Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2018, 19:25   #49
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Jaskinia Xvartów

Poszukiwacze przygód rozpoczęli powolną eksplorację jaskiń. Z duszą na ramieniu, wsłuchując się w każdy podejrzany odgłos, próbując przebić wzrokiem blado rozświetlane przez czarodzieja. Brnęli naprzód, zwiedzając kompleks jaskiń ,który składał się z trzech dużych jaskiń, połączonych ze sobą wąskimi przejściami, przegrodzonymi parawanami z drewna.

Kompleks jednak był opuszczony. To słowo zaczęło definiować ten obszar, kiedy paladyn przestał w pewnym momencie wyczuwać te zimne, paraliżujące zło. Tak, jakby istota która nim emanowała została wymazana z powierzchni rzeczywistości. Paladyn i czarodziej mogli się jednak domyślić, że takie istoty międzywymiarowe są jedynie gościnnie w ich świecie, i najpewniej wróciły do swojej otchłani czy innego piekła z którego zostały przywołane, albo były gdzieś bardzo daleko. Jaskinie, choć miejscami duże zostały opuszczone przez całkiem spore jak na oko Gregora plemię czy też może bandę Xvartów. Porozrzucane tu i ówdzie szczątki butelek, połamane wiklinowe koszyki, czy podarte skrawki worków świadczyły, że musiały spakować się i uciec całkiem niedawno, najpewniej w czasie, w którym awanturnicy robili sobie odpoczynek na powierzchni. Czarodziej wydedukował, że te Xvarty, które słyszeli schodząc do jaskini mogły stanowić rodzaj tylniej straży, lub może osobistej straży tajemniczego czarta. Zagadką wciąż jednak pozostawało, czy to właśnie nie ta istota rwała rybakom sieci, i czy problem został rzeczywiście rozwiązany.

Wśród pozostałości po Xvartach można było znaleźć takie dziwy jak zatkaną butelkę z zielonkawym płynem, całe dwadzieścia pięć miedziaków porozrzucanych po jamach i załomach jaskini, trze strzałki do rzucania i wgięty hełm z brązu, należący najpewniej do jakiegoś wojownika Xvartów a który najwyraźniej o nim zapomniał.
Ostatnią jaskinią, do której prowadziło największe przejście i do którego nbiegły liczne ślady Xvartów okazała się czymś w rodzaju świątyni, choć tym razem rolę ołtarza pełniła dłoń ogromnej rzeźby wyciosanej wprost ze skały.



W powietrzu unosił się zapach kadzideł, który miał odwrócić uwagę od zakrzepłych plan krwi, pokrywających wnętrze dłoni posągu. Niepokojąca obecność którą wcześniej wyczuwał paladyn już dawno zniknęła i jedynie wiatr wiejący z dużej dziury w suficie jaskini, przez którą widać było las i wpadające blade światło słońca. Świątynia została oczyszczona z najdrobniejszego miedziaka, poza wciąż skwierczącymi kadzidłami.

Pozostawało więc wdrożyć w życie pierwotny plan rozmontowania podwodnej padliny z giganta, która według pewnej wersji czarodzieja miałaby być ożywiana. Zajęło to resztę dnia, niemalże mordując awanturników którzy musieli zrobić kilka kursów niewielką łódką i wyciągnąć te elementy, które mogłyby zniweczyć ewentualne ożywienie trupa.
Kiedy jednak zadowoleni wrócili po odbiór nagrody, przedsiębiorca rybny był nieugięty. Jego nieugiętość najpewniej zwiększała straż Calvinum, z którą akurat rozmawiał.
- Dam wam pieniądze dopiero wtedy, kiedy sieci pozostaną całe przez przynajmniej tydzień -



***


Nabrzeże Calvinum, następnego dnia

Niewielka karaka stała przy nabrzeżu, kołysząc się delikatnie na leniwych o tej porze dnia i roku rzece.




Odgłosy budzącego się obozu i miasta ledwie docierały jeszcze na nabrzeże, w którym nieliczne łodzie rybackie stały sobie spokojnie, zacumowane do drewnianych kładek i pomostów. Stefan zebrał zacną drużynę najemników. Sześciu lekkozbrojnych najmitów z włóczniami i lekkimi tarczami oczyszczało właśnie pokład z wszelkich zbędnych elementów wyposażenia. Kilku marynarzy kręciło się po pokładzie, przygotowując statek do drogi. Duża kładka służąca do załadunku koni wylądowała na płaskim dachu nadbudówki, tworząc niewielki, acz przyjemny okap, który można byłoby docenić w czasie uciążliwego deszczu lub upału. Nic takiego nie miało mieć dziś miejsca, bo według wszelkich wskazań na niebie, dziś pogoda miała być bardzo dobra. Aurora przeczuwała, że lekki wiaterek nie będzie zbyt przeszkadzał łukom i strzałom, ani żadna mgła nie powinna zakłócić ewentualnej walki.
- Nie dopłyniemy do samego Sukiskyn. Za głęboko to osadzone – szyper Kalanos miał sceptyczny wyraz twarzy na wszelkie wyjaśnienia Stefana odnośnie ich przedsięwzięcia – Na pewno dotrzemy aż do brodu starego Miszy. Tam wysadzimy najemników którzy pójdą po konie. My w tym czasie obrócimy w górę rzeki i jak będziemy wracać, zabierzemy konie – dla rycerza plan wydawał się prosty. Może w innych okolicznościach taki był, ale nie uwzględniał kilku rzeczy.
Na przykład bandytów, którzy niewątpliwie zechcieliby zaatakować tak nieruchawy statek w tak ograniczonej przestrzeni jaką był nurt rzeki. I kiedy pierwsza strzała strzelców poukrywanych na wysokich brzegach rzeki uderzyła w burtę karaki, wszyscy wiedzieli, że ten interes nie będzie tak zyskowny, jak zakładano. A przynajmniej, że ryzyko będzie większe niż zakładano.
Ostrzegawczy krzyk szypra nakierował wasze spojrzenia na pojedynczy masz, wynurzający się zza zakrętu rzeki. Polowanie na wasz statek i być może, wasze życia się zaczęło...
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline