Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2018, 15:23   #372
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Grey&Black

Nieregularna grupka skazańców stopniowo wychodziła to już była na korytarzu. Gdzieś tam z przodu, na końcu tego długiego, korytarzowego wycinka podziemnego owalu mieli czekać jeszcze MP przy wyjściu i te ich krabowate roboty. Jeden z nich miał towarzyszyć skazańcom w drodze na improwizowane lądowisko. Skazańcy jeszcze przepakowywali ostatnie elementy ekwipunku, poprawiali sprzączki, paski, liczyli magi, czasem ktoś się z kimś na coś wymieniał. Część mundurowych obserwowała ich przez drzwi czy z innej części korytarza. Jedni regularnie inni tylko zerkali a niektórzy w ogóle nie poświęcali im uwagi.

Za to okazało się, że jedna z osób zdecydowanie czeka na pstrokatą grupkę. Czarnowłosej pracownicy klubu pewnie nie pozwolono wejść na teren odprawy który został zarekwirowany i traktowany jak improwizowane koszary. Ale z paru kroków Tami zamachała do nich i zbliżyła się na tyle na ile dała radę.
- Heeej! - zawołała by zwrócić na siebie ich uwagę. - Wychodzicie? Na zewnątrz? Zabierzcie mnie ze sobą! - zawołała gdy już była blisko nich. Patrzyła głównie na “swoich” Parchów czyli dwójkę Blacków i 20-kę i 35-kę. Wydawała się być spięta i przejęta gdy wodziła oczami po znanych już sobie twarzach.

Chrypienie Ósemki zlało się w jedno z klekotem przeładowywanego karabinu. Wiedziała, po prostu wiedziała że o czymś zapomniała. Rzeczywiście, mieli zabrać dziwkę ze sobą. Specjalnie z tego powodu dała się zrypać Leemanowi jak tylko miał ochotę, a potem ładował ją każdy Parch po kolei… z tego samego powodu i w tej samej intencji. Skrzek rezygnacji wyrwał się z parchowej piersi, ale skoro coś się powiedziało, należało chociaż spróbować. Trącenie ramieniem olbrzyma o aparycji neandertalczyka, drugie identyczne w Diaz i Nash powoli podeszła tam gdzie klubowa panienka.
- Wychodzimy. Sami - lektor zaszczekał, złote oczy zwięzły się czujnie - Same Parchy. Tu wojsko, Hassel, jego ludzi i MP. Potem będą wracać. Dużą grupą. Na lotnisko. Będzie bezpieczniej. Przy nas źle skończysz. Nie będziemy cię pilnować. Nie będziemy zwalniać ani zawracać. Padniesz to padniesz. Coś cię zeżre. To cię zeżre - splunęła pod nogi i roztarła plwocinę butem nie przestając stukać w klawisze - Jedno tempo. Nasze. Mamy cel. Priorytet. Ty nim nie będziesz. Rozumiesz? - skończyła pytaniem, woląc się upewnić czy aby na pewno mówią w tym samym języku.

- Ogarniasz że nie masz szans, que? - Diaz nie bawiła się w podchody i waliła prosto z mostu - Kurwy rozjebią ci dupę zaraz za progiem. Nie masz pancerza, nie masz broni. Nie masz perspektyw. Było miło, si… ale to jest wojna polla, kapujesz? I słuchaj Latarenki. Nie będziemy ryzykować, mamy do eskorty już wystarczającą wycieczkę. Ale jak chcesz zdechnąć to zapraszamy - zaśmiała się krótko.

- Nie będę zawalać! - Tami wybuchnęła gwałtownymi emocjami bojąc się że tutaj utknie na dobre. - A oni mnie nie zabiorą! Nie jestem nikim ważnym a i tak się wszędzie wożą sami! - machnęła ogólnie w stronę sal gdzie przebywali mundurowi niespecjalnie się chyba przejmując czy ją usłyszą czy nie. Jeśli nawet usłyszeli to chyba nikt się tym specjalnie coś nie przejął. Nie bardziej niż można się przejąć widząc zdenerwowaną, obcą cizię w krótkiej kiecce która ma co zasłaniać i odsłaniać. - I widziałam, że zabraliście wcześniej Amy! I rozmawiałam z nią! I ja tutaj pracuję, nie od wczoraj, znam to miejsce, przydam się wam! - dziewczyna energiczne pokiwała czarną główką zgadzając się z własnymi słowami po czym czujnie spojrzała na Latynoskę która jako pierwsza nie powiedziała “nie”. Przyczepiła i wczepiła się w jej ramię i zbliżyła swoją twarz do jej twarzy. - Zabierz mnie! Jak chcesz to na miejscu zrobimy drugą turę! Tak jak tam w tej norze albo lepiej! No i mam te diamenty! Zapłacę wam! No i zgodziliście, obiecaliście, że mnie zabierzecie! Tutaj na pewno zdechnę prędzej czy później! Muszę się stąd wydostać! - dziewczyna mówiła szybko i rozgorączkowanym głosem rozglądając się po zebranych twarzach równie chaotycznym spojrzeniem.

Jedna rzecz nie dawała Nash spokoju. O dziwo tym razem nie chodziło ani o żadnego kaktusa, ani o psa… jakże pocieszająca zmiana tematów do zadumy.
- Masz bezpieczny teren. Chroniony. Wodę, żarcie, tlen. Zero gnid. Wygody - warknęła krótko i przekrzywiła kark aż zachrupotały kości - Czemu chcesz odejść? To tylko zmiana miejsca. Z lotniska cię nie zabierze nikt. Ta sama chujnia co tu. Ale. Tam są gnidy. Dużo. Walka. Oblężenie. Rozpierdol - uśmiechnęła się pod nosem - Diamenty? Pokaż.

Co prawda tej całej Tami daleko było do Promyczka, ale Diaz i tak odruchowo przygarnęła ją pod skrzydło w myśl zasady że lepiej przykleić foczę do pancerza niż odklejać ją od ściany.
- A masz skąd skołować blachę dla siebie? - spytała kontrolnie tak na wszelki.

- Blachę? Odznakę? No chyba bym jakąś znalazła… Ale to musiałabym poszukać… Ale sama nie pójdę! Pójdziesz ze mną? - kobieta dawała się obłapiać Black 2 chętnie i wdzięcznie do niej przylgnęła. Gdy mówiła widocznie zastanawiała się gdzie może być rzeczony przez nią przedmiot więc mówiła wolniej i z zastanowienie. Ale na koniec chyba zorientowała się, że może skazańcy chcą się jej pozbyć w ostatnim momencie więc znów zareagowała żwawiej.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline