Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2018, 08:10   #126
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Obozowisko w lesie

Na słowa Heleny Elely potrząsnęła głową.

– Nie do końca, a przynajmniej nie wówczas, gdy nie zna się terenu. Kiedy tak jest myśliwy przeważnie wie, gdzie może się spodziewać zwierzyny itd. Wtedy polowanie sprowadza się głównie do cierpliwości i wypatrywania okazji – niziołka mówiła z dawno niewidzianym zaangażowaniem. Czyżby pomagało jej to zepchnięciu strasznych myśli na dalszy plan? Tak, czy inaczej po krótkim zastanowieniu kontynuowała. – Tylko, że w tym wypadku, bez znajomości terenu, zazwyczaj stawia się na polowanie aktywne. W ruchu. Szukając tropów, podążając nimi i prowokując okazję… ale i niebezpieczeństwo. I tego się obawiam.

Helena znów spojrzała na słońce. Faktycznie, trochę dnia ubyło.
- Jeśli odeszła daleko to ciężko ją będzie odnaleźć. Chcesz ją wytropić? Samodzielnie to zbyt ryzykowne, a we dwie… - wskazała wymownie na koboldy. - Ich też coś może zjeść.
Kapłanka bardziej martwiła się potencjalną ucieczką jeńców, ale przypuszczała, że ich krzywda bardziej trafi Elely do przekonania.
Twarz niziołki wykrzywił grymas, a ona sama westchnęła i przytaknęła skinieniem głowy. Odwróciła wzrok, przygryzła wargę.
Pewnie masz rację… Tylko...Arghh… – westchnęła po raz drugi, a głos jej wskazywał na wewnętrzny smutek, bądź coś bardzo temu bliskiego. – Cholera, nienawidzę bezsilności… Tych chwil, kiedy wiem, że nic nie mogę zrobić…
- Rozumiem - Helena pokrzepiająco poklepała niziołkę po ramieniu i odchrząknęła. - Wiesz, myślę że nie masz sobie czego zarzucać. Dzięki tobie mamy gdzie spać i uniknęliśmy bezsensownego zabijania jeńców… Astine znała ryzyko, sama je zresztą znasz jako tropicielka. Może… poczekajmy jeszcze świecę. Jeśli nie wróci to zastanowimy się nad misją ratunkową.


Elely odwróciła się do Heleny, a ta zauważyła, że usta tamtej układają się w niewielki uśmiech.
– Zrobiłam tylko to co do mnie należało.
Powiodła wzrokiem po obozie i pojmanych koboldach.
– Nigdy nie lubiłam zabijać – mówiąc sięgnęła po swój łuk. – Oczywiście poluję, ale traktuję to jako konieczność, nie przyjemność. Dunin… on to rozumie. Może właśnie dlatego powołaniem jego było być Ponurym Strażnikiem. A ja… ja… Zajęłam się hodowlą.
Wspominając o hodowli głos jej począł się lekko łamać i cichnąć.
Przepraszam – powiedziała uspokoiwszy głos.
- Nie ma powodu by przepraszać. To na pewno… hm… musi być bardzo trudne - wydukała kapłanka czując, że oto przyszedł czas na rozmowę, na którą wcale nie miała ochoty. - Próbowałaś… hm… słyszałam, że *te* sprawy to czasem wina jakiejś choroby… Nie jest to moja specjalność, ale… hm… mogę popytać, poszukać… - zaproponowała niepewnie Helena.

Niziołki spochmurniała, wstąpiły na nią cienie, a uśmiech zniknął. Słuchając słów Heleny przygryzła wargę. Westchnęła.
Ja… – szukała słów. – Myślałam o tym.... Dunin również.
Usiadła, by łatwiej jej było mówić.
– Nawet składał ofiary i modlitwy Urogalanowi, by ten obdarował go łaskami uzdrawiania. Ale… nie pomogło… Arini… ona… wiesz…
Otarła łzy, które przecisnęły się jej przez kąciku oczu. Wzięła głęboki oddech.
– W końcu zrezygnowaliśmy… My… ja… Pogodziłam się z tym, ale… ta wizja, czy co to było… wtedy przy menhirze… – kiedy mówiła niespokojnie bawiła się palcami, łapała je, ściskała i przesuwała jednymi po drugich. – miałam nadzieję, że to już… za mną.
- W sumie nie dziwota; bóg umarłych raczej nie jest zainteresowany dawaniem życia. Co innego jakiś bóg płodności… o, Sune Światłolica na przykład. Wasza Yondalla też się tym zajmuje, prawda? To ona przede wszystkim. Albo Tymora, łut szczęścia się przyda, nie tylko tobie, ale i Duninowi - Helena poczuła się nieco pewniej. - Świat jest wielki i kto wie, może lek czeka za następnym, albo jeszcze kolejnym zakrętem! - nie czuła się źle z tym, że dawała Elely być może fałszywą nadzieję. Niziołka wyraźnie *nie* pogodziła się ze swoim stanem, a przez głupią ciekawość najemnego czarodzieja będzie się teraz zadręczać wspomnieniami bogowie wiedzą jak długo.
– Nie wiesz zbyt wiele o Urogalanie, prawda? – głos niziołki nie zdradzał zdziwienia, raczej zrozumienie. – Rozumiem. Bogowie… tym się zajmujący nie cieszą się wielką sympatią.Mówiła cicho, spokojnie. Po chwili kontynuowała.
Urogalan, on… Nie cieszy Go śmierć. Nie wyczekuje niczym sęp. On... strzeże nas. Uczy, że śmierć jest naturalna, nieunikniona… że nadaje wartość życiu, które… którego do niej prowadzi.
Spuściła głowę, po raz kolejny przygryzła wargę, aż niemal popłynęła krew. Wzięła kilka głębokich oddechów.
– Może masz rację. Może powinnam… Ahhh! Sama nie wiem!
Chwyciła się za głowę.
- Nie musisz przecież decydować teraz. Jeden problem na raz, a teraz naszym bieżącym problemem są koboldy. I nieobecność Astine - Helena poklepała ją znów i lekko przytuliła. - A z Urologanem nie miała na myśli nic złego. Są bogowie dający życie i ci, którzy czuwają nad jego końcem. Jedni i drudzy są potrzebni, tak jak dzień i noc. Bez nich ci pomiędzy nie mieli by wiele do roboty - spróbowała zażartować.

Elely wzięła się trochę w garść pod wpływem gestów i słów Heleny, chociaż żart najwyraźniej do nie trafił, gdyż skwitowała go najzwyklejszym “Tak”, do tego wypowiedzianym bez przekonania. Kobieta wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, po czym wstała.
– Jeszcze raz sprawdzę okolicę – powiedziała niewesoło i odeszła.
Grzejący się przy ognisku Saug zawiesił przez chwilę wzrok na Helenie, po czym ruszył za swą panią.
- Nawet psa nie bawię... - mruknęła pod nosem Helena i z braku innego zajęcia zajęła się porządkowaniem ekwipunku.


 
Sayane jest offline