Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2018, 22:06   #284
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
GOSPODA


Joris czuł się… dziwnie. Podchodził sobie z Riką do Darana niczym stary druh, a w głębi duszy… przecież planował mord! Nie na Daranie rzecz jasna, a na Tressendarach, ale mord. A tymczasem gdy ich nie było w okolicy, rany jakie zadali przebierani południowcy jakby zabliźniły się. Strach mieszkańców zastąpiła życzliwość. Oburzenie spowszedniało. Co jednak Jorisa najbardziej w tym zabolało… nastał jakiś większy porządek. Każdy wykazywał się fachem i gospodarskim okiem by i jego włączono w tressendarską machinę. Myśliwy widział jak łapy tajemniczych magów zagarniają coraz więcej. Ale widział też że mieszkańcom w to graj. I nikt na tym nie cierpiał…
Dlatego zerknął teraz nerwowo w kąt gdzie winien był się Marduk pojawić i pokręcił w tymże kierunku przecząco głową. Sam zdania co do Tressendarów nie zmienił. Byli to oszuści i może i mordercy. Ale… Tak surowo?
- Powitać panie Edermath - skinął półelfowi głową i spojrzał na Rikę wpatrzoną w południowców. - Niech sobie poczekają chwilę - mruknął do dziewczyny - Niech widzą, że nam niespieszno na ich zawołanie... Widziałem, że Nilsa fest się za pracę wzięła. A i młodzi karni jej, że ino wióry lecą. A co u Was? Neverwinter słuchajcie tłoczne śmierdzące, a głośne! Wytrzymać nie szło…
Joris chwilowo poddał się gadulstwu i sam chętnie plotek z okolicy wysłuchał, których ciekaw przeokrutnie był. Zezując co i rusz na omarową komitywę.

Kapłanka z południa miała wyraźny problem w odnalezieniu się w nowym Phandalin.
Tak to bywa ze zmianami, czasem można je wywołać, a czasem przychodzą niezapowiedziane i zadomawiają się w starym porządku. Półelfka nie za bardzo lubiła cokolwiek zmieniać w swoim życiu, chyba, że sama do tego dojrzała, ale z dojrzewaniem u niej było tak samo jak z braniem spraw we własne ręce. Prawie nigdy do tego nie dochodziło.
Niemniej skołowane serce, zaznawało nieco ulgi, gdy dziewczyna widziała uśmiechnięte twarze mieszkańców. Byli bezpieczni, mieli prace, mieli domy… może jednak Omar nie był tak zły. Może pojawienie się jego karawany, nie było złym omenem?
Pozostała oczywiście sprawa skradzionych ksiąg, nieodnalezionego diademu i śmierci Sharviego… pozostał także niesmak po naocznym świadkowaniu tortur jakie szlachcic uskutecznił dziesięć dni temu. Selunitka nie była pewna co robić dalej. Na początku sprawy były jasne… teraz stały się mniej przejrzyste i o szarym odcieniu.
Jeśli drużyna teraz wykurzy „południowca” z miasta, Melune była niemal pewna, że nie zyskają aprobaty ludu. Westchnąwszy przywitała się z Daranem, ciekawa jego opowieści z miasteczka.

Turmi przysiadła sobie przy stole kompletnie ignorując cudzoziemskie paniska, a przynajmniej tak jej się wydawało. Tak naprawdę była napięta jak struna i tylko czekała na jakąś prowokację z ich strony. Ułożyła sobie w głowie przynajmniej cztery różne plany zwalenia im stropu na głowę, z czego przynajmniej dwa miały szansę powodzenia. "To nędzne ludzkie budowlaństwo składa się jak domek z kart jak w nie porządnie walnąć", rozmarzyła się wizualizując sobie buciki jaśnie pana dupka wystające spod sterty desek. Po czym przegnała ów obraz, bo w końcu ich ignorowała! No!

Tymczasem Daran z chęcią zaczął opowiadać o wydarzeniach ostatnich dni. A te nie były jakieś niepokojące. Półelf pochylił się nieco mocniej nad ławą i spojrzał na myśliwego, kapłankę i geomantkę.
- Wiecie… chciałbym coś im zarzucić. Ale od czasu tej kradzieży na festynie, są dla naszych bardzo w porządku. Zatrudniają od ręki, płacą godziwie… nawet dach nad głową przyjezdnym dają. Myślę, że mają w tym jakąś swoją sprawę, ale co tu się im dziwować. Stawiałem wcześniej na to, że na kopalni chcą łapska położyć, ale nie wygląda na to. Z Gundrenem chcieli gadać o tym kiedy kuźnia ruszy, ale że wyjechał zaraz po Twoim panienko ocaleniu, zadowolili się pośrednictwem Halii, a do doliny nawet człeka nie posłali… To i nie wiem… Może coś w tym całym dworze jest? A może o coś innego im chodzi? - Wzruszył ramionami - Dość rzec, że źle tu z nimi nikomu nie jest.
Joris podrapał się po podbródku i również wzruszył ramionami. W świetle tych rewelacji również nie miał pojęcia czego Tressendarowie mogą tu szukać. I czy pogróżki spalenia miasta nie były na tej samej zasadzie, co obietnice nie szukając daleko tatki Jorisa, który obiecywał, że mu nogi z dupy powyrywa jak jeszcze raz weźmie jego łuk. A to naprawdę nie była wina Jorisa, że wtedy ta cięciwa pękła…
- W końcu musi wyjść czym oni podszyci… Może i nawet zaraz...
Wstał, skinął Edermathowi głową i spojrzał na Rikę i Turmi znacząco, że czas to sprawdzić.

Joris zbliżył się do jednego z ochroniarzy i poinformował go, że chce porozmawiać z Omarem w sprawie zleconej przez niego Shavriemu. Po krótkiej chwili został dla nich przygotowany osobny stolik z Omarem, jego ochroną i kobietą. Dostojnik nie fatygował się powitaniami. Zakręcił tylko dłonią w powietrzu, że czeka na rewelacje z wyprawy. W tym momencie Joris poczuł się bardzo nieswojo. Nie bał się tego człowieka. Bał się jednak, że to co przyjdzie mu mówić może wpędzić kogoś w kłopoty. A tak jak wcześniej rozważał zwrócenie dóbr właścicielowi, tak teraz…
- Nakryliśmy złodzieja w gospodzie “Fallen Tower” w Neverwinter - powoli zaczął Joris. Pomny wydarzeń sprzed kilku dni starał się tak dobierać słowa, by nie skłamać - Chyba czekał na kogoś, a dobra Wasze co je Wasza córka naszkicowała, miał ze sobą. Zabraliśmy mu je i chcieliśmy przycisnąć, ale… pojawili się inni… Człowiek i półelf… Zaskoczyli nas. Wywiązała się bójka. Shavri zginął, Przeborka nas opuściła. A złodziej uciekł. I rzeczy Wasze znów nie są w naszych rękach. Kim byli, nie wiemy, ale złodziej nim zwiał, powiedział tylko coś o jakimś przymierzu. Pytaliśmy też później o tych dwóch co Shavriego zabili, ale dowiedzieliśmy się tylko imion. Człowiek zwał się Rihar, a półelf Cedryk. I to właściwie tyle. Wróciliśmy prędko, co by Was prosić byście niczego i nikogo jednak nie palili, bo złodziej ów z całkowitą pewnością nie pochodził stąd i naszej w tym winy nie było. Wyglądało wręcz na to, że ktoś mu te przeszpiegi zlecił.

Omar w milczeniu przyglądał się Jorisowi. Myśliwy nie wiedział, czy skanuje go magicznie, czy rozmyśla, czy jego wspólny nie jest na tyle biegły by w pełni zrozumiał jorisowy monolog. Twarz ślepej śpiewaczki również nie zdradzała żadnych emocji. Joris czuł, że zaczyna się pocić i gdy już-już wydawało się, że czarodziej przejrzał jorisowe półprawdy ten skinął głową i rzucił kilka słów do dziewczyny.
- Mój pan mówi, że wasz powrót dowodzi szczerości waszych intencji i przez to powstrzyma swój gniew. Niemniej jednak za odzyskanie swych dóbr zapłaci sowicie. Jako jedyni znacie twarze złodziei, więc chętnie zleci wam odzyskanie dóbr i surowe ukaranie winnych - tropicielowi nie wydawało się, żeby Omar powiedział aż tyle, ale ważne, że dopięli swego i magus odpuścił wywieranie pomsty na Phandalin. Miał wrażenie, że południowiec podejrzliwie na niego łypie, tyle że nie ma się do czego przyczepić.
- Ponadto wyraża ubolewanie z powodu przedwczesnej śmierci waszego towarzysza.

- Pomścimy go
- odparł Joris bezwiednie zaciskając zęby na wspomnienie Cedryka, na którego życzliwość dał się nabrać - Z nawiązką. Bywajcie tymczasem.
Co rzekłszy skinął głową na pożegnanie i odszedł od stołu na dziwnie miękkich nogach, odprowadzany spojrzeniem Omara yn Druzira yn Abdul el Esperala.


- Jedna sprawa z głowy - odezwał się do dziewczyn gdy szli w kierunku farmy pani Alderleaf odszukać niziołka. Ochłonąwszy po spotkaniu z Omarem wydawał się bardziej niż zadowolony choć nie zdradzał, czy bardziej go cieszy fakt iż Phandalin nie spotka zemsta tego człowieka, czy coś innego - Mnie teraz śpieszno drugą załatwić. Idziesz Turmi ze mną do Reidotha? Nie wiem… niby mam ten zwój co może chorobę pokonać, ale… przydałby mi się ktoś bardziej w czarostwie obeznany. No i to po drodze do kopalni, a tam chyba Stimiego i Marduka niesie… no i… trzeba ustalić po kiego Garaele tam niby poszła.
- Reidoth... taaak oczywiście. Pamiętałam o nim! - powiedziała geomantka wyrwana z zadumań związanych z rozwalaniem krokwi - w końcu życie mi zratował, więc pamiętałam. A do kopalni możemy potem wpaść, wuja odwiedzę, zobaczę czy zabezpieczył wszystko dobrze. W końcu nasza krwawica to!
Po czym zanotowała sobie w pamięci by zabrać dla druida solidne zapasy jedzenia i trunków, czego ostatnio mu brakowało. I może kozę plus parę kur?
Pozbycie się Kurmaliny z osady zdawało się być dobrym pomysłem... a koza dla samotnego capa na wiele sposobów mogła być przydatna! Tyle że kto sprzeda żywiznę przed zimą?

Rika jak zwykle szła obok tropiciela w milczeniu i tylko bladość jej lica zdradzał, jak się czuła z całym tym kłamstwem jakie wymyślił.
- Ściągniesz kiedyś na siebie poważne kłopoty za zbyt lekkomyślny język… - wydała swój jakże górnolotny osąd, garbiąc się nieznacznie pod zbroją, która nagle stała się tak jakby nieco cięższa.
- Może zostanę w miasteczku i postaram się wypytać i posprawdzać co się działo przez te dni?

Jakby jeszcze bardziej podłechtany tą uwagę myśliwy, uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
- Pewnie masz rację - odparł - Ale wybór był niewielki. Przeca nie mogłem powiedzieć, że mamy te fanty tylko je Marduk ogląda, czy aby nie wróżą nam czego złego… oooo ten elf tam co na was łypie wilkiem panie Omarze.

- A właśnie… - Kapłanka westchnęła ciężko, na myśl o słonecznym. - Co my teraz z nim zrobimy… od ostatniej wyprawy… zmienił się nieco… sposępniał jakby i stał się bardziej nerwowy, choć dobrze się kryje. Boje się tego co może sobie wymyślić w tej swojej blondwłosej głowie. Nie wiem czy jest niebezpieczny tak jak Omar… ale nie ufam mu ani trochę.

- Myślisz? - Joris zamyślił się na chwilę próbując w pamięci przypomnieć sobie “tamtego” Marduka i porównać z obecnym. Różnica… chyba rzeczywiście jakaś była. Myśliwy jednak dopatrywał się w niej w bardziej prozaicznej przyczynie - Może za długo nos w te drowie papiery wściubiał? I chyba niewiele mu to dało to i zły trochę. Ale to nadal ten sam stary, krwiożerczy, zarozumiały i swojski Marduk. A od szalonych pomysłów to specjalistkę mamy tu o.
Kiwnął podbródkiem na Turmalinę.
- Tydzień nie minął, a ona zawaliła zamek, wywołała karczemną zwadę i wylądowała w ciemnicy za… za co to było? Gwałt i nieprzystojne zachowanie?

Tori zaśmiała się cicho, marszcząc w uśmiechu nos, przez co wyglądała bardziej jak chochlik.
- Może masz rację… ale tak czy siak… trzeba uważać bo z obu stron mogą zaskoczyć nas szalone wyczyny tej dwójki, a jak jeszcze oboje postanowią pójść o zakład kto jest lepszy w sianiu zamętu i zniszczenia, to gwarantuje ci, że nawet Neverwinter się nie ostanie…
Kiwając w zadowoleniu głową półelfka zmrużyła lekko oczy i zmieniła temat. - Zanim wyruszycie dalej przyjdź do mnie, przygotuje ci prowiantu na podróż.
- Gwałtu nie było, Piryt, bo jestem dama! I nie waż się kpić z mojego złamanego serca, bo ci kuśkę w marmurową zmienię, z czego z pewnością zadowolony nie będziesz! Chyba że Tori. Hmpff! - obróciła się mocno by ukryć małą łezkę którą uroniła na wspomnienie o Neverwinter.

- Oj nie bocz się mała - Dodał już bez cienia żartu Joris. Co prawda w Neverwinter za dużo się działo, by poświęcił choć chwilę na miłostki Turmaliny, to coś tam do jego uszu od karczmarza i Zenobii dotarło - Kto by on nie był to napewno lepiej, że go bliżej nie poznałaś. A jakby się okazało, że beka przy jedzeniu, puszcza bąki na okrągło, dłubie w nosie i zjada? Złamane serce przy tym to pikuś… Kopalnie zobaczysz, echo znów usłyszysz i ci przejdzie.

Co rzekłszy przyśpieszył kroku. O to, że spieszno mu było do Trzewika, ciężko go było podejrzewać. Prędzej by pośpiech tłumaczyła chęć uzdrowienia druida. Że jednak z Jorisa prosty chłopak był to nie dało się ukryć, że krok znacząco wydłużył po zaproszeniu Riki przy jednoczesnej nieobecności Garaele.

***

Trzewik, choć nie ukrywał, że woli przenocować korzystając z halflińskiej gościnności niż w jakiejś chacie pośród oczeretów, przystał na to by wyruszyli jeszcze dziś. Samotna podróż widać uśmiechała mu się jeszcze mniej, a i dziwić się nie było czemu. To tutaj wszak ktoś Turmalinę prawie życia pozbawił... I pozostawał na wolności.

Pozostawało jeszcze ustalić co zamierza Marduk. A po tym co powiedziała Rika, Joris nabrał jakichś dziwnych obaw w tej kwestii.

Szczęściem okazało się, że elf wybiera się do dawnych goblińskich kryjówek. Celu jednak wyjawiać nie chciał. I w ogóle chyba na gadanie ochoty nie miał. Wyraźnie nie wziął za dobrą monetę faktu, że będzie miał dość czasu na przepisanie obu ksiąg. Joris nie indagował więc dalej i właściwie to poczuł ulgę na myśl, że elf wyrusza chwilowo za własnymi sprawami…
Do licha… Przecież ufał mu!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline