Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2018, 17:28   #17
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
W dżungli

Parka najemników, na którą raczej nikt nie zwrócił uwagi, zniknęła na kilka minut w pobliskich krzakach… “T” wraz z jakimś typem poszli na stronę? Na zwiad? Zauważyli coś podejrzanego? Whatever…

Krzyki.

Kobiece krzyki, z całą pewnością nie należące do pozującej na twardą najemniczkę. Ktoś poniósł się z miejsca, przeładował broń, inni spojrzeli jedynie zdziwieni w tamtą stronę. Jedna czy druga osoba, obdarzona większym refleksem, zareagowała prawidłowo do sytuacji, rzucając się pędem w owe krzaki, do źródła tych krzyków.

- Wszystko w porządku, powtarzam, wszystko w porządku! Fałszywy alarm, nie ma zagrożenia! - Meldowała pozostałym przez swój komunikator "T".

Major siarczyście zaklął.

Około minuty później, mały burdel jaki zapanował wśród całej ekspedycji, został opanowany, a wśród asysty “T”, Marcusa Kaai, Petera Currana, a nawet van Stratena, z pobliskich chaszczy wyszła… nowa kobieta. Rudowłosa miała na sobie jeszcze częściowo mundur, pod jakim wcześniej się ukrywała wśród pozostałych najemników, co wywołało spore zdziwienie na twarzach niemal wszystkich.

Baker przetarł twarz dłonią, po czym rozejrzał się po “biwakowiczach”.

- Pani doktor Dorothy Lie - Powiedział, wyjaśniając sprawę - VIP. Przydzielona odgórnie przez tych na samej górze, na naprawdę samej górze. Ale mimo wszystko, jak zrobi jeszcze jeden taki numer, to dostanie kopa - Spojrzał na kobietę surowym wzrokiem.

W tym czasie Dorothy stała już przy swoim plecaku, by się zmienić ubiór(?) i zakończyć te przebieranki, oraz by zabrać parę drobiazgów i wrócić na chwilę do swego znaleziska? Nieznany, dopiero co odkryty kwiat był nawet ciekawym znaleziskiem…

- Pięć minut i ruszamy dalej - Odezwał się głośno Major, po czym przyzwał do siebie gestem dłoni van Stratena.

….

3 minuty później, wydarzyło się jednak tak sporo, że nie ruszyli dalej.

~

Po chwilowym zamieszaniu z powodu rudowłosej, Peter Curran wrócił do swobodnego patrolowania terenu wśród siedzących ludzi… i gdy był w pobliżu pewnej kępy chaszczy, nagle wokół jego nogi owinęło się jakieś pnącze! Zupełnie, jakby te było bardziej żywe niż powinno, po czym roślina zacisnęła się mocno wokół kostki jego nogi, i pociągnęła z niezwykłą siłą. Najemnik przewrócił się na plecy, wśród własnego, dosyć głośnego “Hej!”... coś wciągnęło go w krzaki, i zaczęło ciągnąć i ciągnąć go po ziemi w nieznanym kierunku.

Smagany roślinnością, drąc sobie nieco plecy na podłożu, ciągnięty z nawet dużą szybkością, nie bardzo wiedział co zrobić. Złapać się czegoś… strzelać w pnącze? Skaleczenia, siniaki, zadrapania, co chwilę coś obijało go to tu, to tam.

- Za nim!! - Ryknął Major.

Pobiegł Sosnowski, pobiegł i “Bear”, a nawet van Straten. I ten drugi po chwili miał własne problemy. David wpadł… w ruchome piaski. Pośrodku dżungli. Biały piach, powierzchni około kilku metrów, i czarnoskóry wpakował się w naturalną pułapkę rozpędzony, wpadając tam niemal już do szyi.
- Pomocy! Pomocy! - Zaczął się wydzierać. A “Sosna”... przeskoczył nad nim, pędząc za wciąż ciągniętym przez dżunglę Curranem. Blondyn bowiem podjął słuszną decyzję, na zimno kalkulując zagrożenie obu będących w tarapatach. “Bear” mógł sekundkę poczekać, nim ktoś jemu pomoże, Peter raczej nie…

Po kilkudziesięciu metrach dalej, oczom Currana i Sosnowskiego ukazał się w końcu właściciel owego pnącza.


Ohydne, ohydne, paskudne, roślinne “coś”, wielkości niemal 3 metrów, z masą pnączy-macek, a co ważniejsze, wielką gębą pełną kłów. Mające zamiar zrobić sobie z Petera posiłek, ciągnęło go dalej ze sporą szybkością ku sobie. Zostało już pięć metrów i będzie po nim.

Z “Sosną” zrównał się van Straten.
- Co to kurwa jest? - Powiedział mężczyzna, przeładowując swoje M14.




Na plaży

Alan Woods, w towarzystwie pionierów i marynarzy z łodzi desantowej, wyładował już połowę sprzętu, zaczęto również stawiać pierwszy, tymczasowy przyczółek (obóz to było zbyt mocne słowo, w końcu jedynie rozłożono na szybko kilka pawilonów, by chronić chociażby dużą radiostację przed słońcem, podobnie jak i różny sprzęt).

- Hugh!! - Rozległo się w pewnym momencie na łodzi, na co w pierwszej chwili stojący na piasku Woods nie zwrócił uwagi. Kolejny jednak taki dźwięk już nie zignorował. Spojrzał w tamtą stronę i zastygł w pół ruchu.

- Hhhgggh!! - Kolejny z marynarzy, krzątający się na łodzi, oberwał jakąś dziwną, dosyć cienką białą macką, wystrzeloną z wody. Gdy ta wbiła się w jego tors, nieszczęśnik został momentalnie pociągnięty ze sporą siłą w toń, w której zniknął. W wodzie pojawiły się za to jakieś bulgoty, a po chwili i krew.

- Co jest kurwa?! - Wrzasnął najemnik, robiący za ochronę rozładunku, a stojący akurat w tym momencie bliżej wody niż Alan. Przeładował broń, odbezpieczył… “Hhhhgggg!!” kolejna macka, wciągnęła w wodę kolejnego marynarza. Coś się czaiło w płyciźnie, coś co porywało ludzi i ich zabijało! W błękitnej wodzie, ledwie może metrowej głębokości, czaił się jakiś szarawy kształt, jego rozmiary były jednak naprawdę wielkie… to coś było dwa razy tak duże, jak 30 tonowa łódź, którą tu przybyli!

- Uciekać z łodzi!! - Wrzasnął najemnik, po czym zaczął strzelać z karabinu seriami po wodzie.
- Aaaaaghhhh! - Ostatni już z marynarzy, wiejący na brzeg, otrzymał również mackę wstrzeloną w plecy, on także w mgnieniu oka został wciągnięty w wodę.

Urywane krzyki porywanych przez jakiegoś morskiego potwora ludzi, łoskot karabinu, ogólne wiązanki puszczane przez tych, co mieli szczęście być na plaży...

- Giń kurwa! Giń!! - Najemnik wystrzelał cały magazynek w morską toń, po czym go zmieniał, gdy i on oberwał macką w tors. Stał jakieś 5 metrów od wody. Jakimś cudem chwycił nóż, i odciął draństwo wbite w swój tors. Wpakował w karabin nowe pudełko z nabojami…
- Cofnąć się! - Krzyknął do 3 Pionierów i Woodsa, minimalnie się w ich stronę odwracając. I wtedy wybauszył oczy, ugodzony w plecy dwoma białymi draństwami.
- Aaaaaaa!! - Wrzasnął z bólu, macki wyszły jego torsem, krew zalała ciało mężczyzny, a on wśród drgawek, miotając się przedśmiertnie, nacisnął spust swojej broni. Ustawionej już na pełny automat.

Kule zasiały spustoszenie na plaży, trafiając jednego z Pionierów, długa seria “zastukała” i po pawilonach, kilka pocisków zaświszczało niebezpiecznie blisko Alana, przecinając powietrze tuż obok niego… i wtedy też coś eksplodowało wśród składowanego sprzętu na plaży.

Najemnik zaś został z ogromną siłą porwany w tył, aż wypadł z jego ręki karabin, a on sam zniknął w morzu, barwiąc jego toń szkarłatem.


Zginęli prawie wszyscy.

Cała załoga łodzi desantowej, jeden Pionier zastrzelony “przyjaznym ogniem”, drugi zginął od eksplozji kanistra z paliwem, a strzelający do nich najemnik podzielił los marynarzy. Wszystko trwało może 10 sekund.

Po samej plaży, oddalony jeszcze o kilkaset metrów, zasuwał w stronę Alana i Marco kolejny najemnik, wysłany na zwiad quadem. Z lewej strony plaży, nigdzie jednak nie było widać jego kumpla, wysłanego w tym samym celu…

Woods ciężko oddychał, próbując nie panikować.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline