Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2018, 21:04   #122
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Tropicielka wpatrywała się przez pewien czas w zwierzę, nie będąc pewną co powinna zrobić. Wiedziała oczywiście, że wilki potrafią być bardzo groźne, ale ten jeden wyglądał na wyjątek od reguły. Ponadto jego wataha najpewniej go porzuciła…
Przeklinając w duchu swój brak leczniczych mocy Heleny czy Torina i towarzyszącą mu głupotę postanowiła zbliżyć się powoli do zwierzęcia, mówiąc do niego uspokajająco:
Cśś… Już dobrze. Pokaż tę łapę…
Chociaż na razie, nie będąc jeszcze pewną reakcji psowatego, wolała trzymać się daleko poza zasięgiem jego kłów i łap.
Wilk dosłyszał jej kroki i szybko odwrócił się obnażając kły. Sam obrót był bardzo niezgrabny, zwłaszcza na samym końcu, gdyż zwierzę całe się zachwiało. W jego oczach Astine dostrzegła mieszankę gniewu, strachu i głodu. Pokazał zęby jeszcze wyraźniej, przylgnął do ziemi, czemu towarzyszył grymas bólu, i położył po sobie uszy. Następnie zaczął powarkiwać.
Ja jestem tutaj, aby ci pomóc. Naprawdę. – Przystanęła, nie chcąc prowokować wilka i postarała się ocenić z tej odległości, co mogło mu się stać.
Wilk przylgnął do ziemi na tyle na ile mógł, lecz Astine mimo to udało się przynajmniej pobieżnie przyjrzeć jego ranom. Lata spędzone u boku mistrza oraz niezliczone wyprawy do lasu obdarzyły ją wiedzą, która w tej sytuacji okazała się niezwykle przydatna. Nie potrzebowała wiele czasu, by z całą pewnością stwierdzić, że zwierzę jest zmęczone, wygłodzone i silnie poturbowane. Trudno było powiedzieć, czy wilk jest chory, nie dostrzegła bowiem ropiejących ran, ani niczego podobnego. Najprawdopodobniejszą przyczyną takiej kondycji była rzecz jasna noga, która najpewniej była złamana.
W tym samym czasie, kiedy dziewczyna przypatrywała się jego ranom, wilk nie spuszczał jej z oka szukając okazji do ataku albo ucieczki. Wychudzona sylwetka sprawiała, że bez trudu można było zobaczyć napinające się mięśnie.
Kobieta jeszcze przez jakiś czas starała się uspokoić zwierzę i odniosła nawet jakieś rezultaty. Wilk, o ile dalej był spięty, nie wyglądał już jakby miał przegryźć jej gardło albo uciec. Podeszła do niego spokojnie o kilka kroków, zastanawiając się jak może pomóc biednemu zwierzęciu. Raczej marny byłby z niej weterynarz, wątpiła aby udało jej się nastawić mu nogę. O tym, że po tak bolesnym zabiegu zwierzę na pewno by się na nią rzuciła nawet nie wspominała.
Och, Mielikki, co robić, co robić… – wyszeptała Astine, starając się wymyśleć cokolwiek.[/i]
Wilk obserwował uważnie każdy jej krok, lecz uniósł się lekko z ziemi oraz podniósł uszy. Ich wzrok spotkał się, a dziewczyna mogła zobaczyć w oczach zwierzęcia ból, zmęczenie, głód.
Zostań tu, zaraz wrócę – rzuciła tropicielka, bardziej do siebie niż do zwierzęcia. – Przyniosę tylko zioła. Potrzebne mi są, aby ci pomóc… – dodała, po czym ruszyła przeszukać las.
Mając nadzieję, że zwierzę nie ucieknie, albo nie zrobi czegoś równie niechcianego, ruszyła w las na poszukiwania odpowiedniego ziela. Przetrząsała krzewy, zarośla, wszelki gąszcz w zasięgu wzroku w nadziei, że znajdzie to czego szuka. Kierowana pośpiechem oraz chęcią pomocy zapuszczała się coraz głębiej w Wysoki Las bez zważania na okolicę, czy trasę. Miała przed sobą jeden cel i chciała go osiągnąć. Niemniej natura oraz łaska bogini szczęścia zdawały się jej nie sprzyjać, gdyż nigdzie nie mogła dostrzec tego zielska. Sfrustrowana parła więc naprzód. W pewnym momencie coś poruszyło się pod jej stopami. Wystraszona Astine odskoczyła w samą porę, gdyż o mało co, a zostałby ukąszona przez żmiję. Na całe szczęście wąż trafił w grubą skórę buta, lecz bogowie wiedzą co by ją mogło czekać w innym wypadku. Zdawszy sobie wreszcie sprawę z ryzyka na jakie się naraża postanowiła zawrócić. Szła po własnych śladach, chociaż miejscami było to dość trudne, gdyż odruchowo starała się pozostawiać ich za sobą jak najmniej. W pewnym momencie usłyszała za sobą rżenie konia. Konia? W takim gąszczu? W samym sercu lasu? Spodziewając się wszystkiego, od rycerza na białym rumaku po samą kostuchę, przylgnęła do drzewa. Wyjrzała zza pnia i dostrzegła jedynie jakiś biały kształt, który szybko zniknął jej z oczy. Kierowana dziwną odwagą, oraz ciekawością, wyszła zza swej kryjówki i ruszyła do miejsca, gdzie jak jej się wydawało widziała ów biały kształt. Gdy tam dotarła ujrzała to, czego tak wypatrywała.
U jej stóp rósł dorodny krzew Belladonny.
Dziękuję ci, Mielliki, jeśliś to była ty – szepnęła cicho dziewczyna, po czym, nauczona ostatnią przygodą, przed zebraniem zioła sprawdziła czy nie ma tu żadnej żmiji. I postąpiła słusznie, bowiem, gdy tylko poczęła nachylać się do krzewu, dojrzała pomiędzy liśćmi, długi kształt zlewający się z otoczeniem. Wychwyciła delikatny ruch, refleksy świetlne na łuskach. Cicho i ostrożnie sięgnęła po miecz. Z pomocą klingi odsunęła delikatnie liście Belladonny, spod których wyjrzały złotawe oczy o pionowej źrenicy.
“Obym nie natrafiła się na więcej niespodzianek takich jak ta…” – pomyślała, przysuwając klingę nieco bliżej żmii. Działała bardziej instynktownie niż zazwyczaj, gdyż jakoś nie podobał jej się pomysł uspokajania tego konkretnego zwierzęcia. Liczyła na to, że zwierzę wślizgnie się na miecz, dając jej okazję do wyrzucenia żmii daleko w jakieś krzaki, gdzie nie będzie sprawiać jej większych problemów.
Jak przewidywała wąż zainteresował się ostrzem jej miecza i po zaledwie chwili zaczął piąć się po nim. Wzrok Astine był w pełni skupiony na głowie gada, który odwzajemnił spojrzenie. Jego złotawe oczy zdawały się mieć hipnotyzującą moc, ponieważ dziewczyna w ostatniej chwili szarpnęła klingą i posłała go w niedalekie zarośla. Rozniósł się syk zagłuszony następnie szelestem liści. Nie było czasu do stracenia, to też tropicielka czym prędzej wyjęła sztylet i zebrała porządną porcję gałązek pełnych listowia.
Mając w rękach Belladonnę czym prędzej ruszyła w drogę powrotną. Jak wcześniej starała się podążać własnym tropem, co nie było proste biorąc pod uwagę pośpiech oraz niedawne spotkania z wężami, które wciąż zajmowały jej myśli. Parę razy wydawało jej się wręcz, że dosłownie obok czaił się kolejny gad. Niedawne wydarzenia przy menhirze poważnie nadszarpnęły jej psychikę, która nieprzywykła była do tego typu widoków. Nieszczęścia, czy śmierć można było spotkać wszędzie, lecz coś podobnego do tej wizji (o ile to była rzecz jasna wizja) nie są czymś takim. Są czymś, co sięga bezpośrednio w nasze jestestwo, w to kim jesteśmy i dręczy nas tym, co tam znalazło.
Wtem, z myśli krążących wokół własnej paranoi, wyrwał ją warkot. Rzuciła okiem na okolicę i zrozumiała, że jest już blisko miejsca, w którym napotkała wilka. Bardzo blisko.
Zwolniła nieco, nie chcąc niepotrzebnie go denerwować. Zresztą, i tak będzie musiała przygotować jeszcze zioła, a przy takich sprawach pośpiech nigdy nie jest wskazany.
Już, już… Spokojnie. Żaden ze mnie nadgorliwy myśliwy, jestem tutaj, aby ci pomóc – odezwała się do psowatego kojącym głosem.
Mówiła zmierzając do miejsca spotkania z białym wilkiem i zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Warczenie było jakieś dziwne, głośniejsze niźli wcześniej. Podeszła ostrożnie do drzewa, zza którego wcześniej przypatrywała się zwierzęciu i pojęła co się dzieje.
Naprzeciwko białego wilka stał drugi wilk, tym razem szary. Oba położyły po sobie uszy, obnażyły zęby i powarkiwały na siebie. Żądzę krwi można było wręcz wyczuć w powietrzu. Czasu na reakcję pozostało niewiele, a albinos zapewnie nie da sobie rady w pojedynkę. Przewagą dziewczyny było to, że najwyraźniej napastnik nie zdał sobie sprawy z jej obecności.
Tropicielka nie myślała zbyt wiele. Nie po to kilkukrotnie niemalże dała się zagryźć jadowitej żmiji, aby teraz jej wysiłki zostały przekreślone. Nałożyła cicho strzałę na cięciwę i posłała ją w stronę szarego wilczura, chcąc go przepłoszyć.
Astine naciągnęła łuk, przycelowała bacząc przy tym, by nie stanowić zagrożenia dla albinosa, po czym wystrzeliła. Szary wilk w ostatnim momencie dosłyszał naciąganie cięciwy, lecz było już za późno. Grot bez problemu przebił skórę, ominął żebra i dotarł do serca. Zwierzę padło z jękiem na ziemię, martwe. Kulawiec chwilę jeszcze trwał w pozycji obronnej, po czym zbliżył się wreszcie do ciała, z ktorego jak zatknięta flaga sterczała brzechwa strzały. Odwrócił łeb w kierunku Astine.
Widzisz? Mówiłam, że jestem po twojej stronie… – odparła tropicielka, zakładając łuk z powrotem na plecy. – Daj mi chwilę, naszykuję leki, a poczujesz się lepiej.
Słowa Astine zdawały się uspokajać wilka, chociaż najpewniejszym było, iż czynił to ton jej głosu, aniżeli same słowa. Tak czy inaczej zwierzę powoli się uspokajało, kiedy ona zgniatała liście Belladonny na papkę. Trudno jej było określić jaka dawka będzie odpowiednia, lecz zerkając na wymizerniałe ciało zwierzęcia była pewna, że nie może przesadzić. Rozgniotła jeszcze kilka liści, po czym w kilku słowach poprosiła Melikki o błogosławieństwo. Pozostała jeszcze kwestia tego, jak skłoni wilka, by ten połknął papkę. Dostrzegła wówczas, że tamten zabrał się za rozrywanie brzucha niedawnego agresora. Wylały się z niego flaki oraz krew, które zajadle pożerał. Kiedy stanęła nad nim Astine z papką w rękach podniósł łeb i spojrzał na nią, a pysk miał cały we krwi.
 
Rozyczka jest offline