobę decyzyjną. Gdyby faktycznie miał to być Lapointe, to John spodziewał się jednej z dwóch rzeczy: albo romantycznej przygody, albo - co było bardziej prawdopodobne - próby skaptowania Gabrielle do współpracy z francuskim wywiadem i wyciągnięcia od niej informacji na temat Johna i ich misji. Mógł to być również Stiansen, choć i w tym wypadku pozostawało tajemnicą, dlaczego zwracałby się do agentki oficjalnie pełniącej rolę podwładnej. Zresztą do Stiansena to Johnowi jakoś nie pasowało - Norweg wydawał się być zbyt prostolinijny na podobne zagrywki. Gdyby chciał rzec coś na osobności Gabrielle, miał na to wystarczająco dużo okazji, by przekazać jej tą informację ustnie, bez bawienia się we wpychanie karteczek do kieszeni płaszcza. Mógł to też być - i to wydawało się Johnowi najbardziej prawdopodobne - ktoś zupełnie inny, kogo w tej układance do tej pory nie było. Podstawowym problemem było w tej sytuacji to, że agenci nie wiedzieli, kto to może być i jakie może mieć zamiary. Tym niemniej jednak jedynym sposobem na to, aby choć trochę rozświetlić mroki tej tajemnicy, było pojawienie się Gabrielle na spotkaniu. John na obiedzie, na który agenci poszli po południu do centrum miasta, wymógł na Francuzce, że będzie w pobliżu, dyskretnie ukryty, ale gotów działać na każdy jej krzyk lub inny sygnał świadczący o tym, że Gabrielle grozi niebezpieczeństwo. Broni palnej zdobyć nie mogli, ale w pobliskim sklepie myśliwskim John zaopatrzył się w solidny, myśliwski nóż. Raz, że był doskonałą pamiątką z pobytu Johna w Norwegii, dwa, że łatwo go było ukryć, trzy, że w razie czego mógł posłużyć Johnowi do zrobienia poważnej krzywdy każdemu, kto zechciałby zagrozić jemu lub Gabrielle, a po czwarte - jak głosiło stare skandynawskie przysłowie "mężczyzna bez noża to mężczyzna bez życia". John wiedział, że przysłowia są mądrością narodów, ale wolał nie musieć sprawdzać, ile prawdy jest w tym ostatnim stwierdzeniu. |
15-09-2018, 01:34 | #115 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 33 Czas: 1940.III.10; sb; godz. 17:30 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; hotel "Krokan", restauracja hotelowa Warunki: popołudnie, oświetlenie lamp, ciepło ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd) W recepcji, recepcjonista obiecał Gabrielle, że poszuka. W końcu to gazeta z zeszłego tygodnia więc pod ręką jej nie miał ale chyba jakąś znajdzie na zapleczu. I rzeczywiście gdy pan Lloyd i pana Hepburn schodzili na obiad podszedł do nich i wręczył im ową gazetę z początku tygodnia. “Niebezpieczna przygoda w hotelu “Prinze”. Głosił poniedziałkowy dziennik. Niestety była to lokalna czyli norweskojęzyczna gazeta więc dla dwójki agentów kompletnie nieczytelna. A Edward coś nadal nie wracał chociaż było już popołudnie a Rjukan przecież do wielkich miast nie należało. No i był Norwegiem w Norwegii przecież. A gdy szykowali się już do wieczornego wyjścia na tajemnicze spotkanie nadal go nie było a nie widzieli go od rana gdy szykowali się na wizytę w fabryce. Ale recepcjonista przeczuwając chyba, że zagraniczni goście mogą mieć trudności z odcyfrowaniem jego rodzimego języka został z nimi i przetłumaczył im odpowiedni artykuł. Sam całkiem nieźle posługiwał się i niemieckim i francuskim chociaż na pewno nie mówił płynnie jak rodowity Niemiec czy Francuz. Ze względu pewnie na pokrewieństwo językowe niemieckim posługiwał się chętniej niż francuskim. Z przetłumaczonego przez Rolfa artykułu wynikało, że wydarzenia w hotelu “Prinze” w Oslo, w ostatnią niedzielę, czyli w chwili gdy siedzieli w restauracji hotelu “Krokan” to było w zeszłą niedzielę co całkiem zgrabnie wpisywało się w datę z telegramu. Okazało się, że była tam jakaś nielicha awantura. Bieganie po schodach, dziwne wyrwane kartki w rejestrze hotelowych gości, ludzie podający się za policję ale prawdopodobnie nimi nie będący, zdemolowany pokój w którym sądząc z opisu ktoś zrobił kipisz. Artykuł snuł podejrzenia na temat dziwnych, tajnych spraw, porachunków gangsterskich, trwożył wizjami wojny gangów rodem wprost z ulic Chicago i amerykańskich gangsterów. Całość była złożona w przyjemny dla ucha sensacyjny ton, budzący zapewne ciekawość większości czytelnika i obiecujący informować czytelnika o wynikach śledztwa w tej sprawie. Rolf od siebie dodał komentarz, że ten dziennik jest dość plotkarski i nastawiony na tanią sensację a przez to bardzo popularny. Skoro napisane było tyle o tym hotelu to według niego coś tam się pewnie stało w ostatnią niedzielę no ale co to tak naprawdę nie wiadomo. Dziennikarze tej gazety mieli skłonność do fantazji byle zwiększyć zainteresowanie czytelników i utrzymać nakład na topie. --- Czas: 1940.III.10; sb; godz. 19:50 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; główna ulica, przed restauracją Warunki: zmierzch, oświetlenie lamp ulicznych, chłodno ag.ter Baumont (Hepburn) - Bonsoir, Mlle Hepburn*. - Gabrielle usłyszała za plecami przyjazny głos Monsieur Lapointe. Właśnie stała przed drzwiami poczty widząc wychodzących pracowników co gasili światła i zamykali miejsce swojej pracy. Jeśli chciała coś załatwić na poczcie to się spóźniła. Nie widziała też nikogo specjalnie się wyróżniającego z tych żegnających się ze sobą nawzajem i właśnie zakończonym dniem pracy pocztowców. Gdy tak stała analizując sytuację i zastanawiając się co dalej zrobić usłyszała właśnie za sobą głos francuskiego biznesmena. - Obawiam się, że też nie zdążyłem na pocztę. Zapomniałem, że dziś sobota. - popatrzył na zamykane przez pocztowców drzwi kiwając głową z lekko smutnym uśmiechem przyjmując do wiadomości własne gapiostwo w tej sprawie. - Ale skoro już przypadkowo los nas ze sobą tu zetknął może mógłbym ci zaproponować wieczorny spacer panno Hepburn? - zwrócił spojrzenie i słowa bezpośrednio na “Kanadyjkę”. - Jeszcze raz najmocniej przepraszam za mój wybuch w kawiarni. Naprawdę powinienem bardziej nad sobą panować. Niestety czasem mój francuski temperament bierze górę. Mam nadzieję, że pani szef mi wybaczy to moje naganne zachowanie. - Francuz ruszył chodnikiem nadając spokojny hotelowy krok i zostawiając za sobą rozchodzących się pracowników zamykanej poczty. Z bliska agentka Spectry miała okazję stwierdzić, że Lapointe niewiele przewyższa ją wzrostem gdyby miała na sobie buty z wysokim obcasem pewnie by byli mniej więcej równi wzrostem. Nad miastem dzień przechodził w noc a na razie zaczynała się wieczorna szarówka. Lampy w przeciwieństwie do Londynu czy Paryża były zapalone więc warunki były całkiem jak w czasie pokoju. Norweskie miasteczko też zaczynało już tętnić sobotnim, wieczornym rytmem. Widać było jak coraz więcej ludzi zmierza do restauracji, klubów, kawiarni albo kina. - Panno Hepburn, proszę wybaczyć, że rozmawiam o tym z panią ale obawiam się, że moje relacje z pani szefem w zaistniałych okolicznościach mogłyby się okazać dość skomplikowane. - Francuz zaczął swoją rozmowę spacerując po chodniku. Mężczyzna spacerujący z kobietą główną ulicą miasteczka świetnie się wtapiał na tej ulicy jako kolejna para. - Nurtuje mnie jednak pytanie po co za oceanem tyle tego towaru. I to w tak ekspresowym tempie. Przecież ten paczkę czy dwie mogą dostarczyć w miesiąc czy dwa. Cóż to znaczy jeśli ktoś ma na myśli rozwój nowych technologii? A takie projekty trwają miesiącami jeśli nie latami skoro mówimy o nowych, eksperymentalnych technologiach o jakich zdawał się sugerować pani szef. Więc miesiąc czy dwa nie robi specjalnie różnicy w takich warunkach. - Francuz spokojnie spacerował i spokojnie przedstawiał wnioski ze swoich obserwacji i przemyśleń. Gabrielle wyczuwała, że po tym wstępie dojdzie do swoich wniosków. I tak rzeczywiście się stało. - Więc przyszedł mi do głowy taki dziwny pomysł, że może nie pracujecie tak naprawdę dla ludzi zza oceanu. Tylko dla kogoś innego. Na pewno nie dla mojej firmy. A więc z poważniejszych kandydatów, z takim zasobami do dyspozycji, na naszym europejskim podwórku zostają Londyn albo Berlin. - Lapointe popatrzył na idącą obok niego Francuzkę udającą francuskojęzyczną Kanadyjkę zza oceanu. - Obawiam się, że w tak niejasnej sytuacji ryzyko przejęcia przez bosha chociaż części tych paczek jest zbyt wielkie. - wyjaśnił jakby ta rzecz była smutną ale koniecznością. Gabrielle nie miała trudności z rozczytaniem właściwej części pytania. Lapointe pytał się jej dla kogo właściwie pracuje. Nie miała tylko pojęcia co już wie a ile się tylko domyśla czy zgaduje. Wiedziała, że w świecie wywiadów nikt z nich przecież nie miał żadnej odznaki czy legitymacji żeby potwierdzić dla kogo pracuje. - Oczywiście tak sobie tylko dywaguję w ten uroczy wieczór. Nie ma sobie co głowy zawracać takim łamigłówkami. - Francuz uśmiechnął się kładąc dłoń na ramieniu Gabrielle dając jej świetny pretekst do obrócenia tej całej rozmowy w żart lub czas do namysłu. - Może jeśli ma pani czas i ochotę da mi szansę zrewanżować się za ten stracony czas kieliszkiem wina? - wskazał na okna restauracji obok jakiej właśnie przechodzili wracając do roli francuskiego dżentelmena w ten sobotni wieczór. --- Bonsoir, Mlle Hepburn* (fra.) - Dobry wieczór panno Hepburn. ag Wainwright (Lloyd) Brytyjczyk z odpowiedniej odległości ubezpieczał swoją szefową które wedle legendy była jego sekretarką. Z początku szło bez problemów ale wyglądało dość dziwnie. Nawet z pewnej odległości zorientował się, że gdy Gabrielle podeszła się w umówionym na karteczce miejscu i czasie to pocztę właśnie zamykano. Ale po krótkiej chwili przed pocztą zatrzymał się jakiś mężczyzna w płaszczu i kapeluszu. Wyglądało jakby też chciał coś załatwić na poczcie i odkrył, że przyszedł za późno. Chwilę rozmawiał z Gabrielle i znowu po chwili oboje ruszyli główną ulicą, spokojnym, spacerowym krokiem. Wainwright ze względnie bezpiecznej odległości, przez ten płaszcz i kapelusz nie mógł rozpoznać twarzy mężczyzny z którym spacerowała jego przełożona. Ale pod względem wzrostu i sylwetki mógł być to Lapointe. Ale pewności nie miał. Na pewno miała ją Gabrielle ale póki ona była tam a on tu nie mogli ze sobą porozmawiać. John nie słyszał też o czym rozmawiają. Gdy tak szli chodnikiem wyglądali na kolejną, spacerującą w ten pogodny, sobotni wieczór parę. Nie był pewny czy tamten zdaje sobie sprawę, że jest śledzony czy nie. Jeśli jak podejrzewał John to był Lapointe i był on agentem francuskiego wywiadu to pewnie był przeszkolony na takie myślenie. Więc albo nie był albo mu nie zależało czy ma ogon czy nie. No mógł jeszcze dopiero próbować go zgubić ale wówczas musiałby przejść do innych działań niż zwykły spacer po głównej ulicy. Jednak po jakimś kwadransie spaceru mężczyzna z którym spacerowała Gabrielle zatrzymał się i wskazał na restaurację przy jakiej właśnie stanęli. Z gestów sądząc pokazywał jej tam coś a może i zapraszał. John zdawał sobie sprawę, że jeśli tamten jest czyimkolwiek agentem i zorientował się, że ma ogon albo po prostu na wszelki wypadek usiłował go zgubić no to właśnie był niezły start w tej kawiarni by zacząć to robić. Zorientował się też, że jest z nim kolejny obserwujący. Facet wyglądał jak kolejny przechodzień nie rzucający się w oczy na tym wieczornym chodniku. Ale właśnie też się zatrzymał oglądając się za dwiema dziewczynami jakie go właśnie minęły. Tylko, że ruch ten był podobnie zgrany z momentem gdy zatrzymał się John a kawałek dalej Gabrielle i mężczyzna z jakim spacerowała. Tylko agent Spectry nie miał jeszcze pewności czy ten trzeci śledzi jego czy parę przed restauracją.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-09-2018, 22:27 | #116 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Ukryty w cieniu rzucanym przez okazały budynek John ukradkiem obserwował spotkanie Gabrielle z tajemniczym nieznajomym. Z pozoru całkiem niewinne spotkanie dwojga spóźnionych interesantów całkiem naturalnie przerodziło się we wspólny spacer urozmaicony rozmową. Z tej odległości agent nie widział, kto zjawił się na spotkaniu, ale wydawało mu się, że podobną postać i sposób poruszania się widział całkiem niedawno. Całkiem możliwe było, że tajemniczym nieznajomym jest jego niedawny kontrnegocjator ze spotkania u Stiansena. Jeśli tak faktycznie było, John odrobinę się uspokoił. Gdyby spotkanie miało przerodzić się w romantyczną schadzkę, z pewnością nie groziło Gabrielle żadne niebezpieczeństwo. Gdyby zaś Lapointe spróbował skaptować agentkę Spectry do pracy we francuskim wywiadzie... zapewne szybko by się przekonał, na jak hardą sztukę trafił. |
22-09-2018, 23:10 | #117 |
Reputacja: 1 | Gabrielle prawie podskoczyła gdy Francuz podszedł do niej od tyłu. Nie czuła się dobrze w tym kraju. Było tu potwornie zimno, jego mieszkańcy zdawali się być potwornie zdystansowani. Do tego ta akcja. Brak broni i konieczność ukrywania tożsamości, podtrzymywały w niej niepokój. Położyła dłoń na piersi. |
09-10-2018, 00:57 | #118 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 34 Czas: 1940.III.10; nd; godz. 20:30 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; miasto, główna ulica Warunki: noc, świecą uliczne latarnie, chłodna pogoda ag Wainwright (Lloyd) Agent Spectry spędził w budce a potem spacerując po ulicy kilka dłuższych chwil. Zmierzch zdążył przejść w pełnoprawną noc mimo, że dopiero było trochę po 8 PM. Nocna pora jednak poza chłodem na dłoniach i twarzy miała też i swoje plusy. Na przykład na jasno oświetlonej głównej ulicy trudno było się ukryć ale też i wnętrza już rozświetlonych ale nie zaciemnionych lokali z ulicy były widoczne całkiem przyzwoicie. Przynajmniej ta część od dużych okien wystawowych. Z wnętrza zapewne ulica była nieco mniej widoczna chociaż nie było co liczyć na oślepienie obserwatora skoro na zewnątrz teren oświetlały latarnie. John widział jak ów podejrzany osobnik beztrosko minął zajmowaną budkę i wszedł do lokalu po przeciwnej stronie i tam zajął stolik przy oknie. Zaczął przeglądać menu, coś zamówił u kelnera, ten po jakimś czasie coś mu przyniósł. Jednym słowem wyglądał i zachowywał się na pierwszy rzut oka jak ktoś, kto w ten weekendowy wieczór przyszedł spędzić miły wieczór w kawiarni, może czeka na jeszcze kogoś. Przypadkiem jednak ó całkiem zwyczajny gość miał pewnie przyzwoity widok na ulicę. A więc i na budkę telefoniczną i na lokal w jakim zniknęła Gabrielle z tajemniczym jegomościem którego spotkała przy poczcie. Chociaż oczywiście nie wydawał się bardziej zainteresowany sprawami za szybą niż wnętrzem lokalu więc nadal było trudno oszacować jego intencje. Przez chwilę go nie było gdy zniknął wewnątrz restauracji ale wrócił na miejsce szybkim krokiem. John przyjrzał mu się na tyle dokładnie by stwierdzić, że jest to mężczyzna w sile wieku, ubrani w marynarkę i zimowy płaszcz który zdjął wewnątrz lokalu. Niezbyt wyróżniał się wśród innych, podobnie ubranych mężczyzn czy wewnątrz czy na zewnątrz restauracji. W końcu jednak spojrzał na zegarek, ubrał płaszcz i wyszedł z powrotem na ulicę. Stanął na chodniku tak by mieć przyzwoity widok na kawiarnię w której zniknęli Gabrielle i tajemniczy dżentelmen spod poczty. Długo ani on, ani John nie czekali. Przed kawiarnię zajechał samochód a kierowca nie gasił silnika. Dwaj mężczyźni wysiedli z pojazdu pozostawiając wewnątrz kierowcę i bez wahania weszli do tej samej kawiarni co zniknęła wcześniej para spod poczty. Wewnątrz restauracji John zauważył jak ci nowi, bez zdejmowania płaszczy, podeszli prosto do stolika Gabrielle i jej gościa. Zatrzymali się i pewnie coś powiedzieli ale stali tyłem do okna więc w sporej części zasłaniali sobą widok stolika. Ten mężczyzna z restauracji zaś obserwował i samochód, i ulicę, i szybę w restauracji oraz chodzących wokół przechodniów. Czas: 1940.III.10; nd; godz. 20:30 Miejsce: południowa Norwegia; Rjukan; restauracja ta główna, główna ulica Warunki: noc, świecą uliczne latarnie, chłodna pogoda ag.ter Baumont (Hepburn) W restauracji do której Francuz zaprosił Francuzkę udającą Kanadyjkę czas przy kieliszkach wina płynął całkiem przyjemnie. Wnętrze ogrzanej sali, w połączeniu z rozgrzewającą mocą wina, sprawiały, że łatwo było zapomnieć o świecie zewnętrznym. Gabrielle odkryła, że chociaż monsieur Lapointe wydawał się być nią coraz bardziej zaintrygowany czy nawet jawnie zainteresowany to jednak tematów zawodowych skrzętnie unikał. Zgodził się, że obecna sytuacja polityczna jest dość niepewna i chwiejna ale nie wyraził żadnego zobowiązania w sprawie jakkolwiek związanej z posiadanym obecnie największym na świecie zapasem ciężkiej wody jaki wciąż przebywał w fabryce Norsk Hydro. Doświadczenie bywalczyni scen i kabaretów mówiło jej, że z monsieur Lapointe przynajmniej są zgodni do tego by sfinalizować ten wieczór wspólnie i to może już niekoniecznie w miejscu publicznym. Mężczyzna coraz bardziej wydawał się nią zainteresowany jako kobietą więc mogła pogratulować sobie obranej taktyki. Zanim jednak doszło do zaproszenia na wspólną kolację połączoną może ze wspólnym śniadaniem zaszły pewne okoliczności. - Monsieur Lapointe, pójdzie pan z nami. - powiedział jeden z dwóch mężczyzn jacy podszedł do ich stolika. Obydwaj mieli ponure twarze jakby spodziewali się kłopotów. I może dlatego jeden z nich odchylił nieco płaszcz aby pokazać mały, kieszonkowy pistolet dyskretnie wycelowany we Francuza. Drugi z mężczyzn stał obok niego częściowo zasłaniając ten demonstrator negocjacyjny od reszty sali więc pewnie tylko siedząca przy stoliku dwójka widziała broń. Ten drugi jednak wymownym gestem trzymał prawicę w kieszeni płaszcza jakby trzymał tam coś ciężkiego. Na przykład też pistolet. Ten który się odezwał mówił po francusku, ale z dość wyraźnym, zagranicznym akcentem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-10-2018, 21:52 | #119 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
16-10-2018, 19:11 | #120 |
Reputacja: 1 |
|