Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2018, 10:14   #641
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=HV8n58hx_tY[/media]

Venora oddychała, ciężko łapiąc powietrze i starając się opanować nad gęstym splotem magii jakim została obdarzona przez swoich towarzyszy. Energia kłębiła się w jej ciele w stopniu tak wielkim jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie odczuła. W głowie pojawiła się jej myśl, że gdyby była zwykłym człowiekiem to mogłaby tego nie wytrzymać. Wszyscy jej kompani wspierali ją, stawiając swoje życie na szali, bo wierzyli, że tylko ona mogła dokonać tego cudu pokonania boga.
Splunęła krwią pod nogi.
- Cienie was nie tkną póki nie zaatakujecie ich - syknęła paladynka przez zaciśnięte zęby. Dobrze wiedziała co mówi, bo wciąż chroniły ich błogosławieństwa tworzące barierę przed negatywną energią, o której skuteczności sama już nie raz mogła się przekonać. Panna Oakenfold dłonią starła krew z twarzy, zupełnie w tej chwili zapominając o bólu i zebranych obrażeniach. Liczyło się teraz pokonanie wroga, a kotłująca się w jej ciele magia upajała ją i kierunkowała myśli tylko na ten jeden cel jakim był bóg chorób.
Słowa wypowiadane w pięknym niebiańskim dialekcie rozeszły się, po jaskini gdy Venora zaczęła recytować własną modlitwę, po której cała jej sylwetka jaśniała w niepokojący sposób.

- No chodź tu! Spróbuj mnie zabić! - krzyknęła rycerka wyzywająco do złego bóstwa i ruszyła na przeciwnika, skupiając się by tchnąć w Szpon Zimy jak najwięcej pozytywnej energii.
Yurtrus zaryczał głośno uderzając się pięściami w pierś. Venora jednak nie czekała na jego ruch i pierwsza doskoczyła do niego. Ostrze lodowego miecza bezbłędnie trafiło w odsłoniętą pierś boga. Krew i ropa chlusnęły obficie na ziemię a na paskudnej twarzy orka pojawił się grymas bólu i nienawiści. Venora szybko poprawiła od prawej strony, ale Yurtrus podniósł rękę i sparował nią cios. Szpon Zimy zaiskrzył uderzając w porośnięte twardą skórą ramię. Rycerka pociągnęła broń ku sobie i natarła do przodu, próbując dźgnąć w nadęty brzuch potwora, ale ten sparował miecz drugą ręką niewiele sobie robiąc z ciosów Venory.
Odpowiedź potwora była błyskawiczna. Szponiaste łapy trzykrotnie uderzyły rycerkę mimo iż próbowała przed jednym uskoczyć, a dwa przyjąć na tarczę. Ból w lewej ręce był bardzo silny, ale wzmocniona zaklęciami i psalmami Venora zagryzła mocniej zęby i spojrzała przeciwnikowi w oczy.

~ Powinnam być z siebie dumna... ~ przeszło pannie Oakenfold przez myśl. Wciąż stała, a nawet udało jej się wybronić przed razami Yurtusa i to już można było uznać za pomniejszy cud. Bóg chorób i zgnilizny krwawił obficie i to niezwykle cieszyło paladynkę. Ale dobrze wiedziała, że długo tak nie pociągnie i może mieć spory problem przetrwać. Niestety uleczenie samej siebie w tej chwili niczego by nie zmieniło i w tej kwestii mogła liczyć już tylko na wsparcie swoich kompanów, bo rozpraszanie się i zajmowanie czymkolwiek innym niż walką, mogło być zgubne nie tylko dla Venory ale i dla pozostałych członków jej drużyny, czego paladynka była boleśnie świadoma. Rycerka musiała jak najbardziej zajmować uwagę boga zarazy. Zdecydowała się wykorzystać resztki tkwiącej w niej energii karcenia zła i zamachnęła się Szponem Zimy zadając kolejne śmiercionośne ciosy.
Zajęta potyczką służka Helma, kątem oka dostrzegała jak jej kompani dwoją się i troją by z pomocą zaklęć jakkolwiek zaszkodzić Yurtrusowi. Na nic jednak zdawały się psalmy Gustava. Niewiele pomagały wspaniałe runy Segrid, bo choć jej buzdygan był coraz bardziej wzmocniony magią objawień, nadal nie wyrządzał wielkiej krzywdy bogowi. Nawet zaklęcia Arla, czy Leśnej Zjawy nie potrafiły przełamać boskiej powłoki, chroniącej go przed magią.

Jedynie Dundein jak zawsze w gotowości wyczekał odpowiedni moment i kiedy Yurtrus stał kilka kroków od Venory, krasnolud odmówił modlitwę do Moradina, momentalnie lecząc część ran i zadrapań rycerki. Jej ciało stało się polem bitwy między bólem, a kojącą go energią leczniczą.
Dundein skończył, a wyraźna ulga dała rycerce znak, że pora wracać do walki. Choć w Szpon Zimy natchnięta została boska moc do walki ze złymi istotami na niewiele się to zdało. Ostrze odbiło się od twardej skóry Yurtrusa wywołując na jego paskudnej gębie uśmiech. Venora jednak nie należała do tych, którzy się poddają i kontynuowała natarcie kąsając przeciwnika. Dopiero kiedy trzeci raz ugodziła potwora w bok krew trysnęła na ziemię.
Leśna Zjawa posłała na Yurtrusa swego niedźwiedzia, by choć na chwilę zajął orcze bóstwo, natomiast sama zaczęła inkantować kolejne zaklęcie. Jej splecione w warkocz włosy targał silny wiatr, jak gdyby przez jej ciało przemawiał żywioł wiatru. Ruchy były bardzo płynne, jakby była wodą w strumieniu, a w oczach pojawiały się niewielkie i ledwie zauważalne iskierki. W końcu zaklęcie zostało dokończone, a Venora poczuła jak jej skóra zrobiła się jakby dziwnie elastyczna. Początkowo nie wiedziała, jak zadziałał czar, ale niedługo potem mogła się przekonać o jego działaniu.

Yurtrus uderzył potężnie pazurami w niedźwiedzia powalając go jednym ciosem na ziemię, z otwartym i obficie krwawiącym bokiem. Na obrzeżach rany pojawiły się bąble wypełnione żółcią a w ciągu kilku sekund wokół nich zaczęły pełzać małe, żółte larwy.
Yurtrus spojrzał na Venorę i wciąż się do niej uśmiechając teleportował się tuż za nią, po czym uderzył w plecy dwa razy. Paladynka odwróciła się na pięcie, jednocześnie wykorzystując ten ruch by zrobić mocny zamach mieczem. Czuła, że już wykorzystała całą energię karcącą zło, ale nie martwiło jej to, bo widziała, że potrafi znacząco zranić boga również bez tej mocy. Splot magii kłębił się w niej jeszcze mocniej potęgując uczucie upojenia tym uczuciem, że w tej chwili nic nie jest niemożliwe. Pokrzepiała ją też myśl, że najwidoczniej jej iście boskie zdrowie sprawiało, że Yurtus nie mógł jej osłabić chorobami, które przecież były jego domeną. Osłaniając się tarczą przed jego pazurami, panna Oakenfold wyprowadziła kolejną serię ciosów Szponem Zimy.
Tymora najwyraźniej nie sprzyjała Venorze. Jedynie jeden z trzech ciosów dosięgnął Yurtrusa i zdołał wyrządzić mu szczątkową krzywdę. Na ciele orczego boga trudno było szukać poważniejszych ran, z jego paskudnej mordy nie schodził irytujący Venorę uśmieszek. Yurtrus zniknął w rozbłysku światła a Venora wyczuła jego zamiary dość szybko by zadać mu jeszcze szybki cios.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline