Tym razem drużyna nawet nie zaczęła dobrze szukać śladów, a już udało im się znaleźć szczątek tkaniny. Zaraz po nim znaleźli nie do końca zatarte ślady malutkich stóp, resztki bliżej nieokreślonych komponentów magicznych i inne, przydatne tropy prowadzące dalej w środek lasu do, co nie ulegało wątpliwości, samego Alexieja.
— Przynajmniej wiemy gdzie iść — odezwała się rudowłosa — Idziemy czy wracamy po Kokoro?
— Wracamy — powiedział natychmiast Bran. — Nie wiadomo, co takiego ten zaklinacz mógł wykombinować. Zaczął od wilków, może przerzucił się na coś większego?
Lauga zrobiła w tył zwrot i zaczęła kierować się w stronę jaskini gdzie zostawili mistyka.
Kiedy byli na miejscu dziewczyna krzyknęła do środka.
— Kokoro! Dużo ci zostało? Znaleźliśmy ślady! Chodź!
— Tak szczerze… — Arletta spytała szeptem Brana i Laugę. — To wy macie zamiar to jeść?
— Tak szczerze, to skunks byłby lepszy — przyznał Bran. — Ponoć mięso sowomisia jest wstrętne. Niech sam spróbuje… Cokolwiek powie, i tak mu nie uwierzę.
— Wiesz… pieczeń z wilka już się jadło na przykład, ale to do cholery jest potomek niedźwiedzia, który przeleciał sowę — skomentowała Arletta. — W życiu nie wezmę takiego mięsa do ust.
— To brzmi jeszcze bardziej zachęcająco niż to, co słyszałem od tych, co próbowali jeść to świństwo — odpowiedział Bran.
— Jak człowiek głodny to potrafi zjeść cokolwiek — skomentowała Lauga po czym po raz kolejny raz krzyknęła — Kokoro rusz się! — Półelfka odwróciła się do tamtej dwójki, która nadal rozmawiała o walorach smakowych sowoniedźwiedzia zamiast o rzeczy najważniejszej. — Chociaż z tego co wiem, dla nas to mięso było by trujące.
— Wiem… za dzieciaka, dla żartu ze znajomymi zamówiliśmy jednemu koledze danie z takiego mięsa… — odparła drowka. — Nie sądziłam że elf może przybrać zielone barwy… Chłopak przez następne dwa miesiące się do nas po tej akcji nie odzywał. — Zachichotała przypominając sobie swój wybryk.
— Podziwiam wasze poczucie humoru… — mruknął Bran, wyobrażając sobie biedaka, co na dzień cały zablokował wychodek.
— Oj tam, miałam mniej lat niż Kokoro teraz — wytłumaczyła się elfka.
— No, to cię w całości usprawiedliwia — powiedział zaklinacz, którego wczesna młodość też nie była wolna od różnych grzeszków. Doskonale pamiętał efekt, jaki wywołało pojawienie się paru białych myszek w łaźni. Damskiej.
— Nie znacie sie. Nieco twardawe i trzeba by namoczyć w mleku na noc, ale dobre. — Kokoro podszedł do nich z wielkim zawiniątkiem na plecach, zrobionym z pozostałości sowoniedźwiedzia. Jego odcięty łeb dyndał mu koło pasa, obok niego 4 łapy z pazurami, a na plecach prowizoryczny plecach z opierzonej skóry wypełniony mięsem z różnych obszarów ciała.
— No i coście znaleźli?
— Ślady. — Bran odpowiedział w imieniu całej trójki. — Jest szansa, że zostawił je Alexiej. Są nieduże, a poza tym wyglądało, jakby ktoś gubił komponenty do zaklęć.
- Więc … - Popatrzyła na zdobiące pas mistyka ‘trofea’ wojowniczka - … mamy nadzieję że zdążyłeś wyzbierać wszystkie ozdoby nad kominek bo chcemy ruszać. - Lauga odwróciła się i ruszyła w drogę powrotną w miejsce gdzie znaleźli ślady ciągnąć werbalnie resztę za sobą.