Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2018, 16:04   #40
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Victor
Tuż przed misją.

Lu siedziała wyprostowana na kanapie. Przed nią znajdowała się mapa miasta. Uważnie pokazywała Victorowi plany zlecenia. - Rekolektor przekaże ci artefakt w sektorze magazynowym dzielnicy skidów. Będzie to punkt E1, naprzeciw W1. - wyjawiła. - W zamian dasz mu tę kartę kredytową. - skinęła głową na plastik, który wykazywał wartość 3,5 miliona kredytów. - Następnie będziesz musiał cofnąć się do doku E2. Nie widać tego na mapach, ale są one połączone gałęziami drzewa. Będziesz mógł wejść na gałąź spod samej ściany, choć nie wiem, czy nie będzie to utrudnione. Od strony cesarskiej jest korytarz zbudowany na gałęzi. Może być zatłoczony, ale przynajmniej z niego nie spadniesz. Aby przejść między strefami, będziesz musiał odwiedzić muzeum. - wyjaśniła. - W doku będzie czekał twój prywatny statek. Od teraz będziemy z niego korzystać. Jak wrócisz do mnie z artefaktem, to wyjaśnię ci faktyczne szczegóły naszej misji: przejdziemy do drugiej fazy.
- Po czym poznam rekolektora? - Zapytał Corvus, zakładając na plecy płaszcz. - I co to za artefakt? NIe chce ryzykować przyniesienia bomby. - Wyraził swoje obawy.
- "Palec czarodzieja", a przynajmniej tak nazywają go skidzi. - odpowiedziała Lu, przekazując Victorowi zdjęcie. - To powiedziawszy, powinien być w wojskowej skrzyni. Będę miała kody, żeby ją otworzyć.
- Dobrze więc wezmę się za to od razu. Cały czas w kontakcie. Wskazał palcem na słuchawkę, po czym przełożył ręce przez rękawy płaszcza i założył maskę. Nie miał wyznaczonego czasu więc postanowił że po drodze do celu zrobi kilka zbędnych kółek by wypatrzyć potencjalnych osobników którzy mogliby go śledzić. Cały też koncept łażenia po gałęziach przypominało mu najmłodsze lata, gdy to wtedy wydawało się zabawne.

****

Victor miał ciągłe wrażenie, że coś go pilnuje. Coś go podgląda. Znał uliczki na tyle, aby móc zejść z linii większości kryjówek, z których można by było go obserwować. Nikogo jednak nie mógł znaleźć. Dopiero na mniej niż godzinę przed spotkaniem, gdy zatrzymał się po raz enty, dostrzegł, jak jakiś cień odskakuje na drugi koniec dachu, gdy tylko Victor się obraca. Za daleko, aby się mu przyjrzeć, dość blisko, aby skoczyć za Victorem, gdy ten ponownie ruszy w przód. Musiał się jednak zastanawiać nad tym, co jest dla niego ważniejsze. Jeżeli spóźni się na spotkanie, Skid może zwiać, a czasu było niewiele.
Corvus się odrobinę przeliczył co do ilości czasu jaki posiada. Ten kto go śledził był bardzo zwinny, więc złapanie go będzie problematyczne. Będzie się z nim musiał rozprawić później, na tą chwilę nie zwlekał ani chwili dłużej i skierował się do miejsca spotkania, mając się na baczności czy nie ma więcej głupców którzy go śledzą.
Szukając miejsca spotkania, Victor skończył pomiędzy magazynami, aż napotkał wąskie przejście pomiędzy dwoma budynkami, na środku którego znajdowała się studzienka kanalizacyjna: umówiony znak rozpoznawczy. Victor stanął w przejściu i zastukał w metalową ścianę składu. Kilka sekund później z drugiej strony wyjrzał młody skid, który uważnie obejrzał Victora od stóp do głów. - Twój...twój ulubiony miesiąc? - zapytał Skid.
Świecące ślepia maski zmierzyły małego kosmitę, gdy Corvus sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął kartę którą przekazała mu Lu.
- Marzec. - Odparł sucho, po czym dodał. - Za chwilę możemy mieć problemy więc się pośpiesz. -.
Skid zaczął iść w stronę Victora, wyciągając jednocześnie pudełko z kieszeni. Gdy postawił krok przy samym włazie kanalizacyjnym, ten eksplodował, wylatując wysoko w górę i uwalniając tumany dymu. Instynktownie Corvus skoczył przed siebie, złapał skida i wyleciał z dymu. Kosmita nie miał już w rękach paczki. Podnosząc głowę, Victor zobaczył, jak seksowny zad z kocim ogonem przemyka z dachu magazynu na następny.
- Szmata. - Syknął Victor, upuszczając małego skida na ziemię. Po krótkiej chwili zaczął zbierać energię w stopach i rękach. Skulił się, by następnie wyskoczyć w górę nadając sobie siły odrzutowej przy pomocy wystrzałów energii z kończyn. Wystarczyło żeby mógł złapać krawędź dachu i się dźwignął do góry szybkim ruchem. A jeśli kocica myślała że stary Victor nie potrafił biegać po dachach to się bardzo przykro zdziwi.
Poprzednim razem Victor zdołał w ten sposób przelecieć spory dystans oceanu, więc teraz nie miał czego się obawiać. Uwolnił zebraną energię, a ta...wyjątkowo niemrawo pchnęła go w górę. Corvus poleciał jakoś krzywo, ledwo złapał się dachu jedną ręką, ale wystarczyło mu to, aby się podnieść. Kocica w tym czasie solidnie zwiększyła odległość. Moc Victora była z jakiegoś powodu ograniczona.
Nie miał czasu się nad tym teraz zastanawiać, musiał się śpieszyć. To nie był pierwszy kseno, ani nie ostatni za którym musiał ganiać. Jeśli zawodziła go jego iskra, musiał polegać na swoim ciele. Ile tylko miał sił w nogach biegł za kocicą, sprawnie przeskakując przez wszelkie przeszkody. Jeśli będzie musiał to zatłucze ją na śmierć gołymi rękami, ale to dopiero po zamienieniu z nią paru słów.
Victor gonił za złodziejką ile sił w nogach. Jego czyste, ludzkie ciało było wszechstronne, nie miało jednak przewagi wyspecjalizowanej Kseno. Kobieta biegała i skakała ze zręcznością, na którą Victor nie mógł liczyć. Jej parkour przechodził ludzkie możliwości. Miała dużo bardziej giętkie ciało i lekki skok. Corvus był w stanie trzymać ją w zasięgu wzroku, ale nie dawał rady zmniejszyć odległości, a na pewno nie na dłużej. Częściowym problemem był też układ uliczek. Corvus znał ogólny układ uliczek i zaułków, jednak nigdy nie zainteresował się szczytowym poziomem miasta. Układ dachów i relacje odległości między nimi były dla Victora niepewne, musiał reagować na bieżąco, co dodatkowo utrudniało pogoń.
Widząc że nie ma szans na dopadnięcie jej, postanowił ją chociaż utrzymywać w zasięgu wzroku. Podczas biegu przyłożył palec do słuchawki. - Lu, Jakaś kocia kobieta przejęła paczkę. Gonię ją ale nie jestem w stanie jej złapać, jakieś sugestie? -
- Unieruchom ją? - zaproponowała Lu. - Z tego, co pamiętam, strzelasz laserami. Nie jestem w stanie latać wewnątrz miasta, ale jeżeli kot ucieknie do doku, to mogę wszcząć pogoń gwiezdną.
- Moja moc mnie z jakiegoś powodu zawodzi, ale spróbuje. - Z tymi słowami zaczął zbierać energię w palcu wskazującym. Potrzebował krótkiej chwili by strzał był na tyle silny aby ją zatrzymać. Priorytetem było nie spuszczać jej z oczu.
Skupienie skoncentrowanej wiązki w jednym palcu zagwarantowało maksymalną siłę wystrzału. Laser przeszył powietrze, lecąc w stronę kolana biegające, skocznej kocicy. Niestety Victorowi nie udało się zgrać wystrzału z ruchami kobiety, która skoczyła tuż przed strzałem. Laser przeszył podeszwę jej buta i zranił stopę, przeszywając ją i tworząc krwistą ranę. Gdy kobieta wylądowała, przewróciła się, wykonała szybki przewrót, po czym okręciła się wokół siebie, aby skierować wzrok na Victora. Leżała przy samej ziemi. Była w pokracznej, niskiej pozie, mając ręce szeroko rozstawione i zdrową nogę napiętą w gotowości do skoku.
Patrząc na nią, Corvus rozpoznał kocicę z hotelu. Włosy i twarz się nie zmieniły. Jedno z jej oczu płonęło fioletowym światłem. Efekt, który wcześniej zdawał się Victorowi być zaledwie blaskiem kolorowych świec, których płomienie odbijały się na szklistych powierzchniach w półmroku.
Widząc postawę kseno, Victor zamienił sprint na przyśpieszony chód. Zakomunikował kocicy donośnie.
- Oddaj co zabrałaś, a będzie to ostatnia rana. - Doskonale widział że szykuje się do skoku, a błysk w jej oku oznaczał że ma coś jeszcze w zanadrzu. Jeśli kocica zdecyduje się na atak, Victor postara się złapać ją w powietrzu za twarz i wbić z całej siły w podłoże.
Kobieta spojrzała Corvusowi w oczy i uśmiechnęła się. - Louise cię oszukuje. Nawet nie wiesz, co jest w środku.
- Doprawdy? To mnie oświeć kocico. - rzekł nie przestając iść w jej stronę. - Chyba nie zdajesz sobie sprawy z kim masz do czynienia. -
- Victor Corvus, ksenofob. Rekord: zero do jednego z własnymi podwładnymi. - podsumowała, powoli wstając i cofając się wolnymi krokami do tyłu. Victor widział kontur pudła pod konturem jej bluzy. - Jak się zatrzymasz, to może i pogawędzę...ale nie będę za to oddawać przewagi.
Victor wydał z siebie pomruk, po czym zatrzymał się. - Moja sława mnie wyprzedza. Co jest w pudle? -
- ..Jedyny artefakt, który może zranić Cesarzową. - wyznała po chwili kocica. - Myślisz skąd się wzięło tylu agentów cesarskich na ulicach?
- Nawet jeśli nie kłamiesz. Niby dlaczego kseno miałoby nie dopuścić tego artefaktu w ręce osoby która chce zgładzić cesarzową? Heh… Śmiechu warte. - Zakpił Corvus. - To nie ma sensu. -
- Nie to, co ufanie przypadkowej, diabelnie białej kobiety, która mówi co masz robić, bo tak? - spytała kocica.
Ręka Victora drgnęła, lecz powstrzymał impuls.
- Jestem żołnierzem, a ona moim przełożonym. Nie mniej nie więcej. I na wszystko co święte, dlaczego mam wierzyć w choć jedno twoje słowo? -
- Jakbym miała duży okręt i powiedziała cztery razy "Cesarstwo to, Cesarstwo tamto", to też bym była twoim przełożonym? - zapytała kocica. - Co ode mnie chcesz, żebyś mi uwierzył?
- Dowodów. - Odparł krótko.
- Jakich i dlaczego tylko ode mnie? - spytała.
- Może inaczej. Jaki ty masz w tym wszystkim interes? Dlaczego za wszelką cenę nie chcesz dopuścić by artefakt wpadł w ręce Louise? - Zapytał Corvus. - Dlaczego usilnie próbujesz mi wmówić że moja przełożona ma złe intencje? -
- Ponieważ znalazłam Louise Cypeher-Queen na liście ofiar wojennych. Przeszła na emeryturę, po czym zeszła pół roku później na zawał. - wyjawiła kocica. - Ja jestem z...magica icaria.... - wyjaśniła. Corvs nie wiedział zbyt dużo o tej organizacji. Miała kilka sekcji, wliczając inkwizycję i kronikarzy. Nie byli podlegli Cesarzowej, tylko papieżowi. Mimo tego zawsze współpracowali z cesarstwem.
- Więc dlaczego Grand hotel nie jest szturmowany przez oddziały cesarskie? Skoro wiesz gdzie się znajduje, normalnym by było byś poinformowała swoich przełożonych o lokalizacji osoby która chce uśmiercić cesarzową. - Victor sam przed sobą musiał przyznać że coś było nie tak, ale bez jednoznacznych dowo+dów nie chciał skakać do konkluzji.
- Wasz okręt został przejęty przez inkwizycję, to chyba wystarczy?
- Nie… nie wystarczy. Znasz lokalizację osoby która podobno chce zgładzić cesarzową, a ganiasz za artefaktem miast zająć się głównym problemem. Inkwizycja działa wedle własnych zasad i nie jest nowym że inwigilują siły cesarskie. - Corvus zaczął powątpiewać w swoją pozycje w tym wszystkim, ale nie dawał po sobie tego poznać.
-Ktoś musiał mnie do niego zaprowadzić. - kocica uderzyła się ręką w pierś. - Dziękuję.
- Dobrze więc. Połóż pudełko na ziemi a ja je zniszczę. - Zaproponował Corvus.
- Eh?! Jesteś w stanie zrobić coś takiego? - zdziwiła się kocica. - Możemy spróbować. - rozpięła lekko bluzę i sięgnęła do środka. Gdy wyjęła dłoń, Victor zobaczył nagły, ostry błysk światła, który na krótką chwilę kompletnie go otumanił. Gdy mężczyzna odzyskał minimalne możliwości widzenia, kobiety już nie było.
- Kurwa mać. - Rzucił pod nosem, po czym przyłożył palec do słuchawki. - Paczka przepadła. Wracam do hotelu. - Zakomunikował, gdy jego wzrok wrócił do normalności zaczął schodzić z dachu.
- Słyszałam dyskusje, ale nie usłyszałam wystrzału. Zniszczyłeś ją czy nie? I powiedz mi, jak wyglądał ten kociak. - poprosiła Lu.
- Użyła granatu błyskowego. To była pracownica Grand hotelu, elementy kocie miała: Uszy, ogon, dłonie. Czarne futro, czerwone oczy. Ubranie też z akcentami tego koloru. - Poinformował Louise. - Artefakt na pewno zabrała ze sobą. Dlaczego ściga Cię Cesarstwo? Wiem że nie mówisz mi wszystkiego. Ale chce wiedzieć po czyjej jesteś stronie. -
- Nic, co wyróżni ją od dziewięćdziesięciu dziewięciu procent kotoludzi? - spytała. - Postaraj się trochę. Nic mnie nie ściga.
- Jej oko ma fioletowy blask, i jest ranna w prawą stopę. - Dodał Victor. Naprawdę nie wiedział już w co wierzyć. Czy Lu wykorzystuje lojalność Victora wobec cesarstwa, czy kocica kłamała czy uratować własną skórę. - Co dalej Lu? -
- "blask", eh? Czasami żałuję, że nie mam jak wsadzić ci kamerę. - Louise westchnęła. - W pudle była magiczna różdżka. Zwiększa podatność magii...odrobinę, też bez przesady. Teoretycznie przeżyjemy bez niej, ale z nią zawsze łatwiej. Jak chcesz spróbować ją wytropić, to mogę dać ci jeden dzień. Jak nie, to możemy lecieć dalej. Przynajmniej mieliśmy okazję odpocząć.
- Następnym razem zamontuj mi kamerę w masce. Jej oko dosłownie się paliło fioletowym światłem. Nie było w niej nic więcej szczególnego. Skoro moc różdżki jest trywialna to nie ma sensu za nią ganiać. Wracam do hotelu. - Zakomunikował ściągając maskę i skierował sie najkrótszą drogą do hotelu.
- Wracaj do doku, tak jak się umawialiśmy. Jak nie chcesz na nią polować, to odlatujemy stąd. - upomniała się Louise. - Jeżeli faktycznie płomień, to się nie martw.
- Robi się. - Wykrztusił z siebie jakby opuszczały go siły witalne. Dał się zagadać i wrobić w zwątpienia, a podstępne kseno to wykorzystało. To był ostatni raz gdy pozwolił sobą tak zagrać. Kseno trzeba eliminować, nie rozmawiać. Skierował swoje kroki w stronę doku, próbując zachować resztki dumy jaka została skrzywdzona w tej “misji”.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline