Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2018, 17:38   #42
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Patrick & Mervi, część druga i ostatnia

Mervi przebudziła się przed dziesiątą, szczęśliwa z powodu rozluźniającego snu. Czuła się bezpiecznie w obecności Patricka... choć do końca nie rozumiała powodu. Czyżby była pewna, że ta osoba ją obroni? W końcu tyle się wydarzyło dnia poprzedniego...
Nawet nie przeszkadzał jej fakt bliskości Irlandczyka... Była wręcz w niego wtulona. To... nowe. Czuła się zupełnie jakby była nastolatką, ze swoim pierwszym chłopakiem.
- Patrick... - delikatnie postarała się go obudzić, a gdy już zaczął się przebudzać dodała spokojnie - Dobrze się spało?
- Nie do końca… dobrze… lunatykujesz… wiesz?- mruknął Healy, któremu ból kolana dokuczał nawet teraz. Na szczęście już nie tak silny.
- Co? - spojrzała zaskoczona - Nie, to bzdura... Wyszłoby na kamerach... - odparła niepewnie, przypominając sobie mikrofalówkę - Coś zrobiłam? Tylko nie mów mi, że doszło do seksu, bo w lunatykowanie nie uwierzę.
- Wierz lub nie… fakty nie kłamią.- burknął Patrick siadając ostrożnie na łóżku. Z nieco spuchniętym kolanem. - Nie doszło do seksu… na takie cuda… samo lunatykowanie nie wystarczy.

Mervi spojrzała na uszkodzone kolano Patricka w niemym szoku.
- Ale... Skąd wiesz, że to niby ja...? Może spadłeś w nocy z łóżka albo... Albo... Ktoś inny zaatakował... - adeptka drżała lekko.
- Widziałem kto mnie zaatakował i czym. Nieco rozwiązałem problem, na wypadek kolejnych napaści. - odparł enigmatycznie Healy.
- Czym... - spojrzała ponownie na kolano - Jak mogłam... Przecież... Nie, nie, nie! To niemożliwe! Czego niby użyłam? To musiał być wypadek!
- Może był, może nie… lunatykowałaś. - odparł Patrick i dodał stanowczo.- Nie powiem czego użyłaś, bo… jeśli będziesz wiedziała, to usuniesz. A jeśli usuniesz to… ta lunatykująca może wybrać inny sposób do robienia kuku.
Niespodziewanie Mervi złapała Healy'ego za ramiona, trochę nim wstrząsając.
- Czy to był łom? CZY TO BYŁ ŁOM?! Czy chciałam ci coś więcej zrobić?! - dziewczyna wyglądała na przerażoną.
- Nieważne co to było… ważne że… w pewien sposób rozwiązałem nieco problem. A gdybym zdradził szczegóły, to moje rozwiązanie poszłoby na marne.- wyjaśnił Patrick nie wdając się znów w detale.- Niemniej powinniśmy pomyśleć o konsultacji z magiem bieglejszym w domenie umysłu niż ja.

- To nie mogło znowu się zdarzyć! - jęknęła zbolała - Powiadomię Jonathana, niech ci pomoże, nie można cię tak zostawić, przyniosę lód, nie ruszaj się stąd, co ja zrobiłam, nienienienie! - technomantka zeskoczyła z łóżka i porwała swój telefon, już wybierając numer Jonathana - NIE RUSZAJ SIĘ! ZROBISZ SOBIE WIĘKSZĄ KRZYWDĘ!
Technomantka zauważyła delikatne, pikselowe strzałki skierowane w stronę kolana syna eteru. Migały różnobarwnie. Widać jej avatar miał kolejną złotą myśl. Tym razem nie wypowiedzianą, ani nawet nie zapisaną lecz po prostu przekazaną jako silna, wewnętrzna intencja.

bREaKpoiNT?

- TO NIE JEST ZABAWNE, GLITCH! - krzyknęła - JA GO SKRZYWDZIŁAM! - po tych słowach wypadła z pokoju, aby móc zejść na dół po lód... ciągle chcąc dodzwonić się do Jonathana. Po chwili ze słuchawki dobył się lekko zaspany, czy może nawet zmęczony głos hermetycznego (jak Wirtualni Adepci lubili mówić - konserwy hermetycznej) mistrza.
- Trochę spokojniej, Mervi, dobrze?
- Nie chciałam go skrzywdzić! - wyrzuciła z siebie Mervi, dopadając do lodówki - Nie chciałam! Naprawdę! Nie wiem co się stało! Mogłam zabić Patricka! Nie umiem mu pomóc, on może mieć większe obrażenia, tylko w szoku być! Nic nie rozumiem! To już drugi raz! - krzyknęła spanikowana, przerzucając kostki lodu z lodówki do miski.
- Nic wielkiego mu nie jest - spokojny, lekko znudzony głos mistrza działał uspokajająco. Jakimś cudem hermetyk trzymał żelazne nerwy połączone z kompletnym brakiem zaskoczenia z jego strony. - Możesz mi zaufać, jestem inż… mistrzem czasu - kobieta była niemal pewna, iż na żywo hermetyk teraz mrugnął okiem uśmiechając się luźno. - Stań, trzy wdechy, bez wydechu. Potem wydech - powiedział stanowczo.
Mervi w pierwszym momencie trochę osłupiała. W drugim zaś postarała się zrobić te wdechy i wydech.
- T-to nie tak miało być... Wszystko nie tak... Przecież nic nie brałam... - głos technomantki był spokojniejszy, ale wciąż daleki od zwykłego spokoju - Nie tak! Mogłam go zabić, a Glitch sobie jaja robi!
- Sądzę, że trzeba czegoś więcej niż przypadku do zabicia kogoś takiego jak Patrick - hermetyk skomentował pewnie - jak rozumiem, panika ci trochę zeszła, cieszy mnie to. Jak się delikatnie ogarnięcie, zapraszam do mnie.
- On spał... Ja go zaatakowałam... Mogłam... w głowę... - wzięła kolejny głęboki wdech - Zamówię taksówkę... On nie pokieruje, ledwo chodzić będzie... - weszła na piętro z miską - A ja... Lepiej bym nie prowadziła...
- Też nie chodzę, to nic strasznego - lekko zażartował hermetyk - Zatem do zobaczenia.

Mervi wpadła z miską i dużą ścierką do sypialni, jednocześnie klnąc na Jonathana.
- On nie traktuje tego poważnie! - dała Patrickowi ścierkę - Zupełnie! Zamocz ją, połóż na niej lód, zakryj. Czy dla niego to śmieszne? To nie jest śmieszne! Zaraz znajdę bandaż, zadzwonię po taksówkę…
- Miałem okazję do posmakowania prawdziwych obrażeń… to nie jest jedno z nich. Za słabe masz rączki.- stwierdził fachowym tonem Patrick przygotowując sobie lodowy okład.
- Wczoraj zniszczyłam sobie mikrofalówkę... Do cna, wgniotłam ją do środka! - Mervi pomagała Patrickowi - Nie brałam dziś... Wczoraj nie pełną dawkę... A jednak... A jednak... - spuściła wzrok - To się nie działo wcześniej... Ja naprawdę nie chciałam... zrobić ci krzywdy…
- No… nie zrobiłaś. Nie ty… twoja podświadomość może. Niemniej wleźć do snów jeszcze nie umiem, więc nie wiem czy uderzyłaś mnie czy kogoś innego w swoim śnie.- tłumaczył Healy i podrapał się po głowie.- Może… wiesz… jest jakiś… coś wyzwala lunatykowanie u ciebie. Jakieś… sam nie wiem. Coś nowego? Miejsce, narkotyk, pożywienie, przedmiot? Duch?
- Duch jest w Tamagotchi od dawna... Narkotyk to żadna nowość, prawie i tak nie jem. Miejsce to ten dom, nowy w sumie, ale każde z nas tak ma. Przedmiot... Księga? Mam ją digitalizować z Firesonem, Jonathan ją dał... Mam też... Hannah dała elektroprzekaźnik... ale wątpię... Nic w nim ciekawego. Stary, ponoć z maszyny Alana Turinga... - wyrzuciła z siebie bez zastanowienia.
- Nie wiem jak to zbadać, może wicemistrz J. będzie wiedział, albo Klaus.- wzruszył ramionami Healy.
Technomantka wyglądała na załamaną, zupełnie nie mogąc sobie z tym poradzić. Wstała z łóżka, sprawdzając także stan Patricka... na ile potrafiła.
- Ja... Idę poszukać bandaży... I zadzwonię po taksówkę... Znaczy... Jak się ubierzesz... Pomogę oczywiście.
- Dobra… poradzę sobie.- odparł z uśmiechem Healy zaczynając się ubierać. I nie zapominając o Ćwikle. W końcu nie mógł zostawić tutaj rewolweru, załadowanego na dodatek.


OPIEKA NAD ETERYTĄ I PRAWDZIWE IMIĘ HERMETYKA
U mistrza Jonathana panował zdecydowanie większy porządek niż gdy poprzednim razem przyjmował innych magów u siebie. Pytanie tylko czy ktokolwiek chciałby zamienić pewien artystyczny rozgardiasz na pomieszcze niemal ociekające hermetycką naturą swego lokatora. Gdy Jonathan przywitał ich na progu, zauważyli delikatnie wypisane inskrypcje na progu oraz ramie drzwi. Patrick byłby pewny, że przez eterogogle zauważyłby na drzwiach pełną mozaikę tajemnych symboli oraz zapewne nieco bardziej użytecznych informacji. W środku pachniało jakimś dławiącym przy pierwszym oddechu ziołem, które po przyzwyczajeniu przypominało dobrze inhalując miętę.
Hermetyk przyodziany w gruby serwer podał im rękę na przywitanie i poprosił aby spoczęli przy nowym, zagraconym zeszytami oraz kilkoma starszymi księgami, stoliku.
- Miło was widzieć - uśmiechnął się nieszczególnie zafrasowany, lecz jakby wyczekujący jakieś opowieści.
Mervi już od wyjścia z domu wyglądała jakby to ona dostała łomem... tyle że w głowę. Wyraźnie była przybita tym co się stało (co w połączeniu z resztą rewelacji dnia poprzedniego, dawało mieszankę wybuchową). Tak też prezentowała się u Jonathana. Ten incydent ją dodatkowo nadwyrężył, zaś pokój hermetyka przypomniał o tym, iż jej własnemu domu daleko było do wyglądu tego pomieszczenia. Miała wrażenie, że i sama raczej jakiś porządek utrzymywała... jak nie brała morfiny.
- Sytuacja... mniej miła... od spotkania... - wydusiła w końcu z siebie - Zaatakowałam śpiącego Patricka, ale... nic nie pamiętam z tego wydarzenia…
Hermetyk obejrzał ich od stóp do głów. Chyba coś cisnęło się mu na język lecz powstrzymał się, nawet wysilił na profesjonalny ton.
- Zdarzało się to wcześniej? I od kiedy jeśli tak.

Healy… nie wtrącał się na razie, rozkoszując się pozycją siedzącą. Ból już zelżał, a Irlandczykowi zdarzało się obrywać mocniej, więc nie było aż tak źle. Kolano było opuchnięte, ale nie na tyle by upośledzać zdolności ruchowe Patricka. Nadal mógł sobie pozwolić na krótki sprint.
- Wczoraj... Obejrzałam na kamerze, jak biorę łom... idę do kuchni... - westchnęła - I zabijam swoją mikrofalówkę. Po prostu wgniotłam ją do środka. Oczywiście, nie pamiętałam tego.
- A co miałabyś brać? - Hermetyk podniósł brwi pytająco przypominając adeptce to co plotła do telefonu.
- Mówiłam po prostu, że nie brałam niczego, żeby tak się zachować. - odparła pewnie.
Jonathan kiwnął bez jakiegoś większego przekonania, ale też jawnie nie podważał słów kobiety. Na chwilę skierował wzrok na Patricka.
- Mocno oberwałeś?
- Bywało gorzej… ale boli jak cholera.- uśmiechnął się zawadiacko Healy i wzruszył ramionami. - Wygląda gorzej niż jest, nadal jestem w pełni sprawny. Choć wypadałoby łyknąć coś na ból.
- Cieszę się. Sądzę, że dalsza część rozmowy powinna odbyć się na osobności - porozumiewawczo spojrzał na wirtualną adeptkę.

- Jeśli można… wolałbym pierwszy porozmawiać. Nawet jeśli uleczenie ma być po rozmowach. Chyba że… w tej kwestii muszę liczyć na naszego ojca dyrektora fundacji?- zapytał Healy.
- To rozmawialiśmy o leczeniu? - Hermetyk wyglądał na delikatnie zaskoczonego.
- No nie.. w sumie… ale o leczeniu też chciałbym pogadać.- zaśmiał się speszonym głosem Irlandczyk.
- Nie moja wola, a wasza niech się stanie - zgrabną formułą hermetyk oddał im decyzję o kolejności rozmów.
- Nie zniosłabym, gdyby Patrick musiał dłużej męczyć się w bólu. Nieważne jak macho się czuje. Niech pierwszy idzie. - zawyrokowała Mervi.

&&&

- Ona… lunatykowała. Tak to wyglądało.- zaczął od razu Patrick, gdy tylko Mervi zostawiła ich samych. - Nie była świadoma i… widziałem jak chowa swoją broń. Ów łom.
- Co dokładnie zaszło… - mistyk zastanowił się - ...będzie dla mnie jaśniejsze gdy porozmawiam z samą zainteresowaną.
- Obudziło mnie walnięcie w kolano, a na moje zarzuty… cóż… pogrążona w transie Mervi nie zareagowała. Schowała narzędzie zbrodni jak przykładna uczennica i położyła się do łóżka obejmując mnie ramionami.- stwierdził spokojnie Patrick, nie dbając za bardzo o wnioski jakie wicemistrz J. wysnuje z tego opisu. - A ja.. jak tylko byłem w stanie kuśtykać, podszedłem do walizki i magyicznie zająłem się jej łomem, by nie mogła zrobić nim nic złego.

- Wyczułeś jakąś magyę?
- Nie testowałem… zresztą… nie odróżniłbym jej zabezpieczeń od innej magii. W końcu byliśmy w jej domu, więc z pewnością pełno tam było czarów zaklętych w ciągi komputerowych znaków.- zaczął się tłumaczyć Healy, choć wiedział że spaprał sprawę… z drugiej strony ciężko myśleć na chłodno z bolącym kolanem.
- Nie mam pretensji - hermetyk powiedział szczerze - miałem na myśli naturalne wyczucie. Mało kto pierwsze o czym myśli to o wykonaniu roty percepcyjnej. To chyba jest wtedy jakaś forma zboczenia - mrugnął - ale nic stracone.
- Nie… niczego nie wyczułem.- odparł zgodnie z prawdą Patrick i wzruszył ramionami.- Po prawdzie, wieczór ów był zakończeniem dość bolesnej porażki i nie miałem głowy do magyi.

Jonathan kiwnął w zrozumieniu dając synowi eteru więcej czasu na rozwinięcie myśli. Wyglądał jakby nie miał nic więcej do dodania. Po chwili ożywił się.
- Napijesz się czegoś?
- Whisky… byłoby dobre.- zaproponował Healy i dodał.- Nie mów o tej małej dywersji Mervi. Jeśli ona nie będzie wiedziała, jej podświadomość też nie. I następnym razem użyje gumowego łomu nie zdając sobie sprawy z jego bezużyteczności. Chyba.
W międzyczasie mistrz wyjął z szafy trunek. Nie było to co prawda whisky lecz węgierski tokaj. Patrick z łatwością dostrzegł, że hermetyk posiada również inny zapas trunku. Jonathan speszył się lekko gdy dotarło do niego, że Healy widzi dokładnie cóż on posiada.
- Podstawy dyplomacji w tradycjach - westchnął - pomieszane ze wschodnią manierą zmusiły mnie do tego - uśmiechnął się lekko - jakoś każdy nagle przy kieliszku zdejmuje sporo z oficjalnego tonu.
Mówiąc to, rozlał im trunku do kieliszków. Co ciekawe, tokaj był już wcześniej otwarty.
- Sądzę, że zmiana narzędzia zbrodni niewiele nam da. Wszak to raczej nie ono się liczyło, a cel.

- Mervi lunatykowała. Nie była świadoma otoczenia, tak jak nie będzie świadoma, że to co było jej bronią… już przestało nią być.- Patrick wypił duszkiem porcję alkoholu.
Jonathan upił łyk wsłuchując się w słowa Patricka.
- Jestem zdania, iż im mniej wiemy o źródle danego zjawiska, tym mniej można powiedzieć o nim samym. Lunatycy potrafią być zadziwiająco zaradni. Jest to pewnego rodzaju pułapka. Sam znałem człowieka który nie potrafił ubrać butów lunatykując, co nie przeszkadzało mu wyczyścić i przeładować strzelbę. Stare dzieje.
- Nie jestem specjalistą od tej przypadłości…- wzruszył ramionami Patrick i zapytał retorycznie.- A potrafił przez sen odróżnić ślepaki podmienione na prawdziwą amunicję?
- Sądzę, że był zdolny do tego - uśmiechnął się - to był mój przyjaciel, weteran wielu wojen. To u niego był prosty odruch - wtrącił dygresję.

- Skoro tak twierdzisz. I nadajesz marzeniom sennym własną osobowość…- Healy nie był przekonany co do argumentów J.. Ostatecznie się poddał mówiąc.- No cóż... ja zrobiłem co mogłem. A co w sprawie mojego leczenia?
- Nie chciałem was deprymować, a tylko wyjaśnić, iż uważam, że potrzeba dokładniejszego zbadania tego przypadku. Być może wykorzystania sztuki. Co do leczenia… - Jonathan się zamyślił - to chyba nic poważnego?
- Badania to już nie moja działka. Ja jestem od rozwiązywania problemów.- wyjaśnił Healy wzruszając ramionami. Po czym spojrzał na swoją nogę.- Boli jak diabli, ale… nie… to nie jest nic poważnego. Mogę swobodnie… chodzić.
- Do wesela się zagoi - poważnie odpowiedział hermetyk.
- Wolałbym żeby zagoiło się szybciej.- mruknął sarkastycznie Healy.
- Zatem proponowałbym poczynić w tym kierunku odpowiednie kroki - lekkim tonem odparł Jonathan.
- To znaczy? - stwierdził bardziej niż spytał eteryta. Hermetycy i ich hermetyczne wyrażanie.
Patrick powoli zaczął tracić cierpliwość to tego obchodzenia tematu. Tak trudno było powiedzieć: “ nie potrafię/nie chcę pomóc w kwestii kolana”?
Zmienił więc temat.
- Dobrze by było gdyby fundacja określiła skład grupy do zadań specjalnych. I role poszczególnych członków w tej grupie.

- Sądzę, że przesadny formalizm jest na chwilę obecną niezbyt zalecany - hermetyk pociągnął alkoholu - po pierwsze, taki podział zawsze powoduje wzrost sztywnej hierarchii dowodzenia, a nie do końca podoba się mi taki skutek. Po drugie, uważam, iż de facto cała fundacja jest do zadań specjalnych. To był całkiem uzasadniony komplement.
- Naprawdę uważam, że… podział na role ułatwi jednak nieco jakiekolwiek działania. Nie oczekuję drabinki dowodzenia, ale ogólny podział na funkcje, by w razie czego magowie nie gapili się na siebie nawzajem uznając, że dane… zadanie powinien wykonać ten drugi.- wyjaśnił swoje wątpliwości Healy.- Demokracja jest dobra podczas narady… ale nie na polu bitwy.
- Cóż, osobiście jest zwolennikiem tak zwanych struktur samoorganizujących się. Jest to pewna teoria organizacji związana z odciążeniem takiej struktury od części czynników, na przykład administracji, oraz tylko delikatnemu wpływaniu nań. Gdybym był matematykiem, powiedziałbym, że każda taka struktura dąży do działania suboptymalnego. Ale nie jestem, przeczytałem to tylko - uśmiechnął się - mogę pożyczyć ci książkę. Co do formalizmu, może nie dość silnie wyraziłem się… Mistrz Iwan ma silne zapędy autorytarne. To jest między innymi powód dla którego nie uważam, iż dawanie mu kolejnych narzędzi do ręki jest dla nas najlepsze. -
Westchnął.
- I nie chcę abyśmy skończyli jak wojsko. Może mam trochę zbyt romantyczne wyobrażenie o wojnie wstąpienia.
- Struktury samoorganizacyjne brzmią miło, lecz w przypadku ataku same się nie pojawią. Zamiast tego będzie kolejny burdel. Tak jak ten w Wieży. - ocenił krótko Patrick. - Rozumiem twoje podejście… acz, jak wspomniałem… jeśli chodzi o akcje bojowe lub quasi-bojowe to jednak jakieś ordnung musi być. Ten odpowiada za pierwszą linię, ten jest jest snajper, ten uzdrawia, ten wzywa duchy… takie tam role.
- I to też wyklaruje się z biegiem czasu. Ewentualnie powstanie rola lidera militarnego. Bez jakiegokolwiek przymusu, namaszczenia czy siły zewnętrznego autorytetu. Rola który w tej chwili ty podejmujesz Patricku. Samoorganizacja - Jonathan uśmiechnął się lekko.
- Taa… tylko po ilu ofiarach nastąpi ta samoorganizacja. Po jakich stratach.- Healy miał mniej optymistyczne podejście do tej kwestii.
- Sądzę, że z takim podejściem z tej strony, nastąpi to już jutro.
- Może…- westchnął Patrick wstając z siedzenia.- A na razie… będę się musiał pożegnać.

&&&

- I czekasz tu na mnie, jasne? - jak tylko Patrick opuścił pomieszczenie, Mervi zaatakowała go tymi słowami - Posiedź sobie, sam nigdzie się nie ruszaj. - spojrzała tylko raz na niego, wyraźnie dając do zrozumienia, iż nie jest w nastroju na sprzeciwy. Dopiero wtedy wróciła do pokoju hermetyka, zamykając za sobą drzwi.
- Napijesz się? Albo… - zawahał się mocno - nie będę cię kusił - mówiąc to dopił resztą alkoholu i schował tokaj do szafy.
Wzrok Mervi wyrażał silną dezaprobatę wobec zachowania hermetyka.
- Czyli jak rozumiem picie to taka męska sprawa? - usiadła przy stole, jednocześnie próbując zlokalizować obecność Patricka za drzwiami. Musiała przecież go mieć wciąż na oku... Ku jej smutkowi zakodowany w niewielkim urządzeniu program, jedynie wydał z siebie sygnał błędu lokalizacji, nie mając najwyraźniej zamiaru współpracować. Dźwięk był bardzo podobny do cichego powiadomienia SMS, ale z niego samego dało się wywnioskować, iż lokalizacja nie została zainicjowana jak należy.
Było go zachipować…
- Nie będę podawał alkoholu damie. Tym bardziej damie która mogłaby mnie zaatakować we śnie.
- Mogłeś chociaż zapytać, to dowiedziałbyś się, że nie zwykłam pić. Głupie pomysły przychodzą do głowy po alkoholu.... - zamilkła na chwilę - Czy w tym była trucizna?
- Bardzo silna trucizna połączona z narkotykiem. - hermetyk rzeczowo wyjaśnił będąc dziwnie poważnym - Podanie nawet kilku kropki szkodzi nienarodzonym dzieciom, otumania kierowców i niszczy życie. Ale jest dość smaczne.
- A do ilu pokoleń w przód i wstecz ma to działanie? - zapytała lekko.
- Jeśli wierzyć mistrzowi Jackowi, potrafi niszczyć całe narody - zażartował nawiązując do pobytu u szalonego eteryka.

- Powracając do innej kwestii,... - spojrzała trochę nieufnie - Patrick ciągle kuleje. Leczenie poszło nie tak?
- Można tak powiedzieć - hermetyk uśmiechnął się sprytnie - bez zabiegu nie ma szans na poprawę.
- A co z magyą? Też poszła "nie tak"? - zapytała wprost.
- Nikt mnie o użycie sztuki nie poprosił.
Mervi uśmiechnęła się przyjaźnie.
- A więc ja w imieniu Patricka o to proszę. Mogę go teraz tu znowu przyprowadzić, nie ma co skazywać go na ból.
- Nie ja skazałem go na ból - hermetyk wtrącił lekko, z pewnym dystansem jakby trochę zlekceważył sprawę. - Jestem zmuszony odmówić. Nawet gdybym chciał się tego podjąć, przyczyny obiektywne stałaby w opozycji. Mało który uzdrowiciel podejmuje się leczenia ran mając perspektywę kolejnych.
- Było mówić od razu, a nie wywijać się z tego jak węgorz. - stwierdziła technomantka, na której ustach wykwitł mdło słodki uśmieszek.
- Liczyłem na targ - hermetyk wtrącił pewnie.
- A ja durnie liczyłam na żarcie wegańskie. Wracając jednak do kwestii... - spojrzała uważnie - Ty po prostu nie potrafisz go uleczyć.
- Dobra zagrywka. Niektórzy członkowie Porządku Hermesa darliby właśnie szaty lub wołali o pojedynek. Zdecydowana większość jednak przemilczałaby to lub zbyła uśmiechem. Takim specyficznym… niestety nie nauczyłem się go nigdy.
- Jeżeli pojedynek, to zapraszam do Pajęczyny. Tam są fajne pojedynki. - zabębniła palcami o blat stołu - Niemniej nie powiedziałeś wciąż wprost, że nie umiesz leczyć.

- Dużo rzeczy nie mówię - hermetyk wyjaśnił - taka parszywa natura nieco mniej nowoczesnego maga.
Zatrzymał wzrok na wirtualnej adeptce.
- Opowiesz mi o swoim lunatykowaniu?
- Zadam najpierw proste pytanie. Jeżeli nie otrzymuję szczerości od drugiej strony, czemu sama mam być z nią szczera?
- Szczerość to nie to samo co pełna otwartość.
- Pełna otwartość wymaga szczerości... jeżeli nie jest otwartością kierowaną złymi intencjami. - odparła.
- Za to pełna szczerość nie wymaga pełnego otwarcia. - odpowiedział krótko - Chciałaś coś poza partią gier słownych? Przyznam, to dość miła gra w tak dobrym towarzystwie ale często bezcelowa.
- Nie do końca. - dodała nie precyzując słów - Chcę wiedzieć co dokładnie chcesz, abym powiedziała. Opis zdarzenia? Patrick lepiej pewnie opisał... bo z ataku nic nie pamiętam.
- Interesowały mnie bardziej twoje opinie na ten temat. Przebieg zdarzenia… istnieje sposób na jego odtworzenie.
- Sama chciałam, aby Patrick u mnie nocował, bo wolałam nie musieć być sama. Wcześniej w barze rozmawialiśmy (tylko on pił), po powrocie padł na łóżko i zasnął. Ja jeszcze trochę popracowałam nad wyliczeniami finansowymi i też poszłam spać obok niego... A jak się obudziłam był już ranek, Patrick mówiący o moim lunatykowaniu oraz ślad ataku na jego kolanie. - westchnęła - Pewnie zdarzenie się nagrało, ale nie miałam głowy przeglądać. Wątpię też, aby było różne od poprzedniego. Nie znam jednak żadnego powodu, dla którego chciałabym skrzywdzić Patricka. Czy zabić swoją mikrofalówkę…

- Chciałbym to sprawdzić. Dość szczegółowo. Może kojarzysz signum suavitatis? Stara, hermetyca sztuczka. Bardzo dobra.-
Kobieta kojarzyła co Jonathan miał na myśli. Jeśli dobrze pamiętała, wspomniana rota zamykała czystą esencję danego wydarzenia do jakiejś bardziej ziemskiej formy (chociaż najlepiej wykorzystać było do tego celu haust) w celu dalszych badań i powrotu do zdarzenia. Tak silna ekstrakcja niosła bardzo wiele informacji, była dość skomplikowana w przeprowadzeniu oraz wymagała bardzo stabilnego połączenia z przeszłością, czy mówiąc bardziej naukowo, potężnego zbioru danych rekonstrukcyjnych. Inne tradycje korzystały z podobnych efektów lecz nie z takim powodzeniem jak Porządek. Taki stan rzeczy tłumaczyła duża liczba starych, potężnych magów lubujących się w tym dość skomplikowanym efekcie oraz hermetycka skłonność samych zainteresowanych do kolekcjonowania tajemnic. Mervi była przekonana, iż Kultyści Ekstazy używają równie potężnej magyi lecz nadzwyczaj w świecie o wiele bardziej cenili sobie przeżycie całego wydarzenia na raz niż zamykanie go w jakiś pokraczny ekstrakt. Zapewne inne, bardziej naturalistyczne tradycje musiały myśleć podobnie. Ona sama przeprowadziła kiedyś nieudaną hodowlę metaheurystycznego algorytmu odtwarzającego migawkę czasową dla pewnego wydarzenia (o którym nie pamiętała). Chociaż gdyby się zastanowić, może i udaną…
- Zatem?

Mervi wyraźnie nie była rozradowana propozycją. Jej spojrzenie wyrażało wręcz nagłą sporą dawkę nieufności.
- Bardzo dobra. Bardzo hermetycka. - splotła ręce na piersi - Problem jest, że minusy mogą przesłonić plusy. W końcu może to wybuchnąć mi w twarz prędzej czy później. - wzięła głębszy oddech - Nie bierz tego za złe, ale nie znamy się wystarczająco, abym była w stanie zaufać tak bardzo... nie mając żadnych możliwości zabezpieczenia. To jakbym przykleiła karteczkę na monitorze ze wszystkimi danymi logowania.
- Mogę dorzucić uleczenie Patricka do ofert - hermetyk uśmiechnął się rozpoczynając targ - nawet nie wiesz jak w tym momencie chciałbym założyć nogę na nogę. Dodałoby to teatralności - mrugnął.
- Uleczenie Patricka nie jest aż tyle warte. W końcu obrażenie i tak zniknie. - odparła spokojnie - A jego dozgonna wdzięczność także nie jest tym samym.
- Szkoda - z wyczuwalnym i chyba szczerym smutkiem odpowiedział Jonathan.
- Owszem. Tak po prostu czeka mnie dłuższa droga nim zrozumiem problem. - spojrzała z cwanym uśmiechem na Jonathana, opierając łokcie na stole - Może gdyby propozycja była konkretniejsza, bardziej ubezpieczająca... - położyła brodę na splecionych dłoniach - ...jak chociażby podanie własnego Prawdziwego Imienia.... - dodała niewinnie.
- To stanowczo za drogo - odparł bez zaskoczenia pewną bezczelnością adeptki.
- Tego się spodziewałam. - uśmiechnęła się Mervi - Mam nadzieję, że i ty rozumiesz moje racje. - wróciła do zwykłej pozycji - Chcę teraz tylko wiedzieć czy spadną na mnie problemy ze strony Fundacji, w związku z tym... co się dzieje.
- Miejmy nadzieję, że nie. Mimo wszystko szkoda, iż odrzucasz pomoc.
- Niestety, tym razem tak jest. Z drugiej strony jestem dużą dziewczynką, dam radę. - uśmiechnęła się - Ale dziękuję za propozycję. Jutro powinnam się zgłosić z wyliczeniami potrzebnych finansów, a Patrickiem się już zaopiekuję.


PIWNY CZWARTEK RAZ W MIESIĄCU
Mervi od razu dopadła do Patricka, gdy tylko skończyła rozmowę z Jonathanem i opuściła jego pokój.
- Możemy wracać. Nie martw się - nie zostawię cię samego. - złapała eterytę pod ramię - Kolano szybko się zaleczy jak nie będziesz go nadwyrężał. W VR nie nadwyrężysz, a przecież ci wycieczkę obiecałam.
- Ale ja mam inne sprawy do załatwienia. Nie tylko VR.- próbował protestować Healy dając się ciągnąc dziewczynie. Mając obolałą nogę, ciężko mu było stawić opór.
- A jakie to sprawy, hm? - wciąż prowadziła eterytę na zewnątrz, nie reagując na jego protest - Potrzebujesz odpocząć. Nigdy się tobą nikt nie opiekował, żeś taki oporny?
- Ma się opiekowała jak byłem smarkiem, ale samodzielność jest dumą Healy’ch. To i opór przeciwko wrogowi.- wyjaśnił Patrick podążając za nią.
- Czy to jednak kompleks macho. - Mervi uśmiechnęła się zadziornie - Nie będziesz teraz biegał po mieście i walczył z kim będzie potrzeba. Do tego... - zatrzymała się już po wyjściu z hotelu - Należy ci się to. Po wczoraj. I po nocy.

- Nie zamierzałem z nikim walczyć. Tylko porozmawiać z batiuszką Iwanem. I z Klausem. I z Gerardem jak się odezwie. Z tobą też w sumie. Trzeba na mapę miasta nanieść siatkę triangulacyjną, by wiedzieć ile potrzeba czujników i gdzie je rozmieścić.- westchnął smętnie Patrick.- A ty uważaj, żebym nie wykorzystał twoich słów przeciw w tobie, w niecnym i lubieżnym celu.
- Jakich słów niby? A te spotkania... Gerard powinien teraz biegać i mi wejście do serwerów załatwić, Klaus czyni Naukę, zaś Iwan... - zamilkła na chwilę - Czy to konieczne, abyś do niego szedł dziś?
- Jeśli nie on mi pomoże z kolanem, to kto? Do Walerii chyba kawałek drogi.- podrapał się po głowie. - Poza tym trzeba pogadać na temat przybytku na temat którego zbierałaś informacje.
- Jak chcesz gadać o przybytku to lepiej z oboma, Iwanem i Jonathanem na raz. Ten drugi, pominięty lub powiadomiony później, na pewno nie przyjmie tego na plus. Nie jestem też pewna czy Iwan nie podejdzie do mojego uczynku w nocy tak pobłażliwie.
- Dobra… to na razie pozbieraj więcej informacji o kryjówce Opustoszałych.- Patrick poddał się jej argumentacji. Tym razem.

- Zapomniałabym! - puściła Patricka, aby stanąć przed nim - Znajdzie się miejsce do wykorzystania w twoim magazynie?
- Jakie miejsce? W jakim magazy… nie? W moim domu? - zdziwił się Irlandczyk.- Na co miejsce?
- Tak, tam gdzie wczoraj pojechaliśmy po twoje bibeloty. Wygląda to tak, jakby było tam wystarczająco miejsca nieużytego. Mój dom nie ma takiej powierzchni. Byłby problem, aby tam postawić jakieś serwery?
- Byłby… z zasilaniem zapewne.- ocenił Healy drapiąc się po głowie.- A może nie? To była hala przemysłowa. Musiałbym dopiero ocenić sytuację.
- Świetnie! W razie czego Klaus mówił coś o kryształach zasilających...? Ale dzięki! - bez ostrzeżenia znowu zaserwowała całusa w policzek Patrickowi - Więc jakie pomysły dla Fundacji ma już nasz trzeci szef?
- Piwny czwartek raz w miesiącu? - wzruszył ramionami Irlandczyk i uśmiechnął się. - Nie mam żadnych. Fundacja w powijakach… już zaplanowane priorytety zupełnie nieruszone. Na co nam kolejne plany i pomysły?
- Multitasking oraz działanie wedle potrzeb. Przynajmniej udało się uniknąć sztywnej hermetyckiej hierarchii.
- A jakie są te nasze potrzeby? Po co właściwie ty zgłosiłaś się do zakładania tej fundacji? Albo Klaus? Albo Waleria czy Tomas?- zapytał eteryta wsuwając dłonie w kieszenie.

- Nie wiem po co oni. - wzruszyła ramionami - Mnie zaprosił Fireson, a jako że to wyglądało na coś ciekawszego od zastanawiania się co robić... Zgodziłam się. A jak z tobą było?
- Nie mogę wrócić do Belfastu, a Kari miała tu dość znajomości, by pociągnąć za sznurki i zarekomendować mnie do tej wyprawy. - wyjaśnił krótko Healy.
- Czemu nie możesz wrócić? - zapytała zaintrygowana Mervi.
- Miałem tam… pechowy wypadek, który sprawił że na razie jestem persona non grata w tamtych okolicach. Przynajmniej na razie.- wyjaśnił Irlandczyk nie wdając się w szczegóły.
- Zabiłeś złego Technokratę łamiąc warunki rozejmu?
- Nie… zabiłem rykoszetem Technokratę łamiąc warunki rozejmu. Normalnie… można byłoby to uznać za nieszczęśliwy przypadek. Ale wiesz… gdy w grę wchodzą magowie władający entropią… to nawet przypadek jest podejrzany.- wzruszył ramionami Patrick.
- Niegrzecznie. Przynajmniej jednak ty zabiłeś Technokratę, dość chwalebny czyn. Nie każdy tak chwalebnie musiał opuścić swoją miejscówę. - odparła, po czym szybko zmieniła temat - Więc jak? VR czy bunt?
- Niech będzie ten VR.- odparł Healy poddając się.
- To jest duch, którego nam trzeba. - Mervi ponownie chwyciła Patricka za ramię, aby móc go doprowadzić powoli do własnego domu.




- Nie ma w tym nic trudnego. - Mervi z jakąś czułością nakładała na głowę Patricka zapasowe gogle VR - Możesz czuć nudności czy zawroty głowy lub zaburzenia widzenia podczas pierwszego podłączenia, ale to jedynie chwilowa niedogodność. Podłączysz się na modłę tak banalną, że i każdy Śpiący może doświadczyć tego. Oczywiście, oni nie rozumieją, iż to co widzą jest prawdziwe.

Zerknęła na ekran podłączony do stacjonarki, na którym zaczęły wyświetlać się koordynaty sektora steampunkowych eterytów, do którego miała zamiar zaprowadzić Patricka.

- Będziesz mógł próbować korzystać z magyi, ale... w wypadku twojego połączenia nie jest to tak proste jak w innych opcjach. Pamiętaj, twoje ciało zostaje w tym pokoju, a ty jedynie będziesz mógł sensorycznie odbierać Pajęczynę. Nie daje to nawet w połowie takiego kopa jak immersyjne doznanie... ale jeżeli byś powrócił przede mną, to nie panikuj, że moje ciało będzie nieresponsywne. Takie będzie, póki się nie wyloguję, albo nie zostanę odłączona od zestawu VR. - założywszy rękawiczki rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu komputerowym - Ale nie rób tego... Nie próbuj mnie na siłę wyciągać bez bardzo, bardzo ważnego powodu. - nałożyła własne gogle.

- Reszta nauki w praktyce. Będziesz zachwycony...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 13-10-2018 o 01:01.
Zell jest offline