Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2018, 08:19   #121
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Opuśćcie te włócznie przyjaciele, wszak nie jestem uzbrojona. Jestem druidem i nie mam złych zamiarów, więc... może porozmawiamy przy śniadaniu? – powiedziała ostrożnie Shee’ra. Miała nadzieję, że jej towarzyszom nie wpadnie do głowy szarża z jaskinii. Trzymała też Nazira na odległość.

Na wspomnienie o byciu druidem kobold obejrzał ją od stóp do głów, po czym zmrużył jedno oko. Nie wyglądał na przekonanego. W tej samej chwili jeden z koboldów wyciągnął jej zza pasa sierp i pokazał temu w szacie.
Skończ gierki i gadaj kim żeście naprawdę są! Czego tu szukacie? – dowódca w żadnym razie nie wyglądał na uspokojonego słowami Shee’ry.
Podniesione głosy doszły do Torina, który rozmyślał nad kolejnym wytwarzanym dziełem dla chwały Moradina. Rozpoznał po głosach, że znalazły ich koboldy. W skórzni, chwyciwszy tylko tarczę z symbolem Moradina, stanął u wejścia do kryjówki, z krasnoludzkim toporem w dłoni. Na jego piersi, pomiędzy zaplecioną brodą, kołysał się złoty medalion Moradina
Przemówił we wspólnym, po czym powtórzył to samo w smoczym.
Jam jest Torin Hameraxe, Kapłan Moradina i emisariusz z wioski Ostoja. Podążamy do waszego wodza Kirkrima by wyjaśnić czemu to atakujecie mieszkańców wioski. Jesteśmy emisariuszami.

W chwili, kiedy ruszył z miejsca dwie strzały zaświszczały mu koło uszu. Ivor z Xhapionem w ostatniej chwili zdążyli rzucić się na ziemię, by przypadkiem jakaś zabłąkana strzała nie posłała ich na tamten świat. Parę uderzeń serca później nad ich głowami dwa pociski uderzyły w skałę.
Zobaczywszy poruszenie w swych szeregach czarownik postąpił kilka kroków w stronę jaskini, jednocześnie wołając coś po koboldziemu. Od razu po tym, jak gdyby mu odpowiadając, zabrzmiał ciężki krasnoludzki głos, najpierw w mowie ludzi, potem w dialekcie gadów. Kobold spojrzał to na Shee’rę, to na Torina, po czym wydał krótki rozkaz. Łucznicy nieznacznie opuścili łuki, lecz nie zdjęli strzał z cięciw. Wojownicy zaś z wyczekiwaniem zerkali na swego dowódcę, który wrócił do Shee’ry.

Emisariusze? – z tonu głosu kobolda można było wywnioskować, że nie jest co do tego przekonany, aczkolwiek stał się bardziej niepewny. – Słowa to mało. Co macie na ich poparcie?
Słowo krasnoluda jest wszystkim, wszędzie stanowi rękojmię. A słowo kapłana Moradina jest niepodważalne. Powinieneś o tym widzieć. Zawsze dotrzymujemy słowa. – Torin odpowiedział we wspólnym, stał pewnie na nogach, uginając je, osłaniając się tarczą.
Xhapion zaklął pod nosem. Krasnolud nie mógł zostawić tej sprawy druidce. Musial dołożyć do tego swoje trzy pensy co o mały włos nie skończyło się dla nich kiepsko. Sam czarodziej nie podnosił się z ziemi licząc, że koboldy nawet go nie zauważą.

Dowódca odwrócił głowę w kierunku krasnoluda wyraźnie niezadowolony, że przeszkadza mu się w przesłuchaniu Shee’ry. Rzucił okiem na twarz druidki, po czym przemówił we wspólnym do brodacza:
Jak na rzekomego emisariusza szybko sięgacie po broń. Jak jeszcze raz odezwiesz się niepytany z krasnoluda zmienisz się w jeża! – rzekł, po czym w szybkich słowach koboldziego dialektu wydał rozkaz, a łucznicy unieśli łuki celując w Torina. Kobold patrzył na całą sytuację przez chwilę, po czym skupił swą uwagę na druidce.
Nasze pakty były zawierane z niziołkami, nie krasnoludami. Jego słowa nic nie znaczą – rzekł do niej cicho, tak, by tylko ona była w stanie usłyszeć te słowa. Po chwili rzekł głośniej, dobitniej – Dowody.
Torin nie przejął się groźbami. Ciągle osłaniając się, przygotował się do rzucenia czaru, gdyby tylko czarodziej próbował spleść zaklęcie, będzie pierwszy.
Opuśćże broń, mości Torinie, nie przybyliśmy tutaj wojować, a pertraktować – powiedziała stanowczo Shee’ra – Pozwól mi więc rozmawiać. – Nie czekając na ripostę krasnoluda kontynuowała. – Dunin przesyła pozdrowienia, bardzo martwi się tym co zaszło, dlatego wysyła nas aby pertraktować o tym jak można przywrócić pokój między waszym plemieniem i wioską niziołków. Jest pewien, że zaszła jakaś wielka pomyłka, a nie chciał obecnością innych niziołków prowokować kolejnego konfliktu. Czy możemy usiąść i porozmawiać? Opowiem po kolei co wiemy…

W czasie, gdy kobold rozważał słowa druidki Torin opuścił topór. Zajęło mu to dłuższą chwilę, podczas to której zerkał co i rusz na Shee’rę, albo okrążoną w jaskini resztę intruzów. Wreszcie przemówił do kobiety.
Czy coś ci mówi imię Qorr?
Druidka przez chwilę zastanawiała się, ale skinęła twierdząco głową, po czym dodała dyplomatycznie:
Niewiele, ale tak. Słyszałam, że podzielił wasze plemię i nie jest przychylny pokojowi. Czy to prawda?
A skąd o tym wiesz?
Shee’ra spojrzała bystro na dowódcę, zmrużyła oczy jakby coś oceniając, po czym odpowiedziała:
Mogłabym cię okłamać czarowniku i powiedzieć, że słyszałam gdzieś plotki, ale uważam, że pertraktacje powinny opierać się na wzajemnym zaufaniu. Mieliśmy niedawno potyczkę z oddziałem wiernym Qorrowi. Napadnięto nas niedaleko stąd, w pobliżu menhirów. Od jednego z młodych wojowników dowiedzieliśmy się o rozłamie w plemieniu. Stąd decyzja o szybkim spotkaniu z Kirkrimem. I żeby od razu uprzedzić pytania – dodała śpiesznie. – Mamy dziewięciu żywych jeńców, ukrytych w bezpiecznym miejscu z naszymi pozostałymi towarzyszami. Wasz wódz powinien zadecydować, co z nimi dalej zrobić…

Kobold zamyślił się. Przejechał pazurami po dolnej szczęce i spojrzał raz jeszcze na Shee’rę i na jej towarzyszy. Cisza trwała dość długo, a napięcie zdawało się rosnąć z chwili na chwilę. Knykcie zaciskały się mocniej i mocniej na drzewcach włóczni, a magowie zaczęli
asekuracyjnie sięgać po różdżki, bądź powtarzać magiczne formuły. Wtedy kobold przemówił.
Zaprowadzę was do Kirkrima, ale oddacie całą broń i dacie się związać – rzekł, po czym dokończył głośniej, tak, by wszyscy z intruzów słyszeli. – Oddajecie się w nasze ręce, albo posłużycie za tarcze strzeleckie.
Na koniec wydał jeszcze szybki rozkaz w koboldzim, na który łucznicy opuścili łuki.
Tylko bez sztuczek. Jaka, jest wasza decyzja?
Zapomnij koboldzie, nigdy żaden kapłan Moradina, emisariusz chroniony odwiecznymi prawami, w tym do zbroi i broni, nie dał się rozbroić. Jak dla mnie jesteście w zmowie Qoorem i chcecie nas wziąć łatwy i tanim kosztem. Pragniecie pogłębienie waśni pomiędzy Ostoją a co zatym idzie całym światem, gdyż po nas nie przyjdą emisariusze tylko zawodowe wojska w liczbie setek a może nawet tysięcy. Mam dla was jednak propozycje, aby dowieść Waszych dobrych intencji sami rozbrójcie się i dajcie się doprowadzić do Kirkima związani. W przeciwieństwie do nas, nie jesteście emisariuszami, więc nie jest to dla Was żadna zniewaga. Jednak jestem rozsądny emisariuszem dam się przekonać. Idziemy w pełni uzbrojeni, opancerzeni jak przystało na emisariuszy, jednakże broń mamy za pasem. Niby macie przewagę, więc też nic na wizerunku nie stracicie. Teraz możesz udowodnić, że jesteś w zmowie Qoorem dalej na nas naciskając lub przystać na te rozsądne warunki. – Torin rozpostarł ramiona i całkowicie się odsłonił, jednakże wyczekiwał na atak ze strony zdradliwych koboldów.

Xhapion pokręcił tylko głową na krasnoludzki upór. Przygotowywał się do nieuchronnej potyczki. Spróbował szeptem porozumieć się z Ivorem.
Jakiś pomysł jak wydostać się z tej kabały? Mógłbym okryć nas mgłą ale nie wiem na ile to wystarczy. Trzeba by też jakoś dotrzeć do naszej przewodniczki.
Widząc całą tę sytuację kobold pokręcił głową.
Popieracie waszego głupiego towarzysza? – rzekł jeszcze do pozostałych szykując się do wydania rozkazu.
Torin przyklęknął dotykając dłonią dzierżącą topór ziemi i zasłonił się tarczą.
Nigdy nikt kto zachowuje się jak bandyta i wróg, mierząc do emisariuszy, łamiąc odwieczne prawa paktów, nie dotknął broni ni pancerzy poświęconych Moradinowi. Za mojego życia tak nie będzie. Shee’ra co jeszcze nam każą? Związać Nazira i nieść go jak upolowaną zwierzynę? Zabić twojego zwierzęcego towarzysza? Zniszczyć krąg druidyczny? Jeśli boją się kilku emisariuszy, nawet uzbrojonych, lecz pod strażą, co mówi to o ich intencjach. W końcu tam gdzie idziemy, będzie całe plemię. Skoro nie respektują praw i słowa honoru, jak można im ufać. Mogę im dać słowo, iż nie zaatkowany nie użyję broni. Znają dokładnie wartość krasnoludzkiego słowa, bo zawsze go dotrzymujemy. Mogę złożyć nawet taką przysięgę na Moradina.
Torinie zachowaj spokój. – Shee’ra stanowczo powiedziała do krasnoluda – Jestem pewna, że gdyby te koboldy służyły Qorrowi to ta rozmowa nie miałaby miejsca. Czarowniku – zwróciła się do kobolda – oddamy naszą broń, ale nie damy związać się jak prosiaki. W zamian złożymy przysięgę, że nie mamy złych intencji. Uszanujcie posłów. Jest was tylu, że nie musicie obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Co ty na to?
Jestem spokojny, nie znasz koboldów tak dobrze jak ja, chociaż poznałaś już część ich możliwości w temacie podstępów i zdrad. Zostaliśmy dokładnie zapoznani z ich truciznami, którymi potraktowali emisariuszy. Moja broń i pancerz pozostanie przy mnie, bo jest poświęcona Moradinowi i żaden przeniewierca nie może jej dotykać. Mogą dostać moje słowo i przysięgę na Moradian, że nie zostanie użyta, jeśli nie zostanę zaatakowany. Zrozum oddanie, czy nawet pozwolenie by dotykała przedmiotów istota, która ma nas za wrogów, przedmiotów poświęconych Moradinowi, to dokładnie tak, jakbyś zabiła Nazira i sam zniszczyła krąg druidyczny. Jeden uzbrojony emisariusz nie powinien stanowić dla nich problemu, jeśli mają czyste intencje. tym bardziej, iż mogę złożyć przysięgę o której mówiłem. – Torin był spokojny bo tu wkroczono już na pole wiary. Wierzyło się albo nie wierzyło, skazując na wieczne potępienie w ścianie płaczu. Torin wierzył, że jego wytwory poświęcone Moradinowi były dla niego rękojmią wiary, Zaklął w nich setki godzin modlitw do Moradina.
Nie wierzę im – powiedział bardzo cicho Ivor. – Za grosz. Bez broni nie mamy żadnych szans. Gdyby nie Shee'ra... Załatwiłbym większość z nich taką ładną kulą ognia. Jeśli ktoś z was chce, niech się odda w ręce koboldów, ale ja tego nie zrobię. Może ją zawołasz, Torinie, żebyśmy mogli się naradzić?
Shee'ro podejdź do nas gdyż i inni emisariusze chcą się naradzić. – zawołał kapłan Moradina.
Shee’ra spojrzała pytająco na czarownika…

Słowa Torina o rzekomym bandytyzmie czarownik nie był zadowolony.
Dostałem rozkaz, by chronić mój klan przed wszelkimi intruzami, a na wasze nieszczęście ostatnie wydarzenia są winą wam podobnych, ludzi, albo elfów. Powinieneś więc rozumieć dlaczego postępuję tak, a nie inaczej, by chronić mój lud. – rzekł, a w jego głos był twardy i zdeterminowany. Spojrzał raz jeszcze niechętnie na Torina, po czym przeniósł wzrok na druidkę jednocześnie o czymś rozmyślając.
Kirkrim oczekuje wieści od Dunina, lecz ja nie ufam waszym słowom. Niemniej muszę brać pod uwagę możliwość, że mówicie prawdę – rzekł na tyle cicho, by jedynie Shee’ra była w stanie dosłyszeć te słowa. Najwyraźniej traktował jej słowa jako bardziej szczere, bądź mógł uznać, że jest ona zwyczajnie rozsądniejsza od porywczego krasnoluda.
Radźcie więc, ale czynicie to na widoku. Jakikolwiek przejaw agresji będzie oznaczał, że nie jesteście tymi, za których się podajcie – rzekł głośno, tak by wszyscy intruzi mogli dosłyszeć.

Pilnujący Shee’ry wojownicy odsunęli włócznie i postąpili kroku w tył dając jej możliwość przejścia. Odprowadziły ją niepewne spojrzenia. W chwili, gdy oddaliła się ona od dowódcy nadbiegła dwójka koboldzich łowców i szepcząc rzekła coś do czarownika. Ten wysłuchał ich, po czym odpowiedział, a oni zniknęli w gąszczu położonym na północ od nich. Następnie wrócił do obserwowania Shee’ry oraz jej towarzyszy, a dwójka z wojaków, którzy pilnowali druidki poczęła wymieniać z nim krótkie szepty.

A co, jeśli to jest Qorr? – Ivor spojrzał na pozostałych towarzyszy.
Shera, nie wierzę ich słowom, powinien zezwolić nam na pełne uzbrojenie. Nawet gdy będziemy uzbrojeni nadal mają nad nami przewagę. Negocjuj przejście w uzbrojeniu pod przysięgą, że niezaatkowani sami nie zaatakujemy. To jest rozsądny warunek, jego żądania są śmieszne. Emisariusz by nie przystał na jego warunki. Pamiętaj już nas raz zaatakowali, pamiętaj o zamordowanych niziołkach, pamiętaj o cierpieniu ich bliskich. – Torin mówił cicho, wyczekiwał nie zmieniając pozycji, w każdej chwili gotowy do odparcia ataku. – Przysięga, krwi na bogów, na czas rokowań, że jeśli nie zostaniemy zaatakowani my lub nasi towarzysze to sami nie zaatkujemy. Plemię musi znać wagę przysięgi krwi. Jeśli jej nie przyjmą w zamian za to, że pozostaniemy uzbrojeni to znaczy, że musimy walczyć.
Qorr nigdy by z nami nie rozmawiał – zwróciła się do Ivora. – oni od razu atakują, przypomnij sobie poprzednią bandę. Gdyby chcieli nas zabić, naszpikowali by nas strzałami i włóczniami. Chcecie walczyć z ponad dwudziestoma koboldami we czwórkę? Kilka celnych, zatrutych strzał i już po nas. Nie, przyjaciele. Stary powiedział mi po cichu, że Kirkrim oczekuje wieści od Dunina, ale boją się nas, stąd te środki ostrożności. Zaproponuję im przysięgę krwi, ale w ostateczności ja gotowa jestem im oddać broń. Zawsze jeszcze pozostają nam czary.
Nie oddam broni oraz pancerza poświęconego Moradinowi, więc szykuj się na walkę. Nie łamałem praw twojej wiary w kręgu druidycznym, więc i ty nie łam moich. I tak będę walczył o to. Jak powiedziałem, koboldy nie dotkną broni ani pancerza poświęconego Moradinowi, nie za mojego życia. Więc nie idź na oddanie broni, bo tego nie zrobię. – powiedział cicho Thorin, cały czas w pozycji do walki. – Mogę im oddać jedynie sztylet, on nie został poświęcony Moradinowi. Przekonaj go do tego, byśmy pozostali uzbrojeni i opancerzenie po złożeniu przysięgi, zagroź zerwaniem rokowań z Ostoją. Przekonaj go, że to my po ataku koboldów nie wierzymy nikomu kto nie jest Kirkimem.
Tak się ładnie ustawili, że jedna kula ognia wyeliminowałaby większość z nich – powiedział Ivor. – A jeśli chodzi o zabijanie... Może lepiej nas wziąć żywcem, wydusić informacje o wziętych do niewoli koboldach, albo złożyć w ofierze jakiemuś koboldziemu bogu? Gdyby na zaatakowali, to któryś z nich mógłby zginąć, a tak to mają nas bez walki.
Nie tylko to. Cały czas mam przygotowaną moc obszarową Moradina, która uniemożliwia im działanie. Zamienię cały obszar, na którym stoją w głębokie błoto. Obejmie większy obszar od kuli, zapewne obejmie wszystkie koboldy. Potem zaś zginie większość z nich, jeśli nie wszystkie. Pod naszymi czarami i mocami. Nie chcę tego robić, lecz jeśli nie wynegocjujesz tego o czym mówiłem, uczynię to by bronić mojej wiary. – szepnął Thorin, obserwujący poczynania koboldów.
A może dołożyć do tego token dobrej woli? – zapytał nagle Xhapion. – Oddać im jednego z nas, bezbronnego i spętanego jako formę zabezpieczenia oraz potwierdzenia, że nie mamy złych zamiarów. W końcu w wypadku jakiejkolwiek agresji taka osoba momentalnie straciła by życie, a nikt nie zaryzykował by dobra towarzysza. Mogę dać się spętać, jeżeli pozwoli to nam dotrzeć do Kirkima. I tak lepiej radzę sobie bez broni.
Wolę takie rozwiązanie niż kolejną walkę. – przytaknęła Xapionowi niechętnie Shee’ra – Nie mam zamiaru wykończyć całego plemienia po to, aby rozwiązać konflikt, którego na razie nie widzę. Thorinie, trzeba było ci lepiej zostać z jeńcami, nie wiedziałam, że te przedmioty są dla ciebie święte.
– Możecie mówić, co chcecie – Ivor pokręcił głową – ale dla mnie odbieranie komuś broni i wiązanie nie jest oznaką przyjaznych zamiarów. Jak chcecie, to się oddajcie w ich ręce, ja tego nie zrobię, bo im nie ufam ani trochę.
Nie mogłem zostać. Jestem jedyną osobą, która zna smoczy. Opieranie się w negocjacjach tylko na wspólnym może doprowadzić do nieporozumień. Poza tym, co jest najważniejsze, rezygnuje się wtedy z możliwości słuchania rozmów we smoczym, jakie prowadzą zwykli członkowie plemienia, czy nawet przywódcy plemienia. Nie przypuszczałem też, że ktoś pomyśli o poddaniu się koboldom, jak jeniec, po tym jak nas zaatakowali. Ivor też nie ufa koboldom. – powiedział spokojnie cicho Torin gotowy do walki, w odpowiedzi na wrogie ruchy koboldów.
Tymczasem dowódca koboldów zakończył naradę ze swymi wojownikami i w ich eskorcie zbliżył się. Pierwsza linia włóczników rozstąpiła się na tyle, by mogli rozmawiać z nim twarzą w pysk. Ani z oczu, ani z ruchu mięśni pod pokrytą łuską skórą, nie dało się nic wyczytać. Postawę miał pewną, zdecydowaną. Jedyną rzeczą, która zdradzała jego nieprzychylne im stanowisko był wyraz pyska, gdy wodził wzrokiem po ich twarzach, zwłaszcza krasnoludzkiej.
Przejawem dobrej woli była okazja do tej narady, lecz czas tej dobiegł końca. Mówcie co macie do powiedzenia. Wówczas zadecyduję, co z wami uczynić – rzekł, a ton jego głosu był z tego rodzaju, które nie chcą, by owijano w bawełnę. Oczekujący konkretów.
Faktem jest, że koboldy zaatakowały emisariuszy. – Torin był gotowy do walki gdyby koboldy nie zaakceptowały wypracowanego kompromisu. – Sheero proszę przedstaw nasze stanowisko.
Moi dwaj towarzysze nie ufają koboldom po wcześniejszym napadzie, czarowniku. I trochę ich rozumiem. Nie możemy się więc wszyscy zgodzić na rozbrojenie i spętanie. Mamy jednak propozycję, żebyście również z naszej strony poczuli się bezpiecznie. Jeden z nas gotowy jest oddać się wam jako jeniec na czas rozmów. Oczywiście bez broni. My zaś pod waszą strażą porozmawiamy z Kirkrimem. Myślę, że to uczciwa propozycja?
Zaatakowali was zdrajcy, głupcy, którzy uwierzyli w kłamstwa Qorra. Nie macie więc prawa obwiniać o to klanu – odrzekł na postawiony zarzut, po czym zrobił krótką pauzę zastanawiając się. – Które z was miałoby być tym jeńcem?
Wyczekując odpowiedzi spoglądał na krasnoluda.
Nie patrz tak na mnie koboldzie. Jestem kapłanem Moradina i emisariuszem Ostoi, nie dam się rozbroić ani skrępować. Okaż teraz swoje prawdziwe intencje i zaatakuj, bo do tego od samego początku dążysz. – Torin spokojnie powiedział gotowy na bitwę.
Ha! Zdradziłeś właśnie co tobą kieruje krasnoludzie. Jakbyś nie zauważył, to mogłem was zabić już wcześniej i to bez żadnych rozmów. Lecz nie zrobiłem tego, czyż nie? – rzekł widząc upór brodacza do oślego upierania się przy swych podejrzeniach. – Nie oznacza to jednak, że wierzę waszym słowom, a dowodów, czy poręczenia za waszą wersją nie znajduję. Co z tym jeńcem?
Nie jesteśmy tak bezbronni jak myślisz, w końcu poradziliśmy sobie z bandytami nasłanymi przez Qorra, którzy też zaskoczyli nas w obozowisku. Weź pod uwagę, iż waszych rannych, nawet bandytów wyleczyliśmy. Oczywiście masz na to moje słowo, potwierdzone słowem Sheery. My dwaj nie musimy się lubić. Mamy prowadzić negocjacje z Kirkrimem. – głos Thorina był spokojny i pewny. Cały czas był przygotowany by na atak odpowiedzieć atakiem. – Nie wybiera się na emisariuszy osób, które nie potrafią sobie poradzić z zwykłymi bandytami. Ani takich, którzy pozwolą by godność mieszkańców Ostoi, których mordują koboldy, była na dodatek deptana.
Spokojnie, Thorinie, spokojnie – czarodziej wysunął się naprzód chcąc odgrodzić powoli skaczących sobie do oczu przedstawicieli równie upartych ras. – Wyrażono zainteresowanie naszym kompromisem, nie ma co eskalować napięcia. Ja jestem gotów oddać się pod waszą opiekę jako jeniec. Liczę, że będzie to jasny przykład na to, że szukamy rozmowy, nie zwady.
Czarownik popatrzył przeciągle na krasnoluda, lecz nie rzekł nic. Wówczas to odezwał się Xhapion, a gad śledził jego ruchy uważnie, przyglądając się przy tym całej jego postaci. Pogładził się pazurem po brodzie w zastanowieniu, po czym raz jeszcze zerknął na Torina oraz Shee’rę.
Niech więc tak się stanie.
Rzekł i ruchem głowy wskazał czarodziejowi, by odsunął się od swych towarzyszy i zbliżył do jego wojowników. Gdy tamten to uczynił dwa koboldy pozbawiły go jego kostura, sztyletu oraz kuszy. Następnie inna para, tym razem większych i lepiej umięśnionych gadów, wyciągnęła linę i związała go. Skrępowano ręce na piersi i poczyniono dodatkowe wiązania, które poskutkowały tym, iż na wysokości jego bioder zawisły teraz dwa końce sznura mogące posłużyć do tego, by dwaj wojownicy byli w stanie go prowadzić. Samo wiązanie odbyło się zaś sprawnie i bez większych nieprzyjemności dla wiązanego. Z tego co mógł się zorientować sam zainteresowany to węzły trzymały mocno, lecz pozostawiono mu bardzo niewielką dozę swobody, zapewne dla ułatwienia wędrówki. Czarownik skinął głową, po czym zwrócił się do pozostałych.
Ruszajmy zatem.
Torin szybko opancerzył się i zebrał swoje rzeczy. By spięty gotowy odpowiedzieć atakiem na atak, lecz sam nie atakował pierwszy.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline