Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2018, 12:51   #90
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Droga do Białowieży minęła niczym jeden wielki rozmazany moment.
Żeńka nie wiedziała, że zgrzyta zębami dopóki nie zaczęły boleć ją szczęki. Martwiła się. Nie pamiętała takiego zmartwienia od czasów śmietnika.

Czarny, Tucholaki-przytulaki, no i Zaar.
Mówiła im, żeby tam nie leźli.
Teraz są nie wiadomo w jak ciemnej dupie.
Znowu zgrzytnęła zębami i skrzywiła się z bólu.


Tankując zadzwoniła do podanego jej przez Zośkę namiaru na dziennikarza.
- Meler, słucham - przemówił głos, który przywodził na myśl bas prezentera radiowego.
- Dostałam numer od Zośki. - Żenia przewróciła oczami na ten wstęp. Po nim powinno paść „ czy jest suchy chleb dla konia?” albo „ Czy jest tu jakiś cwaniak?” - Chciałabym pomówić w sprawie niedawnych wiadomości dotyczących badań na ludziach.
- Rzuć mi jakimś konkretem, to możemy się spotkać. Ewentualnie możesz wysłać maila - odparował sucho. Widocznie “Zośka” nie zrobiła na nim wrażenia.
- Łódź, gen GLS, DNA - Żenia wyliczała - terroryści w Poznaniu i wybuch który zabił 250 osób.
- Wiadomości. Fakty. Panorama. Wiele już było powiedziane - odbił piłeczkę - więcej o tym GLS powiesz? - jednak złapał haczyk.
- Powiem. - zgodziła się Wrona - Gdzie i kiedy?
- Starbucks na centralnym jutro przed południem? - powiedział Meler.
- Pijam latte z syropem czereśniowym. Mają taki w Wawie?
Żenię kusiła randka w muzeum narodowym…
- Powinni mieć. W takim razie do jutra.
- Cześć pracy.
Najbliższe dni zapowiadały się podobnie do pól walki: megakilometrówka...



***





Szrama stała skupiona. Jej włosy jak zwykle były zaczesane tak, że zakrywały wyłupione oko i bliznę na twarzy. “Narzeczona dla Zaara” możnaby pomyśleć. Stała w czarnej podkoszulce, dżinsach i wysokich wojskowych butach. Cóż, i tak sporym postępem dla lupusa był fakt powitania w ludzkiej formie i ubraniu. Na miejscu był też Bartek, krewniak Harada. Poza tym była też jakaś wysoka blondynka, której Żenia nie znała. Miała krótkie spodenki, białego T-shirta i czapkę z daszkiem, która kryła część jej twarzy. Na obu nadgarstkach miała tanie bransoletki z tworzywa. Wizerunku dopełniały długie różowe paznokcie.
Był też wilk. Czarny i skołtuniony. Wyglądał jak wychudzone skrzyżowanie Czarnego z kudłami Zaara. Biegał sobie swobodnie niczym pies-towarzysz.

Wszyscy stali na polanie, przy znanej już Żenii ciężarówce z chłodnią. Wszyscy przywitali się z przybyła wilkołaczką samymi tylko skinieniami głową. Atmosfera żałoby w powietrzu aż przygniatała, ale widok chromowanych zderzaków zaparkowanej na polanie ciężarówki pasował do tego wszystkiego jak pięść do nosa.
Żenia nie zwracając uwagi na sztywne kwinięcia głowami, podeszła do Szramy i przytuliła mocno jej muskularne ciało.
Nie mówiła nic bo słowa nie przekazałyby wilkołaczce nic poza tym co przekazała Alfie mową ciała.

Ścisnęła też bezceremonialnie ramię Szramy i powoli odsunęła:
- Kiedy? - szepnęła zaglądając w okaleczone oblicze kobiety
- Dwie noce temu. Jakiś skuriwel ją okaleczył i wyrzucił do rowu przy drodze. Jak pierdolonego psa.- Żenia czuła jak Szrama cała się napina i ledwie panuje nad swoim głosem. Drżała ze złości, co u Ahrounów było stosunkowo niebezpieczne. Zwłaszcza, że w tym towarzystwie nie miała na kogo wyładować swojej agresji.

- Szrama. Coś oprócz ciała wokół było? Kto znalazł ciało? W jakich okolicznościach? - Żeńka przejęła pozostałości logicznego myślenia u wojowniczki i skierowała na właściwe tory. - Znalazłabyś trop? Ktoś coś widział?

Szrama warknęła i odsunęła się. Przemaszerowała kilka kroków w stronę pobliskiego konaru drzewa i wymierzyła w niego cios pięścią. Zawyła głośno z bólu i złości. W tym czasie bliżej Żenii podszedł Bartek.
- Cześć - powiedział cicho i podał Żenii tableta. Była tam otwarta przeglądarka, a w niej artykuł:
“W rowie przy trasie 689 znaleziono oskórowanego psa”
- Znaleźli ją ludzie, jeszcze nie byliśmy sprawdzić miejsca. W nocy wykradliśmy zwłoki od okolicznego weterynarza.

- Cześć - dziewczyna odruchowo wyciągnęła szyję zerkając na wyświetlacz zanim krewniak Harada zdążył jej podać tableta.

- Co to jest trasa 689? Skąd dokąd? Na jakimś konkretnym odcinku? - brunetka spojrzała również na portal podający artykuł. - Oglądałeś zwłoki? - nie patrząc na Bartka rzuciła niedbale.

- 689 to droga wojewódzka. Prowadzi od granicy z Białorusią, przez Białowieżę do Bielska Podlaskiego. Znaleźli ją niedaleko Białowieży. Tak, oglądałem je. Są w środku - Bartek wskazał na ciężarówkę.

Portal był jakimś lokalnym tworem. Poza informacją o skatowanym psie były tam informacje dla turystów, czy news o zbliżających się dwa miesiące wcześniej dożynkach. Jednak aktualności policyjne były całkiem świeże.

- Jakieś punkty wspólne? Podobieństwa? Oprócz braku wiadomej powłoki…- zakończyła koślawo.
- Oboje są wilkołakami. - dodał Bartek.
- Nic więcej? - pytaniu towarzyszyło ciężkie westchnienie - Trzeba się tam wybrać na miejsce chociaż pewnie niewiele znajdziemy. - odruchowo narzuciła krewniakowi ‘my’.
Kiwnął głową.
- Moje auto jest zaparkowane kawałek stąd. Weźmy Szramę i wilka - powiedział wskazując na czarne, kudłate stworzenie.
- Ok. Kto załatwiał lodówkę? - ciekawość podsunęła dziewczynie kolejne pytanie.
- Prezent od Zaara. Przyjechała razem z Kasią. W zasadzie, to ona nią jeździ.
Bartek wskazał na blondynkę w czapce z daszkiem. Jej tipsy ewidentnie nie pasowały do kierowcy ciężarówki. A jednak w dobrze krewniaków Zaara Żenia zaczynała dostrzegać pewną prawidłowość.

Może to dlatego poleciał na Wronę tak bardzo?
Pełen zadowolenia chichocik wypełnił myśli brunetki, która pomachała długopaznokciowej lasce z przyjacielskim uśmiechem.

Wilczyca w środku zaś zawyła z radości i triumfu.
Zaar był jej.
I już.

- Ok - Żeńka starała się ukryć zwycięski błysk w oku odwracając się do krewniaka Kłów. - Jedziemy zaraz jak obejrzę zwłoki.

Czy to przez świadomość posiadania Jarka czy przez instynktowną potrzebę bycia na górze, Żenia podreptała do lodówki kręcąc biodrami nieco mocniej.

Kasia skłoniła się wilkołaczce, która ją mijała. W całej jej postawie było widać uległość. Ciężko powiedzieć, czy było to wyuczone przez Zaara wobec wilkołaków, czy też wywołała to naturalna aura przywódcy jaka roznosiła się wokół brunetki.

Drzwi naczepy otworzyły się i Żenia poczuła uderzenie chłodu.
Temperatura wewnątrz faktycznie przypominała lodówkę. W naczepie znajdowało się kilka dziwnych rzeczy poza dwoma stalowymi stołami jakie były przykręcone do podłogi było w nich też trochę elektroniki. Na pierwszy rzut oka jakieś diodki i panele, ale po chwili okazało się, że można tam było znaleźć pełną klawiaturę w folii chroniącej ją przed kondensacją pary

Na jednym stole leżał czarny worek z tworzywa. W środku były prawdopodobnie zwłoki Nadziei.

Mimo, że przez ten krótki odcinek do wnętrza wozu, Żeńka próbowała się przygotować na widok zmasakrowanego wilkołaczego ciała, to jednak nic nie powstrzymywało jej żołądka przed fikaniem koziołków. Wyobraźnia podsuwała jej brutalne wizje niedawnej jatki, która sama urządziła w Pentexie. To pomogło jednak tylko trochę.

Nabrała głęboki wdech i otworzyła opakowanie.

To, co zobaczyła nie przypominało dumnej wilczycy, która obdarzyła brunetkę ciepłym słowem w czasie rytuału wyniesienia. To nie przypominało nawet wilka. Faktycznie odsłonięte kły i mała głowa kojarzyły się z psem. Wcale nie dziwiła się, że ktoś się pomylił.

Zdarta skóra i futro odsłaniały mięśnie i kości na plecach. Mięśnie karku były uszkodzone. Kość skręcona. Ktoś skręcił kark Nadziei. Pod brodą była rana. Szeroka i otwarta. Ostrze średniej długości. Za krótkie na kleiv. Choć już pasujące do czegoś wielkości noża Żenii. Porwane pazury, z ziemią pod nimi mogły nic nie znaczyć, ale też były rzucające się w oczy. Oczy odsłonięte z powiek wpatrywały się błagalnie w brunetkę, jakby prosiły o zemstę.

- Z magazynu dowodów wyciągnęliśmy jeszcze to. - Bartek podał żenii wielki worek strunowy, a w jego wnętrzu znajdowało się coś przypominającego zakrwawione prześcieradło.
- Marcin też był w takie zawinięty gdy znaleźli go w śmieciach. Myślę, ze zostawili ją na widoku, żeby rzucić nam wyzwanie.

- Nam to komuś konkretnie? - spytała cicho Wrona pochylona nad ciałem. Zastygła w dziwnym półskłonie z workiem w ręce. - Bo obszarowo to ni z gruszki ni z pietruszki… - dodała jakby gwoli wyjaśnienia.
- Nam, czyli wilkołakom. Znaczy… wam - poprawił się Bartek. - Wyjmij prześcieradło i powąchaj. To formalina. Może ma związek z… z czymkolwiek. Nie wiem, nie mam pomysłu.
- Ale to znaczy, że po pierwsze wiedzą gdzie szukać a po drugie kogo.
- To Samuel. - odezwała się Kasia z kąta naczepy. Mówię wam, on wrócił. Zbiera skóry.
- Tak nie do końca… Żenia, powiedz, słyszałaś o rytuale Świętego Odrodzenia? - zapytał Bartek.

Na moment Żenię uderzyło gorąco. Wspomnienie wlało się do jej czaszki z siłą huraganu. Znała rytuał. Znała szczegóły. Potrzebowała pięć skór od pięciu wilkołaków, zebranych w nocy, przy pięciu tych samych fazach księżyca. I wtedy… wtedy krewniak mógł stać się wilkołakiem. Z jakiegoś powodu pod Żenią ugięły się nogi od tej wiedzy.

Przytrzymała się stołu lodowatego stołu i wciągnęła głęboko powietrze.
Czy to ten rytuał odbył się w podziemiach Pentexu?
Potrząsnęła głową by pozbyć się przebłysków mrocznych wspomnień.

- Coś kojarzę - mruknęła - ale nie do końca - dodała przypominając sobie rozmowę Bartka z Wałachem. Nie chciała wywołać dalszych podejrzeń.

- Kojarzysz, że skóry muszą być zebrane pod tym samym patronatem? A te były zebrane pod innymi.
- No właśnie - wtrąciła się Kasia - a Samuel nie potrzebuje już skór do rytuału. On je kolekcjonuje!
Z jakiegoś powodu słowa Kasi w tej dziwnej chłodni przywodziły na myśl tanie amerykańskie horrory.

- Trochę bezsensowne hobby. - Żenia jakoś nie dopuszczała tej opcji - Już bardziej pasuje mi tu teoria Bartka o zwracaniu uwagi
Krewniak jakby urósł słysząc poparcie dla swojej teorii i pokiwał głową. Po chwili spojrzał jeszcze raz w ufne oczy wilka pozbawionego skóry, a następnie zapiął worek.
- Chodźmy.

***



- Szrama… - zaczęła po długim milczeniu Żenia wciśnięta na miejsce obok Bartka. - … nie chcę, żebyś tu została sama.
Wrona wykminiła, że nie może nakazywać Alfie, a już napewno nie Szramie. Musiała ją podejść z innej strony:
- A caern potrzebuje wsparcia, póki Czarnego nie ma. Zgodzisz się pojechać do Poznania?
Spojrzenie wilkołaczki było nieobecne. Na perfekcyjnie wygojonej dłoni zaschła stróżka krwi. W końcu pokiwała głową.
- Tak. Myślę, że zmiana miejsca dobrze mi zrobi. Chcę ją tylko godnie pożegnać dziś w nocy i jutro o świcie ruszamy do waszego Caernu.
- Tak zrobimy, Szrama. Tak zrobimy.
Szrama pokiwała głową i postukała w dach auta, po czym obeszła je i wsiadła niechętnie zostawiając Kasię samą. Po chwili na tylne siedzenie wskoczył wychudzony wilk.
- Myślisz, że go znajdziemy? Tego Łowcę skór? - zapytała głaszcząc wilka, który ułożył łeb na jej kolanach.
- Tak. - Żenia skinęła krótko głową. - I będzie tego żałował.
Nie wiedziała skąd ta pewność ale Grzesia zdołała pomścić. Pomści i Nadzieję.

- Bartek na ile jesteś oddelegowany do nas? Musisz jechać do Marka? - specjalnie nie użyła nazwiska sugerując bliższą relację.
- Na razie Harad dał mi wolną rękę w tej sprawie. Marek jest przepchnięty gdzie indziej. Dziś mieli się spotkać. Nie wiem co planują. Widzisz… ja jestem tylko krewniakiem.
- Dla nich. Dla mnie jesteś Bartek, facet z dobrymi pomysłami. - Żenia uśmiechnęła się kącikiem ust i spojrzała na kierowcę spod rzęs. - Potrzebuję takich.
- A jednak tylko „facet”. Nie zmieniam się w trzy metrową bestię, nie wskakuję do świata duchów. Nie sądzicie, że legenda o Samuelu Hight’cie trafia na podatny grunt. Ktoś, kto nie wie jaką cenę płacicie za bycie wilkołakami łatwo może pragnąć takiej potęgi. I wilkołaki się tego boją, prawda? - spojrzał w lusterko na zamyśloną jednooką. Nie doczekał się reakcji.
- W każdym razie u ludzi Harada aż kipi podejrzeniami gdzie tym razem uderzy Łowca Skór. Bo pojedyncze zwłoki to przypadek. Ale dwójka, to już wzór.
- A co obstawiają? Jakie opcje?- Żenia sondowała delikatnie swoje nowe źródło informacji. I to nie byle jakiej informacji. Informacji wprost z watahy Harada. - Może można by zapobiec kolejnemu morderstwu.
- Też o tym myślałem. Tylko widzisz, realnie rozpatrują dwie opcje. Pierwszą jest powrót Samuela.
- Nie żyje - odezwała się z tyłu Szrama.
- No właśnie… wszystkie starsze wilkołaki to wiedzą. I sądzą, że stary dobry Sam znalazł naśladowcę. Krewniaka, który się na nich zasadzi. Czy w obliczu tych informacji domyślasz się już jak wiele mi, krewniakowi, mówią o swoich planach?
- Myślę, że ciut za bardzo skupiasz się na byciu “wyłączne” krewniakiem. - Żenia odwróciła się całym ciałem ku Bartkowi.
- Nie, ja nie. Zresztą… mam fajne życie i bez wilkołaczenia. Chciałem tylko, żebyś poznała jakie nastroje panują wśród wilkołaków. O tym moim byciu krewniakiem to tak z przymrużeniem oka mówiłem.

“Przymrużenie oka u Srebrnych Kłów”. Koncept niósł ze sobą tak wiele opcji do kpiny, że Żeńka chwilowo “zwisła” zapatrzona w profil mężczyzny.

- A ta druga opcja?
Bartek się zmieszał.
- Tak naprawdę nie mamy żadnej poszlaki. No i jak często bywa w takich wypadkach sprawa obrasta „miejską legendą”. Mówią, że podobno Samuel wrócił z dna piekła i w zemście szuka wilkołaków i zbiera ich skóry.

***


Po chwili dojechali na miejsce.
- To gdzieś tutaj - powiedział zatrzymując się na poboczu drogi oddzielającej las od pól.
- Taa, Nadzieja lubiła się tu kręcić. Nie znosiła ludzi, ale ją ciekawili. Zakradała się blisko dróg, pól, wiosek… i patrzyła na nich - powiedziała ze smutkiem Szrama. Przyklękła i pogłaskała wilka.
- Gnatożer może złapie jakiś trop.



Żenia z łatwością składała części układanki. Wilczyca nie miała kontaktu z ludźmi. Czyli jeżeli została zaskoczona, to przez kogoś kto trafił na nią przypadkiem, albo kto znał jej nawyki. Zapach napastników zniknął. Żenia go w ogóle nie czuła. Nawet po przyjęciu postaci wilczycy, którą wręcz powaliło bogactwo zapachów.

Na miejscu spędzili kilkanaście minut, aż Żenia zauważyła zagrzebane ślady. Ktoś postarał się, żeby je usunąć. Blisko dwie godziny wędrowali po lesie szukając kolejnych śladów. Wszystko wskazywało na to, że Nadzieję goniły wilki lub wilkołaki w formie lupusów. W końcu ją dogoniły.

Ciało zabrano z lasu, zapakowano do samochodu parkującego kilometr dalej. Skóra nie została zdjęta na miejscu. Ciało mogło zostać wyrzucone z samochodu w miejscu w którym napastnicy zauważyli Nadzieję.

Cała wyprawa utwierdziła Żenię w jednym. To nie był przypadek. Ktoś wiedział, gdzie znaleźć Nadzieję. Tak jak i młodego górala w sercu nigdziebądź.
Ktoś, kto znał oboje? Ktoś kto ma dostęp do informacji o zwyczajach i planach garou.

„Ktoś, kto nie wie jaką cenę płacicie łatwo może zapragnąć takiej potęgi” słowa Bartka odegrały się na replayu w głowie brunetki.
Krewniacy?
W ostatniej bitwie z Pieśnią tylu ich zginęło.
Również ze strony Spiral.
Żenia jęknęła w duchu.
Harad nie posłucha. Z resztą nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Czarnego nie ma.
Jedyną opcją jaką miała był… Bartek. I Wałach.
I co?
Ma wystawić wszystkich krewniaków?
Musiała to załatwić inaczej.

- Jedźmy ją pochować. - mruknęła Wrona powróciwszy do ludzkiej postaci.

W drodze do auta szepnęła do Bartka:
- Musimy pogadać. Na osobności. Proszę.


***


Ciężarówka wraz z wozem Bartka i motocyklem Żenii wbijały się w las. Niestety nie dość głęboko, żeby uniknąć nieprzyjemnego pochodu.

Szrama zwiększyła swoje mięśnie i przypominając neandertalkę wzięła zawinięte w płutno ciało Nadzieji. Maszerowali w milczącej procesji prawie godzinę. W końcu znaleźli wzniesienie. Szrama ułożyła ciało na mchu. Zdjęła płótno odsłaniając powoli rozkładające się ciało bez skóry.

- Nie chciałaby, żeby zawijali ją w ludzkie szmaty - powiedziała Szrama, po czym zmieniła się w wielkiego szarego wilka z wyłupanym okiem i szeroką szramą na pysku. Zawyła przeciągle, a w jej wyciu była wiadomość. Wezwanie duchów. Wezwanie przodków. Oto oddawała im ostatnią członkinię swego plemienia. Żenia czuła ból Szramy. To wycie niosło się w lesie, a jego odbicie wracało do nich i powodowało gęsią skórkę. Córka Ognistej Wrony zauważyła, że krewniacy reagują podobnie jak ona. W tym wyciu musiało być coś magicznego.

Po chwili Żenia czuła obecność duchów. Zebrały się wokół. Silne. Jak wtedy gdy stworzono Caern. Wycie nagle ucichło. Szrama siedziała bez ruchu. Obserwowała duchy.

W końcu skinęła pyskiem, a obecność wyczuwalna pod skórą przez Żenię zdawała się rozmywać. Aż w końcu jak gdyby nigdy nic Szrama odwróciła się i ruszyła w las. Zostawiając martwe ciało leżące na runie.

Po przejściu kilkunastu metrów nie wytrzymał Bartek i zapytał Szramę:
- Nawet jej nie zakopiemy?
Szrama zatrzymała się. Zmieniła w wielką bestię, której futro stopniowo zmieniało się w ciemniejące rude włosy.
- To tylko ciało. Jej już tam nie ma. Odeszła z duchami. A ciało stanie się pożywieniem dla istot lasu. Taniec życia i śmierci trwa. Nie czeka na nikogo. Nie można przestać tańczyć.

Słowa te przywodziły na myśl Tancerzy. Tancerzy Czarnej Spirali. Tancerzy Skór. Żenia też czuła się Tancerzem. Nie Spirali i nie Skór. A jednak tańczyła do nieznanej sobie melodii. Nie miała pojęcia dokąd ją to zaprowadzi. Śmierdziała Żmijem. Smok był jej totemem. Była samotna wśród wilkołaków. Tancerze Spirali na nią polowali. W tym jej brat. Samotna w tłumie.

Patrzyła na Szramę w nienaturalnej dla niej ludzkiej formie.
Była sama. Dołączała do watahy Zaara, którego nadal obwiniała, za doprowadzenie do śmierci jej brata.


***



Zapalniczka okazała się geniuszem logistycznym. Wataha Harada składała się z czterech mężczyzn. Dziewczyna rozlokowała ich po bezpiecznych placówkach w okolicznych wioskach dookoła miasta. Krewniacy póki co byli bezpieczni, przynajmniej według posiadanej przez nich wiedzy. Żenia darowała sobie spotkanie z kimkolwiek z nich. Była zajęta innymi kwestiami.

Aniela zorganizowała jej kawalerkę na osiedlu Przyjaźni. Z jednej strony mniej niż kilometr od mieszkania Zaara, po którym nadal szwędały się służby nasłane na Marka. Z drugiej strony wewnątrz osiedla, które było jednym z kilku osiedli wysokościowców. Dzielnica Winogrady. Blisko 70 000 mieszkańców na niecałych pięciu kilometrach kwadratowych. Ktokolwiek szukałby Żenii Bondar z pewnością nie miał by łatwo.

Mieszkanie znów pokazało geniusz logistyczny Zapalniczki, co zaskoczyło nieco Żenię, która do tej pory nie była pod wrażeniem przydatności Anieli.
Na blacie ławy stał nowy laptop. Obok tablet i komputer. Przy tablecie na żółtej fiszce widniał napis: “bezpieczny”. Pod tabletem był telefon. Na nim karteczka sugerowała zgoła co innego: “awaryjny- jednorazowy”.

Na kanapie znajdował się pistolet. Jakby wilkołaczce było mało broni.

Mieszkanie znajdowało się na piętnastym piętrze, przez co temperatura wewnątrz była dość nieprzyjemna, ale była to jedyna niedogodność. Nawet lodówka była pełna i pozwalałaby przeżyć kilka dni bez wychodzenia z mieszkania.

Tymczasem telefon rozpychał się od esemesów. Wszystkie od Zośki.
Zanim Wrona zabrała się za ich czytanie, wysłała smsa do Zapalniczki:
“Świetna robota. Jestem pod wrażeniem”.

Sama zastanawiała się skąd u niej zdolności zarządzaniem zasobami ludzkimi…

Pierwszy sms Zośki wzbudził nadzieję:
Cytat:
“Mam do wyrwania 3 drukarki za 10k i jedną do druku w metalu za 50k. Mogą być na środę”
Był poniedziałek. Wyglądało to obiecująco. Zwłaszcza druk w metalu, którego Żenia nie brała pod uwagę.

Cytat:
“DNA: Adam Wirs, Anna Kalaty, Tomasz Buk, Mike Spector”
Nazwiska głównie polskie, czyli jak obiecała zajęła się przede wszystkim zagrożeniem krajowym.

Cytat:
“Megadon: Jason Brenan, Agata Kirdź, Beata Kępa, Mirosław Hoszcz”
Podobna sytuacja jak wcześniej. Jednak z treścią tych wiadomości łączyła się kolejna.

Cytat:
“Dwaj panowie, których chcesz zatrudnić podali oczekiwania finansowe. 50k euro za standardową pracę. 100k za czystą.”
Cóż, tu trzeba było pomyśleć.
Następny sms wyglądał nieco jak plan podróży:

Cytat:
“B&H-Zenica > Ryk Gromu”
“Serbia>Park Goliya>Pazur-w-mroku”
“Bulgaria>Rodopy>Raja Iwanow”
W kolejnej wiadomości wyjaśnienia:

Cytat:
“To lokalne alfy, do rana będę mieć kontakt na tych, którzy cię wprowadzą.”
Cytat:
“Zośka, dajesz czadu. Co znaczy standardowa vs. czysta? Od kiedy dostępni? Lokacje blisko siebie? Czy rozrzuceni? Da się zgrać czasowo z haktywistami? Dobra, potrzebuje jakiś 72 godzin na spotkanie z B&H i kolejno co 24h. “
Odpowiedzi znów przyszły w kolejnych wiadomościach. W krótkim odstępie czasu. Żenia zastanawiała się jak szybko dziewczyna pisała na klawiaturze.

Cytat:
“Czysta=wypadek”
“Każda praca rozpatrywana indywidualnie’
“Haktywisci czekają na spuszczenie ze smyczy’
“Czy 72h oznacza, ze dojedziesz tam w czwartek?”
Zanim Żenia skończyła czytać ostatnią wiadomość telefon zadzwonił wskazując hakerkę, jako nadawcę połączenia.
- Wiesz, esemesować to ja mogę z chłopakiem, a tak chyba lepiej pogadać. Zwłaszcza, że z tego co sprawdziłam twój numer, to jest szyfrowany - głos dziewczyny po drugiej stronie był pełen euforii.
- Ok jak nie przeszkadza Ci, że się będę w miedzy czasie kąpać… Tak postaram się tam być w czwartek. Jutro muszę być w Toruniu, ruszę stamtąd. Co to znaczy rozpatrywana indywidualnie? Otwierają sobie drogę do negocjacji czy o co chodzi?
- Jasne, szoruj się tam - do Żenii dobiegł dźwięk szeleszczącej folii. - Wiesz, Zaar ich brał do ściągania jakichś Kowalskich i Nowaków. Wypadek posła kosztował go przeszło 200 kafli.
- Mhm, a jak zamawiamy czteropak to dadzą jakąś zniżkę? - Żenia zachichotała raptownie wciągając powietrze gdy wlazła do wanny z gorącą wodą - Słuchaj chcę to ogarnąć tak, żeby oni zrobili te wypadki jednocześniem z działaniami netnapaleńców… kochane ludzie…
Wrona faktycznie radośnie pluskała się jak dziecko, machając palcami u stóp i rozchlapując wodę.
Z drugiej strony było słychać chrupanie. Czyli szeleszcząca folia okazała się paczką chipsów.
- Nie wiem czy wezmą się za czteropak, wiesz? Bo te szyszki są rozrzucone po kraju. Ich jest tylko dwóch. Ty chcesz to zgrać w czasie… nie wiem czy nie będziemy musieli gadać z Włochem. On by ogarnął, tych dwóch - zapadło milczenie, po czym dodała - wątpię.
- Jak jedna osoba może ogarnąć cztery, a dwie nie mogą? - Żenia zanurzyła się z głową wcześniej przełączając fonię na głośnik.
- Bo widzisz… ten Włoch… - Zośce zdawało się brakować słów - oglądałaś Ojca Chrzestnego? To taki typ jest. Wiesz, wrzuci ci łeb konia do łóżka we śnie… ale nie ruszy się z tej swojej sycylii. Włoch ma ludzi. A Zaar mu się mocno przysłużył. Mocno mocno.
- Zaar - prychnięcie wydobywającej się spod wody brunetki przerwało chwilowo wypowiedź - mnie ubije jak wykorzystam Ojca Chrzestnego. To jeszcze nie ten poziom. - Żeńka nie brzmiała na przekonaną.
- Ok, no to działamy z tym co mamy. Jak będziesz mieć konkret, to dam im znać. - zakończyła chrupnięcie.

- Czekaj. Daj pomyśleć - myślenie Wrony objawiało się wesołym robieniem piany. Jakoś ciepła kąpiel umniejszała troski i obawa o chłopaków nieco opadła.
- Dobra - Żenia machnęła ręką na poprawność. Trzeba było wbić klin a nie certolić się. Przypomniała sobie kapsuły w jakich zamknięte były Czerwona i Złośliwość.

Nie.

Odraza i gniew, nagły i potężny wybuch gniewu wyrwały warkot z gardła Bondar. Lata upokorzeń przez ojca i obcych? Wściekłość zasłaniająca oczy. Nieco opadła, dająca myśleć ale wciąż pełgająca pod skórą, wciąż napędzająca chęć zniesienia z powierzchni ziemi. Trzeba położyć temu koniec. W dowolnej formie.

- Jedziemy z Włochem - twardo i krótko rzuciła do słuchawki. - Zorganizuj kontakt. Chcę całą ósemkę na raz. Jak coś, to ustaw mi rozmowę z Włochem. Nie wiem ile zabiorą mu przygotowania i daj znać e-ludziom, żeby byli gotowi. Jak wygląda kwestia zasobów? Jeśli Włoch nie da rady ósemki, próbuj szóstkę. Pozostałą dwójkę oddeleguje się cichociemnym. Pamiętaj, że to ma wszystko wyglądać jak kompletnie nie związane z nami.

Żenia podniosła się z wanny i ociekając wodą, przeszła do kuchni.
Była głodna.
- No to pozamiatamy. Która godzina może być teraz we Włoszech? - zapytała Zośka oderwana nieco od rzeczywistości. Będę musiała zadzwonić. Pogadać. Ale tak, z Włochem jest szansa.

W głosie hakerki słychać było uśmiech. Szeroki uśmiech:
- Do rana dostaniesz namiary na tych z Bałkanów. Wybacz, ale miałam też zlecenie dla Zapalniczki, a reszta naszych się zamelinowała po tym jak Mazut załatwił trójkę.
- Nie masz za co przepraszać. Jesteś dobra, masz pełne ręce roboty. Godzina chyba ta sama co tu? - odpowiedziała Żenia w odwrotnej kolejności. - Uważaj na siebie.
- Zawsze. Od Włocha przekieruję połączenie bezpośrednio do Ciebie. Wprowadzę go w sprawę. Ale wiesz… on jest z tych, którzy lubią załatwiać sprawy po dżentelmeńsku. Ehh - na moment Zośka zdawała się odlecieć do krainy marzeń - dziś już takich nie robią. Dobra, kąp się tam. A potem się prześpij. Ktoś nie może spać, żeby mógł spać ktoś.
- Brzmi jakbyś miała ochotę na coś więcej niż połączenie jedynie telefoniczne. - Żenia władowała skrzydełko kurczaka z grilla do ust i kontynuowała inwestygowanie zawartości lodówki.

Żałowała, że nie ma z nią Zaara.

- Wiesz, jak każda dziewczyna mam swoje potrzeby - zachichotała cicho, gdy Żenia sprawdzała idealnie poukładane i zrównoważone porcje posiłków gotowych do odgrzania i długoterminowych racji żywnościowych. Wszystko do przygotowania w mniej niż 10 minut. I żadnego prawdziwego jedzenia… Cóż, logistycznie miało to uzasadnienie, bo być może musiałaby zajmować tę kryjówkę tygodniami, a jednak… przyjemnie byłoby ugotować sobie spaghetti… czy cokolwiek poza gorącą wodą do zalania puree instant….
Chrupanie chipsów po drugiej stronie słuchawki przypomniało jej o nadal wiszącym połączeniu.

- Powiedz, że powstrzymuje Cię jedynie odległość - Żenia skrzywiła się i zamknęła lodówkę, zabierając pieczone kurczę i puszkę piwa . już wiedziała, ze jadać będzie tu w ostateczności. odstręczało ją żarcie z proszku. Placając bosymi stopami, przeszła do sypialni ubrać się. - Dobra, Zocha. Jesteśmy w kontakcie. Jak coś to dzwoń.
- Ok - powiedziała, po czym połączenie zostało przerwane.
 
corax jest offline