Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2018, 11:44   #646
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Baba obserwował gangerów. I.. marzł. Był zmęczony, obolały i wyziębiony. Chciał pod kołdrę. W domu miał taką grubą puchową. A gdy chorował, mamusia przynosiła mu do łóżka gorący i pachnący rosół. Mutant przełknął boleśnie ślinę. Zjadł coś, lecz myśl o tłustym mamusim rosołku wywołała ponownie burczenie w brzuchu.
Ach napił by się trochę rosołku i schował głęboko pod kołdrę i zasnął.
Powieki mu się same zamykały. Jednak ten ziąb nie pozwalał odpłynąć. I obowiązek. Baba musiał... co właściwie musiał? A tak... uratować przyjaciół.
Baba wyprostował się, zmuszając mięśnie do ruchu. Wytrzyma.

Wreszcie dostrzegł jakiś ruch. Gangerzy się zbierali. I w samą porę. Baba już prawie zrezygnował i chciał ich obejść.
Silnik transportera zawył i stalowe monstrum ruszyło w dal zgrzytając gąsienicami.
Ted i Baba podeszli bliżej. Na miejscu pozostała jeszcze jakaś furgonetka i jakaś terenówka.
Jedna z stojących obok terenówki osób przyciągnęła na siebie uwagę Baby. Mutant zmarszczył oczy. Tak, to chyba był on. Pan tata Alicji, pan Rewers. To dobrze. Chyba. Czy nie?
Co on robił z gangerami? Przecież pan Rewers to porządny i prawy człowiek, czyż nie?
A tak. Alicja. I przecież mieli rozejm. Baba przypomniał sobie coś. Jak z morskich odmętów z jego o tłumionego umysłu wyłoniły się obrazy. Atak na posterunek. Ogień, dym, huk wystrzałów. I tak ona. Alicja. Mała, krucha, a wielka i silna Alicja. Zmusiła ich by przerwali. Skłoniła by stłumili nienawiść i zadziałali razem.
Tylko czy rozejm nadal trwał? Czy Alicja jeszcze żyła? Walka z molochem chyba dobiegła końca. Przynajmniej teraz i tutaj. Baba czuł, że gangerzy nie będą honorować rozejmu ani chwili dłużej niż będzie to konieczne.
Więc co robił tam z nimi pan tata Alicji?

Baba zastanawiał się przez kilka chwil. Nie wiedział co zrobić.
Dlaczego pan tata Alicji był razem z gangerami? Polubił się z nimi? Nie podobało się to Babie.
Jednak... Alicja też się z nimi trzymała. Sandrunersi byli źli. Byli gangerami i zabijali słabszych i... gwałcili dziewczyny... i... palili wioski... i... kradli ludziom żywność... i... zabili księdza... i tylu mieszkańców Cheb....
Ale czy to znaczyło, że i pan tata Alicji i Alicja byli źli? Chyba nie.
Chyba nie... Pan szeryf miał wątpliwości co do Alicji, ale pana tatę Alicji traktował z szacunkiem. A pan szeryf był mądrym człowiekiem i prawym.
Może jednak nie wszyscy gangerzy są źli, to znaczy tak całkiem całkiem źli? Boomer mówiła coś, że ten jeden ją uratował przed gwałtem?

Co powinien zrobić Baba? Musiał ratować przyjaciół z bunkra. Tak. Tyle wiedział. Ale tyle innych rzeczy nie wiedział...
Ciężko mu się myślało. Miał głowę jakby owiniętą miękkim kokonem. To lekarstwa. Wiedział to. I zmęczenie... i rany...
Musiał ratować przyjaciół z bunkra. Ratować...

Wielki mutant potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się ogłupiającej waty z głowy. Nic to jednak nie dało.
Coś w nim chciało wyjść i zawołać do pazura. Lecz... nie ufał Sandrunersom... mogli by go zabić jak tylko by się pokazał. Lub później... Baba wiedział, że jest zbyt słaby, by się bronić... A gangerzy zwykle to czuli, jakby bezbronni mieli subtelny zapach mówiący drapieżcą, iż są łatwą ofiarą.

- Baba zna tego pana. - szepnął do towarzysza.
- To Tony Rewers, pazur. Baba postara się z nim porozmawiać. Czy... czy pozostali przy nim to gangerzy czy raczej pazury? - Po sylwetce cieplnej trudno było o takie szczegóły. Baba miał nadzieję, że Ted widzi więcej i może pomóc w identyfikacji.
Równocześnie Baba sprawdził swój sprzęt i postarał się nadać poprzez radio. Rewers mógł mieć włączoną krótkofalówkę i nasłuchiwać... warto było spróbować.

- No. Kręci się tu od paru dni. - Ted niejako potwierdził tożsamość wielgachnego łysola. Zerknął w górę w kierunku twarzy Baby a potem znowu na scenę przed nimi obydwoma. Transporter gruchocząc przyczepką z łodziami odjechał i było go słychać coraz słabiej a widać już w ogóle. Chyba kierował się główną drogą na zachód zupełnie jakby chciał wyjechać z osady. No ale mógł jeszcze gdzieś skręcić wcześniej. Było to trochę dziwne bo do portu najprostsza droga wiodła na północ, wzdłuż jednego lub drugiego brzegu rzeki.
- Widzę tylko jednego pazura. Jakiś w mundurze odjechał na transporterze ale nie widziałem na tyle dobrze by rozpoznać co to za mundur. No ale na pewno nie kurtka. A drugiego władowali do tej terenówki przy której stoi Rewers. A reszta to kurtki więc pewnie gangerzy. - Ted mówił obserwując wciąż scenkę przed sobą. Wciąż padał ziębiący deszcz i było z kilka stopni poniżej 0*C więc dominowała prawie zimowa pogoda. Tylko z mokrym od deszczu światem a nie ze śniegiem jak w zimie.
Pozostała grupka chwilę patrzyła w ślad za odjeżdżającym transporterem. Niektórzy machali na pożegnanie. Ale zbyt długo chyba nikt nie chciał moknąć w ten deszcz i noc. Te parę osób wsiadło do samochodów i trzasnęło zamykanymi drzwiami. Te dwie czy trzy osoby wsiadły do furgonetki i zaczęła się zwyczajowa loteria z odpalaniem i uruchamianiem pojazdu. Lada chwila van mógł odjechać. Do terenówki zaś wsiadł tylko olbrzymi pazur. Ale przez to, że wsiadł i zamknął drzwi zniknął ślad cieplny który Baba mógłby wychwycić więc teraz widział tylko chłodną bryłę i terenówki i furgonetki ale nie tych co są wewnątrz.


- Halo panie Rewers? - nadał Baba.
- Kto mówi? - krótkofalówka po chwili wsłuchiwania się w eter odpowiedziała nieco zniekształconym głosem Rewersa. Wydawał się być ostrożny nie wiedząc z kim i o czym przyjdzie mu rozmawiać.

- Tu ja. - odparł Baba najzwyczajniej.
Dopiero po chwili, jakby przeciągające się milczenie w eterze uzmysłowiło mu, że to kiepski rodzaj przedstawienia się, dodał - Baba... Pan tata Alicji pamięta? Baba... gadzie nogi, duży... no ja.... - mamrotał całkiem nieskładnie.
- A tak, Baba, teraz poznaję. - Babie chociaż tego nie widział wydawało się, że tata Alice pokiwał swoją wielką, łysą głową jak to mówił. - Cóż mogę ci pomóc Baba? - zapytał zaraz potem. W tym czasie furgonetka odpaliła i zaczęła wyjeżdżać na zalaną deszczem drogę.

Nastąpiła długa przerwa. Baba się zastanawiał, a nie szło mu to nazbyt rychło.
- Baba musi ratować przyjaciół z bunkra.. oni są w niebezpieczeństwie... czy... czy może pan pomóc Babie? I... jak wygląda aktualna sytuacja? Czy z Alicją wszystko w porządku? A Nix? No... i ... pracuje pan wspólnie z Sandrunners, czy jest pan ich zakładnikiem? Uratować pana? Mogę rozwalić furgonetkę dla pana... - wydukał Baba prawie na jednym tchu.

- To nie będzie konieczne Baba, nic mi nie jest. - odpowiedź łysego mężczyzny niewidzialnego dla mutanta z powodu bariery szyb i metalu a dla człowieka obok z powodu panujących ciemności nadeszła od razu. - Alice czuje się dobrze. Jeśli można czuć się dobrze w taki ziąb. Ale przez radio to trudno się rozmawia jeśli chcesz to umówmy się gdzieś. Albo po prostu wyjdź i podejdź do mnie. - zaproponował Pazur nie wdając się w rozmowy w eterze. Rzeczywiście chyba wszyscy Runnerzy odjechali. Furgonetka wykręciła i odjechała, w tym samym kierunku co transporter. Żadnej żywej duszy termoczułe oczy mutanta nie wykrywały w tym deszczu.
- Dobrze. Baba podejdzie. - oznajmił Baba niewiele się namyślając.

- Panie Ted, Baba pójdzie porozmawiać z panem pazurem. On powinien mieć aktualne info. Idzie pan ze mną, czy woli pan pozostać w ukryciu?
Ted wzruszył ramionami i wstał, dając do zrozumienia, iż też idzie.

Olbrzymi mutant poczłapał drapiąc pazurami o mokry asfalt i przechodząc przez kałuże i błoto. Podchodził do terenówki która dla jego oczu wyglądała jak pusta i ciemna. Dopiero gdy był już na kilka kroków od burty wozu zobaczył jak okno od strony szoferki się uchyla i z wnętrza promieniuje ludzka, cieplna plama głowy. Powietrze też było ciut cieplejsze. Pewnie było włączone ogrzewanie ale dopiero co to jeszcze nie zdążyło nagrzać wnętrza porządnie. W międzyczasie furgonetka ucichła i znikła w nocnych ciemnościach więc zostali sami wśród tej zimnej i ulewnej nocy.
- Witaj Babo. - przywitał się kierowca. Teda który szedł obok mutanta pewnie też dojrzał ale przywitali się gestem. Ted uniósł rękę w geście przywitania a kierowca mu lekko skinął dłonią w odpowiedzi.
Krótka rozmowa okazała się przedłużać gdy się okazało, że mają sobie co do powiedzenia i wysłuchania. W końcu więc Rewers nie chcąc pewnie rozmawiać przez okno zaprosił dwójkę przybyszów do wnętrza, na kufer pojazdu. Tam musieli uważać bo na jednej ławce leżała rozpalona gorączką i śpiąca albo nieprzytomna kobieta. Była zakutana w śpiwór i koce więc widać było tylko jej twarz i ramiona.

Rewers rozwiał obawy Baby. Nie był więźniem Runnerów i przybył tutaj pożegnać się z Alice. Pojechała razem z nimi żeby wrócić na Wyspę. Musieli się śpieszyć by zdążyć przed świtem. Miało sens bo w dzień Nowojorczycy mogli bardzo utrudnić wszelkie przeprawy przez cieśninę a w nocy, zwłaszcza tak paskudnej, była szansa się przemknąć. Dowódca Pazurów teraz zaś miał zawieźć swoją podopieczną, właśnie tą nieprzytomną i złożoną gorączką Boomer do Kate, miejscowej weterynarz która tutaj chyba mogła jej zapewnić najlepszą pomoc. Sam Rewers zaś słuchał i słuchał tego co Baba ma mu do powiedzenia o swoich przygodach i przeżyciach. Słuchał w skupieniu, kiwał czasem głową, coś się dopytywał od czasu do czasu ale dał się Babie wygadać. Ted prawie się nie odzywał a obaj czuli jak dla odmiany w terenówce coraz mocniej działa ogrzewanie więc w zmarznięte ciała wlewało się przyjemne ciepło. Zwłaszcza, że Pazur poczęstował ich wciąż ciepłą kawą z termosu no ale starczyło tylko po pół nakrętki dla każdego z nich.

Baba bardzo się zmartwił widząc Boomer w takim stanie. - Co jej się stało? - Pamiętał, że po potyczce pod posterunkiem była jeszcze cała. Zrobili to gangerzy? Ale chyba nie, bo inaczej pan Rewers by z nimi zapewne nie współpracował.
- Jedźmy, Boomer chyba potrzebuje szybko pomocy. Możemy chyba po drodze rozmawiać. - rzekł nie zastanawiając się wiele.

Baba streścił ostatnie zajścia. Musiał przyznać, że niewiele pamięta co działo się po potyczce pod posterunkiem. Jechali wspólnie z gangerami do portu, walczyć z kutrami.
Pamiętał ostrzał z granatnika. Jakiś garaż. Trzask, kurz, krew. Chyba poszedł na zwiad? Więcej nie pamiętał.
O Tedzie powiedział tyle co ustalili z Betą 1. I że to właśnie Ted go znalazł i opatrzył.

Baba miał też szereg pytań do Rewersa.
Ostrożnie podpytał się, czy wie o wirusie. Zakładał, że tak. Alicja o nim mówiła dość otwarcie, na pewno rozmawiała o tym z gangerami podczas potyczki pod posterunkiem. Dlatego Baba myślał, że i pan Rewers o tym wie. Musiał się jednak upewnić.

Gdy dostał potwierdzenie, to opowiedział o wirusie co wiedział. Może chcąc głównie uwierzytelnić słowa Alice. Pewno nie miała za wiele dowodów o istnieniu wirusa.
Opowiedział o szczepionce. O tym jak Aaron uciekł. Ale też o tym, jak wziął się w garść i jak razem rozbili spory oddział gangerów. Jak pod koniec Aaron wykazał się męstwem i odwagą. Przemilczał tylko napotkanego cyborga i jego ludzi. Nie miał pełnego obrazu. Nie znał ich sprzymierzeńców. Wolał się zatem obecnie nie obnosić ich likwidacją. Nie był z niej dumny. Ale dał im przecież szansę by odjechali i zostawili mu gangerów. prawda? To ich wina, że z tego nie skorzystali... Tylko jeśli tak, to dlaczego czuł się nadal źle z tym, że ich pozabijał?

Rewersa pytał o to, czy rozejm i współpraca nadal obowiązywały? Czy gangerzy poszanują zawieszenie broni? Jacy oni byli? Babę interesowała opinia Rewersa. Osobiście ich nie lubił, pan szeryf też miał o nich złe zdanie.
Babie trudno było zaakceptować pewne odcienie szarości. Wolał, gdy świat jest biało czarny. Dobrzy są zawsze tymi dobrymi, a źli zawsze tymi złymi. Jeśli gangerzy przyjechali by kraść, palić i mordować wtedy zimą. To i teraz tak powinno być. Trudno było Babie z nimi współpracować. Ba, trudno było w nich dostrzec coś więcej niż drapieżców do odstrzału.
Ale Baba wierzył też, że jednostki mogą się zmienić. Nie grupy, nie organizacje, ale pojedyncze osoby. Wierzył że warto dawać drugą szansę. Dał ją tej dwójce gangerów, których spotkał wracając z pogoni za Aaronem. Czy z niej skorzystali? Pewno nie...
Myśli Baby odpłynęły na chwilę swobodnie w przeszłość. Jak gonił Aarona. Jak potem spotkał oddział gangerów. Jak wspólnie ich zlikwidowali. I Smutno mu się zrobiło gdy przypomniał sobie jak pochował Aarona. I tą jedną bezimienną gangerkę...
Potem przypomniał sobie reżysera, a właściwie głównie jego asystentkę. I tu się Baba uśmiechnął głupkowato. Claudia. Czy ją jeszcze spotka? Musi ją poszukać. Może... może gangerzy coś o niej wiedzą? Reżyser mówił chyba, że jest z Detroit, czyli z tego samego miejsca co Sandrunners?
Dopiero głos Rewersa, który po raz drugi o coś pytał, przywołał Babę z powrotem z wycieczki w przeszłość.

Baba zainteresował się żywo tym, że Alice jedzie do bunkra. On też tam właśnie chciał się dostać.
Tu bił się trochę z myślami. Czy działać na własną rękę? Lepiej było by ubiec gangerów. Uratować przyjaciół i zabrać co trzeba...
Ale musiał przyznać, że w swoim obecnym stanie nie ma na to szans. nawet jeśli był by sprawny, trudno było by wszystkich wyciągnąć z bunkra i ukryć równocześnie przed wojskiem i gangerami...
Chcąc nie chcąc będzie musiał przespać się z diabłem. To chyba była jedyna możliwość na powodzenie jego misji.
Poprosił więc Rewersa, by załatwił mu i Tedowi miejsce w tej wyprawie.
 
Ehran jest offline