|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-09-2018, 20:40 | #301 |
Reputacja: 1 | Szlachcic poczuł jak jego serce zabiło szybciej. Manuel! Jego Manuel. Żyła. Wysłuchał dziewczyny do końca hamując emocje. Aż w końcu, w dramatycznej sytuacji, w czasie której ważyły się losy przywódcy kompanii wilka szlachcic w ogóle się tym nie przejął.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
17-09-2018, 21:15 | #302 |
Reputacja: 1 | Herszt zarażonych siedział na ziemi. Pokrywał go szron, ale zdawał się nie zwracać na to uwagi. Przestał również zwracać uwagę na ranę postrzałową dłoni, gdzie zapewne i tak brakowało mu czucia. Tylko odległy ognik w sprawnym oku sugerował, że wewnętrzny żar nie zgasł na dobre. - Zdecyduj czy zechcesz w tym uczestniczyć? - Denis potrzebował od niego konkretnego stanowiska. - Czy nadal liczy się tylko pomsta za krzywdy? Shagreen obrócił pokrytą liszajami głowę. Ropa z wywołanych chorobą ran zamarzła na kamień, tworząc lśniącą siatkę cienkich linii. - Zrobiłem, ile mogłem. Wygląda na to, że nie dokończę wyprawy tak, jak tego chciałem. Jeśli nadal podtrzymujecie, że sprawiedliwość się dopełni, to mi wystarczy. Ale nie będę zeznawał. Zamiast tego udam się do miejsca, gdzie będę mógł umrzeć. Lurker wiedział, że więcej nie wyciśnie z byłego rewolucjonisty. Najmłodszy Barnes poprowadził ekstremalną ofensywę. Być może od początku wiedział, że będzie musiał zapłacić za to najwyższą cenę. Czcigodny Walker poświęcił własne sumienie, przez co przybrał maskę Shagreena. Choć obydwaj pragnęli jednego, nie mogli dłużej współegzystować w jednym ciele. Cooper skupił się na Eliaszu. Jego zdaniem mistrz Black Cross nie doceniał potencjału historyka. Problem polegał na tym, że stary widział tylko jeden sposób kooperacji. Zakładał on bezwzględne posłuszeństwo oraz działanie według arbitralnych reguł. Jacob z kolei doskonale znał własne granice. Nie potrzebował wyznaczania ich przez osoby trzecie. Była to wręcz odwrotność jego metod. Niestety, mistrz podjął już decyzję. Co prawda przechodził wkrótce w stan spoczynku, lecz było wątpliwe, aby jego następca mógł zmienić zdanie. - Zrobisz jak uważasz za słuszne, tego jestem pewien - starzec opatulił się cieplej, przycisnął do siebie długą szatę. - Skoro chcesz zniszczyć zagrożenie, tym bardziej utwierdzasz mnie, że posiadamy rozbieżne cele. Black Cross nigdy nie miało pokonać przeciwnika, a ukrócić jego zasięgi. To pierwsze jest awykonalne. Jednakże już dość o tym dzisiaj powiedzieliśmy. Uznaję twoją decyzję za odmowę współpracy i niech tak pozostanie. Eliasz z pewnością wiedział, że to nie miało powstrzymać historyka. W istocie, Starr miał już nowe koncepcje oraz plany. Dowiedział się zbyt wiele, aby nagle poprzestać. Być może zachowawcze Black Cross wcale nie było mu potrzebne. Przy zasobie informacji, jakie sam posiadał i bardziej elastycznym podejściu, mógł przecież zdziałać całkiem sporo. Oczywiście, krzyżowcy mieli już na zawsze zostać problemem. Jakiekolwiek obnoszenie się z sekretną wiedzą oznaczało śmiertelną groźbę z ich strony. Sama historia Enzo była tego dostatecznym ostrzeżeniem. Jedno było więc pewne. Jeśli Jacob zamierzał kontynuować badania nad Starym Światem, wkraczał na bardzo groźne rejony. Lecz czy to nie było właśnie najbardziej fascynujące? Tymczasem Richard znalazł w sytuacji, którą jeszcze jakiś czasu temu kompletnie by wykluczał. O to proponował rozejm ze śmiertelnym wrogiem. Ileż to razy musiał myśleć, co się stanie, kiedy wreszcie staną twarzą w twarz… ale propozycja pokoju? Dawny La Croix zapewne odezwałby się pustym śmiechem. Nie to było jednak najważniejsze, bowiem przez moment to Manuel stała się całym jego światem. W ułamku namiętnej chwili przestała być tylko pracownikiem, a stała się jego kobietą. Usta rudowłosej chciwe kontynuowały pocałunek. W miłosnym uniesieniu ciało nie mogło kłamać i Richard czuł, że kobieta długo czekała na podobny ruch. Czas wokół zatrzymał się, a przyjemne ciepło na chwilę przeniknęło całe jestestwo szlachcica. Na sam koniec pracownik Delegatury podniósł Patricka, który aż syknął z bólu. Hanzyta rozmasował obolałe ręce. Nie zamierzał jednak okazywać wdzięczności. - To gówno znaczy, La Croix - mruknął, aczkolwiek mniej pewny siebie. - Nigdy nie będziemy jechać na jednym wózku i dobrze o tym wiesz. Mógł mówić swoje, lecz kiedy wszyscy wracali do Eliasza, Patrick snuł się z tyłu, niczym cień samego siebie. Docierali już na miejsce, gdy na widnokręgu wyrósł owalny kształt. To sterowiec, uprzednio wezwany przez Jacoba, zmierzał w ich kierunku. Obecność wehikułu oznaczała bilet do domu, lub gorzkie pożegnanie. Minęło kilka dłuższych chwil, jak pojazd zaczął lądować pół mili dalej. Pozostali przy życiu członkowie zespołu zajęli na nim swoja miejsca. Gwardia pozostała w pobliżu. Shagreen z kolei wezwał kilku ostatnich ludzi, aby przynieśli surowicę, o której wspominał wcześniej. Wreszcie Eliasz wyjechał na sam środek i spojrzał po wszystkich. - Jeśli chcecie jeszcze coś powiedzieć, teraz jest na to ostatnia okazja - tu wyraźnie spoglądał na Richarda, wciąż oczekując deklaracji. - W przeciwnym razie, lepiej abyśmy już nigdy się nie spotkali. Zwieńczenia sytuacji wyglądali również Shagreen, Deborah oraz von Tier. Ostatnia dwójka była praktycznie rzecz biorąc uzależniona od grupy. Posiadali ledwie garstkę sług. Nawet gdyby Black Cross rzeczywiście zabroniło walk na wyspie, tak załoga sterowca miała zagwarantowany sukces podczas starcia poza nią. Inaczej było z Shagreenem, który już mało dbał o swój los, przez co podobnie zawoalowany szantaż go nie dotyczył. Ostatnio edytowane przez Caleb : 17-09-2018 o 22:28. |
20-09-2018, 11:22 | #303 |
Reputacja: 1 | Richard wrócił trzymając Manuel mocno za rękę. Patrzył po zebranych, jakby wyzywająco, czekając na uszczypliwy komentarz, czy cokolwiek. Jednak się nie doczekał. Zmienił wyraz twarzy na nieco spokojniejszy.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
22-09-2018, 16:03 | #304 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Nie zamierzał dłużej dręczyć Shagreena. Należało skupić się na przyszłości. - Bądź pewien, że osądzimy Kamienny Ród.- rzekł w stronę herszta - Nie będziemy też obojętni na los zarażonych. A w pamięci zachowam zarówno ciebie i Enzo. |
24-09-2018, 22:33 | #305 |
Reputacja: 1 | Szlachcic rozważał różne scenariusze, lecz żaden nie oznaczał łatwego wyboru. Musiał wziąć pod uwagę wszystkie za i przeciw, a przecież skrajne emocje wciąż w nim buzowały. Richard ostatecznie postanowił zostać w swoim rodzie. Działanie z ramienia Black Cross jak na ironię dawało ogromne możliwości, ale i ograniczenia. Arystokrata musiał zająć się rodziną, a także wybranką serca. Jako działający jawnie polityk miał wreszcie możliwości, aby zagrać na nosie Hanzy, a może i samemu Corvus. Nie oznaczało to, że jak dotychczas, zamierzał zostać grzecznym pupilkiem Delegatury. Wręcz przeciwnie, czekały go liczne i przewrotne zmiany. Nie zdziwiło kilka donośnych westchnień ulgi. Szczególnie Eloiza wyglądała, jakby zrzuciła ogromny ciężar. Postulaty Richarda na tym się nie skończyły. Wyraźnie dał znać, że Patrick i Deborah ruszą z nimi. Ten pierwszy nie musiał być już wrogiem. Sojusz z mężczyzną byłby trudny, niektórzy jednak powiadali, że La Croix potrafiłby przekonać do negocjacji nawet mityczne hydry, gdyby spotkał jedną z nich. Patrick nie był dobrym człowiekiem, ale wiedział jak działała polityka. A to na razie musiało wystarczyć. Lady Barnes z kolei stanowiła ważny głos w przyszłym procesie. Kamienny Ród był skończony, ale wciąż należało udowodnić jego winy. Zadanie jawiło się cokolwiek kłopotliwe, zważywszy że operacja sto dziesięć była sygnowana przez Delegaturę. Richard przeszedł po polu bitwy i spojrzał wymownie na stosy trupów nieopodal. - Eliaszu, mam jeszcze jedną prośbę. Dziś wielu dobrych ludzi poniosło śmierć dla idei której w dużej mierze sami nie rozumieli. Myślę, że zasługują na pochówek. Usypmy stosy i rozpalmy je, tak, żeby uhonorować ich pamięć. Mistrz niemo zgodził się. Jako osoba czysto pragmatyczna mogło to być mu obojętne, lecz Richard wierzył, że każdemu należy się godny pogrzeb. La Croix wreszcie spoglądał na pozostałych, a kolejne części planu lądowały na swoje miejsce w jego głowie. Jacob, Denis… dwie tak różne od siebie postaci także odgrywały swoją rolę w jego zamysłach. Lecz wciąż pozostawała kwestia czego pragnęli oni sami. Bez względu na ich wybory, Richard snuł wizję własnego wywiadu. Coś podobnego byłoby wykonalne, choć wiązało się z kolejnymi zagrożeniami. Nie wiedział nic o budowaniu szpiegowskiej siatki. Niemniej każda potęga zaczynała się od jednego, dostatecznie zdeterminowanego człowieka. Denis przedstawił swoje stanowisko wręcz łopatologicznie. Wiedział bowiem doskonale co ma robić dalej. Najpierw zwrócił się do Shagreena. - Bądź pewien, że osądzimy Kamienny Ród. Nie będziemy też obojętni na los zarażonych. A w pamięci zachowam zarówno ciebie i Enzo. Walker Barnes zdawał się być choć trochę zadowolony z tych słów. Powoli jednak wycofywał się ze swoimi ludźmi. Nie chciał dłużej tu być. Arcon w dalszym ciągu szukał wzrokiem resztek Cona. Choć ten był tylko konstruktem, lurker zdążył już przywyknąć do urządzenia. Wyglądało jednak na to, że mały robot nie mógł przetrwać podobnej eksplozji. Imię sondy przywołało jeszcze jeden temat. Denis nie mógłby nazywać się dalej lurkerem, gdyby zignorował ten wątek. - Yarvis... Czy ono istnieje? Jaką tajemnicę skrywa i gdzie należy go szukać? Eliasz potarł dłonie i dmuchnął w nie mocno. Był skarbnicą wiedzy, lecz ubraną w starcze ciało, które coraz bardziej marzło i męczyło się. - Istnieje. To mogę wam powiedzieć, choć zamierzam być możliwie konkretny. Jak już wiecie, zbyt duża wiedza byłaby zagrożeniem. Na szczęście znalezienie miasta na własną rękę jest prawie niemożliwe. Co do samego Yarvis więc… w istocie jest metropolią starożytnych, które pewnego dnia wypłynęło na powierzchnię. Nie wiemy dokładnie jak do tego doszło. Możliwe, że ma to związek z ożywianiem kultów, a co za tym idzie sił z nimi powiązanych. Podobnie było z dziwnymi sygnałami w okolicach Saif. One także nasiliły się dosłownie z dnia na dzień. Na Yarvis przeprowadzamy badania dotyczące przeszłości. To osobliwe miejsce pełne ruin budynków ze szkła oraz innych obiektów, które wciąż analizujemy. Możemy tam wysyłać tylko najlepszych i to na krótki czas. Jeśli zbyt długo przebywać w murach starego miasta, człowiek zaczyna słyszeć głosy przeszłości. Ich źródłem jest prawdopodobnie ciało istoty z morskiego dna. Podejrzewamy, że to jeden z naszych wrogów. Nawet spoglądanie na te kości jest niebezpieczne. Ogromny szkielet istoty wyrasta w dziwnych kierunkach. Zdaje się on wręcz załamywać prawa przestrzeni. Byłem tam dawno temu jeden raz. Nikt nie jest gotowy na podobny widok. Ostatnio edytowane przez Caleb : 26-09-2018 o 08:52. |
04-10-2018, 23:03 | #306 |
Reputacja: 1 | Black Cross będzie stanowiło zagrożenie do momentu, w którym rzeczywisty miecz zawiśnie nad ich głowami. Kiedy pozwoli im znaleźć jeden egzemplarz własnych notatek z dopiskiem na końcu. Jeszcze nie był pewien jak będzie brzmiał, ale obecnie skłaniał się ku: "Jesteście pewni, że odnajdziecie wszystkie?" Wtedy groźba z ich strony zniknie raz na zawsze i był w stanie założyć się o to własnym życiem. Dziś blef Coopera był tylko blefem, który z pewnością zechcą sprawdzić nim podejmą jakiekolwiek działania. Gdy zaczną, notatki historyka rzeczywiście będą miały moc niszczenia świata po ubraniu wszystkiego w odpowiednie słowa. Wystarczy jeden ujawniony dziennik. Wystarczy, że Black Cross pominie tylko jeden, a świat utonie. Krzyżowcy będą grali według reguł jakie narzuci Starr albo nadejdzie zagłada. Nie ważne czy Eliasz będzie chciał to przyznać, czy nie. Jacob szachował Czarne Krzyże i trzymał je w tej pozycji. Tymczasem Eliasz nie mówiąc wiele mówił wiele. Budynki ze szkła. Sygnały z Saif. Jeden z wrogów. Szkielet. - Ja również mam kilka pytań. Pierwsze nurtuje mnie od dość dawna. Dlaczego chcieliście zabić Eloizę? Zamilkł na chwilę, a następnie podjął ponownie. - Jak dokładnie wygląda wasze szkolenie i jak dokładnie chronicie umysły? Ta wiedza jest w interesie nas wszystkich. Im lepiej osoby znające prawdę będą potrafiły się chronić, tym mniej siły będzie miała Istota. - Opowiedz o Starym Świecie, waszych badaniach i odkryciach. Tyle, ile możesz. Coś z pewnością możesz choćby w ramach przestrogi. - Dodatkowo wyjaśnij genezę katastrofy, jaka miała miejsce. Myślę, że wszyscy chcemy jej uniknąć. Wiedza może być niebezpieczna, ale jej brak może być równie niszczycielski. I tak wiemy wiele, więc możemy też przynajmniej dowiedzieć się jakich błędów mamy nie popełniać. Historia przecież toczy się kołem. - Jaka jest historia tego kultu? - Czym jest dilithium i skąd się bierze?
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
10-10-2018, 14:55 | #307 |
Reputacja: 1 | Tym razem to Jacob odczekał parę chwil. Najpierw spojrzał wymownie na siostrę Richarda. Zdążył z nią swoje przeżyć. Ratunek na Black Hand Hill koło Rigel, szturm przez objęte kwarantanną miasto, rejs łodzią podwodną... wszystko jednak zaczęło się na dobre od jednego wydarzenia. - Dlaczego chcieliście zabić Eloizę? Eliasz przymknął oczy. Sprawdzał starsze raporty - mechanizm za jego plecami znów zaczął pracować na pełnych obrotach. Maszyna wykaszlała parę wysokich dźwięków. Stary miał już coś rzec, gdy w słowo weszła mu Deborah. - Myślę, że jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie - mówiąc to, wetknęła w szparkę ust kolejny zwitek tytoniu i zapaliła go. Kobieta wyszła dystyngowanie na środek. Każdy krok rozdrabniała na kilka mniejszych. Jej podgardle zatrzęsło się, oczy delikatnie zajaśniały. - Walker znał wywiad naszej rodziny, wiedział w jaki sposób funkcjonuje. Potrzebowaliśmy kogoś z zewnątrz, aby pozbyć się problemu. Herszt, który został właśnie mianowany chodzącym kłopotem, zebrał już ludzi i był gotowy do wymarszu. Słuchał siostry bez słowa. - Jedną z tych osób był Richard - kontynuowała Deborah. - Nie mieliśmy pewności na ile pozostanie lojalny zadaniu. Stąd zaistniała potrzeba dodatkowego atutu. Zabicie Eloizy było ostatecznością. Domyślny plan mówił o porwaniu, aby sir La Croix był posłuszny. - Zgodziliśmy się na współpracę - pociągnął dalej Eliasz. - Shagreen był przyjacielem Enzo i stanowił potencjalne zagrożenie. W akcie zemsty mógł wyjawić sekrety pochowane razem z nurkiem. Posiadał dobre zaplecze i był w stanie wiele się dowiedzieć. Wracając jednak do Richarda. Udostępniłem część ludzi Kamiennemu Rodowi, aby użyli lady Eloizy jako zabezpieczenia jego roli. Teraz, kiedy obiecaliście Shagreenowi sprawiedliwość, nie ma potrzeby, aby go nadal ścigać. Rodziny La Croix również. Oczywiście, wszystko zależy od waszej słowności i dyskrecji. Walker tylko zmrużył oczy. Zimny wiatr łopotał resztkami stroju, zwisającymi smętnie z jego wychudzonej sylwetki. - Jeśli o mnie chodzi… ufam tym ludziom. Jak już powiedziałem, nie zamierzam dalej szukać zemsty. To koniec z mojej strony. Puentując swoje słowa, najmłodszy Barnes odwrócił się przez ramię i powoli ruszył z resztą zarażonych poprzez kłęby dymu. Korowód umęczonych dusz powoli zniknął w bezgranicznej szarzyźnie. Młoda croixówna postawiła oczy w słup. Musiała czuć się teraz jak sztuka mięsa, którą można wycenić w konflikcie interesów. Dziewczyna dygotała, ale wiedziała już, że czasem lepiej wstrzymać nawet skrajne emocje. Krzyżowiec rzecz jasna pozostawał niewzruszony. Dla niego były to gołe fakty, elementy konieczne do realizacji planu. Nie wiedział jeszcze, że dostarczył Richardowi kolejny powód dla stworzenia wobec siebie opozycji. Tymczasem historyk nie tracił czasu. Szybko przeszedł do kolejnego pytania. - Jak dokładnie wygląda wasze szkolenie i jak dokładnie chronicie umysły? Ta wiedza jest w interesie nas wszystkich. Im lepiej osoby znające prawdę będą potrafiły się chronić, tym mniej siły będzie miała Istota. - Nie licz na zbyt wiele szczegółów - Eliasz przesunął dłonią po długiej brodzie. - Trening obejmuje lata ascezy oraz medytację. Posiadamy swoje placówki w miejscach daleko stąd. Używając języka powszechnego, można nazwać je czymś na rodzaj klasztorów, choć bez sakralnego kontekstu. Mają tam miejsce również transformacje ciała oraz umysłu, lecz o tym właśnie nie mogę ci powiedzieć. Cooper musiał się tym zadowolić. Eliasz nie był człowiekiem, którego wolę szło nagiąć grzecznie, lub groźbą. Zamiast nagabywać starego, przeszedł dalej. - Opowiedz o Starym Świecie, waszych badaniach i odkryciach. Tyle, ile możesz. Coś z pewnością możesz choćby w ramach przestrogi. Zimne oczy spojrzały gdzieś przed siebie. Eliasz zdawał się słuchać dmącego z dala wichru. - Nawet my posiadamy jedynie strzępki informacji. Starożytni stworzyli złożoną cywilizację, a mimo to ich dziedzictwo jest bardzo mgliste. Przodkowie budowali ogromne metropolie, gdzie władali elektrycznością oraz przesyłem myśli. Rozwój technologiczny sprawił, że zaniedbali oni swoją duchowość. Mamy podstawy, aby twierdzić, że wróg to wykorzystał. Trudno powiedzieć coś więcej, choć wciąż istnieją ruiny, których nigdy nie zbadaliśmy. Podejrzewamy, iż mogą być równie istotne, co Yarvis. Problemem jest głębokość na jakiej są położone. Żaden z istniejących batyskafów nie wytrzyma podobnego ciśnienia. Nawet oszczędne informacje o Starożytnych były cennym nabytkiem. Jednocześnie coś nie dawało Starrowi spokoju. Jako znawca ludzkich umysłów, czuł że poznał jedynie skromną część wiedzy Eliasza. Zgodnie ze swoimi przypuszczeniami, Black Cross posiadało znacznie więcej informacji. Nadzieją napawał fakt, że prawda nie była na wyłączność organizacji. Jacob czuł, iż może ją odnaleźć gdzieś indziej - jak świat długi i szeroki. Potrzeba było tylko odwagi, a tego mu nie brakowało. - Dodatkowo wyjaśnij genezę katastrofy, jaka miała miejsce - konsekwentnie drążył. - Myślę, że wszyscy chcemy jej uniknąć. Wiedza może być niebezpieczna, ale jej brak może być równie niszczycielski. I tak wiemy wiele, więc możemy też przynajmniej dowiedzieć się jakich błędów mamy nie popełniać. Historia przecież toczy się kołem. - Dawno temu poziom mórz i oceanów nagle się podniósł. To dziś może wydawać się kuriozalne, lecz kiedyś istniały lądy, przy których powierzchnia Corvus jest niewielka. Wszystko to jednak zostało pogrążone podczas ogromnej powodzi. Istoty w głębinach prawdopodobnie kontrolowały całe zjawisko. Nie ulega wątpliwości, że nie powiedziały ostatniego słowa, choć trudno pojąć jakiego rodzaju rozumowaniem się posługują. Wspomnienie kreatur szybko nasunęło Jacobowi skojarzenie z sektą. - Jaka jest historia tego kultu? - Ci szaleńcy musieli funkcjonować jeszcze przed katastrofą. Są przepełnieni wolą wroga, to jego przekaźniki w naszym świecie. Stanowią najlepszy dowód na to, jak niebezpieczne jest obcowanie z plugawymi implantami oraz zakazaną wiedzą. Z resztą, sam dzielę się nią z wami tylko dlatego, że udowodniliście swój hart ducha - nagle Eliasz zakaszlał parę razy i choć dał tym wyraz, że jest już zmęczony, kontynuował. - Jako Black Cross wciąż poszukujemy dowodu na pierwszy kontakt człowieka z wrogim elementem. Możliwe, że gdybyśmy odkryli genezę ów pierwotnego incydentu, dałoby się zrozumieć więcej o naturze tych, którzy spoczywają na dnie. Cooper czuł, że ich czas się kończy. Na końcu języka miał jeszcze jedno pytanie. - Czym jest dilithium i skąd się bierze? - Jak widzisz jest bronią. Niektórzy twierdzą, że sam Noas pozostawił ten minerał, aby posłużył przeciwko zagrożeniu. Osobiście sądzę, że natura nie lubi próżni. Jesteś człowiekiem nauki, więc zapewne zdajesz sobie sprawę z pewnej zależności. Kiedy w danym ekosystemie zaczyna dominować jeden gatunek, przyroda wynajduje sposób, aby zmniejszyć jego liczbę. Zazwyczaj dzieje się to pod postacią choroby, lub jakiegoś drapieżnika. Uważamy, iż tutaj jest analogicznie. Samo dilithium znajduje się na północy, często można je odnaleźć zamrożone w górach lodowych. Przywódca złożył ręce w piramidkę i skinął na swoich żołnierzy. Ci zaczęli tworzyć wokół grupy ciasny szpaler. Dopiero wtedy starzec spojrzał na wszystkich raz jeszcze, po czym rzekł: - Nic więcej nie mogę wam powiedzieć. Teraz chcę, abyście opuścili wyspę. Mamy tu jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jeśli tu zostaniecie, uznam was za wrogów. Eliasz zapewne liczył się z szantażem Jacoba, lecz prócz gwardii, pozostali bynajmniej zamierzali to weryfikować. Poza tym, istotnie natrafiali na informacyjną barierę, którą dało się sforsować już tylko bytnością w Black Cross. Członkowie grupy, jeden po drugim zajmowali miejsca na sterowcu. Rannych dźwignięto na prowizorycznych noszach. Deborah oraz Patrick dość opornie, lecz usłuchali, gdy kilku gwardzistów znacząco pchnęło ich na trap. Póki nie zdecydowano o szczegółach dalszych planów, mieli trafić do zamykanych cel. Nie minął kwadrans, jak potężny zeppelin powoli wzniósł się ku niebu. Kiedy wszyscy już odlatywali, pierwsze stosy pogrzebowe uderzały w powietrze stalowym językami. Wkrótce potem obraz mitycznej wyspy zaczął maleć, a drużyna zajęła się swoimi sprawami. Ten czas wykorzystał Malfoy, aby zaczepić Denisa w zagraconej maszynowni. Arcon nie rozumiał czemu inżynier uśmiechał się do niego jak opity beczką rumu. Odpowiedź szybko pojawiła się w rękach specjalisty. Con był potrzaskany i w paru miejscach wystawały z niego kable. Jednakże… - Potrzebuje paru szlifów, lecz będzie na chodzie. Obiecuję ci to - wciąż świecił zębami i nagle uścisnął nurka. Stali tak chwilę i lurker wyswobodził się dopiero, kiedy zaczęło brakować mu powietrza. Malfoy potarł zroszone potem skronie, zerknął ku wyjściu. - Dobra, będzie tego. Chodźmy na mostek. Myślę, że czas odbyć ostatnią rozmowę między naszymi. Zapewne czeka nas również kilka pożegnań, ale hej, kiedyś to musiało nastąpić, prawda? Zostawili sondę w bezpiecznym miejscu, aby ruszyć zaraz technicznym korytarzem. Już z daleka widzieli, że cała reszta również tutaj była. Resztka najemników nerwowo przestępowało z nogi na nogę. Doktor Connor zwiesił na sobie ręce i w ciszy obserwował sytuację. Byli jeńcy trzymali się bardziej z tyłu, a gwardziści zajęli miejsca przy śluzach. Manuel stała obok Richarda, tuż przy Eloize, która nadal trzymała w dłoniach ,,prezent” od Jacoba. Mogli wracać do domu. Ostatnio edytowane przez Caleb : 10-10-2018 o 22:20. |
20-10-2018, 13:22 | #308 |
Reputacja: 1 | Eliasz chciał powiedzieć niewiele, lecz dla umysłu potrafiącego słuchać powiedział bardzo dużo. Kwestia Eloizy służyła jedynie zaspokojeniu jego ciekawości, ale efekty odpowiedzi były już znacznie bardziej dalekosiężne niż mogło się wydawać poprzez wpływ na samą siostrę Richarda, nie wspominając o nim samym. Niegdyś Jacob powiedział wprost szlachcicowi, że ocalił jego siostrę. Oczywiście nie dodał, że mógł zapobiec ucieczce dziewczyny i nie zrobił tego. Wtedy prawdomówność historyka została zakwestionowana. Ciężko jednak o dowód twardszy niż przyznanie się do winy potwierdzające przedstawioną wcześniej, niezależną wersję. Tym posunięciem Cooper zlikwidował bardzo silny hak, na jaki Barnesowie wraz z Black Cross chcieli go nadziać. Z którego mógłby nie być w stanie zejść w inny sposób niż podporządkowując się ich woli. Schwytaną Eloizę wystarczyło wywieźć do jednej z tajnych placówek. W jednej, krótkiej wypowiedzi Eliasz przyznał się do tego, czego wypierał się przez cały czas. Zaprzeczył własnym słowom sprzed kilku chwili przyznając, że Shagreen stanowił zagrożenie dla tajemnicy. Dlatego należało go wyeliminować. Obecnie Jacob ze swoimi dziennikami był zagrożeniem większym niż Walker Barnes. Tym samym głowa Krzyżowców potwierdził, iż nie są dla niego zagrożeniem przez pewien czas. Do momentu, w którym ukryje rzeczywiście istniejące dzienniki mogące zniszczyć świat i pozwoli im znaleźć jeden z nich ze specjalnymi pozdrowieniami dla organizacji i Eliasza. Wtedy stanie się nietykalny, ponieważ jego śmierć doprowadzi do zniszczenia świata. Rzeczywistego zniszczenia. Walker po swojej deklaracji o zachowaniu milczenia odwrócił się, zaś historyk wykorzystał chwilę ciszy. Szybkim krokiem podszedł do Shagreena i wyszeptał zasłaniając usta, by nikt prócz niego nie usłyszał bądź nie zobaczył przekazywanej wiadomości. - Dopilnuję, by twoje siostrze wszystko uszło płazem i żebyś nigdy jej nie znalazł. Pospiesznie ruszył na swoje miejsce kontynuując pytania, by nie utracić inicjatywy. Specjalnie zaakcentował zarażonemu słowo "wszystko". Człowiek prędzej zginie niż stanie się antytezą tego, czemu poświęcił życie. Shagreen miał cierpieć. Miał przeżywać katusze będące niczym w porównaniu z tym, co doświadczał teraz. Na ostatniej prostej jedyną łyżką miodu w beczce dziegciu miała być śmierć brata. Jedno zdanie o wywinięciu się siostry od ramion sprawiedliwości i jej śmianie się zarażonemu bratu prosto w twarz poparte faktami miało sprawić, że sam sobie stanie się największym demonem. Może nie teraz, ale kiedy Deborah rzeczywiście zniknie i wyjdzie obronną ręką z całego zamieszania wszystko miało się obudzić. Obecny niepokój przerodzić w bezsilną furię wyżerającą umysł, a w końcu umrzeć od własnego palca ciągnącego za spust pistoletu. A kiedy Walker Barnes umrze, zaś Deborah zaufa i uwierzy, że wszystko minęło, wszystko jej się udało, umrze zdradzona. Jacob da jej nadzieję i odbierze ją. Sprawiedliwość odroczona, naliczona z odsetkami. Shagreen nigdy nie pozna tego faktu ginąc w męczarniach własnego umysłu. Sprawiedliwość odroczona za morderstwo Lucjusza Ferata. Cała pozostała przy życiu wierchuszka Barnesów ma cierpieć i cierpiąc umrzeć. Szybko odsunął od siebie myśli o przyjacielu. Już wkrótce miał nadejść czas rozliczenia z wydarzeniami K'Tshi, ale jeszcze nie w tej chwili, nie na ostatniej prostej, gdzie potrzebował czystego, niezmąconego niczym umysłu. Tymczasem Eliasz udzielił kolejnej odpowiedzi przekazując Cooperowi cały wór informacji myśląc, iż przekazał ich garść. Zarówno wspomniana medytacja, jak również asceza były elementami wielu mitologii. Połączone zawężały zakres poszukiwań. Co więcej, po głębszej analizie okazywało się, iż elementy te mają wspólną bazę dla wszystkich wierzeń. Mantry są równoznaczne modlitwom, wyciszenie oraz skupienie są identyczne dla każdego systemu, walka z pokusami wielkimi, a także małymi jak wykonanie ruchu podczas praktyki medytacyjnej, ... Placówki przypominające klasztory znajdowały się w dużej odległości od wyspy, na której właśnie się znajdowali. Przed oczami wyobraźni Jacoba pojawiła się mapa świata lśniąca oślepiającym światłem. Obecne miejsce pobytu wraz ze sporym okręgiem wokół zgasło. Podobnie wszelkie ośrodki miejskie wraz z pewnymi promieniami. Podobnie z ośrodkami wiejskimi, a także miejsca dokładnie poznane. Eliminacja miejsc nieprawdopodobnych wygasiła znaczny obszar. Ośrodki musiały być odosobnione, usytuowane w trudnych do znalezienia miejscach, co przygasiło kolejną część terytoriów. Na sterowcu naniesie je na mapę. Zmiany ciała i umysłu były kolejną podpowiedzią. Można było je zmienić za pomocą technologii lub odpowiednich ziół. Albo jednego i drugiego. W historii i mitologii istniało mnóstwo informacji na ten temat. Lekko zdezorientowany wyraz twarzy Jacoba pojawił się na ułamek sekundy w postaci mikroekspresji. Niech myślą, że powiedziało mu to mniej niż było to w rzeczywistości. Niech traktują to jako potknięcie. Oczywiście nie każdy mógł to zobaczyć i odczytać. Ten przekaz miał trafić jedynie do posiadających odpowiednie umiejętności czyniąc z niego odkrycie. To, do czego nie jest łatwo dotrzeć jest bardziej wiarygodne. Nie uwierzył także Eliaszowi, gdy ten opowiadał o swojej wiedzy odnośnie Starego Świata. Stary człowiek wiedział znacznie więcej. Niemniej to, co widział w zupełności historykowi wystarczyło. Ponownie stanęły mu prze oczami budowle ze szkła zaprezentowane Denisowi przez wizję z kryształu. Elektryczność, przesył myśli, utracona duchowość. Były to bardzo wyraźne drogowskazy w umyśle Jacoba. Będzie potrzebny geniusz inżynierii i wizjoner. Mushakari, dla którego walutą będzie przywrócona nadzieja po upadku K'Tshi, a Cooper podejrzewał, że żadna zachęta nie będzie potrzebna. Pracowita mentalność Xanouańczyków oraz pogoń za technologiami będzie równoległa, a co za tym idzie, niezależna względem interesów Cesarstwa, które nie będzie mogło na tym skorzystać. Mushakari i tak był jednak odtrącony. Wystarczy mu, że nie zaszkodzi swoim oraz fakt pracy z najnowocześniejszymi technologiami, co mógłby utracić przekazując je. Przynajmniej na obecnym poziomie wiedzy, lecz w niedalekiej przyszłości... Technologia jest dla niego całym światem. Elektryczność i przesył myśli... Miasta w nieodkrytych jeszcze głębinach. Było pewne niedopowiedzenie w słowach Eliasza. Mówił o batyskafach, nie okrętach podwodnych potrafiących zejść głębiej. Być może nie na samo dno, ale jednak. Natomiast Cooper znał osobę z własnym okrętem podwodnym. I wiedział gdzie jej szukać. Zoi Clemes. Z pomocą Mushakariego zejdą głębiej, zbiorą niezebrane informacje, zaś te z kolei posłużą do eksterminacji istot bytujących w morskich mułach i piaskach. Pojawiła się tutaj jedna informacja, którą Jacob był zdziwiony. Eliasz wyrażał się o nich w liczbie mnogiej. To znacząco komplikowało sprawę, acz nie czyniło jej niemożliwą. Sam kult tych Istot, funkcjonujący jeszcze w Starym Świecie, był w ostatnich latach skutecznie powstrzymywany przez Black Cross, dlatego Cooper nie miał zamiaru im przeszkadzać. Krzyżowcy mieli kupić mu czas. Planował nawet przekazywanie informacji o dostrzeżonych ogniskach zapalnych przeoczonych przez organizację, lecz dopiero wtedy, gdy uzna to za stosowne. Nic nie było jednak wiadomo o pierwszym zetknięciu człowieka oraz obcej ludziom kultury. Odpowiedź na pytanie o dilithium było potwierdzeniem jego wiedzy i jej nieznacznym rozszerzeniem. Jeszcze z Feratem trafili na archiwum, gdzie znajdowała się specyfikacja tego metalu uwięzionego w lodzie. Jasno określono tam jego wytrzymałość oraz temperaturę topnienia. W połączeniu z ostatnimi obserwacjami zyskał pewien pogląd windujący konieczność odnalezienia ludzi parających się jego obróbką. Wszystkie otrzymane przez Jacoba informacje zdradzały znacznie więcej niż Eliasz mógł przypuszczać. Nie zdradziłby ich, gdyby wiedział jak bardzo dużo mówią historykowi. Jacob uśmiechnął się bardzo szeroko i pomachał wszystkim przyjaźnie na pożegnanie jak rozentuzjazmowane dziecko. - Do zobaczenia! Wyszczerzył się ponownie, po czym dodał: - Ah! Bym zapomniał. Przed odlotem muszę jeszcze odnaleźć coś, co Eloiza utraciła w tej bitwie - uśmiechnął się słodko do Eliasza, po czym dał znać cesarskim Gwardzistom, by pomogli mu szukać w miejscu, w którym ostatnio widział cona. Grupą powinno pójść znacznie szybciej, a miał zamiar przetestować jeszcze jedną hipotezę: wejść do tunelu i sprawdzić czy wpływ Istoty wciąż się utrzymuje. Miało to być próbą kontrolną. Jeśli tak, to sprawdzić czy otoczenie głowy łańcuszkiem dilithium zmieni coś w percepcji. Zamierzał też zabrać kamień i próbkę roślinności. Dopiero wtedy wróci na sterowiec razem z towarzyszącymi mu Gwardzistami. Podobał mu się pomysł, który przyszedł mu do głowy. On, Mushakari i Zoi Clemes. Wiedział już nawet jak nazwie triumwirat. Triada. Tylko będzie musiał jeszcze wkomponować ją w ogólny plan stworzenia rozsianych po świecie informatorów. Tym jednak zajmie się już na sterowcu.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 20-10-2018 o 13:27. |
21-10-2018, 16:24 | #309 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | - Malfoy! Dajże już spokój! - lurker hamował wybuch entuzjazmu mechanika. - Bo przypłacę zdrowiem te niespodzianki! Wyswobodzenie się z uścisku inżyniera silnego niczym imadło, było nie lada wyczynem. Uszczęśliwiony, że mechaniczny konstrukt dostanie kolejne życie słuchał słów Malfoya o zebraniu na mostku sterowca. Ostatnio edytowane przez Deszatie : 22-10-2018 o 09:11. |
22-10-2018, 12:39 | #310 |
Reputacja: 1 | Richard przysłuchiwał się odpowiedzi Eliasza. Ale nie mówił już nic. Rozglądał się po polu bitwy. Eliasz wyraźnie chciał ich spławić. Zmuszał ich niemal do tego, żeby opuścili wyspę. Cooper chciał jeszcze czegoś poszukać. Richard dawno przestał wierzyć w jego czyste intencje. Jednak postanowił wziąć udział w tym roztaczaniu dymu przed oczami Black Cross.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 22-10-2018 o 12:41. |