Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2018, 11:40   #3
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

- Ehh, to może ja go uleczę? - zapytał Kokoro. - No wiecie, te owce same się nie poprowadzą. - Mistyk położył rękę na piersi leżącego i przelał część swojej mocy.
- Taaa, lepiej żeby sam się nimi zajął. Nie wiem, jak wy, ale ja się na zaganianiu owiec nie znam. - Drowia łotrzyca wzruszyła ramionami. Żałowała czasami, że nie odziedziczyła podejścia do zwierząt po matce. - Chyba, że wy potraficie? - spojrzała na pół-elfy.
- Teoretycznie nie jest to trudne - powiedział Bran - ale wolę, gdy zajmują się tym fachowcy.
- Je się zagania jak się rusza z pastwiska dopiero - powiedziała wojowniczka odgarniając burzę swoich płomiennych loków z twarzy. - Mogę je zagonić w jedno miejsce w czasie gdy będziecie budzić pastuszka.
Nie było problemem dla Laugi opiekowanie się zwierzętami, w końcu pochodziła z prostego ludu pracującego z “ziemią”, gdyby nie wola wszechświata która przecieła linie jej losu z linią losu pewnego potwora terroryzującego jej rodzinne strony pewnie zamiast być dzielną wojowniczką byłaby już poślubiona któremuś rolnikowi lub pasterzowi właśnie.
- To działaj. - Arletta powiedziała do wojowniczki, dając jej wolną rękę co do owiec. - Będziemy ci kibicować.
Lauga, kiwnęła głową w potwierdzeniu, odłożyła tarcze, po rozpięciu pasa z przypiętym do niego mieczem teraz schowanym w pochwie, również te przedmioty wylądowały na ziemi by nie przeszkadzały. Ruszyła spokojnie ale pewnie w stronę owieczek wydając z siebie proste krótkie gwizdy i pokrzyki zaczęła pracę. Cierpliwie, gdyż wiedziała że owce czasem są uparte jak barany czy osły, powoli, dając Kokoro czas na ocucenie pastuszka, zaczęła zbierać rozbiegane stadko w miarę w jedno miejsce.
- Nieźle ci idzie - stwierdził Bran. - Ciekawe, dlaczego nie ma psa pasterskiego. I dlaczego jest sam, skoro cała okolica wie o wilkach.
- Może psa zeżarły wilki? - zasugerowała drowka. - Moja matka miała wilka, zwierzak potrafił sam jeden poradzić sobie z konkretnym mastiffem, a tu była cała wataha.
- Ja… Ugh… - westchnął ciężko pasterz, powoli i niezdarnie stając na równe nogi. - Te wilki… Poszły już sobie? - spytał.
- Nie wszystkie zdążyły uciec - powiedział Bran, pomagając pasterzowi utrzymać się w pionie. - Ktoś płaci może za uszy czy ogony? - spytał.
- Wilcze? Na pewno się ktoś znajdzie. Zwłaszcza ostatnio… Chyba zawdzięczam wam wszystkim życie, dziękuję! Nagrodziłbym was jakoś za to, naprawdę, ale grosza przy duszy nie mam, a owieczkami się raczej nie zadowolicie… - rzekł nieco zmieszany. - Mogę was co najwyżej do Welton odprowadzić, jeśli wam to po drodze.

Zabrawszy trofea i zagryzione przez wilki owce ruszyli w towarzystwie pasterza w stronę Welton.
- Kiedy się zaczęły te historie z wilkami? - spytał Bran. - Wszak wilki od wieków napadały na owce i nikt nikogo nie wynajmował...
- Tak, ale od kiedy ten pożal się boże zaklinacz, co do tej pory rządził wioską, poszedł do tego stada w ramach, jak to określił, “badań”, te zapchlone kundle robią co im się żywnie podoba i w żaden sposób nie da się nad nimi zapanować! To już nawet nie są zwykłe wilki, powiadam wam. Nieważne co i jak robimy, one zawsze znajdą jakiś sposób, aby dobrać się do naszych owiec. Raz nawet podobno jakimś sposobem naśladowały ludzkie krzyki. Tak przynajmniej mówił stary Grimstone. Dlatego właśnie szukamy jakiś herosów, aby się ich pozbyć, sami nie mamy najmniejszych szans.
- Nie macie jakiejś straży? No i to dziwne ze sa az tak zuchwale. Może coś je wypłoszyło z matecznika. - zapytał Kokoro, który wreszcie pokonał borówki.
- Straż mamy, ale nie na tyle liczną, aby mogła pójść do leża tych wilków i się ich pozbyć, jednocześnie nie narażając wioski na jakiś atak z ich strony.
- Ten zaklinacz w ogóle wrócił z tej... hmmm... wizyty? - spytał zaklinacz.
- Na jego szczęście, nie.
- No, trochę szkoda. Byłyby informacje z pewnego źródła - stwierdził Bran.
- Może w okolicy mieszka jakiś łowca bardziej obeznany z dziczą niż miejscowi - zasugerowała rudowłosa.
- Chumuske! Leć! Za wilkami! - mistyk podrzucił swoja sowę w powietrze.
- To co? Do Welton? Jeszcze nie podpisaliśmy kontraktu. Zapewne wasz starosta nam więcej opowie.
- Wtedy by się do tego łowcy zwrócili - powiedział zaklinacz, po czym spojrzał na pasterza, jedynej w tym gronie osoby, która mogła odpowiedzieć na postawione przez Laugę pytanie.
- Różnie z tym bywa, Bran, lepiej się upewnić - pouczyła go przyjaźnie Lauga.
- Myśliwy jakiś się znajdzie, to oczywiście. Imo taki co do tchórzliwe dupsko ruszy i się zajmie problemem to już nie. Wstyd się do tego przyznać, ale taka jest prawda. Dobrze, że chociaż na nagrodę dla was się składali.
- A zatem to prawda, że jest nagroda? - upewnił się Bran. - Czyli nie na próżno wybraliśmy się do Welton.
- Ciekawe, czy z tego zaklinacza zostały same kości - zwrócił się do pozostałych - czy też może sam się w wilka przemienił i teraz biega z innymi.
- Sprawdzimy wszystko i na pewno dojdziemy do prawdy.
- Ano prawda, jest nagroda. A co do zaklinacza, nie mam pojęcia, naprawdę. Po mojemu może i faktycznie umarł. - odparł pasterz, a awanturnicy zaczęli dostrzegać malującą się w oddali, niewielką mieścinę na zboczu góry. Koło niej, powoli i leniwie zdawała się płynąć jakaś rzeka.
- Zostawisz gdzieś swoje owce i pójdziesz z nami zdać relację z tego zdarzenia? - spytał Bran. - Kto w miasteczku sprawuje władzę i z kim możemy porozmawiać o zleceniu?
- Zostawić tu owce? Same? Mowy nie ma! A wioską oficjalnie zarządzał ten zaklinacz, brat ojca Merriksona. Więc teoretycznie to właśnie ojciec Merrikson powinien rządzić, ale w praktyce było na to tylu chętnych, że raczej mamy małą radę. Nie wiem kto w niej jest, zwykłego pasterza tam nie wpuszczą, ale pewno was zaproszą. Tylko uważać trzeba, bo się ta siódemka żre podobno jak cholera o prawie wszystko.
- Myślałem o zostawieniu owiec już w wiosce - wyjaśnił zaklinacz. -Na początek w takim razie poszukamy ojca Merriksona. A co do gryzienia... Zdaje się, że jesteśmy w tym lepsi od wilków.
- Chyba że. W takim razie nie ma problemu, pójdę z wami. I tak nie ma co za bardzo robić w Welton przez te wilki. Wełny mało, mięsa mało, wszystkiego mało.
- Jeśli moglibyście garbarza, to moglibyście pozyskać mięso i skóry z zabitych wilków. - zaproponowała Lauga, idąc pewnym krokiem w stronę wioski.
- Nie wiem… To brzmi rozsądnie. Ale z drugiej strony, Welton zawsze stało na owcach. Wiecie, handlujemy wełnianymi ubraniami i te sprawy. Nie wiem czy da się tak po prostu przestawić nagle na wilki. Ale, nawet jeśli to możliwe, chyba i tak nam pomożecie? - spytał, jakby wystraszony.
- Oczywiście że pomożemy - zapewniła pastuszka Lauga - po prostu rzucam pomysł że jak jest okazja trzeba z niej korzystać i tyle. - Lauga pamiętała, że jej wioska również nie umiała korzystać z okazji i miała zawsze trudniej niż okoliczne, dopiero przybycie łowcy poprawiło tą sytuację. Elf w zamian za spokój rozwiązywał problemy z dzikimi zwierzętami ale też wspierał wieśniaków zimą przynosząc mięso z upolowanych zwierząt najbardziej potrzebującym.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 15-09-2018 o 11:43.
Obca jest offline