“Już prawie, jeszcze tylko to i herbata”, rozbrzmiał głos gdy usta mistyka były wciąż zajęte spożywaniem. Po przełknięciu, wyciągnął sakiewkę z ziołami i wsypał odrobinę do zamówionej wcześniej gorącej wody. Zacierał ręce kiedy napar zmieniał powoli kolor.
- Zdecydowanie lepiej byłoby cię ubierać, niż żywić - stwierdził Bran. - Powiedzenie "zjadłbym konia z kopytami" nabiera jakby realnych kształtów.
- Może nasz pasterz powinien pilnować owiec nie tylko przed wilkami. - zaśmiała się elfka.
- Ciekawe, jaką wtedy wyznaczą nagrodę - dodał zaklinacz.
- Pewnie niemałą - zachichotała elfka. - Biorąc pod uwagę ile on potrafi wciągnąć.
- Może go wystawimy do jakichś zawodów? - Bran spojrzał na puste miski. - Słyszałem, że gdzieś organizują takie konkursy. Kto zje więcej faszerowanych bułek... czy coś w tym stylu.
- Może wtedy dałby radę tym żarłoctwem trochę zarobić... - ciągnęła elfka. - A potem kupiłby więcej jedzenia. - zaśmiała się.
“Albo zjadł ciebie”- rozległ się spokojny głos dobywający się z głębin umysłu łotrzycy.
- Sam mówisz, że jestem zbyt chuda. Nie najadłbyś się. - Elfka odpowiedziała na “wiadomość” Kokoro. - Poza tym wiesz, że możesz do mnie mówić? Nie musisz siedzieć mi w głowie - uśmiechnęła się.
- Wtedy nie ma takiego efektu. Głos w głowie to jednak spora różnica. Większości wydaje się że w swojej głowie są bezpieczni. Kiedy im się tę iluzję rozwieje…- Kokoro pociagnął łyk gorącego naparu.
- To co? Dopijamy, dojadamy i idziemy poznać naszego przyszłego pracodawcę?
- Spokojnie, ja wiem, że w mojej głowie to bezpiecznie nie jest - zaśmiała się drowka. - Ale fakt, możemy iść już do tego pracodawcy. Mój kielich już świeci pustkami. - Ujęła swój kielich i odwróciła go do góry nogami.
- Nie pij więcej, bo ci się jeszcze genetyka przypomni - zażartował Bran.
- A co? Chciałbyś być tym szczęściarzem? - Arletta zażartowała, odwracając kielich z powrotem tak jak powinien stać.
- To zależy od tego, czy obyczaje swych krewnych, co pod ziemią sobie mieszkają, kultywujesz - odpowiedział. - Dużo się o tym mówi w różnych kręgach - dodał, najwyraźniej się z nią drocząc.
- Urodziłam się na powierzchni, nigdy nie widziałam Podmroku i nie kultywuję żadnych z tradycji moich “krewnych” - odparła. - Od wyznawania wiary w Lotlh po smaganie mężczyzn biczem. - Drowka zastanowiła się na chwilę. - No chyba, że ktoś by sobie tego zażyczył. - zaśmiała się.
- Zaiste, kamień spadł mi z serca - z przekornym uśmiechem zapewnił Bran. - Pejcze nie są, nie będe ukrywać, w moim guście.
- To dobrze, bo nie mam takowych przy sobie. Chociaż i tak by się nie przydały, bo chyba za mało wypiłam, żeby mi się genetyka przypomniała. - Mrugnęła do pół-elfa, po czym spojrzała na naczynia przy reszcie towarzyszy. - To jak, wszyscy już pojedli?
- No to płacimy i idziemy stąd - powiedział Bran, po czym zwrócił się do krasnoludzicy. - Chcemy zapłacić - powiedział, starając się przebić przez hałas wywołany przez awanturujących się gości gospody.
- Jasne - rzekła, przyjmując gotówkę. - Pospieszcie się z tymi wilkami, nie wiem ile wytrzymamy z tymi sierściuchami.
- Postaramy się z nimi rozprawić jak najszybciej się da. - odparła drowka, której wzrok od czasu do czasu uciekał do sakiewki, którą wcześniej zauważyła u krasnoludzicy.
- Bo cię uszczypnę... - szepnął jej do ucha Bran. - Poczekaj z takimi zainteresowaniami do chwili, gdy będziemy wyjeżdżać...
- A szczypaj jak lubisz, mnie to nie przeszkadza - odszepnęła z zadziornym uśmiechem. Bran bez wahania skorzystał z pozwolenia.
- Auć? - drowka spojrzała na zaklinacza zdziwiona. - Myślałam, że żartujesz - dodała, odwdzięczając mu się tym samym.
- Żartować, w tak poważnych sprawach? - uśmiechnął się półelf. - Kontynuujemy, czy idziemy szukać wilków? - spytał, cały czas się uśmiechając.
Arletta uśmiechnęła się, po czym po raz kolejny uszczypnęła zaklinacza.
- To można skończyć później, idziemy szukać wilków. - odpowiedziała.
- Tak chodźmy, zasiedzieliśmy się już zbyt długo. - Lauga wstała od stołu, łapiąc swoje rzeczy i mimo wszystko zostawiając na stoliku tyle monet ile uznała że wynagrodzi karczmarce zachód - a wy dwoje możecie sobie romansować nawet w drodze czy na wilczym polowaniu. - Odwróciła się od ich stolika z lekkim rozbawieniem na swój mały żarcik z elfki i maga. Na jej drodzę do wyjścia był przebychający się w burdzie tłumek.
Półelfka, przybrała pewną siebie i groźną pozę, wzięła głęboki wdech i krzyknęła :
- Z DROGI!!! PSUBRATY JEDNE, ZANIM SAMA WAS ROZNIOSĘ PO KĄTACH!!!!
Arletta zanim ruszyła za towarzyszką również zostawiła swoją część zapłaty na stole, jednak aby nie zostać stratną wyczarowała niewidzialną dłoń, która ruszyła w kierunku sakiewki przypiętej do paska jednego z zajętych laniem się po mordach gości tawerny.
Magiczna dłoń kontrolowana przez drowkę nie miała najmniejszego problemu w pozbawieniu chłopa jego bogactwa i bezpiecznym oraz dyskretnym dostarczeniu go w ręce rzucającej czar. Kiedy po wyjściu na zewnątrz Arletta zajrzała do środka, zobaczyła sześć połyskujących na złoto w słońcu monet.
- No, nie ma jak się najeść i jeszcze wyjść z bonusem. - zaśmiała się podrzucając sakiewką w ręce.