Robin nadal czekała. Bywało, że czaiła się w zasadzce godzinami, więc te kilka minut nie sprawiało jej różnicy. Nie napinała cięciwy jak niektórzy amatorzy - ręka zmęczyłaby się po kilku chwilach, zaczęłaby drżeć i bogowie tylko wiedzieliby gdzie by strzała poleciała. Ale trzymała ją na cięciwie, by w razie czego móc jednym płynnym ruchem podnieść łuk, wycelować i wystrzelić.
Jeśli tylko któryś z czwórki wykona agresywny ruch...