Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2018, 19:03   #36
Porando
 
Porando's Avatar
 
Reputacja: 1 Porando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputacjęPorando ma wspaniałą reputację
Rozglądając się po pobojowisku Vincent uśmiechnął się pod nosem.
-Nigdy nie sądziłem że będę kiedykolwiek walczyć w pierwszej linii. Dzięki Reinmar, bez ciebie mogło być kiepsko. A teraz chodź, zobaczymy jak tam ten twój postrzał… - przerwał gdy zdał sobie sprawę że przecież sam jest ranny. Wypatrzył szybko pana Kołodzieja i oferując tymczasowo swoją torbę medyka poprosił o opatrzenie ran - sam nie mógł sobie zaszyć rany na plecach. Gdy niziołek skończył, Vincent przeprosił jego i Reinmara i ruszył do obozu, mówiąc że zaraz wróci. Była jedna sprawa, która nie mogła czekać.
Po kilkunastu minutach wrócił, taszcząc ze sobą worek oraz utwardzoną tubę. Odwiedził jeszcze kuchnię, skąd wziął wielki rzeźnicki tasak i kilka mniejszych noży. Nie chciał zapaskudzić swoich narzędzi. Wziął włócznię i zrzucił nią wszystko co było na tym dziwnym ołtarzu czy tam stole, robiąc miejsce i rozstawił tam wyjęty z tuby pergamin oraz pióro do pisania wraz z kałamarzem. Podniósł też pistolety Detleva, nabił je i położył obok na wierzchu. Później pójdą do podziału, ale teraz mogą się przydać jakby ktoś wziął go za kultystę.
Pomyślał chwilę nad pierwszym zdaniem. “De humani corporis fabrica” odnosi się do człowieka, a jak to będzie do wilka? De lupi? De lupusi? Vincent nie używał języka klasycznego już od jakiegoś czasu i obawiał się że zrobi zbyt dużo błędów by tę pracę ktokolwiek potraktował poważnie. Zresztą, był zdania że prace naukowe powinny być w żywym języku, tak by każdy kto umie czytać i pisać był w stanie przyswoić zawartą tam wiedzę. “Nosił wilk razy kilka, czyli lykantropa rozebranie na czynniki pierwsze” - napisał w staroświatowym tytuł swojej pracy, powtarzając pod nosem. Nie wysilał się zbytnio na kaligrafię, to była pierwotna wersja i będzie ją pewnie poprawiał mnóstwo razy - “Niniejszy wolumin jest spisaną relacją z oględzin szczątków doczesnych niejakiego Detleva Kampfa, którego jego bóg, plugawy Malal obdarzył przekleństwem wilkołactwa. Detlev grasował na zamku Lehmanów w Scharmbeck w Wissenlandzie i został zgładzony 18 Vorgeheima, 2529 K.I. Co czyni ten przypadek interesującym, to fakt że osobnik ten został śmiertelnie ugodzony podczas przemiany - w jego ślepiu wciąż znajduje się grot strzały wypuszczonej z osławionego elfickiego łuku, a sierść została w większości zwęglona przez płonącą kuchenną oliwę, rzuconą w niego jedno bicie serca później” - Vincent zaczął pracę od krótkiego wstępu opisującego okoliczności zdarzenia. Gdy skończył, odszedł do kuchni z przyniesionym przed chwilą workiem. Wyszedł z niej nie do poznania, ubrany w strój swojej profesji. Był odziany w długie palto, spodnie, wysokie buty, rękawice i obszerny kapelusz z rondem. Wszystko w kolorze bezksiężycowej nocy, wykonane ze skóry kozła i skrojone tak, by nawet najmniejszy kawałeczek ciała nie pozostał odkryty. Najbardziej charakterystyczny element był jednak na twarzy - nosił tam maskę o długości jednej stopy, uformowaną w kształt ptasiego dzioba i wypełnioną pachnidłami. Jedynie wokół nozdrzy było kilka małych dziurek do oddychania - wdychane powietrze miesza się z aromatem ziół, filtrując morowe powietrze i zapewniając bezpieczeństwo lekarzowi. Oczy były również chronione, trochę przypominało to gogle pilota tego krasnoludzkiego żyrokoptera.


Tak odziany mógł przystąpić do pracy. Będąc szczelnie chronionym, nie obawiał się już że przypadkowo dostanie się do jego organizmu substancja odpowiedzialna za roznoszenie się klątwy wilkołactwa. Podszedł do zagaszonego już truchła i obejrzał je z każdej strony. Zajrzał do oka, ucha, odchylił delikatnie żeby i zajrzał do paszczy, oznaczył każdą zadaną potworowi ranę. Po dłuższej chwili wrócił do pisania (na tę chwilę zdjął oczywiście maskę i rękawice):
“Głowa przypomina bardziej wilka niż człowieka, gęsta sierść, długie uszy, wydatne kości jarzmowe, mocna kość siekaczowa, rozrośnięte kły i siekacze, mocna żuchwa...” - przestał mówić pod nosem i pisał w milczeniu. Po dłuższej chwili znów się odezwał - ”Nietknięte oko wydaje się jednak być zadziwiająco ludzkie. Zastygłe ostatnie spojrzenie denata zachowało też jego furię, nienawiść oraz ból są wręcz namacalne.” - skończył pisać. Ubrał na nowo maskę oraz rękawice po czym wziął do ręki rzeźnicki tasak. Podszedł do truchła, delikatnie przyłożył nóż do skóry i otworzył wnętrze potwora. Przestudiował je najdokładniej jak umiał, co jakiś czas wracając do pisadeł by zapisać wszystko na papierze. Na koniec wykonał na osobnej kartce kilka rycin, skupiając się zwłaszcza na symbolu mrocznego bóstwa.


Gdy skończył z wilkołakiem, powtórzył całą procedurę na największym z kultystów. Chciał zobaczyć czy zakapior zdobył swą siłę żmudnymi ćwiczeniami czy też jadł jakieś wzmacniające plugawe grzybki i eliksiry. Resztę trupów tylko pobieżnie obejrzał, szukając oczywistych mutacji.
Po skończeniu sekcji, ostrożnie spakował brudny strój do worka i zaniósł je do praczki. Był potwornie zmęczony, ale też niezwykle z siebie zadowolony. Było warto - mało który medyk ma możliwość (i odwagę!) obejrzenia wilkołaka z tak bliska. Postanowił jak najszybciej skorzystać z łaźni, jeśli takowa na tym zamku była i miał zamiar dołączyć do Reinmara w opróżnianiu pałacowych piwniczek. B
W ciągu następnych dni miał sporo roboty. Ludo poleci żyrokopterem, więc doglądanie wszystkich rannych zostanie na jego barkach. W wolnych chwilach redagował protokół z sekcji zwłok, prosząc Katarinę (jako drużynową ekspertkę od magii) i Unrechta (jako eksperta od wiary) o ich ewentualny komentarz z punktu widzenia ich profesji. Gdy już skończył to zrobił trzy kopie, prosząc Petera o możliwość wysyłki jednej z nich do swojego ojca w Altdorfie. Zaczął też tłumaczyć pracę na język tileański.
Sprawą Lehmanów się nie interesował - ich los niezbyt go obchodził, a Vincent miał swoje powody by się tutaj nie wychylać i zwracać na siebie uwagi.
 

Ostatnio edytowane przez Porando : 11-09-2018 o 06:17.
Porando jest offline