Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2018, 10:33   #100
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
O ile John ubrał się w spadochron błyskawicznie, o tyle Raf miał trochę problemów. W końcu po paru wskazówkach w przerwach, gdy John w zasadzie ubierał zdrętwiałą po kilku godzinnym uwięzieniu stewardesę.
- Wychodzisz tam - popchnął Rafa w kierunku drzwi - Liczysz do 100 i ciągniesz za to - pokazał uchwyt. - Jak nie zadziała to spoko, masz zapasowy, ciągniesz tu.
- A jak nie zadziała?
- Starasz się lekko opaść. Jak nie zadziała to wpadnij w krzaki.
- To pomoże?
- Nie, ale się nie porzygamy widząc rozbryzgniętego trupa.

Pociągnął za dźwignię awaryjnego otwierania drzwi. Te powoli zaczęły się otwierać. Wysysane pędem powietrze szarpało ich ubraniami.
- Lecisz - krzyknął John wypychając Rafa, chwilę później z piskiem poleciała Kimberly. John obrzucił czujnym spojrzeniem wnętrze. Nagle szarpnęło, drugi silnik przestał pracować. Złapał się futryn i skoczył.

Komandos w dole widział już czaszę spadochronu Rafa. Trochę się chłopak pośpieszył, dłużej będzie widoki oglądał. Za to stewardesa leciała jak kamień. Zaklął i przycisnawszy ręce do tułowia pomknął w dół jak pocisk. Od pędu łzawiły mu oczy, ale widział że zbliża się do Kimberly. W końcu rozkraczył się jak żaba by wyhamować. Okrążał dziewczynę raz i drugi zacieśniając spiralę. W końcu złapał ją za stopę i przyciągnął do siebie. Laska wyglądała na zszokowaną, ale nie miał czasu na psychoanalizy. Pociągnął za uchwyt i czasza spadochronu otworzyła się. Spokojnie “odleciał” w bok by nie być pod dziewczyna, gdy otworzy się jego spadochron i pociągnął.

Teraz pozostało podziwiać widoki. Pozostała dwójka spadał tam gdzie niósł ich wiatr. Raf próbował nawet sterować, ale nie za bardzo mu wychodziło. Kim zaś zwisała tylko. John nie miał większych problemów z utrzymaniem się na kursie. Musiał tylko zdecydować bliżej kogo wyląduje.

Samolot bezgłośnie opadał, mrużąc oczy komandos zobaczył kolejną czaszę spadochronu. Nie dostrzegł jednak skoczka. Samolot w końcu zarył w dżunglę. Chwilę później eksplodował.

Pod nimi wiła się rzeczka. Z mapy pamiętali, że prowadzi z grubsza z północy na południe. Na jej brzegach powinny być jakieś osady. A przynajmniej jakaś cywilizacja.
Kilka kilometrów dalej z morza zieleni wyłaniał się szczyt jakiś ruin. Niedaleko snuła się w niebo wstążka dymu. Ktoś tam musiał obozować.


Kości rzekły, że wylądujecie bez kontuzji, więc lądowanie pozostawiam Wam. Lądujecie w mniej więcej równej odległości od rzeki, obozowiska i ruin.
Nie doszukujcie się podtekstów, cokolwiek złego ma was spodkać to was spotka bez wzgledu na miejsce :P

 
Mike jest offline