Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2018, 16:45   #39
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
292015300+SY
Skidworld’s God-Tree
Szukając sposobów na zaludnienie przestrzeni kosmicznej, ludzie odkryli wiele nowatorskich metod na budowę baz. Jedną z nich było GMO.
Nasiona zawierające w sobie ściśle wytyczone instrukcje rozwojowe zostały wystrzelone w przestrzeń kosmiczną z założeniem, że jeżeli którejś się powiedzie, to zidentyfikowana zostanie satelitarnie bądź teleskopowo. Jedną z planet, na której ten proces się powiódł, był niebieski gigant ochrzczony przez Cesarstwo jako Skidworld. Składająca się z jednego, wielkiego oceanu, planeta była zaludniona przez inteligentne ssaki. Gdy kreatury te odkryły lądowisko nasienia, w jego miejscu znajdowała się już ogromna roślina mająca kilka tysięcy metrów wysokości. Ochrzczona drzewem życia i czczona w procesach religijnych, rosła pod ochroną nowych wyznawców. Rosła, aż przebrnęła ponad atmosferę planety, a jej korona zaczęła rozrastać się w kosmosie.

Korona ta uformowała silne, niesłychanie szerokie podstawy z drewna i gałęzi, które łączyły półprzeźroczyste błony zatrzymujące w środku widzialny przez drzewo tlen. Gdy Skidzi opanowali na tyle zaawansowaną technologię, aby odkryć szczyt rośliny, ludzie mieli tam już swoją pierwszą kolonię. Traktowani jako boska rasa stali się automatycznie panami kosmicznego gatunku ssaków. Od tamtej pory Skidom została wydzielona część głównej platformy oraz zadanie dbanie o stan drzewa, gdy w międzyczasie ludzie wykorzystują je jako miejsce do relaksu oraz handlu. Poszczególne gałęzie utworzyły mniejsze platformy służące za porty i magazyny, gdy na głównej toczy się życie.

Victor odkrył to wszystko, spacerując przez muzeum — jedyną budowlę stojącą na barierze między dwoma członami miasta, pozwalającą na przejście z ludzkiej części miasta do skidzkiej. Platforma była w dużej mierze labiryntem. Sektory miejskiej toczył się wzdłuż okrągłych pasm osadzonych na planie kołowym. Przechodzenie z jednego pasma na bardziej wewnętrzne lub zewnętrzne było możliwe tylko przy konkretnych alejkach, które mało wyróżniały się od tych, które prowadziły do zaułków. Drzewo było pełne życia, choć wydawało się miastem turystycznym: pośród zaledwie kilku budowli większych urzędów, wszystkie konstrukcje wydawały się działać w celach rozrywkowych, od sklepów i hoteli, po różne parki rozrywki.

Poznając i zapamiętując układ miasta, Victor postanowił udać się na kawę. Nie chciał od razu wracać, więc wszedł do jednego z przybytków po stronie skidzkiej. Miejsce było małe, zorganizowane wewnątrz jednego z drewnianych odrostów drzewa, jednak mimo tego wewnątrz zdominowane przez neonowe plakaty i wielką holotransmisję jakiegoś kosmicznego kanału muzycznego po jednej ze ścian. Mackogłowi kosmici wydawali się lekceważyć ideę świętego spokoju czy odpoczynku. Gdy Victor stanął przed ladą, jeden z xeno barista natychmiast zapytał - Co podać? - podnosząc w górę wzrok, Coruvs ujrzał billboardy ze stertą przepisów i odmian kawy o nazwach, które ledwo był w stanie rozczytać, a których nigdy wcześniej nie widział.
Odcinając od siebie rzężenie mackogłowych kseno na ekranach, Corvus usiłował cokolwiek ustalić z ich jakże przejrzystego menu. Po jego minie można było rozpoznać zrezygnowanie gdy przemówił w końcu.
- Czarną kawę ze świeżo mielonych ziaren. Bez śmietanki, bez cukru. - Oparł się o bok lady rozglądając się dookoła. Według jego idei, był otoczony przez plugastwo z każdej strony, jednak gdy tego wymagało zadanie, potrafił powstrzymać swoją rządze mordowania ich. Oczekując na wykonanie zamówienia przyłapał się na tym, że zaczął stukać palcem w ladę w rytm słyszanej muzyki. Od razu się skarcił za to w myślach, wiedząc jednak że piosenka łatwo wpada w ucho i będzie mu się od czasu do czasu przypominała.
- Umm...ziaren...Kopiluwak? Harren? Carnos? Kenlung? - zapytał kosmita lekko odchylając się do tyłu.
- Kenlung. - Wypalił bez namysłu mimo że nazwy mu nic nie mówiły. Rozejrzał się po pomieszczeniu dokładnie obserwując każdego z obecnych. To nie byłby pierwszy raz gdy go zaatakowano podczas przerwy na kawę.
W pomieszczeniu znajdowały się wyłącznie Skidy. Żaden z nich nie był zainteresowany Corvusem i jego działaniami. Po zaledwie trzech minutach osobnik zza lady podał Victorowi kawę. Pachniała typową, czarną kawą...oraz rybą. - Dwanaście kredytów. - poinformował kosmita.
To ci dopiero… kawa z nutką ryby. Zapłacił należność i z filiżanką kawy udał się do stolików rozlokowanych na zewnątrz. Wybrał krzesło z którego miał widok na wszystkie stoliki zewnętrzne oraz część ulicy. W końcu zdecydował się napić dziwnej kompozycji.
- Nienajgorsza. - Rzucił pod nosem patrząc na swój organizator. Sprawdzał ile jeszcze miał czasu do rozpoczęcia zadania.
Victorowi w dalszym ciągu pozostało kilkadziesiąt godzin.
Siedząc samotnie przy stole i delektując się kawą, Victor zaczął spostrzegać, że przedziwne dźwięki wydawane przez kosmitów nie są niezrozumiałym dialektem, a pokręconą, niedokładną wersją cesarskiego. Przez swoje zamiłowanie do świętego drzewa oraz jego twórców, Skidzi zaadoptowali ich język. Jednakże ograniczenia biologiczne oraz różnice kulturowe wpływały na ich zdolność wypowiedzi. Sprzedawca w sklepie był wyćwiczony, ale zwykli przechodnie niekoniecznie.
- Dużo w naszej dzielnicy strażników. - zauważył jeden xeno.
- Może to związane z plotką? Faktycznie maga znaleźli? - zasugerował drugi.
Corvus od razu zainteresował się rozmową kseno. Postanowił bardziej nadstawić uszu by wysłuchać ich plotek.
- No co ty, magowie nie istnieją. - kłócił się drugi. - Co najwyżej ktoś jakiś artefakt dorwał.
- U nas w oceanie artefakty? Cały mamy przebadany!
- To tym bardziej by tam się mag ukrywał?
- No jak mag, to czemu nie?!
Victora rozproszył nagły szum w słuchawce.
- Hey, Vicki. - Mężczyzna usłyszał głos Louise. - Po tym, jak wypaliłeś kosmitów na okręcie, nie miałeś czasu na powinność, co nie? Zmusili cię do snu, zanim upuściłeś krew? - pytała Admirał. - Jest jeszcze trochę czasu. Mogłoby być lepiej, jeżeli dorwiesz jakiegoś xeno, wykonasz rytuał i pójdziesz na godzinę drzemki. - zasugerowała.
- Sugerujesz bym ubił losowego kseno? Dobry pomysł. - Przemówił pół żartem pół serio, uważając by zanadto nie podnosić głosu. Jednak sugestia admirał nie wydawała się najgorsza. Jeśli to miałoby dodać do jego wachlarza umiejętności nowe sposoby eksterminacji to był bardziej niż szczęśliwy by to zrobić. - Dopije kawę i znajdę sobie partnera do tańca. - Oznajmił Corvus.
- Postaraj się nie zwrócić na siebie uwagi. - poprosiła Admirał.
- Oczywiście… - Zapewnił Victor, dopijając ostatni łyk kawy. Postanowił przejść się przez bardziej zaniedbane alejki stacji gdzie znajdują się różnego rodzaju łachmyci i wyrzutki społeczne. Jeden czy dwa kseno to dla niego jak splunąć, zwłaszcza że możliwym jest otrzymanie nowych nieznanych umiejętności. Spod płaszcza wyciągnął swoją maskę, ale nie zakładał jej dopóki nie opuścił kawiarenki.
Jak na złość, Coruvs nie mógł spotkać w żadnej z alejek kosmitów. W dodatku na ulicach faktycznie przewijali się cesarscy żołnierze. Gdy teraz próbował wczuć się w atmosferę ulicy, będąc już zaaklimatyzowanym do bycia pośród Skidów, zaczął dostrzegać pewną aurę niepokoju. Prawdopodobnie nieświadomie, mackogłowi byli baczni. Otaczający ich klimat był odmienny od tego, co doświadczali zwykle.
Corvus skrzywił się pod maską. To będzie trudniejsze niż się mogło wydawać. Skidowie nie mieli nawet jednego bezdomnego na ulicy. Postanowił sprawdzić publiczne szalety i skasować wypróżniającego się kosmitę chociażby przez drzwi. O ile nie ma kamer w pobliżu.
Victor zaczął kręcić się po mieście, szukając jakiejś speluny. Klubu, w którym będzie mógł dorwać kogoś na wychodku i szybko załatwić problem. W swoich poszukiwaniach natknął się w końcu na oznaczone neonem drzwi w jednym zaułku. Zewnętrzne schody prowadziły do piwnicy, wewnątrz której znajdował się dość mocno zatłoczony klub. Kilka osób tańczyło pod jedną ze ścian, a każdy stół był zajęty. Co ciekawe, było tutaj równie wielu Skidów, co innych kosmitów i ludzi. Ta druga grupa rozweselona piła przy stołach śpiewając specyficzną piosenkę.

Corvus przecisnął się przez tłumy. Jego maska zagwarantowała mu kilka zaintrygowanych spojrzeń, nikt jednak do niego nie podszedł. W końcu mężczyzna dostał się do toalety. Zakład był bardzo rozwojowy, uznawał równość płci do stopnia, w którym pomieszczenie było tylko jedno, dla wszystkich. Znajdowało się w nim zaledwie osiem przedziałek. Jedna komnata była zajęta i zamknięta, druga z uchylonymi drzwiami, choć zdecydowanie ktoś był w środku, co sugerował dużych rozmiarów cień na podłodze. Przy zlewach nie było nikogo.
Victor zbliżył się dyskretnie do uchylonych drzwi by zobaczyć ile siły musi włożyć w strzał. Są różne bydlęta w kosmosie.
Wewnątrz siedział ogromny człowiek. Wyglądał jak barbarzyńca, najpewniej należał do jakiejś załogi pirackiej.
Victor wycelował palcem w tył głowy osobnika i już miał wystrzelić gdy nagle sobie coś uświadomił. Dlaczego miałby zabić człowieka tylko dlatego że mu kazała Lu? Coraz bardziej mu coś nie pasowało w zachowaniach przełożonej. Schował rękę do kieszeni rozmyślając się z pochopnej decyzji. Będzie jeszcze wiele okazji do mordu na jego drodze, nie było potrzeby tego wymuszać. Pośpiesznie opuścił klub, a po wyjściu schował maskę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Postanowił wrócić do hotelu, by mieć na oku S02. Właściwie to musiał mu… jej… mimikowi wymyśleć jakiś przykładniejszy przydomek.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline