Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2018, 01:12   #49
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Dowutin odwrócił się w kierunku pozostałych.
- A nie mówiłem, że to bar, a nie warsztat? - Pokręcił głową i wyciągnął z kieszeni chip z pięcioma kredytami i rzucił go na blat. - Pewnie widzieli, jak tu wchodziliśmy. Będą wiedzieli, że nam powiedziałeś. Zdemolować ci warsztat? - zapytał Rodianina. W sumie mu się nie chciało, ale miałby przykrywkę.
- Daj spokój - wzruszył ramionami Durn. Nie był zachwycony, że Gerdarr zaczął bez pytania obijać ludziom twarze, ale Dowutinowi szło to bardzo sprawnie. Spojrzał na Rodianina: - Bądź tak miły i nie leć z krzykiem do nikogo, kiedy wyjdziemy. Dobrze by też było, jeśli nas nie oszukałeś. Inaczej możemy, weź to pod uwagę, wrócić. A tego byśmy... - Popatrzył na zepsuty laserowy opiekacz. - Żaden z nas by tego nie chciał.
Rodianin energicznie pokiwał głową.
- Oczywiście, nie mam zamiaru wam podpadać… I proszę, nie demolujcie mi warsztatu.

Barah przestała udawać, że rozebrana na części pralka była w tym momencie najbardziej interesującym urządzeniem na planecie i wróciła do swoich kompanów.
- No cóż, szybko wam poszło. Więc jednak bar... - mruknęła, uniesieniem brwi kwitując to, co się właśnie wydarzyło. Obok niej Seki zdawał się jednak popierać dyplomację Dowutina, bo z uznaniem pokiwał głową.
Dowutin chrząknął. Ciężko stwierdzić, czy żałował braku rozwałki, czy to z innego powodu. Widząc jednak, że tu wszystko załatwione, skierował się ku wyjściu, aby pójść do baru. Tam w końcu trzeba będzie załatwić to, po co tu przylecieli.

Piątka bohaterów opuściła jeden lokal, by przejść do drugiego. “Pijalnia Jumy i Ebli” wyglądała nader przystępnie jak na tę okolicę. Można nawet powiedzieć, że dosyć ekskluzywnie. Gustowne witryny wyróżniały się na tle pozostałych swoją elegancką prostotą, brakowało pstrokatych kolorów czy krzykliwych neonów, zamiast tego przy wejściu znajdowały się dwie holoprojekcje siedzących lwów, jak przy wejściu do rezydencji lorda. Wystrój wnętrza nie był już tak kompletnie elegancki, jedynie niewielka część na osobnej platformie mogła skusić bogatszych klientów. Reszta przypominała typowy klub, duży parkiet, dookoła niewielkie stoliki, z góry powoli obracające się kolorowe kule dyskotekowe, tylko ludzi brakowało. Być może dlatego, że długa nar shaddaańska noc dopiero się skończyła. Na polu walki zostało jedynie paru naprawdę mocno wstawionych osób przy stolikach najbliżej dużego, półokrągłego baru wciśniętego w róg lokalu. Nad nim zaś na swoistej wieży strażniczej siedziało dwóch ochroniarzy z karabinami, po sali przechadzało się dwóch kolejnych.

Za barem stało dwóch barmanów, Rodianin i Nautolan.
- Poczekaj z obijaniem twarzy, dopóki nie dowiemy się, gdzie są części. Nie chcę, żeby nam uciekli. - Marka przytomnie przestrzegł Gerdarra, kiedy przekroczyli próg kantyny.
- Ci czterej uroczy panowie z karabinami raczej będą mieli coś przeciwko jakiemukolwiek obijaniu twarzy - stwierdziła szeptem Barah, wymownie zerkając na ochroniarzy. Odczuwała lekkie napięcie: w duchu zaczynała wątpić, czy tym razem sprawa pójdzie tak gładko.

Hokk profilaktycznie pozostał na zewnątrz, rozglądając się za potencjalną przyczyną kłopotów. Wewnątrz było i tak już całkiem ciasno. Nie zamierzał komplikować sytuacji w przypadku rozróby. Stwierdził, że przyda się bardziej jako czajka.

Na widok przybyszy jeden z barmanów kiwnął do swojego Nautolańskiego towarzysza, który zniknął gdzieś na zapleczu. Rodianin uśmiechnął się swoją “trąbką”, zwracając się do gości.
- Zapraszam do największego stolika. - Wskazał palcem na spory podłużny stolik z długą kanapą oraz paroma fotelami. - Na ławce jest menu, zaraz przyjdę odebrać zamówienie.
Marka skinął mu głową.
- Udawajmy zwykłych klientów - rzucił cicho i pozornie beztrosko do towarzyszy. - Przy stoliku ustalimy, co dalej.

Zeltronka grzecznie udała się do wskazanego przez barmana miejsca i zajęła jeden z foteli. Umiała rozsiadać się w sposób, który przyciągał spojrzenia, choć nie był przy tym nazbyt wyzywający. Seki przysiadł obok niej. Oboje rozejrzeli się po wnętrzu: Dashade łypał ukradkiem na obecnych w knajpie, jakby szukając potencjalnego zagrożenia, Barah natomiast wiodła po wnętrzu jednym ze swych zaczepnych spojrzeń.

Strażnicy z balkonu nie odrywali wzroku od przybyłej czwórki. Dopiero kiedy Dashade wyszczerzył w ich kierunku zęby, odpuścili, udając, iż mają mnóstwo innych ludzi do obserwacji w opustoszałym przybytku.

Po chwili do stolika przyszedł Rodianin odebrać zamówienie na napoje.
- Co państwu podać? Może jakieś specjalne życzenia?

Z wyjścia dla personelu wyszedł jakiś mężczyzna - człowiek, cały ubrudzony smarem i jeszcze jakimiś niezidentyfikowanymi maziami. Skierował się do baru z kredytami w garści, ale po paru krokach zatrzymali go ochroniarze i odesłali z powrotem, dyskretnie wskazując na stolik z Dowutinem i resztą, co nie umknęło uwadze szmuglera.

Barah założyła nogę na nogę i wsparłszy podbródek na dłoni, nachyliła się nieco w stronę Marki. Na jej obliczu gościł wyraz niewinności, gdy rzuciła:
- Przypomniałam sobie, że chyba się nie przedstawiłam… Jestem Barah. - Potem, gdy do ich stolika już zmierzał Rodianin, lekko przechyliła głowę i z jednym ze swych najpiękniejszych uśmiechów dodała: - Postawisz mi drinka?

- Drinka? - Marka też się uśmiechnął. Pomyślał sobie, że stracił resztę siły woli, od kiedy wylądował na Nar Shaadda. - Ależ oczywiście. - Zamówił dwa średnie drinki. - Mamy nowego gościa - rzucił, gdy Rodianin zniknął. - Niezbyt czysty, mocno podejrzany. Ochroniarze odesłali go, wskazując na nas. Ktoś ma ochotę wkraść się za wejście dla personelu?

Dziewczyna nie od razu zerknęła w tamtym kierunku, zamiast tego zawieszając spojrzenie na parze barmanów. Po chwili odparła cicho:
- Z ochotą czy bez, może to być cholernie trudne. Skupiliśmy na sobie całą uwagę, będą obserwować każdy nasz ruch. - Już teraz wyczuwała nieco gęstszą atmosferę i wcale jej się to nie podobało.

Gerdarr łypnął na kelnera.
- Mi najdroższego drinka, na koszt szefa.
Rodianin potulnie skinął głową, po czym odszedł. Dashade niczego nie zamówił. Po raz pierwszy od dawna udzielił się w dyskusji.
- Na mnie wszyscy patrzą. Na Dowutina też. A Szefowej każdy ulega. - Spojrzał z pasją na Zeltronkę.
- Zawsze możemy tu zrobić trochę zamieszania, żeby odwrócić uwagę ochrony - zarechotał Gerdarr.
Barah milczała przez dłuższą chwilę, bębniąc palcami po blacie stolika. Spojrzała z namysłem po wnętrzu, po czym mruknęła:
- To chyba nie jest głupi pomysł… Jeśli mam tam wejść, to lepiej, żeby ochrona gapiła się gdzie indziej. - Umilkła i zerknęła pytająco na Markę.
Szmugler podrapał się w milczeniu po podbródku. Trzeba będzie odwrócić uwagę ochrony... ale nie mogą doprowadzić do tego, że zostaną wyrzuceni z kantyny albo dojdzie do strzelaniny.
- Gerdarr, masz ochotę zabawić się faktem, że jesteś znany?
Dowutin wzruszył ramionami. W momencie gdy Marka składał mu tę propozycję, zwrócił uwagę na pozostałych nielicznych klientów. Większość już im się przyglądała, coś pomiędzy sobą szeptali, wskazując wielce prawdopodobnie na Gerdarra.

Gerdarr wstał, podszedł w ich kierunku i zapytał: - Chłopaki, gdzie tu można się trochę rozerwać?

Dowutin podszedł do grupki pozostałych klientów, a ci chętnie go otoczyli, pozbawieni wszelkich oporów po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu. Atmosfera powoli się rozluźniła. Barah dostrzegła, jak barman z ulgą wzdycha na widok towarzyskiej podstawy Gerdarra. “Czyli jednak nie przyszli na rozróbę” zdawał się mówić wyraz jego twarzy. Patrol ochroniarzy wyszedł na zewnątrz przybytku. Jeden z tych na balkoniku odłożył broń na bok i rozsiadł się wygodnie. Drugi, choć gorliwie trzymający wartę, wyraźne przysypiał.

Zeltronka odczekała chwilę, aż napięcie w knajpie zupełnie opadnie, a obecni w pełni się rozluźnią. Potem mrugnęła do Marki i Sekiego, mówiąc swobodnym tonem:
- To ja pójdę przypudrować nosek. - To powiedziawszy, wstała i jak gdyby nigdy nic nieśpiesznie udała się na poszukiwanie toalety.
 
Fyrskar jest offline