Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2018, 18:57   #212
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Ah to uczucie zwycięstwa rozpierające pierś. Nie, to było coś większego. Coś czego nie czuł odkąd opuścił północne plemiona. Smak MASAKRY.
Inaczej nie można było nazwać tego co drużyna Walkirii zrobiła z pieskami goblińskiego druida. Zielony pokurcz chciał ugryźć więcej niż był w stanie, a teraz uciekał w popłochu przy pomocy plugawej magii. Obrzydzenie bierze. Rozejrzał się po towarzyszach. Wyglądało na to, że te Świeżaki jednak się do czego przydają. Tak naprawdę jednak patrzył w stronę Walkirii. Znowu widział ją tak jak wtedy

***

Światłość. Ból rozdzierający pierś. Na Ymira i jeszcze ten hałas. Czy bramy Hali Przodków zawsze otwierają się z takim rumorem? Jak jego ojciec i dziad mogli to znieść? Pamiętał jak kiedyś sprali go na kwaśne jabłko, gdy po nocnej uczcie zwycięzców trzasnął drzwiami chaty nad ranem! Teraz doskonale ich rozumiał.
Czemu podejrzewał, że to musiały być bramy Hali Przodków, a nie zwykły kac? Bo ostatnie co pamiętał, to potyczka z olbrzymią bykorogą bestią ku uciesze tylko zielonoskórych pokrak. Nadal zresztą czuł pot, smród uryny tych bardziej strachliwych (no bo przecież nie jego!) i żelazisty posmak krwi. Nie o tym opowiadali mu kapłani obiecujący Wieczną Ucztę. Gdzie to uczucie błogości, zapomnienia doczesznego życia i ogólnego szczęścia? Dlaczego zamiast tego ma wrażenie jakby jego ciało było z żelaza, a w trzewiach palił brak dobrej gorzałki? Czyżby splamił swój honor i zasłużył na potępienie? Tego to zafajdani brodacze nigdy nie potrafili wytłumaczyć. Coś tam pierniczyli o gorącym, pełnym bólu miejscu pod ziemią. Ale tam przecież żyją krasnoludy i to całkiem przyjemnie jak na jego gust. Tylko trochę tłocznie.
- Wstań, Grzmocie, trzeci tego imienia, synu Pioruna z klanu Kravdish! Wstań i pomścij swoje krzywdy. Na chwałę Walkirii i STWÓRCY!
Głos, który się rozległ w jego głowie napełnił jego członki energią. Jakaś dziwna istota połączyła się z nim na krótki czas. Nie rozumiał tej więzi, ale jego myśli oczyściły się. Pamiętał starego piernika Kadle i tego dziwnego maga. Razem zaatakowali Minotaura. Razem też polegli. Powinni umrzeć, a jednak stali tutaj. W blasku kobiety o rozwianych włosach i ogniu w oczach. To ona mówiła do nich, ale jak gdyby nie była sobą. Jej głos był obcy. Nieludzki. Pomimo tego posłuchał jej rozkazów i ponownie z uśmiechem na ustach rzucił się w wir walki.

***

To było dawno temu, teraz jednak miał wrażenie jakby minęło ledwie kilka dni. To był jedyny raz gdy stanął z nią ramię w ramię w boju. Do teraz. Już wtedy zrobiła na nim ogromne wrażenie. Wiedział, że była by dobrą żoną i dała mu wiele silnych potomków. Barbarzyńcy nie znali jakotakiego pojęcia miłości, ale z tego co dowiedział się podczas podróży na południe to wydawało mu się najbliższe temu uczuciu. Wtedy też pojawił się Axim.
To, że ta dwójka się kochała było widać na pierwszy rzut oka. Grzmot początkowo planował uszanować zwyczaje swojego ludu. Wyzwać Axima na pojedynek, pokonać go, a potem w nagrodę wziąć Walkirie jako swoją, tak samo jak uczynił to jego ojciec. Nigdy się jednak na to nie odważył. Wiedział, że nic by mu to nie dało. Spożytkował więc swoje siły inaczej, będąc wsparciem w misji Walkirii w jedyny sposób jaki potrafił. Swoim bojowym ramieniem. Swoje uczucia zwrócił zaś ku starszej kochance. Beczce piwa.

***

Grzmot złapał za trupy psiaków i podszedł do dziury w ziemi.
- No i jak tam sobie radzicie, dzielni odkrywcy? - zapytał z przekąsem elfkę przy koniach.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline