Gdy zbliżali się do chatki szaleńca, Bosch zaczynał coraz bardziej żałować, że nie wysłał tu chłopów, samemu zostając w karczmie. Smród był niemal oszałamiający. Ale jeśli coś miało być zrobione dobrze, musiało być zrobione osobiście. Przynajmniej tak głosiła ludowa mądrość. Tak czy inaczej, raczej nie było przed tym ucieczki.
Bosch starał się uciszyć wieśniaków odwracając się do nich na chwilę i gestykulując uspokajająco dłońmi. - Cisza! -
Po tych słowach znowu skupił się na szaleńcu. postąpił krok bliżej i przezwyciężając odrazę zaczął pytać. - Kogo nie ma? To na ich polecenie wrzuciłeś coś do studni? Kto ci kazał? - Zapytał dość spokojnie biorąc pod uwagę okoliczności.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |