Liward nieco się uspokoił. Teraz mogli iść dalej, być może drużynie uda się jeszcze coś osiągnąć na drodze ku Oku. Nieco zawstydziło go to, że stary krasnolud, zniechęcony postawą reszty drużyny, poszedł przodem. Mimo oporów czuł trochę mniejszy wstyd, idąc przodem.
Dziwił się nieco, czekając na Keę, potem zaś również doświadczył zmartwienia wynikającego z tego, że ich obrona jest mniej skuteczna.
-Teraz naszą najlepszą obroną będzie atak, jakoś sobie poradzimy.
Nie chodziło jedynie o popularną mądrość - chociaż brakowało pawęży, możliwe było swobodniejsze zadawanie ciosów w razie walki w zwarciu.
To, że było żywotniej, również pozytywnie nastroiło wojownika. Jak na razie, kreatury nie wykraczały poza normę, chociaż ich obecność przypominała o tym, że tu może żyć coś jeszcze. Przynajmniej to coś nie zagraża tak małym istotom - czemu miałoby zagrozić większym?
Drużyna musiała teraz po raz kolejny wybrać drogę działania. Północna odnoga zapraszała swoim szerokim wymiarem.
-Moim zdaniem lepiej się nie rozdzielać. Uważajmy na to, co tego nieszczęśnika zjadło, jeśli nie ominiemy tego, co za jego zgubą stoi