Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2018, 11:22   #303
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Richard wrócił trzymając Manuel mocno za rękę. Patrzył po zebranych, jakby wyzywająco, czekając na uszczypliwy komentarz, czy cokolwiek. Jednak się nie doczekał. Zmienił wyraz twarzy na nieco spokojniejszy.

- Zdecydowałem - powiedział podkreślając długa pauzą wagę swojej decyzji.
- Myślę, że można pomóc ludzkości także poza Black Cross. I sądzę, że tam moja obecność przyniesie więcej pożytku. Wasza tajemnica pozostanie bezpieczna u mojej rodziny, ale jeżeli spróbujecie nas kiedykolwiek zaatakować, to będziemy gotowi.

Popatrzył z uwagą na Eliasza. Cóż, on może dać słowo. Może obiecać im bezpieczeństwo. Ale jego czas dobiega końca. Ile lat potrzebowali aż nowa władza uzna ich za zagrożenie?

- Musimy wrócić do świata i zająć się rozliczeniami - spojrzał wymownie na siostrę Gascota, która nadal trzymała swego zmarłego brata.
- Musimy też zakończyć aktualną wojnę i przygotować się na nadchodzące.

W tej materii liczył tak naprawdę na Patricka von Tiera. Dawny oficer błękitnej armii jakkolwiek nie byłby uznawany za dziwaka musiał dysponować politycznymi kontaktami. Ktoś musiał patronować jego eksperymentom. A kontakty były w polityce najważniejsze. Nadchodził trudny czas, zawierania nowych sojuszów i rozliczania dotychczasowych. Delegatura była zinfiltrowana przez Black Cross. Przełożenie Richarda wiedzieli o sprawie, którą tuszowali. Ich też należało rozliczyć. Cała ta podróż, jaką przebył w czasie swojego “krótkiego urlopu” na jaki wysłał go Uberton dawała Richardowi zupełnie nowy pogląd na świat. Jacob miał rację. Wiedza była potęgą. A ród La Croix otrzymał jej bardzo wiele. Teraz, po dokładnej analizie Richard wiedział, że nie może postąpić inaczej. Był pionkiem na szachownicy rozgrywany przez innych. W Rigel, na Antidze i wszędzie do tej pory. Aż na tej cholernej wyspie Eliasza. To miało się zmienić. Miał stać się graczem.

- Kto chce wracać, może ruszać z nami - powiedział patrząc na sterowiec. Zabawne, że zdobycz Arcona i Jacoba teraz przydawała jemu blasku. Choć nie dołożył praktycznie żadnych starań do jego pozyskania. I stracił swój.
- Rodzina La Croix zajmie się tymi, którzy nie mają dokąd wracać. Eliaszu, mam jeszcze jedną prośbę. Dziś wielu dobrych ludzi poniosło śmierć dla idei której w dużej mierze sami nie rozumieli. Myślę, że zasługują na pochówek. Usypmy stosy i rozpalmy je, tak, żeby uhonorować ich pamięć.
Spojrzał na rodzeństwo Barensów. Nie liczyła chyba, że zabierze brata?

Tyle rzeczy przed nim. Musiał zabezpieczyć pozycję swojej rodziny. Musiał przeprowadzić przewrót w delegaturze Wolnych Miast. Musiał doprowadzić do zawarcia pokoju z Hanzą i przygotować obronę przed zakusami Corvus. Potem będzie potrzebować siatkę szpiegowską na wzór Czarnokrzyżowców. Sprawy rodzinne będą najprostsze. Dobra partia dla Eloiz… Cesar nadal musi pozostać głową rodziny, mimo wpływów Richarda… on sam chciał poślubić Manuel, ale dziewczyna nie posiadała żadnego statusu społecznego...
Zagryzł zęby. Sprawy rodzinne nie będą miały w sobie nic prostego.

Ostatnia część planu angażowała Denisa. Pradawne istoty na dnie oceanu były realnym zagrożeniem. Musiał się dowiedzieć wszystkiego o tym w jaki sposób zniszczyły poprzednią cywilizację. Musieli kontynuować dzieło Enzo. Dostrzegał w tym momencie pewną analogię między sobą a Walkerem Barensem. Ale oni z Denisem musieli działać w ciszy. Bez mediów. Musieli pozostać w ukryciu. Musieli być gotowi na to, że wkrótce ich ścieżki z Black Cross zetrą się ponownie. Jednak tym razem wiedzieli czego się spodziewać. A od śmierci Enzo Denis był prawdopodobnie najlepszym lurkerem na świecie. Być może za kilka lat dzięki funduszom la Croixów będzie mógł dowodzić własnymi ekspedycjami w najdalszych zakątkach świata.

Cały czas męczyła go kwestia kontrwywiadu jaki musiał zbudować, żeby zabezpieczyć się przed Black Cross w przyszłości. Informacja jest potęgą, a dezinformacja wspaniałą bronią. Potrzebował kogoś zaufanego, z doświadczeniem. Westchnął wypuszczając kłęby pary. Teraz gdy adrenalina opuszczała jego ciało zaczynał czuć przenikliwe zimno. Patrzył po zebranych. Jego wzrok zatrzymał się na Jacobie Cooperze. Po skończonej walce biegał z piórem i pergaminem. Jego intelekt wręcz porażał. Dezinformację podniósł do rangi sztuki. Ale czy Richard będzie mógł mu kiedyś zaufać? Pewnie nie. Jacob nie należał do ludzi lojalnych komuś innemu niż sobie. Czy będzie mieć nad nim jakąkolwiek władzę? Nie. Jaki więc był sens w posiadaniu kogoś takiego w swojej nowej instytucji? Cóż, było go zaskakująco dużo. Po pierwsze fakt posiadania Coopera po swojej stronie, oznaczał, że nie znajdzie się po stronie przeciwnej. Po drugie jeśli prawdą jest, że zawsze suma dobra którą czynił była większa niż zła, to mógł stanowić swoiste sumienie dla Richarda. Szlachcic przyznał to sam przed sobą, że otwierają się przed nim wielkie perspektywy. Władza. Fundusze. A to szybko uderza do głowy nawet najszlachetniejszym ze szlachetnych. Jacob jako zimny głos zdrowego rozsądku mógłby zastąpić sumienie. Cóż powstrzymywało go przed zabiciem Richarda i zagarnięciem władzy dla siebie? To, że wolał zostać w cieniu. Wychodząc na światło dzienne wystawiałby się na cios. Tymczasem miałby niepowtarzalna szanse chronienia się za wizerunkiem Richarda la Croix. Cóż… Szlachcic miał już pewien plan. Wyłuszczyć miał go dopiero później, na pokładzie sterowca. Teraz jedynie patrzył na historyka.

- Wracając ze mną nie musicie obiecywać lojalności wobec mojego rodu. Pozostaniecie wolnymi ludźmi. Poza tymi, którzy zostaną bezpiecznie odstawieni przed oblicze władzy sądowniczej.

Kończył spoglądając na Deborah i Patricka. Ona miała posłużyć za przykład. Walker Barens miał zostać męczennikiem. Symbolem walki o sprawiedliwość. Patrick… cóż, oficjalnie był więźniem, ale nigdy miał nie trafić przed oblicze sądu. Richard mocno liczył na poparcie z jego strony w kontaktach z Hanzytami. Być może też mógł zostać punktem zaczepienia przyszłej siatki szpiegowskiej. To musiał przedyskutować z Cooperem. Liczył, że historyk wychwycił subtelny przekaz z ostatnich kilku zdań.

Nie widział powodu, aby pytać Eliasza o cokolwiek poza pogrzebaniem ofiar bitwy. Zamiast tego poczochrał włosy swojej siostry.
- Wracamy do domu El. Skończyło się.

Siostry nie musiał informować o tym, że to dopiero początek.
Jeszcze nie...
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline