Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2018, 21:34   #46
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Idziemy coś zjeść? - Daivyn zwrócił się do pozostałych członków ich czteroosobowej drużyny. - Nogi trochę odpoczną, a potem poszukamy waszych krewnych. - Spojrzał na dzieci. - Jak się nazywają? I czy wiecie, gdzie mieszkają?
- Chirilov. Mieszkają w mieście. Ciotka jest praczką, a wuj... ostatnio był chyba piwowarem - wybąkał chłopiec nie będąc pewny.
- Traficie stąd do ich domu? - spytała delikatnie Alladien, mimowolnie rozglądając się dookoła. Wędrowne grupy artystów nie były jej obce. Właściwie wędrowne grupy kogokolwiek nie były jej obce. Zdawała sobie sprawę, że nierzadko znajdują się w nich złodzieje, w tym i kieszonkowcy.
- Tak, odstawcie nas pod bramę. Na pewno ktoś zna wujka. Albo ciocię - chłopak przytaknął.
- Hmm… Nie boicie się pytać obcych ludzi, gdzie mieszkają?
- Zbrojni w mieście to wciąż zbrojni - zdziwił się podejrzliwością kapłanki chłopak - na pewno zaprowadzą nas do naszej rodziny. Tak postąpiono by w naszej wiosce. Zawsze, jak mamy kłopoty, to nas odstawiają do domu… - Chłopak opuścił głowę, przypominając sobie o tym, że już go nie ma
- Dobrze. Odprowadzę dzieci, a wy może zajmiecie jakieś miejsce i coś zamówicie? - zwróciła się do awanturników. - Tylko sakiewek pilnujcie, różni ludzie i nieludzie tu latają.
- Nie zabłądzisz gdzieś po drodze? - zapytał Daivyn, z udawaną powagą. - Szkoda, że przy okazji nie da się załatwić wejścia do miasta. A wy pozdrówcie od nas ciocię i wujka. Jeszcze jedno... - Spojrzał na Alladien. - Pamiętasz, co mówiono o zaginionych dzieciach? Oddaj ich w pewne ręce.
- Oczywiście. Mogę nie być zbyt światła, ale nie jestem tępa. Oddam je w ręce straży - odparła kapłanka, po czym wzięła dzieci za ręce i ruszyła w kierunku malujących się daleko umocnień właściwego miasta. Żołnierska natura jej duszy nie mogła się powstrzymać przed mimowolnym podziwianiem ich ogromu…
- Jest tu może jakiś kupiec, co inkaustem i pergaminami lub papierem handluje? - spytała dzieci, gdy odeszli już kawałek.
Chłopak wybałuszył tylko oczy na kapłankę, nie mając pojęcia o czym ona mówi. Po chwili brnięcia przez zatłoczony namiotami plac dotarli do bramy miasta, zawartej na cztery spusty i pilnowany przez uzbrojonych po zęby strażników. Po chwili wyjaśniania dzieciaki zostały przepuszczone przez furtkę w bramie.
- Ich wujostwo was znajdzie, o ile będziecie jeszcze na podgrodziu - mruknął strażnik, wyglądający na dowódcę straży.
- Dziękuję. I do widzenia, dzieciaki! Pozdrówcie od nas wujostwo - odparła kapłanka, machając im na pożegnanie i wracając do drużyny.

* * *


Daivyn odprowadził kapłankę wzrokiem, po czym spojrzał na pozostałą dwójkę.
- Chodźmy zająć miejsca - powiedział. - Gdy występ się skończy, to pewnie mnóstwo osób rzuci się do namiotu jak do wodopoju.
Aurora skinęła głową.
- Z chęcią. Po tych wszystkich ostatnich przygodach z chęcią się czegoś napiję.

Namiot-kantyna należał do "budowli", które śmiało można było określić mianem prowizorka. Jego wnętrze również nie należało do luksusowych. Bar zbudowany był z byle jak obrobionych desek, a stoły, ławy i krzesła z pewnością nie wyszły spod ręki doświadczonego rzemieślnika.
W środku jednak panował przyjemny chłód, a dochodzące z zaplecza zapachy sugerowały, że kuchnia jest na lepszym poziomie, niż to mógłby sugerować wystrój wnętrza.

Kobold wdrapał się bez większego trudu na ławę, na której zasiadła też reszta towarzyszy.
- No no, niby takie nie największe te miasto, a na podgrodziu to ruch jak w Korunglein. No, może trochę mniejszy, zależnie od pory dnia. Ciekawe co tu mają dobrego, bo o dziwo ładnie pachnie.
- Pustkami to miejsce nie świeci - stwierdził Daivyn - więc jest szansa, że zapach odpowiada jakości. Nie mówiąc już o tym, że z pewnością będzie to lepsze, niż nasze żelazne racje.
- Wszystko będzie lepsze niż surowe mięso worga - wzdrygnęła się druidka, przypominając sobie moment, gdy w postaci pająka odgryzła kawał łba jednego z potworów.
- Zapach sugeruje, że tu, na szczęście, pieką czy gotują - pocieszył ją elf.
 
Kerm jest offline