Kislevici przeczesywali polankę w poszukiwaniu żywej duszy. Chatka z pewnością była zamieszkała, widzieli ślady bytności wszędzie wokół niej. Zbudowano ja z kamiennych bloków, dach był drewniany. Na jednej ze ścian widzieli przybudówkę, również pokrytą drewnianymi gontami. Okna zasłonięte były okiennicami.
Blisko domu znajdował się okólnik. Przekrzywione pale i poprzeczki widziały już lepsze dni, a w środku rosła gęsta trawa. Cała zagroda nie wyglądała na uporządkowaną, na ziemi leżały podniszczone narzędzia, połamane deski i stare kosze. Pojedyncze drzewa rosnące tu i ówdzie nie zasłaniały widoku na majestatycznie wznoszące się wokół polany góry. Częściowo zalesione, a częściowo skaliste zbocza pięły się stromo.
Grisza odkrył wydeptaną ścieżkę wiodącą od chaty w kierunku końca doliny, ginącą gdzieś pomiędzy głazami.
Tymczasem
Galina siedząca na wozie i obserwująca ich uważnie nie zauważyła, kiedy wieśniak zniknął bez śladu, jakby rozwiał się na wietrze. Gdy tylko zorientowała się, wzdrygnęła się i zaczęła niespokojnie rozglądać.
Dwójkę jej towarzyszy osadził w tym momencie głuchy, basowy warkot. Odwrócili się, a ich plecami ukazał się potwór, bestia o gęstym i czarnym jak noc futrze, przekrwionych oczach i odsłoniętych, pożółkłych kłach. To mógł być pies, ale podejrzewali domieszkę wilczej krwi. Zamarli w bezruchu,
Dima zaczął tylko powoli naciągać cięciwę łuku. Nie zdążył jednak nawet unieść broni, gdy zza chaty wyszedł znienacka krasnolud. Ubrany był jedynie w skórzane spodnie, a przez ramię miał przewieszoną torbę, która pasowała bardziej do rzemieślnika w mieście, niż samotnika mieszkającego w górach. Gęsta, rudawo-złota broda nie zasłaniała do końca mięśni grających pod skórą, a bicepsy musiały robić wrażenie. Wygolona na gładko głowa błyszczała mocno.
Przyglądał im się przez chwilę przymrużonymi oczami, potem rozejrzał się wokół, a gdy zauważył na obrzeżach polany wóz położył zwierzęciu dłoń na karku. Bestia ucichła od razu, ale nie spuszczała wzroku z
Dymitra i Griszy. Krasnolud przeszedł obok nich bez słowa, z torby wyciągnął klucz i otworzył drzwi przybudówki zamknięte na wielką kłódkę. W środku widzieli jakieś beczki i skrzynie. Machnął ręką w stronę Galiny, pokazując jej, żeby podjechała.
* * *
To był ich pierwszy kontakt z Navarro, przez ludzi zwanego Szalonym.