Gdy reszta najemników ruszyła wgłąb lasu na polanie przed krzywymi drzewami zrobiło się dziwnie cicho i pusto. Oczywiście były tam nadal koboldy, Astine, Elely i czworonogi, ale większość tej gromady naturalnie nie przejawiała ochoty do rozmowy czy integracji. Zresztą Astine szybko ruszyła na polowanie. W zapasach, jakie zabrali z niziołczej osady nie przewidziano karmienia dziewiątki zielonoskórych jeńców; z sarny też zostało już niewiele...
Helena zerkała na Elely zastanawiając się co powiedzieć. Nie była dobra w niesieniu pociechy i wsparcia; zresztą Tyr tego nie wymagał jak Illmater czy choćby Sune. O tak, sunnitka by się tu przydała, w końcu rozmnażanie się było jedną z jej domen... chyba. Helena nie miała nigdy ciągot rozrodczych, toteż tym bardziej nie wiedziała jak zacząć rozmowę z niziołką, która chyba tej rozmowy potrzebowała. A może i nie? Astine jak na złość polazła w dzicz i tyle ją widzieli. A bogowie... brrr! Nie, nie będzie myśleć o tym głupim mirażu!
Kapłanka odkładała myślenie na później i zajmowała się czym mogła: podsycała ogień, sprawdzała opatrunki i więzy - w końcu na głupich nie trafiło! - pilnowała, żeby jedzącym (a przez to częściowo rozwiązanym) koboldom nie wpadły do łbów pomysły o ucieczce; zrobiła nawet pranie! Oczywiście swojej odzieży; koboldy nadal zostały śmierdzące i zakrwawione. Pozostawało liczyć na to, że Saug odstraszy ciekawskich padlinożerców.
Tak się zajęła niemyśleniem, że o mało nie zaczęła zamiatać leśnej ściółki. Nie zaczęła tylko z braku miotły. Dopiero słowa Elely wyrwały ją z zapamiętałego porządkowania łupów i ekwipunku.
- E... nie, nie mówiła. Nie znam się na polowaniu. To chyba zwykle długo trwa, prawda? Tropienie, zakładanie wnyków, czekanie aż coś się złapie... Nie jest tak? - kapłanka spojrzała pytająco na zleceniodawczynię. Miała nadzieję, że Elely nie wpadnie do głowy szukanie Astine. Spojrzała a słońce; faktycznie, ranek minął już dawno. -
Na pewno zaraz wróci... - dodała pocieszająco, choć wcale nie była tego pewna.