Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2018, 18:21   #5
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
- Tłumaczyłem wam już że ja nie czaruje… a zresztą niech wam będzie. - Kokoro machnął ręką na dalsze próby wytłumaczenia jego umiejętności i dyscypliny.
- W każdym razie zjedz coś, wszyscy coś zjedzcie. Ja nie wiem jak wy możecie tacy głodni chodzić. A! I ja chcę wodę do picia, gorącą.
- Nie będę chodzić głodna, przecież zamówiłam gulasz - odparła drowka, jednocześnie obserwując krasnoludzicę bacznym wzrokiem i szukając nim jakiejś sakiewki.
Nie było to zbyt trudnym zadaniem i jedynie kwestią czasu było to, że Arletta dostrzeże wiszącą u pasa kobiety pękatą sakiewkę, jakby tylko czekającą na zmianę właścicielki.
- Są tacy co uważają, że z pełnym brzuchem gorzej się myśli. Lenistwo i tak dalej... - Bran uśmiechnął się.
Nawet nie próbuj. Nie teraz, jeszcze nas z wioski pogonią. Zarobimy tu i tak.”, rozległ się głos w głowie Drowki.
Ta spojrzała na Kokoro z wyrzutem, po czym ze znudzonym wzrokiem oparła twarz na dłoniach.
- Nie znasz się na zabawie…
- Oczywiście, że znam! Popatrz tylko. - Mistyk rozejrzał się po wnętrzu gospody Mimo że godzina nie była późna, niedawno sprowadzono owce, a więc i już ktoś powinien być chodź trochę podpity. Wreszcie wypatrzył swoją ofiarę. Mężczyzna siedział nad kuflem, z nieco już rozlazłym wyrazem twarzy, sugerującym że to raczej nie pierwsza kolejka, a on sam nie należał do abstynentów.
ZGRZESZYŁEŚ PRZECIWKO BOGOM!”, rozgrzmiał głos w głowie pechowca.
TWOJE PIJACKIE ZAPĘDY POTWARZĄ SĄ WOBEC NAS!”- Kokoro parsknął delikatnie w rękaw, starając się ukryć rozbawienie.
MUSISZ ODPOKUTOWAĆ!”- Twarz mężczyzny wyraźnie pobladła.
PADNIJ NA KOLANA I BŁAGAJ O PRZEBACZENIE!
Przerażony mężczyzna padł plackiem na ziemię i zaczął bić pokłony, mamrocząc coś przez łzy, kiedy reszta bywalców karczmy patrzyła na niego to ze zdziwieniem, to z rozbawieniem.
Elfka patrzała na to wszystko tłumiąc śmiech.
- No dobra, zwracam honor. Coś ty mu tam w tym pijackim łbie nagadał? - spytała.
- Tylko tyle, że rozgniewał bogów i ma ich przeprosić. - Kokoro przykrywał usta dłonią.
- Niemniej, te słową są bardziej przekonujące, kiedy słyszysz je nie od kaznodziei, ale w swojej głowie.
- Całkiem ciekawy pomysł.Chociaż nie wiem jak ja bym zareagowała, do bogobojnych nie należę. - skinęła głową i zaczęła wodzić wzrokiem po karczmie. Dostrzegła dwóch lekko podpitych mężczyzn koło baru. “Idealnie” pomyślała. Schowała ręce pod stół i znów wywołała niewidzialną rękę, która pokierowała się w kierunku wypatrzonych przez drowkę mężczyzn i… uderzyła jednego w twarz.

- Nie należysz, ale pamiętam twoją minę kiedy pierwszy raz się w ten sposób do ciebie odezwałem. Minę też miałaś nietęgą.
- Dziwisz się? Nagle coś zaczyna ci gadać w głowie i nie wiesz czy już zaczynasz wariować, czy to ten wywar z halucynogenów, który podebrałam ojcu zaczął działać z opóźnieniem - odparła ze śmiechem, jednocześnie obserwując swoje “ofiary”.
Wkrótce siedząca przy stole para zaczęła się ze sobą gwałtownie wykłócać. Nie minęła chwila, a wyzwiska i groźby przerodziły się w rękoczyny, w które szybko wciągnęła się znacząca większość bywalców karczmy. Talerze, sztućce i kufle po piwie zdawały się latać wszędzie, a nawołujące do spokoju krzyki krasnoludki ginęły w panującej tu teraz kakofonii.
Elfka siedząc przy stole obserwowała wynik swojego “dzieła”, z prawie niewidocznym uśmieszkiem na twarzy.

Rudowłosa odwróciła się do Brana i powiedziała szeptem.
- Uspokajamy ich teraz czy ryzykujemy, że nas wywalą z karczmy przed posiłkiem?
- Uspokójcie się, mewy-śmieszki - powiedział cicho zaklinacz. - Nie wiecie, że w razie awantury miejscowi jednoczą się przeciwko obcym?
- Ale czemu? W razie bójki to tamci zaczęli. - Arletta wskazała na dwóch mężczyzn przy barze.
- O święta naiwności... - Bran pokręcił głową. - Ty wcale nie znasz ludzi. Większości z nich nie obchodzi logika, tylko to, że lepiej przylać obcemu.
- No wiesz co? Uderzyć niewinną niewiastę? - Drowka udała oburzenie na myśl o tym. - Za bardzo się przejmujecie, ale dobrze będę grzeczna. - Puściła oko towarzyszom i uśmiechnęła się niewinnie.
- Już w to wierzę... - mruknął Bran, który znał dość dobrze charakter Arletty. - Ale wolałbym najpierw dostać zlecenie i zdobyć to złoto.
- No, weź. Mnie nie wierzysz? - zaśmiała się, wyczarowując pod stołem po raz kolejny niewidzialną rękę, która poklepała zaklinacza po głowie.

- Za grosz - przyznał Bran. - Swoją drogą... twoje poczucie humoru schodzi na psy. Ciesz się, że moje jest na lepszym poziomie.
- Ranisz me uczucia, przyjacielu - odparła zaklinaczowi. - Myślałam, że podróżując razem tyle czasu darzymy się wzajemnym zaufaniem, no ale widzę, że się myliłam. - Wbiła wzrok w stół niby, to zasmucona.
- Pogrążę się w rozpaczy... - Zaklinacz pokiwał głową. - A jak z niej wyjdę, to kupię jakieś nasycone miodem bandaże na twoje rany.
- Miło z twojej strony, ale nie trzeba. Wyleczę je winem. - Łotrzyca odparła zaklinaczowi z uśmiechem, choć widać było że trochę spochmurniała. - Swoją drogą powinni je już chyba przynieść, nie?
- Prędzej umrzemy z głodu. - Bran przesunął się, by móc lepiej obserwować awanturę. - To nieprędko się uspokoi.
- Dopóki kucharz się nie dołączy, to chyba możemy być spokojni o nasz posiłek. - odpowiedziała Arletta. - Po za tym mówiłam, że nikt nie zwróci na nas uwagi? Patrz jak ładnie się bawią. - dodała po cichu.

Bran uniósł wzrok ku niebu... a raczej ku sufitowi.
- Chrońcie nas bogowie przed taką dobrą zabawą - powiedział równie cicho.
- Bran, przyjacielu… Jesteś za bardzo spięty. - odparła przyglądając się pół-elfowi. - Niedługo czeka nas robota i wtedy będziesz mógł być poważny i sztywny, ale teraz odpoczywamy. Wyluzuj trochę, przyda się po walce z wilkami. - Uśmiechnęła się, po czym zajęła się obserwacją trwającej w karczmie burdy, która powoli, acz nieustępliwie zaczęła się przemieszczać w stronę awanturników.

- CZĘSTO TU MACIE TAKI TEATRZYK?! - Wykrzyczał Kokoro w kierunku kuchni gdzie spodziewał się obecności krasnoludzkiej kobiety. Karczma nie potrzebuje wykidajły jeżeli jest w niej krasnoludzka kobieta. To taka niepisana tradycja, przekazywana z pokolenia na pokolenie bez niczyjej wiedzy. Także finał tej komedi miał dopiero nadejść.
- Codziennie, do cholery jasnej! - odkrzyknęła kobieta, starając się przecisnąć do bohaterów z nienaruszonym jadłem i napitkiem. - Do roboty nie idą, tylko w karczmie zalegają i leją się po mordach przy okazji, oszaleć z nimi można!
- Widzisz… To tu codzienność. - Arletta szepnęła do Brana. - Nikt się nie kapnie, że to nasza robota.
- Los nam sprzyja - odparł równie cicho, jednak nie patrzył na Arlettę, a na bijących się bywalców karczmy.
- Mnie zawsze los sprzyja. - Drowka zaśmiała się serdecznie, po czym spojrzała na przedzierającą się przez tłum kobietę z ich posiłkiem.
- Może jej jakoś pomożemy?
- Nie będziemy jej odbierać pracy - powiedział Bran. - Poza tym dawno nie trenowałem noszenia pełnej tacy.
- W sumie za to jej płacą, chociaż mówiąc o tym, żeby jej pomóc nie miałam na myśli noszenia tego w “prawdziwych” rękach. - odpowiedziała elfka po raz kolejny przywołując magiczną dłoń i łapiąc nią pół-elfa za ramię. - Rozumiesz o co mi chodzi?
- Zachowujesz się jak dziecko, które dostało do ręki nową zabawkę - odparł rozbawiony. - Też tak kiedyś miałem - dodał.

Arletta zaśmiała się.
- “Też tak kiedyś miałem”. Bran przecież ty jesteś młodszy ode mnie. - uśmiechnęła się.
- Zresztą chodziło mi o to, żeby wziąć tacę z jedzeniem bez przedzierania się przez ten bijący się tłum.
- Niektórzy dorastają nieco szybciej, niż inni - odpowiedział z uśmiechem.
- Oj już nie bądź taki poważny. - powiedziała odwzajemniając uśmiech. - Ciekawe ile jej zajmie dostanie się tu z tym jedzeniem.
- Doświadczenie jest po jej stronie. To z pewnością nie jest jej pierwszy raz. Zresztą... popatrz, jak jej świetnie to idzie - odparł, pomijając temat bycia zbyt poważnym.
- Zasadniczo masz rację, minie jeszcze kilka latających kufli i talerzy i nasz posiłek znajdzie się na stole. - drowka przytaknęła śmiejąc się lekko.
- Proszę - odparła krasnoludzica, rozkładając przed gośmi zamówione przez nich dania i napitki. - Nie kojarzę was, przejezdni? - dodała pytająco.
- Mamy nadzieję! Chyba te wilki nie będą takim problemem żebyśmy nie załatwili tej sprawy dość szybko - odpowiedział Kokoro przysuwając do siebie swoje talerze.
- Dziękuję. - powiedziała Arletta przysuwając swoją miskę z gulaszem do siebie. - Jak już kolega wspomniał, jesteśmy przejezdni. Podróżujemy w poszukiwaniu przygód i sposobu na szybki zarobek. - uśmiechnęła się do krasnoludzicy.
- Nareszcie! Aż wam z radości mogłabym za darmo to dać, bylebyście się tylko tych kundli pozbyli… - odparła, przebiegając wzrokiem po podróżnikach. Zatrzymała się na chwilę na wojowniczce, jakby rozpoznając w niej bratnią duszę. - A niech stracę. Ale niechże się tylko dowiem, że naciągacze z was, a dopilnuję abyście pożałowali tego.
- Może nam pani zaufać. - odparła śmiało elfka.
- Oby.

Lauga była cicho, widok po drugiej stronie otwartego w karczmie spędził ją w zamyślenie. Wspomnienia domu rodzinnego zalały ją i niesłychana swoich towarzyszy. Dolina porośnięta jarzębinami, stadka kóz, małe niskie chatki porośnięte mchem. Wojowniczkę ogarnęła mała nostalgia, dopóki postawienie przed nią piwa i steków nie wytrwał ją z tego jednym hałasem wypiła połowę kufla by zakotwiczyć się mocniej w rzeczywistości.
- Dziękujemy, na pewno uda nam się rozwiązać wasz problem - zapewniła krasnoludkę i zaczęła jeść przyniesione jej jedzenie.
- Kilku się już pozbyliśmy, idąc do wioski - powiedział Bran. - Płacicie może za wilcze uszy?
- Ja to może nie, nie interesują mnie te wszystkie trofea. Ale trochę za wioską, na wzgórzu, mieszka nasz myśliwy, Evan. Rękę dam se obciąć, że na pewno chciałby coś takiego kupić - odparła kobieta, obracając się na pięcie. - A teraz państwo wybaczą, za dużo ludzi tu jest, abym miała czas z wami gadać - dodała, odchodząc.
- Świetnie, ale on raczej będzie wolał wilcze głowy lub całe skóry, więc musimy mu przynieść jakieś. Za to może ten ojczulek jak mu tam.. no nie ważne. Może on coś zapłaci. - Odpowiedział Kokoro przed który teraz jakimś cudem stało już sześć pustych misek. Spojrzał na resztę towarzyszy.
- No na co czekacie? Myślałem że byliście głodni.
- Chowasz to do kieszeni? - spytał Bran, na wszelki wypadek odsuwając swój talerz poza zasięg Kokoro. Zaczął jeść, z cieniem nadziei, że mistyk nie zabierze się za konsumpcję jego obiadu.
- Zjadłem. Po co miałbym schować do kieszeni? - Mistyk zmrużył oczy nie do końca rozumiejąc o co chodzi jego towarzyszowi.
- Po prostu nigdy nie widzieliśmy, żeby ktoś tak szybko zjadł tak wielka ilość jedzenia - odparła drowka nieco zdziwiona tym, że Kokoro pochłonął już całe jedzenie i jednocześnie powoli jadła swój posiłek, popijając go winem.
- A co, ma wystygnąć? - Mistyk dalej najwidoczniej nie rozumiał. - Przecież to normalne że trzeba jeść żeby być silnym! Już ci mówiłem że powinnaś jeść więcej. Taka chuda jesteś.
- To rzecz gustu - powiedział zaklinacz. - Ja tak nie uważam.
- Nie jestem chuda, tylko atletyczna. - Arletta odparła mistykowi, po czym zwróciła się do Brana.
- A co uważasz, że mam za dużo? - spytała żartobliwie.

Bran oderwał wzrok od talerza i bacznym spojrzeniem powiódł po sylwetce drowki. Całkiem jakby ją widział po raz pierwszy.
- Nic dodać, nic ująć - powiedział i pokiwał z uznaniem głową.
- Dzięki.- Łotrzyca uśmiechnęła się i zwróciła wzrok na swoją miskę. Można było odnieść wrażenie, że jej policzki się zarumieniły, choć ciężko tak naprawdę było to stwierdzić przez jej ciemną skórę.
- To ten… dobra ta cebulowa była? Może zamówię następnym razem.- spytała mistyka.
 
Jendker jest offline