Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2018, 21:37   #98
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Eivor prowadziła od jakiegoś czasu bardzo ustabilizowane, ktoś mógłby nawet powiedzieć, że spokojne życie. Podróżując z miejsca na miejsce, wynajmując się do coraz to nowych miejsc i osób, nie zostawała nigdzie na dłużej. Człowiek drogi, najemnik, którego życie ciągle było zagrożone. I pomimo tego, zwykle nie płacono mu tak dobrze jak by się chciało. Większość kupców robiła wszystko, aby sumy wypłacane ochronie nie nadwyrężyły ich sakiewek. A większość podróży bardzo szybko stawała się straszliwie nudna. Takie życie wybrała, nie wypadało narzekać zbyt głośno. Ale oprócz zbyt wolno rosnącego dorobku - którego zdecydowaną większość musiała przeznaczać na ekwipunek pomagający przeżyć - takie życie wypalało. Ta żyłka, pragnienie zwiedzania świata i jego ciekawość, nie była zaspokajana kiedy musiała robić to co jej powiedziano, nie oddalając się od szlaków i kupieckich wozów. Czuła, że jej osobisty rozwój zatrzymał się jakiś czas temu.

Podobnie było i tym razem. Podróż na ziemie rodu Wulf z karawaną niejakiego Gustafo, kupca egzotycznymi towarami, odbyła się bez większych problemów. Raz tylko pojawiły się gobliny, przepędzone przez samego właściciela, który użył zwoju z jakimś potężnym zaklęciem. Vos zdążyła wtedy wyciągnąć miecz, podobnie jak drugi z ochroniarzy tej jednowozowej "karawany". Powrót do Smoczych Wodospadów przebiegał równie spokojnie, choć w większym gronie. Dołączyli bowiem do karawany Letusa Wiffera, którego dobytek stanowiło aż pięć wozów i dwie kilkuosobowe kompanie chroniące go - i to nie wliczając woźniców. Tamci jednak nie integrowali się szczególnie, a jej kompan z ochrony jednocześnie powoził i ta milcząca fucha wydawała się mu bardzo odpowiadać, bo też nie gadał. W przeciwieństwie do Gustafo, któremu usta się nie zamykały.

- I wtjedy wjechaliśmy do Cojmyru, gonjeni przez… - kontynuował właśnie kolejną ze swoich niezliczonych opowieści, zaciągając straszliwie trudnym do określenia akcentem, kiedy świat nad karawaną został rozerwany na pół. Nad głowami zaskoczonych ludzi i nieludzi rozbłysła jadowita zieleń długiej szczeliny, za której falującą powierzchnią znajdowały się nieokreślone kształty. Zanim ktoś przedsięwziął jakieś kroki, wyleciał przez nią kamień, a jakaś potężna magiczna moc zaczęła zasysać wszystko, łącznie z wozami. Kakofonia krzyków, kwików i trzasków pochwyciła również i Eivor, pochłaniana przez nieznaną siłę.

Najemniczce na chwilę zakręciło się w głowie, a potem wypadła w nieznanym miejscu, spadając na ułamane koło jednego z wozów, odbijając się od niego boleśnie i spadając na leżącego już na ziemi kupca. Wyglądało na to, że impetem pozbawiła go przy okazji przytomności. Nie miała pojęcia gdzie się znalazła, oprócz faktu, że były to góry.
I że po tej stronie czekała na nich jakaś dziwaczna grupa z rycerzem w wyjątkowo lśniącej zbroi na czele.
Grupa równie zaskoczona i zszokowana jak ci, którzy zostali wessani do szczeliny.

***

Rozległ się dźwięk gromu, niczym przy burzy bez deszczu i na krótki moment cała ta kakofonia zamilkła. Portal zamknął się równie niespodziewanie jak się pojawił, a kamień potoczył się jeszcze pod nogi Elvina i tam zatrzymał na dobre. Żadnych nóg i innych niespotykanych rzeczy nie było na nim widać. Ot, głaz.

Za to całe to nieszczęście, które spowodował, zaraz wróciło do życia. Ktoś krzyczał z bólu z nogą przygniecioną przez wóz, konie kwiczały - dwa z nich uciekały w popłochu w dwie różne strony. Kilka osób wyraźnie straciła przytomność, albo nawet życie pod wozami, towarami i zwierzętami. Nikt nie wyszedł z tej sytuacji bez szwanku, oprócz oczywiście grupy czekającej po tej bezpiecznej stronie i teraz patrzącej na to pandemonium.

Większość twarzy była im już znana. Był tu trzymający się za bezwładną rękę, siedzący na ziemi Letus. Była grupa Akermusa, z nim samym na czele, teraz zbierająca się w kupę. To ich czarodziej tak wrzeszczał, przygnieciony przez jeden z wozów. Widzieli też Hesherę, z trudem poruszającą się pod wierzgającym wierzchowcem, którego nogi Girlaen od razu sklasyfikowała jako połamane i jej ludzi w niewiele lepszym stanie. Oprócz nich przybył tylko jeden wóz i zdaje się, że trzy ludzkie, nieznajome twarze.

 
Sekal jest offline