Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2018, 19:58   #30
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Tamara LePaige weszła do biura mecenasa Heegaarda. Sekretarka przywitała ją życzliwym uśmiechem. Zaproponowała kawę. Kobiety wymieniły kilka zdań. Zwykła pogawędka by umilić i skrócić sobie czas oczekiwania. Gdy przyszła jej kolej, spokojnym krokiem wpłynęła wręcz do gabinetu. Dała również czas prawnikowi na kurtuazję. A gdy zapytał o powód wizyty położyła przed nim zdjęcia Carla Brodericka.
- Jak pan wytłumaczy działanie pańskiego pracownika na szkodę pańskiej klientki?
Tęgi mężczyzna z początku nie odpowiedział, nie dając się zepchnąć do defensywy. Spokojnie wziął w ręce zdjęcia i przejrzał je uważnie i po kolei.
- A jaka to szkoda jest tutaj utrwalona? - zapytał w końcu.
- Kontakt z Jeffersonami. - Odparła równie spokojnie.
- W jakim celu?
- Czyżby pan wysłał pana Brodericka do nich?
- Może tak, może nie. Może to rutynowe czynności? O co pani oskarża mojego asystenta?
- Już mówiłam. O działanie na szkodę pani Popow.
- Jaką? Musi pani podać jakieś konkrety.
- Jeffersonowie mają dziecko pani Popow. Dziwnym zbiegiem okoliczności Broderick pojechał się z nimi spotkać tuż po tym jak go wypytywałam o rodzinę, która dostała dziecko.Taki niby chory poważnie, a jednak pojechał do tych ludzi. - Ostatnie zdanie było bardziej uszczypliwe.
- I jeżeli miałbym coś z tych zdjęć wyczytać, to chyba nie skończyło się to dla niego najlepiej. A spotykanie się z kimkolwiek nie jest przecież zbrodnią - Heegaard zupełnie zignorował informację o adopcyjnych rodzicach, nie reagując na nią w żaden sposób.
- Obiecał pan pani Popow zająć się sprawą jej dziecka. Oboje wiemy, kto je adoptował. Czy może mam powtórzyć nazwisko?
- Obiecałem, że zrobię wszystko w granicach prawa. I poinformowałem jasno panią Popow, że z prawnego punktu widzenia nic zrobić nie mogę. Adopcja nastąpiła, w dodatku zgodnie z regulacjami. Jedyną możliwością, a i tak wątpliwą, cofnięcia owej adopcji byłaby rażąca krzywda dziecka. Czy wzięła pani pod uwagę, że mój asystent mógł próbować zdobyć dowody na taką krzywdę? - prawnik pozostawał opanowany.
- Niby czemu miałby to robić?
- Więc niby co tam robił, pani Le Paige? Czy sama jego obecność w tamtym miejscu w jakiś sposób zmienia sytuację pani Popow?
- Też chciałabym wiedzieć co pański chory pracownik tam robił.
- Zatem nie wie pani, co tam robił, ale nie przeszkadza to pani bezpodstawnie go oskarżać? Obawiam się, że to jest już pomówienie, a z czymś takim lepiej uważać. Ponadto ani ja, ani pan Broderick nie prowadzimy żadnej sprawy dla pani Popow i nie wiążą nas żadne stosunki prawnik-klient. Czy wiążą nas jakieś stosunki z państwem Jeffersonów, to już tajemnica służbowa - rozgadał się, ale nagle przerwał, ułożył się wygodniej w fotelu i zmienił ton. - Obiecałem, że ponownie rozpatrzę sprawę adopcji, jeżeli dostarczy pani jakieś dowody na to, że dziecku dzieje się krzywda. Śledzenie mojego asystenta nie przyniosło takich dowodów - wskazał na zdjęcia - a jedynie może zepsuć nasze wzajemne relacje. Ja bym tego nie chciał i mam nadzieję, że pani myśli podobnie.
- Już sam fakt, że dziecko zostało oddane rodzinie mieszkającej w Skarbcu Neptuna jest krzywdą wyrządzoną temu dziecku. No chyba, że tak należy rozumieć zapis mówiący o zapewnieniu dziewczynce dobrej przyszłości, nie uważa pan?
- Mieszkającej i zarządzającej jednym z portów, a to odpowiedzialna i lukratywna posada - wyjawił.
- I mieszkają tam oczywiście najznamienitsi przedstawiciele naszego miasta? - Dodała z przekąsem.
- Może bardzo lubią ryby? Są przecież zdrowe -szybko jednak zmienił ton z ironicznego na przyjazny. - Niech będzie znana moja dobra wola. Przyjmijmy, hipotetycznie, że dziewczynka nie dorasta we wspaniałym pałacu. Rady to specjalnie nie obejdzie. To najwyżej jedna z poszlak w całej poszlakowej rozprawie. Potrzeba więcej argumentów. A to nie jest żaden as z rękawa. Najwyżej jakaś szóstka karo.
- Zarząd Sierocińca Małej Siostry powinno to już obejść?- Ona również zmieniła swój ton. Na nieco zatroskany - W końcu ich plakaty sugerują tym wszystkim biednym kobietom, że ich córki będą dorastały we wspaniałym pałacu. Choć czasem okazuje się, że nie do końca.
- Jak by ich obchodziło, to nie zgodziliby się na adopcję - stwierdził cynicznie. - Majętna rodzina to plus.
- Cóż zatem byłoby powodem do rozwiązania umowy? - Tamara zapytała w końcu wprost.
- Trudno jednoznacznie powiedzieć, bo nie znam takiego precedensu. Przemoc w rodzinie wydaje się być bezpiecznym założeniem. Brak dostępu do edukacji, ale z racji wieku dziecka na ten argument jest za wcześnie. Złe warunki mieszkaniowe, ale pod tym pojęciem trzeba rozumieć raczej spanie na podłodze niż nie spanie na stosie aksamitnych poduszek - zaproponował.
- I sama umowa między kobietą a sierocińcem też niewiele pomoże? - Upewniła się.
- To… dyskusyjne - oględnie stwierdził Heegaard. - Zapisy dokumentów, które podpisała pani Popow były legislacyjnie okrągłe i wiele rzeczy może się po nich zsunąć. Ale opinia publiczna robi swoje. Więc powiem wprost. Jeśli zbierze pani wystarczająco dużo poszlak, z których można narobić smrodu, to Fontaine będzie wolał go uniknąć. To co pani ma, to na razie, w najgorszym wypadku, tanie perfumy - prawnik sprawiał wrażenie, jakby naprawdę chciał pomóc, ale może nie do tego stopnia by się rzucać do ciężkiej roboty.
- Warto było spróbować tego łatwiejszego rozwiązania. - Tamara uśmiechnęła się lekko do swojego rozmówcy. - Niestety pański pracownik bardzo skomplikował tę sprawę.
- Może tak, może nie - odpowiedział sentencjonalnie. - Ale i tak sobie pani poradzi.
- Tak.- Odparła lakonicznie wstając. Wyciągnęła rękę na pożegnanie. - Prosze koniecznie odwiedzić mnie w galerii. Mamy coś co spodoba się panu.
- Nie omieszkam, nie omieszkam - zapewnił z uśmiechem.
 
Zapatashura jest offline