| Lauga przerwała na chwile jedzenie steków i przysunęła miskę ze swoją cebulką zupą trochę w stronę elfki. - Możesz spróbować ode mnie jeszcze jej nie zaczęłam. - Tylko jedną łyżkę, nie będę cię objadać. - uśmiechnęła się drowka, sięgając do miski z zupą. - Mmm… Faktycznie dobre, nic dziwnego, że tyle im tego schodzi - odparła odsuwając miskę z powrotem w stronę Laugi. - Dwie gołąbeczki, z jednej jedzące miseczki - zażartował Bran. - Owszem darzę Laugę sympatią, ale spokojnie wolę mężczyzn. - zaśmiała się elfka i pociągnęła łyk wina. - Cóż, koło tego serwowanego w karczmach w Wrotach Baldura stanąć sobie nie może, ale i tak dobre. - Wszak o misce mówiłem, nie o łożu - sprostował Bran. - A co do wina to rację masz. Jak dobrze trafić, to we Wrotach lepsze dają. Ale w niejednej karczmie gorszy sikacz można znaleźć. - No ba - odparła drowka. - Wrota to moje miasto, wiem gdzie znaleźć najlepsze wino. Jak kiedyś byśmy się tam znaleźli to muszę was zabrać do karczmy Pod Baranim Łbem. - Uśmiechnęła się i po raz kolejny napiła się wina. - Pamiętam tylko jedno wino z tego miasta - wspomniała wojowniczka. - W Spłonionej Syrenie mieli Marsember Blush się nazywało i było... smaczne, choć wolę smak tego co robiliśmy z jarzębin w domu. - Twoi rodzice robili wino? - zapytała elfka. - Nieee.. znaczy tak, cała wioska je robiła - mówiła Lauga między kęsami mięsa - w Czerwonej Dolinie rosną prawie same jarzębiny, znaczy inni sadzili też inne owocowe drzewa, ale jarzębiny rosną tam najszybciej i naturalnie. Późną jesienią, po trzecim czy piątym przymrozku takim mocnym, albo w ogóle po pierwszych opadach śniegu zbierało się to co zostało na drzewach i nastawiało się wina, konfitury czy nalewki. Piwa z tego nie robiliśmy nigdy nie mieszkał u nas ktoś kto wiedział jak się piwo warzy. - Jarzębiówka? Czy jak to zwaliście? - spytał Bran. - Między sobą owszem, ale sprzedawało się jako “Bursztynowe Wino z Czerwonej Doliny”, wiecie bo pomarańczowy kolor. - Aaaaa… Trzeba było tak od razu. Spotkałam się z tym winem raz, czy dwa razy w jakiejś karczmie we Wrotach Baldura. Faktycznie było dobre. - Arletta przytaknęła wojowniczce. - Widziałem nawet, jak komuś podróbkę tego chcieli wcisnąć - stwierdził zaklinacz. - Kolor nawet miało podobny, ale smak w smak kupującemu nie poszedł. I Sprzedającemu butelkę na łbie rozbił. - No właśnie, dlatego że u nas było dużo wina, to teraz preferuję piwa - powiedziała unosząc kufel i upijając parę łyków - nawet jeśli nic nie pamiętam po nich i musicie mi mówić co wyprawiałam, jak po Smoczym Oddechu, które zamówiłam w Pochyłej Latarni, pamiętasz Bran? - Zaśmiała się rudowłosa trącając czarodzieja łokciem w żebra. - Twoje wyczyny były całkiem przyjemne dla oczu - zapewnił zagadnięty. - A gdyby stół wytrzymał, to już w ogóle widoki by były... - Dobrze że jedno z nas pamięta - zaśmiała się jeszcze raz kończąc piwo, i odstawiając naczynie gdzie było jej mięso przysunęła sobie miskę z cebulową. - Nie wiem, gdzie wtedy byłam, ale nie jestem pewna czy mam żałować, że mnie wtedy nie było - zaśmiała się elfka. - Żałuj. Taniec z szablami, przy równoczesnym zbywaniu się niektórych fragmentów odzienia... Widzowie by się pozabijali, by być jak najbliżej - zapewnił Bran. - Dzięki temu miał ją kto łapać, gdy stół się przechylił. - Muszę pamiętać, żeby przy was nie przesadzić z alkoholem, bo jeszcze się w te wasze zabawy wciągnę - zażartowała drowka spoglądając w swój kielich, który był już pusty. - Nie bój się. Z tego co pamiętam obudziłam się we własnym łóżku, bez obcych osób towarzyszących... chociaż łomotanie w głowie jakie mi towarzyszyło do końca dnia mogło mieć własną świadomość, myślę. - Ogniem trzeba było natrętów odganiać - powiedział Bran. - Pół nocy się do drzwi dobijali. - Ja bardziej boję się o to, że mogłabym mieć predyspozycję do tego, żeby obudzić się nie we własnym łożu - zaśmiała się elfka. -W ten sposób poznali się moi rodzice, się jeszcze okaże, że to genetyczne. - Małolaty nie powinny nawet myśleć o takich rzeczach - zażartował Bran. - Dziewczyny szybciej dorastają w tych sprawach, Bran - “uświadomiła” maga Lauga - Bran, ja mam pięćdziesiąt lat. Społecznie może wśród elfów nie jestem uznawana do końca jako dorosła, ale fizycznie i mentalnie już owszem. - drowka uśmiechnęła się. - Nie jestem dzieckiem. - Widać - zapewnił ją zaklinacz. - Nie, że masz tyle lat - dodał. - Uff… ulżyło mi, bo już myślałam, że wyglądam jak jakiś dzieciak. - odpowiedziała elfka z uśmiechem. - Wyglądasz jak słodka szesnastolatka - z udawaną powagą oznajmił Bran. - W żadnym wypadku nie jak dzieciak. “Nabija się z ciebie. Droczy się”, rozbrzmiał w głowie drowki głos Kokoro przed którym jakimś cudem rósł większy stosik misek, zapewne należących wcześniej do obecnie uczestniczących w burdzie. - Mówisz? - drowka odpowiedziała na mentalną wiadomość Kokoro, po czym spojrzała na stos naczyń leżący przed mistykiem. - Skąd ty wziąłeś kolejne porcje? - spytała zdziwiona. - Mhm.- Mistyk zaś pokiwał głową potwierdzająco, po czym wskazał na jedną z misek leżących na stole obok trwającej burdy. Powietrze wokół niej zamigotało, a miska szybko, jak wystrzelona poleciała w kierunku ich stolika, lądując w rękach obcokrajowca. Ten zaś zabrał się za jedzenie, w sposób który mógł tłumaczyć jak dał radę zjeść tak szybko. Wykręcił bowiem kość z pieczeni i cały kawałek włożył naraz do ust, dość energicznie żując. - Ty się jeszcze nie najadłeś? Ja bym już pękła od takiej ilości - odparła drowka, jednocześnie dyskretnie spoglądając na zaklinacza. “Droczysz się, hm?” pomyślała uśmiechając się pod nosem.
|