Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2018, 16:16   #12
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
***

Alan odetchnął z wyraźną ulgą gdy upewnił się, że sprzęt (oprócz oczywiście łodzi – ich podstawowego biletu powrotnego!) działa. Pomimo tego że łączność szwankowała, pozostawał w przekonaniu, że podstawowy kontakt z tymi „na zewnątrz” pozostanie możliwy.

Po wysłuchaniu krótkiej „odprawy” Bakera, mógł się wreszcie skupić na ustawianiu jakiegoś porządku w tym cholernym bałaganie.

- Dobra, słyszeliście Majora! – zwrócił się do gromadki rozglądających się wokoło ludzi, niczym do stadka zbłąkanych owieczek – Ty, przygotuj drona do krótkiego zbadania okolicy z lotu ptaka. Chcę wiedzieć czy w pobliżu znajduje się coś w rodzaju osłoniętej polany – „nie chcemy przecież być zaskoczeni na plaży, gdyby ten huragan zmienił nagle zdanie i chciał się przywitać” pomyślał – i jakieś źródło słodkiej wody. Nie podnoś go za wysoko! Możliwe, że problemy z łącznością w podobny sposób będą działać na odbiór sygnału drona. Reszta, razem ze Mną, zajmie się wyładowywaniem sprzętu z łodzi. Chcę mieć jakieś zadaszenie nad głową jeszcze przed zapadnięciem zmroku!

- I pamiętajcie – dodał podnosząc palec – jeśli coś zepsujesz, to za to płacisz – co oczywiście było najzwyklejszym kłamstwem - cały sprzęt był ubezpieczony.

„Tia, tylko spróbuj potem wyjaśnić we wniosku o wypłatę ubezpieczenia, że uszkodzenie miało miejsce na tajemniczej, egzotycznej wyspie, której nie ma na mapach”

- Niech ktoś dopilnuje, by nie zerwać nawet na moment kontaktu z „Hyperionem”. Przekażcie im informację o łodzi i niech się upewnią by następnym razem wziąć sporo części zamiennych.
Udał się jeszcze w stronę zespołu ekspedycji.

- Proszę na nich uważać Panie Majorze. Proponuję by w przypadku, gdyby padła nam łączność, porozumiewać się za pomocą rac. Gdyby coś się stało, będziemy wystrzeliwać czerwoną racę w piętnastominutowych odstępach.

Major zamrugał oczami, wpatrując się w Woodsa, po czym… sapnął i odwrócił się na pięcie, nie odzywając do mężczyzny, i odchodząc od niego. Rac nie wziął.

Alan zerknął jeszcze na koniec w stronę dwóch dziewcząt. Pocieszyło go trochę, że wyglądały już znacznie zdrowiej. Podszedł do nich lekko zmieszany.

- Ekhem… no… tego… mam nadzieję, że czujecie się już lepiej – przeklinał się w duchu za to jak strasznie radził sobie w kontaktach z kobietami – Myślę, że to może wam się przydać. Proszę – wypalił podając Lyss’ie spray odstraszający komary – Poza plażą owady mogą dać się we znaki – zaczerwienił się i nie czekając na odpowiedź, szybko udał się w stronę Peter’a by dowiedzieć się, jak będzie mógł mu pomóc, po tym jak rozładuje już te wszystkie graty...

Spray na komary Kiku wepchnęła w dłonie Kim, bo przecie jej nie był potrzebny - miała swój. Tak czy inaczej nie kryła lekkiego zmieszania i zaskoczenia po ostatnim nietakcie z jego strony. Ostatecznie zanim zdążył uciec, zatrzymała go dłonią.

- Czekaj. Przyda nam się dodatkowy kontakt z zaopatrzeniem i wami tutaj. - Rzuciła szybko i oficjalnie, wręczając mu w dłonie jedną ze swoich krótkofalówek. Wyglądała na dość dobrą i markową, więc powinna dać radę. - Zajmujesz się zaopatrzeniem, ale też naszymi rzeczami prawda? Zadbasz by moje walizki trafiły do reszty naszego bagażu? - zapytała neutralnym tonem.

Ta naturalna postawa sprowadziła Alana na ziemię. Załatwianie spraw. To przecież potrafił. W tym był dobry. Nie ważne co trzeba było zrobić...

- Jasne. Nie masz się o co martwić - Sprytny uśmieszek i rozbawienie w spojrzeniu znów wróciły na jego twarz. Wyciągnął do niej rękę - Jeszcze dzisiaj będziecie spokojnie śpiewać biwakowe piosenki przy ognisku

Ten żart i wyciągnięta dłoń zdezorientowały ją na moment. Wcale nie miała ochoty z nim rozmawiać, żartować i chciała załatwić jedynie sprawy służbowe. Nie wiedziała co tam sobie myśli próbując podać jej dłoń teraz, ale było to bardzo nietaktowne. Wewnątrz Lyssa aż się zagotowała, a jej policzki nieco poczerwieniały. W myślach uznała że ten człowiek zakładający maski uśmiechu musi być strasznie zakłamany i nieszczery. Spojrzała na dłoń i nie kryjąc oburzenia, zerknęła z ukosa na mężczyznę, pokręciła głową i odwróciła się by iść zebrać się z grupą ekspedycyjną.

Już miał odchodzić, gdy nagle nasunęło mu się jeszcze pytanie:

- Czy w waszych rzeczach jest coś co nie powinno zbyt długo stać w upale? Leki, jedzenie?

- Dokładnie wszystko to, a na pewno nic co by upału potrzebowało.
Alan zdezorientowany i lekko zasmucony wrogością, która pokazała się w jej oczach jeszcze raz spojrzał na swoją wciąż wyciągniętą rękę, odwrócił się i odszedł w stronę statku, w myślach notując sobie, że choćby nie wiadomo co, nic złego nie mogło stać się bagażom tych dwóch dziewczyn. Miał przed sobą jeszcze długi dzień…

- Ja tam nic takiego nie mam - Pisnęła na odchodne Kimberlee.

***

Woods podszedł do mężczyzny starającego się opanować sterowanie dronem. Maszyna obracała się w prawo i w lewo, unosząc się jakieś 40 metrów nad ziemią. Alan zerknął na niewielki tablet, mający pokazywać obraz z jednej z kamer drona.


- Zauważyłeś coś ciekawego?

- Ni chuja - Odparł wielce elokwentnie pionier - Dżungla się ciągnie w cholerę, jest ale i jakieś wzgórze...czy raczej mała góra kilka kilometrów w głąb lądu, ale nic tam wielce wysokiego, pewnie tylko parę setek wysokości ma…

- Cudnie… - Alan wycedził przez zaciśnięte zęby - Dzisiaj nic tylko jebane cukierki i żelki od samego rana. Wszystko cały czas pięknie idzie jak z górki! Spróbuj wyszukać miejsca gdzie drzewa są wyższe i rosną w miarę blisko siebie - możliwe, że tam będzie znajdować się jakaś przestrzeń z mniejszym zagęszczeniem niższych roślin

Odwrócił się by sprawdzić czy grupa ekspedycji była jeszcze na plaży.
- MAJORZE!!!

Pionier operujący Dronem skrzywił się na wrzaski Woodsa tuż obok, sam zaś Major i pozostali zniknęli jednak już w dziczy, nikt więc nie odpowiedział...

- Heeeej chłopaki, stało się coooś? - Usłyszał po chwili Alan z boku. Głos był męski, owszem, jednak taki… no taki… gejowski ton, że Woods aż zamrugał oczami. Do tej pory jeszcze nie słyszał bowiem głosu… jak mu tam było… Marco Chelimo, kolejnego z Pionierów, znajdujących się na plaży. Młody mężczyzna podszedł do nich z wielce miłym uśmieszkiem na twarzy, zaciekawiony, a może i zaniepokojony wcześniejszymi wrzaskami.


- No stało się coś, szefuniu? - Zaszczebiotał ponownie Marco.

- Nie no, zupełnie nic, prócz tego że nie mamy gdzie rozbić tego pieprzonego obozu. Jeśli chcesz się do czegoś przydać Marco, połącz mnie migiem z Majorem - Odkrzyknął Alan - I jak tylko Panna Kimberlee wróci, poproś ją by Ci zerknęła w gardło bo chyba masz jakąś infekcję, a nie chcę by coś się rozniosło po grupie

- Taki niemiły...a feee… - Marco pokręcił niezadowolony głową, po czym ruszył do dużego namiotu w którym znajdowała się sporych rozmiarów radiostacja. Wywołał po chwili Majora, Alan mógł więc z nim w końcu porozmawiać.

- Woods z tej strony. Mamy problem. Damy radę wyładować i zabezpieczyć sprzęt ale w pobliżu nie ma widocznego miejsca na obóz ani źródła pitnej wody. Musielibyśmy sami wejść w dżunglę by coś znaleźć. Dajcie znać jeśli uda wam się w pobliżu wypatrzeć jakieś odpowiednie miejsce. My będziemy się starać dalej szukać z powietrza

Wywołany na łączu Baker chyba zmielił przekleństwo. Kiepsko było go słychać przez zakłócenia.

-Zrozumiałem… szukajcie...alej… bez odbio..

-Jeszcze jakieś życzenia, panie wredny? - Chelimo ze skwaszoną miną spojrzał na Woodsa po zakończeniu rozmowy poprzez radio.

- Owszem - Odpowiedział z przyjaznym uśmiechem - WRACAJ DO ROBOTY! - odkrzyknął na do widzenia.

- Musisz na mnie wrzeszczeć? - Obruszył się Marco, po czym kiwając głową z rezygnacją nad chyba samym Woodsem poszedł zająć się swoimi sprawami - Brutal normalnie, brutal…

Woods spoglądając w niebo pomyślał w duchu: “No dalej! Jakie jeszcze gówno dziś na mnie spadnie?”

Odwrócił się w stronę pozostałego na łodzi ekwipunku, mając nadzieję, że praca fizyczna przy rozładowywaniu skrzyń pomoże mu znaleźć jakieś pomysły by uporządkować ten bałagan. Przeważnie pomagała…
 
Koime jest offline