Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2018, 01:42   #15
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Jak dotąd ekipa przemierzyła już plażę i strefę palm, gdzie pomiędzy kolejnymi pniami rosły jedynie trawy i przechadzały się spore kraby palmowe wspinające się po niektórych drzewach w kierunku kokosów. Dalej palmy ustępowały różnego rodzaju drzewom liściastym porośniętym pnączami i lianami owijającymi się wokół nich jak węże. Piasek ustępował prawdziwej glebie, choć gęste listowie walczących o światło drzew zredukowało poszycie do najbardziej upartych roślin. Słychać było ptactwo, śpiewające i przelatujące i hałasujące pośród drzew. Czasami było nawet widać… niekiedy owe prawdziwie rajskie ptaszki zlatywały nieco niżej prezentując orgię barw na swych piórach. W powietrzu czuć było zarówno duszącą wilgoć, jak nieco przytłaczający zapach kolorowych kwiatów przyciągający roje różnobarwnych owadów. Dla geologa ważniejsze jednak pewnie było to co mieli pod nogami… pod listowiem z pewnością kryła się grubsza warstwa gleby, a to oznaczało solidne podstawy tej wyspy. Nie była tylko jałową pozostałością po koralowym atolu.

Kimberlee, wykorzystując chwilę przerwy w trakcie zwiedzania wyspy, usiadła na jakimś małym pieńku, po czym zaczęła psikać swe ramiona i dekolt sprayem na komary. Nie zwracała uwagi na pozostałych, skupiając się przez chwilę na tej czynności, którą nawiasem mówiąc wykonywała… bardzo po kobiecemu, można i powiedzieć, że z niezwykłą ulotnością, co oczywiście przyciągnęło kilka męskich spojrzeń.

Wystawiono paru najemników na straży, reszta znajdowała się wymieszana z cywilami, siadając gdzie kto mógł. Pani biolog z uśmiechem na twarzy wachlowała się przez chwilkę własnym kapeluszem, Inżynier pocił jak świnka, van Straten krążył po krzakach wokół miejsca chwilowego postoju...
Peter również obserwował okolicę, bratanie się z cywilami pozostawiwszy tym, którzy chwilowo nie mieli nic do roboty.

- Kurwa napiłbym się whiskacza z lodem - Szepnął Honzo, przecierając gębę po pociągnięciu wody z manierki.

- Mhmm.- wtrącił znacząco Douglas zajmując miejsce w pobliżu wachlującej się pani biolog i zerkając mało dyskretnie na lekarkę. Obecnie najbardziej przyciągający uwagę widok w całej tej pieprz….ehm… wilgotnej i cuchnącej mokrymi liśćmi dżungli. Sam Sosnowsky akurat do upałów przywykł, choć zwykle znosił je nie mając tej całej kamizelki na sobie.


W kwestii komarów i kleszczy, Azjatka się wysmarowała odpowiednim kremem już na plaży. Było gorąco i wiedziała że się spoci, ale tutaj w cieniu, przy jej kondycji nie było tak źle. Do stanu inżyniera jeszcze jej brakowało, ale w ostateczności miała też lżejsze ubrania, które zostały w walizce. Widząc jak faceci łypią na Kimberlee przez moment chciała zasłonić ją swoim ciałem, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu, przypominając sobie jak jest ubrana. Czuła się całkiem bezpiecznie, zwinnie i lekko. Pośpiesznie, krótko i z uśmiechem rozciągnęła się, by być w formie i gotowości do działania.

- Wierzę że ktoś ma tutaj Whisky... ale o lód będzie ciężko, z pewnością nasza szefowa ma takie luksusy, musisz tylko iść i się ładnie uśmiechnąć. - Odparła rozbawiona, bo sama nie miała ochoty na aż tak mocne trunki.
Stanęła w ‘zdobywczej pozie’, opierając lewą stopę o zwalone drzewo na którym usiadła Kim, pochyliła się nieco i rękoma oparła na wyciągniętym kolanie. Zagrożeń nie było widać, a las był uroczy. To było zbyt piękne, by było prawdziwe. Przypomniała sobie że ma jeszcze kilka krótkofalówek i wyciągnęła jedną do Kimberlee.
- Na wszelki wypadek, gdyby naszła nas ochota na babskie plotki - uzasadniła niewinnie, z uśmiechem Lyssa.

-A jak to działa? - Spytała Kim z rozbrajającym uśmieszkiem, spoglądając na trzymaną w dłoni krótkofalówkę.

Przez moment Lyssa ściągnęła usta w dzióbek, patrząc na Kim i zastanawiając się czy serio nie wie, czy się zgrywa.
- Włączasz, przekręcając pokrętło na górze, naciskasz ten duży przycisk i mówisz. Słyszą Cię wszyscy którym dam krótkofalówkę… czyli ten typek który nie podał mi ręki na okręcie też. Zasięg powinien być na całą wyspę.

Azjatka rzuciła jeszcze przelotne spojrzenie na Douglasa, zastanawiając się co myślą o niej najemnicy. W końcu nie była jedną z nich, ale nie do końca była też jak zwykły cywil. Czy oni też zastanawiali się czemu firma do ochrony Kim przydzieliła właśnie ją?

Spojrzenie masywnego blondyna, wędrujące po krągłościach Japonki, było w tej kwestii jednoznaczne. On nie wydawał się osobą rozważającą tak skomplikowane kwestie. Był bardziej… samczy. Zresztą nie próbował też udawać, że należy do grupy najemników. Ten samotny wilk w ogóle się nie próbował integrować na siłę. Po prostu wykonywał swoją robotę, a gdy tego nie robił… nie udawał, że pokusy tego świata są ponad nim.

Wzrok który napotkała zaskoczył ją na tyle, że chyba się nawet zarumieniła i czym prędzej uciekła spojrzeniem na tropiciela, udając że nic się nie stało. Nie była to prawda, wewnątrz przebiegło jej naraz tysiąc myśli a każda krzyczała co innego.

- Wenston, znalazłeś coś? Jakieś ślady mówiące co możemy tutaj spotkać? - Krzyknęła do mężczyzny na tyle by usłyszał. Zerknęła mimowolnie, czy nic nie próbuje przepełznąć z drzewa na jej but. Nie chciała przecież by coś wlazło jej za ubranie. Uniosła się w końcu nieco z łukiem w dłoni i błądziła czujnie oczami po chaszczach, głównie naprzeciwko. Czasem zerkała na Kim, unikając spojrzenia blondyna.
- Dobrze się czujesz? - Zapytała cicho z jakąś naturalną troską.

- Tak, wszystko w… - Zaczęła Kimberlee, ale przerwało jej pojawienie się obok obu dziewczyn czarnoskórego najemnika.

- Cześć dziewczyny - Zagadnął umięśniony mężczyzna szczerząc swoje bialutkie zęby. W łapach trzymał jakiś ciężki karabin maszynowy - Wszystko gra? Bo wiecie, tak sobie myślałem… - Przetarł swoją łysinę dłonią - ...może się przyda.

Wygrzebał z jednej z licznych kieszeni munduru zielonkawą czapeczkę, którą wyciągnął przed siebie, nie wiedząc której z dziewczyn ją dać.
- Mam tylko jedną...jako osłona przed słońcem się przyda, udar to natrętna rzecz? - I znów błysnął ząbkami wśród miłego uśmieszku.

Kiku wymieniła szybkie spojrzenie z Kim, po czym zmarszczyła nieco brwi z zakłopotanym uśmiechem.
- Hej, duży chłopcze. Rzeczywiście... a tobie się nie przyda? - Azjatka spojrzała z ukosa, zaciekawiona, ale nie potrafiła nie uśmiechać się patrząc na to, jak ten facet się szczerzył.

- Nie, nie potrzebuję - Wzruszył najemnik ramionami - A tak w ogóle to jestem David, mówią też na mnie “Bear”. - Mrugnął z nadal wesołą miną do obu.

By odebrać czapkę, zamocowała łuk przy pasie, po czym z lekko podejrzliwym wzrokiem capnęła ją w palce niczym w nożyce. Wywinęła zgrabnie nią w dłoni i z cwanym spojrzeniem, zerknęła kątem oczu na Kim. Nim lekarka się zorientowała, czapkę już miała na głowie, a Lyssa zaśmiała się, spoglądając na jej minę.

-Heeej - Zaprotestowała blondyneczka wesołym tonem, ale poprawiła nieco czapkę na głowie, zostawiając ją ubraną.

- Tobie w niej do twarzy, a poza tym miałam o Ciebie dbać prawda? - Przeniosła wzrok z Kimberlee na Davida, opuściła stopę z drzewa i przysiadła się, do Kim, zarzucając nogę na nogę. Przez moment pogubiła się w uważaniu na to gdzie i jak przy tym całym siadaniu leży jej łuk i maczeta, ale w końcu jakoś wszystko dało radę.

Uniosła wzrok, przez moment zahaczając nim o Douglasa na tyle dyskretnie na ile się dało, by w końcu spojrzeć na Davida.
- Dzięki, brakowało mi właśnie czegoś takiego by znów wywinąć Kimberlee psikus. - Powiedziała z lekkim rozbawieniem, ale dumna z siebie bo Kim nie zdjęła jeszcze czapki. Przy okazji wskazała panią lekarz dłonią, jakby przedstawiając. - Jestem Lyssa, albo Kiku.. jeśli wolisz tak. Z tego co wiem, nie mam żadnego przezwiska. - urwała na moment. - Nie martw się Kim, to raczej nie będzie “Niedźwiedzia przysługa”.

- No tak… właśnie! Ja jestem Kimberlee... - Przedstawiła się w końcu lekarka, a czarnoskóry zaśmiał się, po czym wyciągnął jakiegoś batonika i zaczął go jeść.

- Ty Kimberlee jesteś naszą lekarką, a Lyssa to… jeden z Tropicieli? - Dave spojrzał na uzbrojenie Azjatki.

Douglas zaś oparty o drzewo delektował się widokami dwóch ślicznotek obok siebie. A myśli jakie kłębiły się pod jego czupryną na pewno nie należały do przyzwoitych. Gdy więc przez moment spojrzenia Kiku i blondyna się skrzyżowały, to cóż… Japonka musiała domyślać się rodzaju jego myśli i faktu, że nie był mężczyzną wstydzącym się swej natury.

Szczerze mówiąc Kiku spodziewała się że ten wojskowy tylko przez moment się na nią zapatrzył, a potem wróci do czyszczenia swojego kałasza, czy czegokolwiek innego. Fakt że wciąż się im przeglądał, w TEN sposób był trochę krępujący, jak i to że nie uciekał wzrokiem tak jak ona. Nie do końca wiedziała jak to odebrać. Z jednej strony w jakiś sposób przyjemnie łechtało to jej ego, ale z drugiej było dziwne i niepoprawne. Przypomniała sobie teraz, że w sumie są same w trójkę pośród mniej, lub bardziej stabilnych emocjonalnie samców. Na szczęście ona sama wiedziała jak się obronić nawet przed silniejszym przeciwnikiem, więc mogła pilnować by na wyprawie panował porządek. Czy właśnie dlatego wybrali ją? Znów naszło ją to pytanie. By pilnowała grupy, a w razie problemów je pacyfikowała?
Chciała jakoś zareagować na to bezczelne wodzenie wzrokiem po jej sylwetce, ale David wciągnął ją w rozmowę.

- Nieeestety, nie. Moim zadaniem jest pilnować, by naszej pięknej pani doktor nie stała się krzywda. - Kiku pomachała nóżką wesoło i skinęła na siedząca obok blondynkę. - Tak więc to Wenstona musicie się pytać, czy jest w stanie ustalić po zapachu bobków, czy są tu zające, czy też przerośnięte tropikalne szczury.

- Ocho, czyli nasza doktor ma własną bodygardkę? No spoko, spoko... - Rosły mężczyzna pokiwał głową obu dziewczynom w uznaniu, przeżuwając w międzyczasie batonik. Rozejrzał się po okolicy, i wychwycił chyba kilka spojrzeń innych najemników, obserwujących mniej lub bardziej skrycie ich luźną rozmowę - Teges… słuchajcie, to ja nie będę wam już przeszkadzał, fajnie się gadało, ale idę już zmienić kumpla przy krzakach… a jakby były jakieś kłopoty, typu tygrys czy coś, to trzymajcie się mnie. Z “Cindy” poradzimy sobie ze wszystkim - Poklepał swój ciężki karabin, cicho się roześmiał, po czym od nich odstąpił.

- Dzięki za, hmm.. troskę. - Rzuciła luźno Kiku i przeciągnęła się, wstając i chyba mając już dość tego postoju. Zaczęła się rozglądać i sama oceniać miejscową faunę i florę, dysponując swoją ograniczoną wiedzą zaczerpniętą jedynie z Discovery Channel.


Peter zazwyczaj nie unikał kontaktów z kobietami, jednak na tę wyprawę nie został zatrudniony jako chłopak do towarzystwa biorących w wyprawie pań. Wszak płacono mu za to, by zajmował się ich bezpieczeństwem, a nie ich wdziękami. Dlatego też, miast zagadywać panienki, bardziej skupił się na obserwowaniu otaczającej ich puszczy, niż na obserwowaniu wspomnianych wdzięków.
A w ogóle to się zastanawiał, kto mógł wymyślić wysyłanie cywil bandy na poszukiwanie odpowiedniego miejsca na rozłożenie obozu. Jakby sobie nie mogli poczekać na plaży na ich powrót.

Tymczasem Lyssa zrobiła sobie małe podsumowanie w myślach, oceniając swoich towarzyszy wyprawy. Zaczynając od Kim, dziewczyna zrobiła na niej mieszane wrażenie. Z jednej strony była bardzo miła, sympatyczna i z pewnością fajnie byłoby z nią iść na imprezę, ale jak na to, jak ważna była jej rola na tej misji, zachowywała się nieodpowiedzialnie. Była młoda, niedoświadczona i zupełnie nie przygotowana na to co ich miało czekać.

Następny był Japończyk Ryotaro, była nastawiona dość pozaytywnie bo wydał się miły, no i był Japończykiem! Ostatecznie jednak nie znała go za bardzo.

Peter Curran wmieszał się w tło reszty ekipy i zupełnie go nie dostrzegła.

Był też ten Youtuber Harry Frost. Chciała z nim zamienić kilka słów i popytać go o to i owo, ale jakoś nie było okazji. Tak czy inaczej nie miała nic przeciwko bycia filmowaną i pokazywaniu języka do kamery.

Alan Woods, który zajmował się ich zaopatrzeniem zapadł w pamięć jako skończony kretyn i dupek. Oczywiście nie miała zamiaru dzielić się tą opinią z innymi, bo ważna była tylko ich misja. Tak czy inaczej po wpadce na okręcie, próbował dziwnego manewru zamiast zwyczajnie przeprosić i jakoś się wytłumaczyć. Ale w zasadzie, póki nie znikały jej rzeczy i spełniał swoją rolę na misji... może sobie być niemiły, choć nie wiedziała czym sobie na to zasłużyła.

Następny był najemnik Douglas którego także nie poznała osobiście, ale zdążyła zapamiętać po tym jak się na nią gapił. Azjatka nie wiedziała co o tym myśleć, co myśleć o wojskowych w ogóle. Trochę nie ufała ludziom którzy żyją z zabijania. Speszył ją i sama nie była pewna czemu nie zareagowała, no ale stało się. Może po prostu nie była gotowa na taką ewentualność i spanikowała? Douglas był całkiem przystojny, ale Kiku przecież nie przypłynęła tutaj oglądać sobie ładnych mężczyzn.

Apropo tego był też David "Niedźwiadek". Był tak samo dobrze zbudowany jak Douglas, ale bardziej duszą towarzystwa. Wydawał się wesoły i towarzyski, zdobywając nieco jej zaufania.

I to tyle.. do reszty nie wyrobiła sobie żadnego zdania. Organizacja bardzo się jej nie podobała, ale na szczęście jej zadanie było proste.. pilnować Kimberlee. Skupiła się właśnie na niej.


***


W tym czasie, kilka(naście?) metrów dalej…

- Prędzej czy później wypadałoby z którąś z nich porozmawiać - Odezwała się niespodziewanie do Douglasa pani biolog, nie przestając wachlować twarzy kapeluszem. Spoglądała na mężczyznę z sympatycznym uśmiechem - Ciągle tylko je obserwujesz i obserwujesz… nieśmiały chyba nie jesteś? Czy może tak wam nie wolno, bo jesteście na służbie lub coś w tym kierunku?

Douglas przerwał gapienie się na dwie ślicznotki, by zerknąć na kobietę obok siebie. Dość długo milczał przyglądając się jej. By następnie rzec.
- Nie jestem… facetem, który zagaduje z uśmiechem doklejonym do twarzy, trując o duperelkach, tak jak on. Nie jestem…- dość długo szukał kolejnego określenia.-... milusi. I nie zamierzam stawać w kolejce do nich. Zresztą… to nie piknik.

- Może i się zgadza, nie piknik… ale można tak po ludzku z kimś porozmawiać, czyż nie? - Kobieta nadal się wachlowała kapeluszem, a uśmiech wciąż czaił się w kącikach jej ust - Inaczej właśnie pozostaniesz w ich pamięci jako jeden z tych gburów w mundurach, których pełno wokół? Zwyczajowe parę słów wystarczy… inaczej jeszcze Cię uznają za jakiegoś… napalonego podglądacza? - Zdecydowanie wiekiem starsza od mężczyzny rozmówczyni przy ostatnich swoich słowach wyraźnie dusiła usta, by chyba się głośno nie roześmiać?

Sosnowsky spojrzał na kobietę i wzruszył ramionami.
- Mało mnie obchodzi jak zostanę zapamiętany.- dodał w końcu spoglądając na obie ślicznotki. - Mamy robotę do wykonania. Pogaduszki zostawiam, tym którzy się na nich znają… a gapi się niemal cały oddział. Nie tylko ja.

- Aby nie pozostać anonimowym mundurem wśród pozostałych, przypomnij mi proszę, jak się nazywasz? - Biolog zlustrowała wzrokiem najemnika z góry do dołu.

- Douglas Sosnowsky… znajomi mówią na mnie “Bloody”.- stwierdził krótko blondyn nie rewanżując pytaniem o jej imię.
- Miło poznać, ja jestem Sarah Elsworth - Odpowiedziała kobieta - Twoje nazwisko… masz jakieś obcokrajowych przodków? - Zaciekawiła się.

- Gdzieś w Europie Wschodniej. Polska, Białoruś, Litwa… gdzieś tam.- potwierdził Doug.

- Polska?? Kocham Polaków!! - Wypaliła nagle Sarah, po czym wyciągnęła notes i ołówek i coś zaczęła zapisywać - Na sdroffie? - Powiedziała nagle po polsku i cicho się roześmiała.

- Nie znam ni słowa w tym języku. Siedzimy w Teksasie od paru pokoleń. - wyjaśnił blondyn.

- Och, to się pomyliłam, szkoda... - Biolog została nieco zbita z tropu, po czym ponownie wściubiła nos w notes i jakoś tak rozmowa się urwała…

- Ojciec jest działaczem Polonii. Ale tak naprawdę… nie wiadomo gdzie czy my Polacy. Ojczyzna była ponoć większa, gdy pradziadkowie emigrowali.- wyjaśnił Sosnowsky obojętnym tonem na koniec.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline