Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2018, 12:22   #22
Aronix
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Wtedy to, gdzieś nad nimi, zdecydowanie na zewnątrz, dało się słyszeć okrzyki. Nic alarmującego. Hasła takie jak “rzucić cumy” i “kotwica w górę”, znane były nawet tym którzy płynęli statkiem po raz pierwszy. Wystarczyło tylko wyjrzeć przez bulaj, aby potwierdzić, że ich okręt opuszczał port. Mieli nawet ładny widok na zachód słońca.


Sher i Kaelon zajęli już swoje hamaki, choć nie szli jeszcze spać. Zaś Zevran i Tanyr, z Delamrosem na czele rozkoszowali się towarzystwem rudowłosej dziewczyny, grając spokojnie w karty. Ruth opowiedziała jak raz miała romantyczne spotkanie z synem jednego hrabiego, ale niespodziewana wizyta rodziców młodzieńca kosztowała ją szybką ucieczkę na balkon, gdzie marzła przez dobrą godzinę... Innym zaś razem, jej koń wystraszył się węża i pogonił w las, a krótko potem dziewczyna utknęła na gałęzi drzewa obok którego przejechali. Delamros zaś opowiedział jak, też tak przy butelce czegoś mocniejszego, negocjowali cenę jednego wozu. Ostatecznie mieli go sprzedać za osiem sztuk złota, ale następnego dnia ich rozmówca niewiele pamiętał i sprzedali wóz za okrągłą dychę.

Ponieważ zaczęło się robić ciemno, Ruth zapaliła dwie świeczki, aby lepiej wszystko widzieli, z kartami na czele kolejności. Tanyr 'sprzedał' historyjkę o noclegu na stryszku w stajni. O parce, która piętro niżej chciała spędzić kilka upojnych chwil. I o ojcu pannicy, który pojawił się w zdecydowanie nieodpowiedniej (według męskiej części tamtej dwójki) chwili. I drugą, której sam był bohaterem, wraz z pewną nadobną karczmarką i jej braćmi, chcącymi wydać swą siostrę za mąż... bez względu na brak chęci ze strony potencjalnego pana młodego.

Również i Zevranowi nie udało się uniknąć porażki, a konkretniej dwóch porażek, zatem i on musiał współgraczom opowiedzieć dwie historie ze swojego życia. Jako pierwszą wybrał historię morderstwa pewnego mnicha w klasztorze bogini Nutany na północy Wielkiej Doliny Zieleni. Mianowicie poproszono go o znalezienie mordercy. Okazało się, że za zabójstwem stali pozostali bracia zakonni, a motywem był fakt iż zamordowany mnich chciał wydać proceder produkcji narkotyków przez bogobojnych braciszków. Podobno ich specyfiki znane były szeroko w całym półświatku Wielkiej Doliny Zieleni. Druga historia dotyczyła natomiast czasów, kiedy to był jeszcze członkiem grupy najemników. Dostali zlecenie pozbycia się bandytów, którzy z początku nękali okoliczne wioski, aż w końcu jedną z nich napadli, wygonili lub wybili jej mieszkańców i zajęli ją jako swoją siedzibę. Gdy Zevran wraz z towarzyszami dotarli na miejsce okazało się, że herszt bandytów jest starym znajomym jego dowódcy. Wszystko skończyło się wielką popijawą obu grup. Nad ranem bandyci polubownie opuścili wioskę, a Piwny Rycerz wraz ze swoją kompanią w chwale odebrali podziękowania i należną im nagrodę.

W pewnym momencie, Ruth po raz kolejny przegrała rozgrywkę i zaczęła się gorąco zastanawiać.
- Kurcze no... Tyle zabawnych tych mnie spotyka, a jak mam se coś przypomnieć, to nijak nie mogę - zdradziła rozbawionym i lekko już wstawionym głosem.
- Spokojnie, dasz nam po buziaku i będziemy kwita - zażartował Delamros z uśmiechem.
- O dzięki, dobry pomysł. Może tak być? - spytała ruda, uśmiechając się szczerze do towarzyszy, najwyraźniej biorąc żart na poważnie.
- Dobry buziak nie jest zły - odpowiedział Tanyr.
- Zdecydowanie nie mam nic przeciwko, zacny pomysł! - odezwał się zaraz po nim Zev, mierząc Ruth wzrokiem. A było na co popatrzeć. Najpierw Ruth z figlarnym uśmiechem zbliżyła się do Tanyra i z cichym chichotem dała mu porządnego, trwającego bardzo długą sekundę buziaka w usta. Było to bardzo miłe uczucie. Dziewczyna miała gorące usta, podobnie jak i oddech, a zostawiała po sobie lekki posmak wiśni i rumu. Zaraz potem, tego samego doświadczył Zevran, zwracając jednak uwagę na to, że w jego przypadku dziewczyna objęła go delikatnie, kładąc dłonie na jego karku. Gdy przyszła kolej Delamrosa trwało to nieco dłużej, prezentując różnice pomiędzy całusem a pocałunkiem. Widać było, że on najbardziej wpadł jej w oko.

Grali dalej, nadal na tych samych zasadach. Ruth po raz drugi ucałowała mężczyzn. Potem Delamros opowiedział jak to kochał się z jedną panienką, raz drugi i trzeci. A rankiem obudził się w towarzystwie trzech dziewcząt, dowiadując się, że siostry dzielą się ze sobą wszystkim. I było miło, dopóki ojciec owych dziewcząt nie wparował do pomieszczenia. Słysząc tę historię, Ruth chichotała rozpromieniona... A potem przegrała kolejne dwie partie, całując wszystkich panów - szczególnie Delamrosa.
W końcu Tanyr odsunął od siebie karty.
- Na dzisiaj dla mnie koniec - powiedział, podnosząc się. - Idę w ślady Shera. Dziękuję za mile spędzony czas.
Obdarzył Ruth uśmiechem.
- Dzięki wzajemnie. Jutro też jest dzień, pogramy jeszcze - odpowiedziała ruda, odwzajemniając się szczerym uśmiechem.
- Twoja wola. Dobrej nocy! - odpowiedział Zevran odprowadzając towarzysza wzrokiem po czym dopił ostatni łyk z flaszki i wstał również. Poszedł do swojego kufra z którego wyjął butelkę piwa, jednak przed powrotem do dwójki grających zaszedł jeszcze do hamaka, który zajmował Tanyr
- Gdzie masz szkatułkę? - zapytał półszeptem pochylając się nieco nad swoim współkompanem.
Zamiast odpowiedzieć, Tanyr wskazał tylko kufer, w którym znalazła się szkatułka, a potem wyjął z kieszeni i ponownie schował klucz. Zev skwitował odpowiedź skinieniem głowy, po czym chwycił Tanyra lekko za ramię, a następnie wyprostował się i dołączył do Ruth i Delarmosa.

- Ktoś reflektuje na wyborne piwo z portowej karczmy? - zapytał z szerokim uśmiechem odkorkowując butelkę i spoglądając pytająco na towarzyszy.
- Piwo, to zawsze - odpowiedziała uradowana Ruth, ochoczo wyciągając od razu rękę.
Zev upił spory łyk, po czym od razu przekazał butelkę rudej.
- Jak mniemam, my się jeszcze do spania nie wybieramy co?- zagadnął Delarmosa z uśmiechem.
- Całkiem możliwe, że tej nocy w ogóle nie zasnę. - odpowiedział Delamros, kładąc dłoń na kolanie Ruth, a ta zachichotała cicho.
- No widzę, tylko nie hałasujcie zbytnio- odpowiedział Piwny Rycerz puszczając rudej oko, po czym wskazał jej, aby podała butelkę Delamrosowi.
Dziewczyna uśmiechała się figlarnie i upiła łyka prosto z flaszki.
- Pewnie. Nie chcemy nikogo obudzić - potwierdziła, podając trunek dalej. Delamros uśmiechnął się pod nosem, ewidentnie zadowolony i też upił nieco z butelki, rozdając następnie karty do następnego rozdania.
- A Ty Ruth, co właściwie robisz na tym statku? - zagadnął Piwny Rycerz, odbierając swoją butelkę i rozsiadając się wygodnie.
- Ja przeworzę towar. Mam dzika. Zapłaciłam za miejsce w ładowni i hamak tutaj, ale w Amaraziliji dobrze go sprzedam i wyjdę z zyskiem - odpowiedziała ruda, rozdając karty do kolejnej partii.
- Dzika powiadasz….nie pomyślałbym, że to tak drogocenne dobro w Amaraziliji.- odpowiedział, sam zerkając w swoje karty, a następnie przenosząc wzrok na pozostałą dwójkę, starając się wyczytać z ich twarzy jakie karty dostali. Delamros, choć głowę trzymał prosto, wodził wzrokiem zerkając to w swoje karty, to w dekolt Ruth - z przewagą tego drugiego. Wyglądał przy tym na zadowolonego, ale to nie świadczyło jeszcze o jego kartach. Ruda natomiast układała karty jeszcze przez chwilę, ze średnio zadowoloną miną.
- Khajiit lubią mięso, a tam mają słonie i korko-dyle, czy jakoś tak. Dziczyzna jest w cenie - odpowiedziała przy tym.

Jak wszystkie poprzednie rozgrywki, ta też potrwała jakiś czas. Ostatecznie Ruth przegrała, jednak nie wyglądała na niezadowoloną z tego powodu. W panującym półmroku, ruszyła na czworakach w stronę Zevrana, aby spełnić warunki zakładu. Piwny Rycerz z uśmiechem przyjął swoją część nagrody obejmując rudą nieco w talii podczas mocnego i namiętnego pocałunku, tego nie mógł sobie odmówić. Ona też go objęła, kładąc dłonie na karku mężczyzny. Całowali się przez dłuższą chwilę. Gdy Ruth się od niego oderwała poczuł od razu, że alkohol uderzył mu już mocniej do głowy, nic dziwnego skoro jego flaszka była już pusta. Wstał więc powoli z miejsca.
- Wybaczcie na moment, ale muszę się przejść…- rzucił tylko w stronę dziewczyny zbliżającej się już do Delamrosa.
- Przejść? - zdziwiła się Ruda, która już obejmowała Delamrosa z zamiarem całowania się z nim.
- Dobra, tylko nie spiesz się z powrotem - odparł Delamros, który nie tracąc czasu objął dziewczynę i przystąpił do odebrania swojej nagrody w postaci pocałunku.
Widok obściskującej się pary i uniesionego do góry kciuka od Delamrosa, świadczyły o tym, że tym razem na całowaniu się nie skończy. Zevran pokiwał głową, po czym opuścił kajutę chcąc wyjść na pokład.

Szedł właśnie przez krótki korytarz, gdy za plecami usłyszał odgłos otwierania i zamykania drzwi. Na płynącym statku pełnym załogi raczej nie powinno go to dziwić, jednak zaniepokojony obrócił głowę w kierunku, z którego dobiegł ten odgłos. Okazało się że to kapitan Cabrera, opuszczał swoją kajutę.
- Pan Zevran? Co się stało? - zdziwił się, widząc pasażera na nogach o tak późnej porze i poza kajutą.
- Witam Pana Kapitana! - odpowiedział Piwny Rycerz z uśmiechem odwracając się w stronę Carabery.
- Wyszedłem nieco rozprostować kości przed snem i przy okazji może przejść się po pokładzie, jak mniemam nie jest to zabronione? - zapytał mierząc mężczyznę wzrokiem, lewą ręką opierając się o ścianę.
- Aha. Oczywiście nie jest zabronione - odpowiedział Amis. - Myślałem, że coś się stało - dodał, kierując się spokojnym krokiem w stronę rozmówcy.
- Pozwoli pan ze mną? - spytał uprzejmie, wskazując wyjście na pokład, za plecami Zevrana.
- Z miłą chęcią, zwłaszcza w towarzystwie samego kapitana- odpowiedział Piwny Rycerz skinając lekko głową ku swojemu rozmówcy, po czym odwrócił się i ruszył wraz z kapitanem do przodu.

Wyszli na pokład, gdzie od razu dało się odczuć świeże pachnące solą morskie powietrze. Była noc i na pokładzie nie było już nikogo widać, a lekko pochmurna pogoda nie przysłaniała jednak całkiem blasku księżyca i było wyraźnie widać dokąd iść.
Obaj mężczyźni skręcili w lewo i weszli po schodach na mostek, który był jednocześnie dachem ich kajut. Tam, pod dobudowanym dachem, na biurku stało duże koło - podobne do zegara ale będące czymś innym, a obok był ster okrętu, za którym stał lekko uśmiechnięty mężczyzna.


Było w nim i jego uśmiechu coś kojącego, coś co sprawiało, że człowiekowi poprawiało się samopoczucie i wprawiało go w dobry humor.
- Alfred ze Wzgórza, mój bosman. Zevran vis Molen, pasażer i kurier Hantrela - kapitan przedstawił ich sobie wzajemnie.
- Uszanowanko - przywitał się sternik, kiwnąwszy przy tym głową i dzieląc się szczerym uśmiechem.
Świeże powietrze podziałało zdecydowanie orzeźwiająco na Piwnego Rycerza, odwzajemnił on zatem uśmiech i skinął głowę na powitanie.
- Również mi miło- odpowiedział - Jak długa podróż nas czeka?- zagadnął wpatrując się w odbijający się od tafli wody blask księżyca.
- Zależy trochę od wiatru, ale czwartego dnia rano powinniśmy być na miejscu - odparł mężczyzna, z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Alfredzie - wtrącił Amis. - Co się stało? - spytał kapitan.
- Ktoś nam skrobie marchewki - odpowiedział bosman, pokazując kciukiem na tyły statku.

Cabrera najpierw wyjrzał przez okno, a zaraz potem cofnął się do biurka i zabrał z niego jakiś przedmiot wuglądający na pierwszy rzut oka jak składana rurka.
-Skrobie marchewki? Co to znaczy?- zapytał zdezorientowany Zevran spoglądając to na bosmana, to na Caraberę, po chwili jednak sam podszedł do okna i wyjrzał przez nie, ciekaw co takiego zauważył za nim kapitan.
- Siedzą nam na ogonie. Depczą po piętach - wyjaśniał sternik, a po jego głosie i minie można było jasno odczytać, że każdy z tych zwrotów bardzo go bawił. Tymczasem, Zervan dostrzegł przez okno, że za nimi płynął jakiś inny statek. Daleko, może jakieś... pięćset metrów? Na morzu, w półmroku bardzo ciężko było określić odległość.
- Ster, pięć stopni w prawo - polecił Cabrera.
- Jest pięć stopni w prawo - Alfred potwierdził wykonanie rozkazu.
- Panie Zervan. Dwadzieścia lat temu, często się zdarzało, że statki płynęły razem. Wtedy nie każdy miał od razu kompas i jeden musiał wystarczyć całej grupie - wyjaśnił Amis, spoglądając na ten drugi statek przez... o ile Zevran się nie mylił - to była “luneta”. Piwny Rycerz słyszał o tym przedmiocie, ale póki co nie miał okazji się z tym zetknąć.
- W grupie było też bezpieczniej, bo “oni” nadal sobie wtedy pozwalali - dodał kapitan, podając lunetę Zevranowi.
Piwny Rycerz wziął lunetę od kapitana i przystawił ją do oka celując w nadpływający statek. Nie trafił jednak od razu i chwilę musiał poświęcić na jego zlokalizowanie, aż w końcu mógł go zobaczyć z bliska na tyle wyraźnie, na ile pozwalały mu na to warunki.
- Jacy “oni”?- zapytał po chwili specjalnie akcentując ostatnie słowo i przenosząc na krótki moment wzrok na kapitana, po czym z powrotem spojrzał w lunetę. Dzięki niej, statek za nimi widać było całkiem wyraźnie.


- Piraci. Mieszkańcy Mielizny, sądząc po banderze. - Cabrera odpowiedział na pytanie Zervana, wskazując na okręt za nimi. Zastanowił się przez chwilę.
Piwny Rycerz spojrzał na kapitana z niepokojem.
- Cudownie... Czy i dziś stanowią duże zagrożenie, czy jesteście przygotowani na tego typu odwiedziny?- zapytał.
- Moja załoga to marynarze i połowa z nich pewnie nigdy nie trzymała w ręku broni. Nie martwiłbym się jednak na zapas, kimkolwiek są, nie mają prawa dokonać abordażu - odpowiedział Amis.
- Ster, pięć stopni w lewo - zwrócił się do Alfreda.
- Jest pięć stopni w lewo - odpowiedział bosman.

Słowa kapitana ani trochę nie uspokoiły Piwnego Rycerza. Gdyby był to zwyczajny rejs pewnie by się póki co piratami aż tak nie przejmował, jednak z uwagi na szkatułkę, którą przewozili sprawa miała się zupełnie inaczej. Nie mogli sobie pozwolić na opóźnienie, nie mówiąc już o zupełnym zatrzymaniu statku, czy jego przymusowym opuszczeniu. Kolejnym kłopotem mógł być fakt, że owi piraci mogli płynąć w ich kierunku właśnie w celu przejęcia ich przesyłki.
- Co prawda nie jestem wilkiem morskim kapitanie, ale o ile się orientuję to piraci, jak i wszelcy inni zbójcy, z reguły robią właśnie rzeczy, których nie mają prawa robić. Tak więc nie wiem skąd u pana tyle pokładów pozytywnego myślenia- odpowiedział spoglądając na Caraberę z powątpiewaniem, mimo wszystko cały czas zakładając, że kapitan wie co robi i jest to standardowa sytuacja na tych wodach.
- Wszystko zależy od tego, o czyje prawa chodzi - odpowiedział Cabrera. - Widzi pan. Gdy żeglarze składali ofiarę w świątyni Mermana i modlili się o bezpieczną podróż, odnosili się także o uniknięcie spotkania z piratami. Bóg mórz i oceanu słyszał to tak często, że zabronił dokonywać abordażu na otwartych wodach, oraz odwiedził królową Stone, która w efekcie tego spotkania poparła ten zakaz. Piraci są posłuszni swojej królowej i sami też oddają cześć Mermanowi. Mamy więc po naszej stronie prawo pirackie i prawo boskie - wyjaśnił spokojnie, a widać po nim było, że był co do tego mocno przekonany.
- Nie wejdą na pokład Marii, na otwartych wodach - podkreślił raz jeszcze, z silną stanowczością. - Ale nie wiem, dlaczego płyną za nami - zastanowił się na głos i gestem ręki poprosił Zevrana o przekazanie mu lunety.
- Skoro tak mówisz kapitanie… miejmy nadzieję, że i tym razem tak będzie- odpowiedział Zevran od razu przekazując lunetę Caraberze.
Ten spojrzał przez nią, zastanawiając się przez chwilę i wypatrując.
- Nie widać nazwy statku - powiedział. - Najlepiej poczekajmy do rana i może uda się ustalić jakiś kontakt. Wtedy się dowiemy - zasugerował.
 
Aronix jest offline