Mariusz Leszczyński - Dobrze prawisz Panie Florianie, czas aby sumienie i rozum kozaczy poruszyć.
Wstał więc Pan Mariusz, za zdrowie i męstwo pilnujących dobytku puchara podniósł i tak oto rzekł: - Panowie, w Wasze ręce powierzam dobytek nasz cały. Strzeżcie go dobrze i pilnujcie, bo żadne łupy dóbr tu zostawionych i sercu cennych nam nie wynagrodzą. List Wam z pieczęcią swoją pozostawię, aby każdy kto zadrzeć z Wami się ośmieli wiedział, że ze mną i całą gromadą jaka tu wróci do czynienia mieć będzie, jeśli ktokolwiek rękę na dobra tu pozostawione i ludzi podniesie. Przysięgam na najświętszą Maryję Pannę, że jeśli powrócę i stan rzeczy zastanę, który niepokój mój wzbudzi, to resztę życia i pieniędzy poświęcę, aby winowajców dopaść. Podniesiona na gwałt ręka obcięta zostanie, jeśli język ktoś źle zwróci na Was lub wśród Was to wyrwę, jeśli kto okiem zachłannym spojrzy wykolę, a kto uciec będzie chciał z dobrami Tymi temu kulasy poprzetrącam, a to wszystko tylko początkiem zemsty będzie.
Przeszedł się Pan Mariusz wśród chętnych, co na zawołanie Solińskiego wystąpili. Każdemu głęboko w oczy spojrzał, każdego dokładnie zlustrował od góry do dołu wbijając w swą głowę pamięć co do wyglądu każdego i o imię spytał. - Lepiej dla Was bym martwych Was zastał niż żywych a bez dobytku Wam powierzonego. Jedziemy śmierci w oczy zajrzeć i bić się do końca, jeśli zajdzie potrzeba i tego samego po Was oczekuję. Tym bardziej, że równy udział w łupach Wam przyobiecałem a nie jakiś żołd marny. Pilnujcie więc dóbr wszystkich i czekajcie spokojnie na sukces nasz licząc. Im bowiem lepsza wyprawa się uda, tym i Wasza korzyść większa będzie.
To mówiąc każdemu dłoń jeszcze uścisnął tak jakby żegnał się już z nimi. I wrócił na miejsce, pewny, że dobrze w ich głowach słowa jego zapaść musiały. |